Wpisy archiwalne w kategorii
>30km/h
Dystans całkowity: | 5018.39 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 155:35 |
Średnia prędkość: | 32.26 km/h |
Maksymalna prędkość: | 86.00 km/h |
Suma podjazdów: | 23698 m |
Maks. tętno maksymalne: | 199 (98 %) |
Maks. tętno średnie: | 188 (94 %) |
Suma kalorii: | 7515 kcal |
Liczba aktywności: | 102 |
Średnio na aktywność: | 49.20 km i 1h 31m |
Więcej statystyk |
106. Mocne tempo z podjazdem w tle
Cały dzień minął pod znakiem pracy. Na rower znalazł się czas dobrze po osiemnastej. Od początku mocne tempo, pokierowałem się na podjazd pod Godów w wariancie od starej czwórki przez Dębno. Jest to opcja najdłuższa dotarcia na ten szczyt. Tempo na podjeździe początkowo mocne, potem trochę odpuściłem. Cały czas obserwowałem piękną ale i groźną chmurę znajdującą się gdzieś w kierunku Tarnowa. Zjazd z Godowa jak zawsze mega szybki (max 80km/h). Na dole średnia prędkość wynosiła 29,5km/h i za cel obrałem sobie jak największą jej poprawę. Leciałem więc już po płaskim w trybie czasówki. Dojechałem do czwórki i kilka kilometrów nią przejechałem do Suczyna. Tam odbicie na Biadoliny i w dalszym ciągu mocno. W Biadolinach skręcam w kierunku Wokowic, pozostaje pokonać ostatnie kilometry do domu. Tempo wychodzi całkiem niezłe. Ostatnie 20km ze śr. 36,6, najlepsze 10km ze średnią 38km/h. Nie jest źle :)
szosowo ;D
szosowo ;D
- DST 34.50km
- Czas 01:03
- VAVG 32.86km/h
- VMAX 80.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 277m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
103. Grupowo na Lubinkę
Wyjazd we trzech. Ruszyliśmy z Brzeska przed 15 w kierunku Tarnowa. Na początek boczne drogi i dojazd do serwisówek wzdłuż autostrady. Od samego początku mocne tempo, po zmianach ponad 30km/h. Nie wiem co nas wzięło. W Wierzchosławicach opuszczamy serwisówki i kierujemy się do starej czwórki przez Mikołajowice. Jedziemy kawałek czwórką żeby pokonać Dunajec i skręcamy w prawo w Zgłobicach. Po chwili zaczynają się hopki, wychodzę na zmianę i daje dość długą i mocną, choć dziś to Dominik był jak Tony Martin i pracował na czele bardzo mocno. Dojeżdżamy w końcu do głównej i zaczyna się podjazd pod Lubinkę właściwy. Najpierw Marcin nas rozpędza, potem chwilę Dominik ale zaraz wychodzę z koła i sam zaczynam walkę z podjazdem. Dziś jedzie mi się pod górę bardzo fajnie, więc tempo jest dość mocne. W sumie mogłem przycisnąć mocniej ale suma sumarum na szczycie melduje się z całkiem dobrym czasem.
Po chwili dojeżdżają koledzy i decydujemy jechać jeszcze kawałek w górę i zjechać alternatywną drogą, choć mnie kusi zjazd drogą główną :) Droga górą oferuje za to kilka fajnych widoków więc nie jest źle. Po zjeździe znów Dominik wychodzi na długą zmianę i ciśniemy 33-35 aż do Zakliczyna, gdzie wychodzę ja i Marcin na zmiany. Wracamy bardzo standardowo - do Melsztyna i potem podjazd do Gwoźdzca, tym razem dość spokojne tempo, za to Marcin atakuje i nie udaje mi się go dogonić. Na zjeździe próbuje uciec ale kolega jest czujny i pilnuje koła, nie ma lekko :) Zaczyna się płaskie, chwilę się zagapiłem i już Marcin kilkadziesiąt metrów z przodu. Próbuje zespawać ale nie ma z czego więc odpuszczam po 3 próbach. W Dołach zatrzymujemy się dłużej przy sklepie, gdzie omawiamy ważne tematy -filozofię, sens życia skarpetki rowerowe, kierownice, ramy, naklejki i tym podobne :) Po przerwie znów mocno, przelatujemy przez Porąbkę i Dębno i wjeżdżamy na krajówkę. Tu oddziela się od nas Dominik, a chwilę potem w Sterkowcu do domu kieruje się Marcin. Mi pozostaje podjechać hopkę w Szczepanowie i zjechać do mety. Koniec jazdy. Bardzo mocne tempo, spoko trasa choć trochę płaska i fajne towarzystwo.
Po chwili dojeżdżają koledzy i decydujemy jechać jeszcze kawałek w górę i zjechać alternatywną drogą, choć mnie kusi zjazd drogą główną :) Droga górą oferuje za to kilka fajnych widoków więc nie jest źle. Po zjeździe znów Dominik wychodzi na długą zmianę i ciśniemy 33-35 aż do Zakliczyna, gdzie wychodzę ja i Marcin na zmiany. Wracamy bardzo standardowo - do Melsztyna i potem podjazd do Gwoźdzca, tym razem dość spokojne tempo, za to Marcin atakuje i nie udaje mi się go dogonić. Na zjeździe próbuje uciec ale kolega jest czujny i pilnuje koła, nie ma lekko :) Zaczyna się płaskie, chwilę się zagapiłem i już Marcin kilkadziesiąt metrów z przodu. Próbuje zespawać ale nie ma z czego więc odpuszczam po 3 próbach. W Dołach zatrzymujemy się dłużej przy sklepie, gdzie omawiamy ważne tematy -
- DST 91.30km
- Czas 02:54
- VAVG 31.48km/h
- VMAX 67.00km/h
- Temperatura 19.0°C
- Podjazdy 564m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
93. Szybko na Lubinkę
Udało się wykombinować 2 godzinki jazdy. Ruszyłem coś koło 13:40. Jak ruszałem kompletnie nie wiedziałem gdzie pojadę. Plan rodził się powoli i dopiero w Biadolinach wykrystalizował się. Postanowiłem przekręcić na Lubinkę i wrócić przez Zakliczyn. Początek płaski, więc szło dość szybko. Sprawnie dojechałem do Zgłobic i wkrótce droga zaczęła piąć się lekko do góry. Dyspozycja była dziś dość dobra i mimo sporego upału, tempo pod górę całkiem przyjemne. Nie wiedziałem, gdzie zaczynają się segmenty więc jechałem równo cały czas. Okazało się, że wystarczyło to na zajęcie 6 miejsca na 44 możliwych pod Lubinkę, czyli nie jest w sumie źle biorąc pod uwagę, że podjeżdżałem tam dopiero drugi raz. Na zjeździe też całkiem mocne tempo, sporo bardzo ciekawych zakrętów, asfalt w porządku i wpada 3 miejsce :) Mocne tempo kontynuowałem, dojechałem do Zakliczyna i potem klasycznie w kierunku Gwoźdzca. Na podjeździe lekko odpuściłem, ale i tak całkiem sprawnie wjechane. Potem to już klasyka, mocno w dół i od Łoniowej do czwórki po płaskim też przyzwoicie. W sumie 10km w średniej 37km/h fajnie wpłynęło na średnią całej trasy. Do domu wariantem przez Maszkienice. Ostatecznie wyszło całkiem ładnie :)
- DST 75.50km
- Czas 02:24
- VAVG 31.46km/h
- VMAX 68.00km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 569m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
90. Pętla przez Biesiadki z nowym PB
Teoretycznie powinienem dziś był zrobić sobie coś luźnego, ale ochotę miałem znów pocisnąć mocniej. Padło na dawno nie jechaną pętlę przez Biesiadki. Szybko sprawdziłem jaki mam na niej najlepszy czas, następnie zrobiłem ściągę z międzyczasami w charakterystycznych miejscach, przykleiłem na górną rurę i ruszyłem. Początek pod wiatr, ale prędkość powyżej zakładanej, więc było ok. W Brzesku pierwszy pomiar czasu i mam minutę przewagi. Radość nie trwała długo bo na wyjeździe z Brzeska przeraźliwy korek, i straciłem wszystko z nawiązką. Po kilku minutach przedostałem się w końcu za miasto i trzeba było kręcić bardzo mocno żeby nadrobić stracony czas. Skręt z krajówki w Uszwi i na szczęście jest ciągle minuta lepiej niż czas z ubiegłego roku. Teraz już koniec z ruchem samochodowym ale za to zaczęło się robić pod górę. Podjazd w Biesiadkach podjechany żałośnie słabo ale zapas był zrobiony na płaskim - mimo wszystko noga podaje sporo lepiej niż rok temu z okładem. Rondo w Łoniowej, i tu mam 2 minuty z hakiem, więc jest spoko. Trochę odpocząłem na zjeździe i potem już prosto na północ w kierunku domu. Po płaskim całkiem fajnie, cztery dyszki dość często się pojawiały, wiaterek trochę pomagał :) Na zjeździe ze starej czwórki prawie 4 minuty przewagi. Potem na końcu jeszcze hopa w Szczepanowie i wjazd na metę. Pętla pokonana w czasie 1:11 ponad 2 minuty lepiej niż w Maju ubiegłego roku. Szkoda trochę korków w Brzesku, ale i tak powtórkę zrobię jak trochę się zregeneruje :)
- DST 40.60km
- Czas 01:11
- VAVG 34.31km/h
- VMAX 65.00km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 230m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
88. Jazda indywidualna na czas (20km) w końcu pełen sukces :)
EDIT: czas 29:55, prędkość średnia 40,3km/h. Bikestats kłamie bo nie liczy sekund do średniej, żal.
Od rana upał porządny, o godzinie 11 było już 27 stopni i wtedy zauważyłem, że na horyzoncie pojawiły się ciemne chmury. Spojrzenie na drzewa - delikatny wiaterek, pada więc decyzja, że próbuje znów swojej walki z czasem na 20 kilometrach. Ubrałem się szybko i ruszam.
Po 500 metrach jestem już na starcie, początek lekko z góry więc rozpędzam rower do 48km/h i jadę. Już czuje, że będzie bolało ale jadę. W Wokowicach pierwsza trudność - skręt o prawie 180 stopni w lewo, patrzę czy nic nie jedzie z tyłu, zjeżdżam maksymalnie do prawej strony i wchodzę jak najszerzej się da. Po wyjściu ogień w korby i na licznik wraca 40km/h. Cisnę dalej, czuje, że lekko zawiewa. Mimo, że w plecy to oddał bym wiele żeby przestało, bo wiem, że od Borzęcina będę płacił za ten wiatr. Skupiam się jednak na dziurawych drogach w Łękach, noga podaje dobrze, cały czas ponad 42km/h, rower wręcz przelatuje nad dziurami :) Docieram do końca wsi, skręt w prawo na Borzęcin i po chwili od nowa dziurawo. Teraz już zawiewa z boku, prędkość delikatnie spada, ale cisnę. Na wysokości stadionu w Borzęcinie mija połowa dystansu, a na liczniku mam 14 minut, czyli nadrobiłem minutę, nie jest źle! Wiem, że ta minuta przyda się strasznie w końcówce.
Za centrum Borzęcina skręt w prawo i dopiero teraz zaczyna się walka. Długa prosta, pośród pól, a więc wiatr robi co chce. Zaciskam zęby, przyjmuje możliwie najbardziej opływową sylwetkę i jadę. Coraz mniej patrzę na asfalt, a coraz więcej w dół, w przednie koło. Czwórka opuszcza licznik, jadę teraz 38-39 na godzinę, ale pamiętam o zapasie minuty. W lesie przed żwirownią najcięższy fragment, trochę nawet krzyczę licząc, że to jakoś złagodzi cholerny ból wszystkiego. Wstaje z siodła bo jadę już 36km/h, tak nie może być. Rozkręcam do 39 nogi palą jak głupie. Centrum Bielczy jest dla mnie jak wybawienie. Skręcam w lewo na przedostatnią prostą. 2 kilometry beznadziejnej walki na totalnie odkrytej i prostej jak od linijki drodze. Wciąż zerkam na licznik i upływające sekundy, szybkie liczenie w głowie mówi mi, że będzie na styk i trzeba cisnąć. Przecież nie przegram tego kilometr przed końcem! W końcu nadchodzi ostatni zakręt w prawo i wpadam na prostą mety. Teraz już bez sentymentów - głowa w dół, i jadę wszystko. Wydaje mi się, że szlag mnie trafi, ale w końcu jest upragniony koniec. Toczę się jeszcze beznadziejnie na rowerze przez kilkadziesiąt metrów aż w końcu się zatrzymuje i jakoś zsiadam. Cyfry na liczniku nic mi nie mówią bo go nie zatrzymałem na mecie, więc szybko zrzucam plik na stravę (jak by wtedy coś poszło nie tak z rejestracją śladu to...). Chwila oczekiwania i jest! 29:55! Realizuje swój mały cel, robię 20 płaskich kilometrów solo poniżej 30 minut. W tamtym roku były to tylko mgliste marzenia :) Po chwili wracam do domu lekko okrężnie, żeby w miarę ochłonąć.
Od rana upał porządny, o godzinie 11 było już 27 stopni i wtedy zauważyłem, że na horyzoncie pojawiły się ciemne chmury. Spojrzenie na drzewa - delikatny wiaterek, pada więc decyzja, że próbuje znów swojej walki z czasem na 20 kilometrach. Ubrałem się szybko i ruszam.
Po 500 metrach jestem już na starcie, początek lekko z góry więc rozpędzam rower do 48km/h i jadę. Już czuje, że będzie bolało ale jadę. W Wokowicach pierwsza trudność - skręt o prawie 180 stopni w lewo, patrzę czy nic nie jedzie z tyłu, zjeżdżam maksymalnie do prawej strony i wchodzę jak najszerzej się da. Po wyjściu ogień w korby i na licznik wraca 40km/h. Cisnę dalej, czuje, że lekko zawiewa. Mimo, że w plecy to oddał bym wiele żeby przestało, bo wiem, że od Borzęcina będę płacił za ten wiatr. Skupiam się jednak na dziurawych drogach w Łękach, noga podaje dobrze, cały czas ponad 42km/h, rower wręcz przelatuje nad dziurami :) Docieram do końca wsi, skręt w prawo na Borzęcin i po chwili od nowa dziurawo. Teraz już zawiewa z boku, prędkość delikatnie spada, ale cisnę. Na wysokości stadionu w Borzęcinie mija połowa dystansu, a na liczniku mam 14 minut, czyli nadrobiłem minutę, nie jest źle! Wiem, że ta minuta przyda się strasznie w końcówce.
Za centrum Borzęcina skręt w prawo i dopiero teraz zaczyna się walka. Długa prosta, pośród pól, a więc wiatr robi co chce. Zaciskam zęby, przyjmuje możliwie najbardziej opływową sylwetkę i jadę. Coraz mniej patrzę na asfalt, a coraz więcej w dół, w przednie koło. Czwórka opuszcza licznik, jadę teraz 38-39 na godzinę, ale pamiętam o zapasie minuty. W lesie przed żwirownią najcięższy fragment, trochę nawet krzyczę licząc, że to jakoś złagodzi cholerny ból wszystkiego. Wstaje z siodła bo jadę już 36km/h, tak nie może być. Rozkręcam do 39 nogi palą jak głupie. Centrum Bielczy jest dla mnie jak wybawienie. Skręcam w lewo na przedostatnią prostą. 2 kilometry beznadziejnej walki na totalnie odkrytej i prostej jak od linijki drodze. Wciąż zerkam na licznik i upływające sekundy, szybkie liczenie w głowie mówi mi, że będzie na styk i trzeba cisnąć. Przecież nie przegram tego kilometr przed końcem! W końcu nadchodzi ostatni zakręt w prawo i wpadam na prostą mety. Teraz już bez sentymentów - głowa w dół, i jadę wszystko. Wydaje mi się, że szlag mnie trafi, ale w końcu jest upragniony koniec. Toczę się jeszcze beznadziejnie na rowerze przez kilkadziesiąt metrów aż w końcu się zatrzymuje i jakoś zsiadam. Cyfry na liczniku nic mi nie mówią bo go nie zatrzymałem na mecie, więc szybko zrzucam plik na stravę (jak by wtedy coś poszło nie tak z rejestracją śladu to...). Chwila oczekiwania i jest! 29:55! Realizuje swój mały cel, robię 20 płaskich kilometrów solo poniżej 30 minut. W tamtym roku były to tylko mgliste marzenia :) Po chwili wracam do domu lekko okrężnie, żeby w miarę ochłonąć.
- DST 20.00km
- Czas 00:29
- VAVG 41.38km/h
- VMAX 49.00km/h
- Temperatura 27.0°C
- Podjazdy 11m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
78. 100km Indywidualna Jazda na Czas
Bardzo upalny od rana dzień (26,6 stopnia max), do tego dość parno i dość wietrznie. Czas miałem tylko koło południa i tylko chwilę więc na szybko ubzdurałem sobie, że spróbuje zrobić 100km poniżej 3 godzin. Szybko się ubrałem zalałem bidony (izotonik + woda), chwyciłem dwa batoniki oraz żela i ruszyłem. Trasę miałem zaplanowaną już dawno. Generalnie jak najbardziej płynnie i płasko.
Początek dość szybki, plan był jechać na 33,5 ale 35 udawało się utrzymać bez bólu, więc tak też jechałem. Szybszy fragment za Rzezawą, potem zmiana kierunku na północny, wiatr wiał lekko z boku więc nie było źle. Pożerałem kolejne kilometry, cały czas dolny chwyt lub "wirtualna lemondka", gdy asfalt był gładki :P
Przed Uściem Solnym ciężki, dziurawy fragment ale na Canyonie przeleciałem to z uśmiechem na twarzy :) Następnie długi odcinek super drogi do Szczurowej, wiaterek minimalnie pomagał więc leciałem. W Szczurowej na rondzie w lewo i znów tak jakby na północ. Droga pośród pól, do tego na nasypie więc zrobiło się dość ciężko. Przed samym mostem na Wiśle prędkość już zaczęła spadać w dolne granicy 30km/h ale na szczęście most oznaczał skręt w prawo, zmianę kierunku jazdy oraz ukrycie się od wiatru pomiędzy zabudowaniami. Było więc ok.
W Zaborowie skręt na Jadowniki Mokre, znów kiepska droga przez las ale 35 się trzymało. Po nawrocie znów ciężej, bo znów otwarta przestrzeń i wiatr w twarz, chyba najwolniejszy odcinek, ledwie 33km/h na 10 kilometrach do Wał Rudej. Potem nie było dużo lepiej, wiatr robił swoje, a droga od Radłowa do Wojnicza ciągnęła się strasznie.
Dotarłem jednak w końcu do centrum, skręt na Brzesko, wciągnąłem żela i został mi ostatni etap jazdy: krajówką od Wojnicza do Jadownik. Teren lekko pofałdowany, ale to co straciłem na nachyleniu w górę odzyskałem na zjazdach. Wiatr jakby ucichł, więc znów prędkości były powyżej planu. Dotarłem do Jadownik skręt w boczne drogi i ostatnia prosta do Sterkowca, gdzie wybiło 100 kilometrów. Zatrzymałem się, sprawdziłem czas: 100,3km 2:55 z sekundami, średnia 34,3km/h :D Pełen sukces. Ostatnie 3 kilometry do domu, tempem spacerującego człowieka ;)
Cóż, fajnie czasem zabawić się w takie czasówki :) Zdjęć oczywiście nie ma..
Trasa na Stravie
Początek dość szybki, plan był jechać na 33,5 ale 35 udawało się utrzymać bez bólu, więc tak też jechałem. Szybszy fragment za Rzezawą, potem zmiana kierunku na północny, wiatr wiał lekko z boku więc nie było źle. Pożerałem kolejne kilometry, cały czas dolny chwyt lub "wirtualna lemondka", gdy asfalt był gładki :P
Przed Uściem Solnym ciężki, dziurawy fragment ale na Canyonie przeleciałem to z uśmiechem na twarzy :) Następnie długi odcinek super drogi do Szczurowej, wiaterek minimalnie pomagał więc leciałem. W Szczurowej na rondzie w lewo i znów tak jakby na północ. Droga pośród pól, do tego na nasypie więc zrobiło się dość ciężko. Przed samym mostem na Wiśle prędkość już zaczęła spadać w dolne granicy 30km/h ale na szczęście most oznaczał skręt w prawo, zmianę kierunku jazdy oraz ukrycie się od wiatru pomiędzy zabudowaniami. Było więc ok.
W Zaborowie skręt na Jadowniki Mokre, znów kiepska droga przez las ale 35 się trzymało. Po nawrocie znów ciężej, bo znów otwarta przestrzeń i wiatr w twarz, chyba najwolniejszy odcinek, ledwie 33km/h na 10 kilometrach do Wał Rudej. Potem nie było dużo lepiej, wiatr robił swoje, a droga od Radłowa do Wojnicza ciągnęła się strasznie.
Dotarłem jednak w końcu do centrum, skręt na Brzesko, wciągnąłem żela i został mi ostatni etap jazdy: krajówką od Wojnicza do Jadownik. Teren lekko pofałdowany, ale to co straciłem na nachyleniu w górę odzyskałem na zjazdach. Wiatr jakby ucichł, więc znów prędkości były powyżej planu. Dotarłem do Jadownik skręt w boczne drogi i ostatnia prosta do Sterkowca, gdzie wybiło 100 kilometrów. Zatrzymałem się, sprawdziłem czas: 100,3km 2:55 z sekundami, średnia 34,3km/h :D Pełen sukces. Ostatnie 3 kilometry do domu, tempem spacerującego człowieka ;)
Cóż, fajnie czasem zabawić się w takie czasówki :) Zdjęć oczywiście nie ma..
Trasa na Stravie
- DST 100.30km
- Czas 02:55
- VAVG 34.39km/h
- VMAX 49.00km/h
- Temperatura 26.0°C
- Podjazdy 200m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
71. 20km ITT
Zainspirowany drużynową czasówką na Giro sam dziś pojechałem sobie powalczyć z czasem. Warunki super bo po deszczu nie wiało. Krótka rozgrzewka i ruszam. Początek 20km trasy lekko w dół tak na zachętę. W Wokowicach najpierw prawy zakręt 120 stopni a bezpośrednio za nim skręt w lewo o prawie 180 stopni na Łęki. Trzeba wyhamować żeby się zmieścić. Przez Łęki lecę w granicach 39-40km/h, na dziurach minimalnie spada. Potem jest chwile lepiej ale droga Przyborów - Borzęcin do znów walka z dziurami. Wreszcie wpadam do Borzęcina, to już połowa dystansu, ale nie sprawdzam czasu, jadę ile sił w nogach. Za centrum skręt w prawo na Bielczę tutaj mini kryzys, prędkość spada do 37km/h, ale kilkadziesiąt sekund później jest już ok i przyspieszam. Przelatuje przez centrum Bielczy skręcam w lewo i czeka mnie "Prosta Prawdy". Tutaj można stracić wszystko. Dziś jest w miarę ok, 39 udaje się utrzymywać, ale jak tylko przekraczam 40 to robi się ciężko. Przed autostradą skręt w prawo i ostatnia prosta do mety. Wzrok w dół, wstaje z siodełka i cisnę ile zostało. Rzut oka na licznik jest 45, po chwili nawet 47km/h. Wreszcie wpadam na metę, ledwo się trzymam na rowerze, nogi pieką, płuca pieką, smak krwi w ustach, generalnie jest super :D Sprawdzam czas, jest mega poprawa z 32:28 na 30:46, jedynie lekkie ukłucie zawodu - brakło 6 sekund do zrobienia średniej 40km/h... Następnym razem może się uda, teraz wiem, że jest to możliwe :) Do domu na luzie. I tyle tej jazdy dziś.
- DST 20.40km
- Czas 00:30
- VAVG 40.80km/h
- VMAX 49.00km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 11m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
64. Trening z CCC Sprandi Polkowice :)
Wczesnym rankiem wyjazd do Tarnowa na trening z zawodową grupą kolarską CCC Sprandi :) Pogoda fajna. Ruszyłem 8:40 w kierunku serwisówek, jechało się świetnie, tempo całkiem mocne mimo bocznego wiatru. Dojechałem do Mościc, po jakimś czasie dojechał Tuannika i kilku innych znajomych z tamtych okolic. Co chwilę na treningi ruszały różne ekipy kolarskie, a w końcu wyruszyli także zawodnicy CCC, a my wraz z nimi :) Na początek kilka okrążeń po trasie dzisiejszego prologu. Do pokonania trasa 1,8km w formie jazdy indywidualnej na czas. Zrobiliśmy kilka rundek i pojechaliśmy na Radłów. Jechało się wprost fantastycznie, nie na codzień ma się przed sobą zawodowców (5 chłopaków z CCC i jeden z Active Jet) oraz samochód techniczny za plecami (no jedynie na początku :P). Zauważyłem ciekawą rzecz, chyba za punkt honoru PROsi zakładają sobie, że nie wypną buta z pedałów. Co by się na trasie nie działo to nie było mowy o zatrzymaniu się :D cóż.
Dojechaliśmy z nimi do Radłówa, tam nawrót i taką samą drogą z powrotem. Szybko minęło, ale wspomnienia pozostaną długo. Lubię takie akcje strasznie :) Zrobiliśmy sobie jeszcze pamiątkowe zdjęcia i rozjechaliśmy się w swoje strony (oni do hotelu zjeść bo ich zajechaliśmy chyba :P). Ruszyłem z chłopakami z Tarnowa w kierunku starej czwórki, po drodze jeszcze z na przeciwko minęła nas Astana. Od czwórki już sam na Brzesko. Wiało w plecy i po pozytywnych przeżyciach z wcześniej noga podawała niesamowicie. Do Dębna prędkość praktycznie nie spadała poniżej 38-40km/h :) Wpadł kom na podjeździe. Średnia do domu prawie 39km/h, szok. Po kilku godzinach znów ruszyłem do Tarnowa ale o tym w kolejnym wpisie :)
Dojechaliśmy z nimi do Radłówa, tam nawrót i taką samą drogą z powrotem. Szybko minęło, ale wspomnienia pozostaną długo. Lubię takie akcje strasznie :) Zrobiliśmy sobie jeszcze pamiątkowe zdjęcia i rozjechaliśmy się w swoje strony (oni do hotelu zjeść bo ich zajechaliśmy chyba :P). Ruszyłem z chłopakami z Tarnowa w kierunku starej czwórki, po drodze jeszcze z na przeciwko minęła nas Astana. Od czwórki już sam na Brzesko. Wiało w plecy i po pozytywnych przeżyciach z wcześniej noga podawała niesamowicie. Do Dębna prędkość praktycznie nie spadała poniżej 38-40km/h :) Wpadł kom na podjeździe. Średnia do domu prawie 39km/h, szok. Po kilku godzinach znów ruszyłem do Tarnowa ale o tym w kolejnym wpisie :)
- DST 81.60km
- Czas 02:40
- VAVG 30.60km/h
- VMAX 75.00km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 227m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
60. Czasówka i wiatr
Dla odmiany płasko i z naciskiem na szybko. Nie wiem dlaczego tak wyszło, bo wiało dość mocno i zwykle jak tak wieje to uciekam na podjazdy. Dziś było inaczej i wyszło super, choć oddychałem rękawami :) No to na początek pod wiatr w kierunku Jodłówki, ciężko ale wiedziałem, że jak przetrzymam to będzie lepiej. Dolny chwyt, pozycja jak najbardziej aero i cisnę w korby. Po wieczności dojechałem do upragnionego skrętu w prawo i drogi przez las. Wiało z boku, ale dzięki drzewom było niemal bezwietrznie. Jechało się teraz bardzo przyjemnie, choć nie wiedziałem jak szybko - brak licznika (przesyłka 48 godzinna idzie już ponad 60 godzin...). Dziurawy odcinek za Okulicami bez problemów, Boże jak ten rower genialnie tłumi dziury, nie ogarniam ludzi, którzy jeżdżą od dawna na takim sprzęcie i mają czelność mówić, że drogi są tragiczne :P Cadexa niech spróbują, zobaczą co to znaczy dziura :D
Od Uścia Solnego autostrada. Prawie 7km z wiatrem po gładkiej szosie, sunęło się nieprzyzwoicie przyjemnie :D Wpadł kom oczywiście. Od Szczurowej troszkę słabiej, bo znów wiatr boczny ale nie było źle, choć powoli tu i tam zaczynało boleć, i pić się chciało okrutnie. W końcu zjazd na Przyborów, tu już domy osłaniały jako tako przed wiatrem. Z naprzeciwko mignął Grzesiek. Na koniec podjazd pod gazownie w Szczepanowie i wjazd na 'kreskę' :) Czas super, biorąc pod uwagę niezbyt kolorowe warunki. Jestem bardzo zadowolony!
Od Uścia Solnego autostrada. Prawie 7km z wiatrem po gładkiej szosie, sunęło się nieprzyzwoicie przyjemnie :D Wpadł kom oczywiście. Od Szczurowej troszkę słabiej, bo znów wiatr boczny ale nie było źle, choć powoli tu i tam zaczynało boleć, i pić się chciało okrutnie. W końcu zjazd na Przyborów, tu już domy osłaniały jako tako przed wiatrem. Z naprzeciwko mignął Grzesiek. Na koniec podjazd pod gazownie w Szczepanowie i wjazd na 'kreskę' :) Czas super, biorąc pod uwagę niezbyt kolorowe warunki. Jestem bardzo zadowolony!
- DST 46.70km
- Czas 01:18
- VAVG 35.92km/h
- VMAX 50.00km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 115m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
35. Płasko po tygodniu przerwy
To był długi tydzień. W zeszłą Niedzielę w trakcie jazdy zepsuła mi się klamkomanetka. Na naprawę zeszło mi 3 dni ale jestem z siebie dumny. Internetowi eksperci nie pozostawiali wątpliwości: "tego się nie da naprawić", "Wymień ją, a najlepiej obie" (sic!), "jak ją rozkręcisz to już nigdy nie skręcisz". hehe. Gdy czyszczenie nie pomogło, nie pozostało mi nic innego jak ją jednak rozkręcić. Szybko okazało się, że pękła jedna ze sprężyn. Problemem było zdobyć taką sprężynę, a także dostać się do tej zepsutej w celu wymiany. Zdobyć nie zdobyłem, ale z pomocą przyszło imadło, gwóźdź i kawał drutu. Sprężyna wyszła jak nowa :P Klamkomanetkę rozkręciłem doszczętnie (duża ilość części posypała się po całym stole). Sprężynę wymieniłem i zacząłem składać klamkę z powrotem. Zajęło mi to dobre kilka godzin, ale w końcu po kilku nie udanych próbach - udało się. Mechanizm działa jak nowy, a ja zaoszczędziłem dwie stówki (nowy rower!). Jak wszystko zrobiłem to zaczęło lać i lało aż do wczoraj :)
Dziś udało zebrać się kilku kolegów i o 11:30 ruszyliśmy w trasę. Tym razem trochę nietypowo bo trasa płaska. Niestety dość mocno wiało, co jak się okazało dało nam się we znaki dość porządnie. Odkryte płaskie pola i te sprawy, masakra. Na początek pokierowaliśmy się na Bielczę. Wiało, więc raczej mało rozmów, a więcej jazdy w pociągu. Każdy ładnie, dawał zmiany i sprawnie dotarliśmy do lasu Radłowskiego. Zaraz za nim skręt w lewo i zrobiło się lepiej bo wiatr był bardziej boczny niż przedni. Tempo więc wzrosło powyżej 30km/h. Dotarliśmy do Jadownik Mokrych i tam skręciliśmy w prawo na Miechowice. Wybudowali tam nowy most nad potokiem. Oprócz tego dużo niczego - pola i droga między nimi. I wiatr.
Przejechaliśmy przez centrum i dotarliśmy do promu. Tu chwila odpoczynku bo trzeba było chwilę poczekać. Po przeprawie promowej ruszamy dalej na Wolę Żelichowską. Jakiś totalny koniec świata. Nic tylko droga pośród pustych pól. Nawet samochodu nie spotkaliśmy ani jednego. Za to było sporo walki z wiatrem :D. Na szczęście dotarliśmy do drogi głównej i po chwili zmieniliśmy kierunek. Teraz wiało w plecy :) Tempo momentalnie zaczęło rosnąć. 30, 35, 38, 42, 45km/h i coraz szybciej :) Przy 45 zaatakowałem, Dominik siadł na koło, rozkręciłem do 52km/h, chwilę potrzymałem i odpuściłem. Pięknie weszło. Chwilę potem poprawił Adrian z Marcinem :) Bardzo szybko dotarliśmy do drugiego promu. O tyle ciekawy, że znajduje się w miejscu połączenia Dunajca z Wisłą. Nie dziwne więc, że za takie atrakcje trzeba było zapłacić - 2,50zł od osoby :P
Po przeprawie szybko dotarliśmy do krajówki. Znów było z wiatrem, więc tempo szybkie. Po kilku kilometrach zjeżdżamy w bok, a żegna się z nami Adrian, który postanowił skrócić trasę z powodu choroby. My ruszyliśmy w kierunku miejscowości Bejsce po spokojnej bocznej drodze. Pojawiły się nawet jakieś małe hopki. Miejscowość gminna Bejsce sprawiła dość miłe wrażenie. Dobra droga, jakieś boiska, ładne sklepy i budynki firmowe. Widać dość dobrze skorzystali z jakiś funduszy na rozwój. Przez ową miejscowość przelecieliśmy dość szybko bo było z góry i już kierowaliśmy się na Koszyce. Przed wjazdem opuściliśmy województwo Świętokrzyskie.
Od Koszyc pojechaliśmy krajówką do Nowego Brzeska (17km). Na początek trafił się dość długi choć w miarę łagodny podjazd. Pojechał go mocno z Dominikiem na kole. Na zjeździe mocny atak, ale Dominik był czujny, wiało w plecy, czułem się super więc prędkości dość porządne, super sprawa. Kawałek dalej zatrzymaliśmy się i poczekaliśmy chwilę na resztę ekipy. Pozostało nam kilka kilometrów do Nowego Brzeska. Tam opuściliśmy krajówkę i pojechaliśmy w kierunku Bochni przez jednopasmowy most.
Niestety zmiana kierunku oznaczała, że znów waliło wiatrem w twarz. Takie życie. W między czasie zatrzymaliśmy się w sklepie na pepsi/colę. Potem mocne tempo po zmianach na Bochnię przez Proszówki. Centrum tradycyjnie ominięte. Do Brzeska pojechaliśmy przez Rzezawę. Na koniec postanowiliśmy z Marcinem dokręcić trochę kilometrów, więc odwieźliśmy Dominika do domu. Przed samym domem zauważyłem, że braknie kilometra do równej liczby więc zrobiłem dwie pętle wokół rynku :P I pykło te 150km. Choć Strava zawaliła i policzyła 149,3km :0
Dziś udało zebrać się kilku kolegów i o 11:30 ruszyliśmy w trasę. Tym razem trochę nietypowo bo trasa płaska. Niestety dość mocno wiało, co jak się okazało dało nam się we znaki dość porządnie. Odkryte płaskie pola i te sprawy, masakra. Na początek pokierowaliśmy się na Bielczę. Wiało, więc raczej mało rozmów, a więcej jazdy w pociągu. Każdy ładnie, dawał zmiany i sprawnie dotarliśmy do lasu Radłowskiego. Zaraz za nim skręt w lewo i zrobiło się lepiej bo wiatr był bardziej boczny niż przedni. Tempo więc wzrosło powyżej 30km/h. Dotarliśmy do Jadownik Mokrych i tam skręciliśmy w prawo na Miechowice. Wybudowali tam nowy most nad potokiem. Oprócz tego dużo niczego - pola i droga między nimi. I wiatr.
Przejechaliśmy przez centrum i dotarliśmy do promu. Tu chwila odpoczynku bo trzeba było chwilę poczekać. Po przeprawie promowej ruszamy dalej na Wolę Żelichowską. Jakiś totalny koniec świata. Nic tylko droga pośród pustych pól. Nawet samochodu nie spotkaliśmy ani jednego. Za to było sporo walki z wiatrem :D. Na szczęście dotarliśmy do drogi głównej i po chwili zmieniliśmy kierunek. Teraz wiało w plecy :) Tempo momentalnie zaczęło rosnąć. 30, 35, 38, 42, 45km/h i coraz szybciej :) Przy 45 zaatakowałem, Dominik siadł na koło, rozkręciłem do 52km/h, chwilę potrzymałem i odpuściłem. Pięknie weszło. Chwilę potem poprawił Adrian z Marcinem :) Bardzo szybko dotarliśmy do drugiego promu. O tyle ciekawy, że znajduje się w miejscu połączenia Dunajca z Wisłą. Nie dziwne więc, że za takie atrakcje trzeba było zapłacić - 2,50zł od osoby :P
Po przeprawie szybko dotarliśmy do krajówki. Znów było z wiatrem, więc tempo szybkie. Po kilku kilometrach zjeżdżamy w bok, a żegna się z nami Adrian, który postanowił skrócić trasę z powodu choroby. My ruszyliśmy w kierunku miejscowości Bejsce po spokojnej bocznej drodze. Pojawiły się nawet jakieś małe hopki. Miejscowość gminna Bejsce sprawiła dość miłe wrażenie. Dobra droga, jakieś boiska, ładne sklepy i budynki firmowe. Widać dość dobrze skorzystali z jakiś funduszy na rozwój. Przez ową miejscowość przelecieliśmy dość szybko bo było z góry i już kierowaliśmy się na Koszyce. Przed wjazdem opuściliśmy województwo Świętokrzyskie.
Od Koszyc pojechaliśmy krajówką do Nowego Brzeska (17km). Na początek trafił się dość długi choć w miarę łagodny podjazd. Pojechał go mocno z Dominikiem na kole. Na zjeździe mocny atak, ale Dominik był czujny, wiało w plecy, czułem się super więc prędkości dość porządne, super sprawa. Kawałek dalej zatrzymaliśmy się i poczekaliśmy chwilę na resztę ekipy. Pozostało nam kilka kilometrów do Nowego Brzeska. Tam opuściliśmy krajówkę i pojechaliśmy w kierunku Bochni przez jednopasmowy most.
Niestety zmiana kierunku oznaczała, że znów waliło wiatrem w twarz. Takie życie. W między czasie zatrzymaliśmy się w sklepie na pepsi/colę. Potem mocne tempo po zmianach na Bochnię przez Proszówki. Centrum tradycyjnie ominięte. Do Brzeska pojechaliśmy przez Rzezawę. Na koniec postanowiliśmy z Marcinem dokręcić trochę kilometrów, więc odwieźliśmy Dominika do domu. Przed samym domem zauważyłem, że braknie kilometra do równej liczby więc zrobiłem dwie pętle wokół rynku :P I pykło te 150km. Choć Strava zawaliła i policzyła 149,3km :0
- DST 150.60km
- Czas 05:01
- VAVG 30.02km/h
- VMAX 63.00km/h
- Temperatura 10.0°C
- Podjazdy 479m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze