Informacje

  • Wszystkie kilometry: 56790.11 km
  • Km w terenie: 26.50 km (0.05%)
  • Czas na rowerze: 78d 16h 57m
  • Prędkość średnia: 26.68 km/h
  • Suma w górę: 463798 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy piotrkol.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

>100km

Dystans całkowity:13250.78 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:487:54
Średnia prędkość:26.74 km/h
Maksymalna prędkość:88.50 km/h
Suma podjazdów:126573 m
Maks. tętno maksymalne:206 (101 %)
Maks. tętno średnie:168 (82 %)
Suma kalorii:51027 kcal
Liczba aktywności:109
Średnio na aktywność:121.57 km i 4h 33m
Więcej statystyk
Sobota, 11 czerwca 2016 Kategoria >1000m, >100km, Szosa

126. Pagórkowata setka i 7000km w sezonie

Pogoda raczej nie zachęcała do jazdy rowerem. Ale były to tylko pozory. Od rana pochmurno i raczej chłodnawo (19 stopni) ale plusem był słabszy niż zwykle wiatr. Chmury sprawiały wrażenie jakby miało z nich zacząć padać lada chwila ale prognozy utrzymywały raczej suche warunki więc myśląc sobie "a co mi tam" uwierzyłem im na słowo i pojechałem. Dziś nietypowo - ze słuchawkami na uszach. Pierwsza połowa trasy na playliście "classic" co oznaczało znaczną ilość Chopina, Brahmsa, Beethovena i innych. Kocham muzykę poważną nad wszystkie inne gatunki. Jechało się naprawdę dobrze, trasa typowa dla mnie czyli dużo podjazdów. Na sam początek Bocheniec, gdzie postanowiłem naprawdę mocno zaatakować. Nie był to atak po koma czy coś, nawet nie pamiętałem jaki jest najlepszy czas segmentu ale tak czy siak zaatakowałem bardzo mocno. Niestety wiem od dawna, ale charakterystyka Bocheńca od tej strony mi kompletnie nie leży - bardzo zróżnicowane nachylenie po prostu mnie niszczy przy bardzo intensywnym tempie. Tak było tym razem - do połowy szło mi naprawdę świetnie, później zaczęło szarpać nachyleniami i zacząłem się męczyć okrutnie. Tętno poszybowało pod 200 uderzeń i czułem ogień w płucach ;) Na samej górze sporo straciłem ale udało się poprawić swój własny rezultat i zmniejszyć lekko dystans do prowadzącej dwójki. 

Po wspinaczce połowa podjazdu zeszła na dochodzenie do siebie ale udało się odzyskać siły i jechać dalej. Pokierowałem się przez Złotą w kierunku serpentyn, które znów chciałem mocniej pojechać ale jednak szybko zostałem sprowadzony na ziemię i musiałem zrezygnować i wjechać spokojnie. Pocisnąłem za to na zjeździe do Iwkowej bo zawiewało w plecy :) Po Iwkowej poleciałem na kozieniec i prom w Wytrzyszce. Prom exclusive - napędzany akumulatorami :P 

Później jazda na Filipowice, po drodze spory kawałek stromego podjazdu, który jednak jechało mi się bardzo fajnie. Zmieniłem playlistę na miks piosenek z lat 80/90. Szybki przejazd przez Zakliczyn, sporo kilometrów pod wiatr ale albo wiał słabo, albo muzyka go zagłuszyła i oszukała moje nogi bo jechało się wyśmienicie :) 

Na koniec Jaworsko oraz Godów i sprawny powrót do domu. 






  • DST 100.20km
  • Czas 03:46
  • VAVG 26.60km/h
  • VMAX 79.00km/h
  • Podjazdy 1500m
  • Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 6 czerwca 2016 Kategoria >1000m, >100km, Szosa

121. Zdobyta Laskowa

Udało się zrobić dość konkretną trasę mimo braku czasu. Stąd wyjazd dość wcześniej rano jak na mnie. Pierwsze co zauważyłem to, że było zimno (spływ arktycznego powietrza). Ruszyłem na Złotą, w planach na dziś 30% ściana w Laskowej. W Łoniowej sprawdziłem telefon i odkryłem, że strava nie rejestruje trasy. Skandal, 16km poszło w las. Pomógł dopiero reset całego telefonu, mam nadzieję, że to jednorazowy wybryk. 

Jechałem raczej spokojnie z jednym wyjątkiem - zaatakowałem hopkę za Lipnicą bezpośrednio po krótkim zjeździe. Jest całkiem fajna do zabawy bo można się rozpędzić do około 50km/h i próbować pociągnąć ile się da. Da się tak mniej więcej do połowy, potem już traci się rozpęd. Ciągnąłem dziś naprawdę konkretnie i udało się ponownie wrócić na pierwsze miejsce w tabeli. 

Po kolejnych kilometrach i hopkach nadszedł czas, aby podjechać przełęcz Widomą, tempo w miarę dobre i jakieś tam czasy w miarę dobre wykręcone. Z powodu zimna nie zatrzymywałem się na szczycie tylko poleciałem na dół do Laskowej. Po zjeździe chwila płaskiego i już byłem u stóp Podjazdu. 

Kilometr ze średnim nachyleniem 20%, ale to jest akurat nic, bo w tej ścianie chodzi głównie o jeden końcowy fragment - jakieś 50 metrów nachylenia 30%. Podjazd już dość dobrze znany w światku kolarskim, byłem tam do tej pory dwa razy i dwa razy kapitulowałem lekko za połową. Nie dawało mi to spokoju więc dziś wiedziałem, że żeby skały srały to muszę to dziadostwo podjechać bez zatrzymania ;)

Zaczyna się niewinnie - mostek, skręt w prawo i nagle nie wiadomo skąd ostro do góry do mini lasku. Nachylenie szybko rośnie do ~24%, ale po chwili wypłaszcza się do marnych 12% :) Kilka sekund wytchnienia i znów rośnie do ponad 20%, tym razem ostry zakręt w prawo, podjerzewam, że po wewnętrznej tego zakrętu jest z 40% na bank, więc trzeba go jechać po zewnętrznej. Dalej jest znów troszkę lżej, obok domów nachylenie spada do 16% ale po chwili ukazuje się naszym oczom długa, stroma prosta z legendarnym odcinkiem 30%. W tym momencie jest mi strasznie ciężko - na siodełku jechać się za bardzo nie da - przednie koło odrywa się od drogi, natomiast jazda na stojąco na takim czymś bardzo mocno męczy ręce oraz powoduje sporo nerwowości w kierowaniu rowerem. Jadę więc niekontrolowanym slalomem, uważając żeby tylko nie zjechać na trawę bo wtedy będzie koniec. Nogi odmawiają posłuszeństwa, ręce też, pulsometr świruje, gardło piecze i po chwili zaczyna się 30%. To po prostu hardcore, oprócz jakiejś tam nogi, trzeba mieś przede wszystkim mocną głowę, bo w tym momencie wszystko krzyczy żeby się zatrzymać i zejść z roweru. Ja jednak zagłuszam te krzyki innymi - jak teraz zejdę to będę to musiał za jakiś czas powtarzać. Toczę się więc siłą woli, prędkość 5km/h, cieżko utrzymać rower przy takim czymś. Mam moment strachu - przy każdym obrocie, gdy jedna noga jest u góry, a druga u dołu rower praktycznie staje w miejscu. Chwieje mną i przez moment jestem niemal pewny, że zjadę na trawę, a wtedy zatrzymanie się lub wywrotka jest w 100% pewna. Balansuje przez chwilę na krawędzi i udaje się wrócić na środek drogi. Po wieczności osiągam moment, gdy droga zaczyna się wypłaszczać. Uprganione zwycięstwo, okupione okrutnym ogniem w płucach ;) 

Dochodzę do siebie na górze, i postanawiam wracać tą samą drogą, żeby nie nadkładać kilometrów po głównej drodze. Jest ciężko, okazuje się, że rower nie za bardzo chce hamować, i że traci grunt pod kołem. Myślę sobie, że szkoda ryzykować coś głupiego więc schodzę i idę z buta. Też jest ciężko - plastikowe bloki ślizgają się po nachylonej drodze i muszę mocno uważać. Robię kilka fotek i po chwili wsiadam na rower bo jest już marne 20%.... 

W Centrum Laskowej przerwa w sklepie, na Pepsi i Prince Polo i jadę dalej. Przez kilka kilometrów płasko ale za to z wiatrem w twarz. Dopiero w Łososinie koło lotniska odbijam na Iwkową i górki. Wracam standardowo przez Czchów i Złotą. 











  • DST 118.00km
  • Czas 04:41
  • VAVG 25.20km/h
  • VMAX 65.00km/h
  • Podjazdy 1584m
  • Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 28 maja 2016 Kategoria >100km, Peleton, Szosa

114. Po koszulkę lidera :)

Już o 8:30 start i kierunek Skrzyszów, gdzie odbywał się Rajd Rowerowy. Zostałem zaproszony na wręczenie wygranej koszulki lidera Karpackiego Wyścigu Kurierów. Trasa do najkrótsza z możliwych czyli drogą krajową. Ruch dość mały także spoko. W połowie obwodnicy Tarnowa musiałem pokonać na przełaj nasyp i rów, żeby dostać się na drogę techniczną, która wylatuje w Skrzyszowie bo niestety Skrzyszów nie dorobił się zjazdu z obwodnicy :) 

Dotarłem na miejsce, chwilę posiedziałem i w końcu rajd się zaczął. Na początek zostałem zaproszony na podium, gdzie z rąk dyrektora wyścigu oraz wójta gminy Skrzyszów odebrałem koszulkę :) Miło było słyszeć jak spiker mówił o mojej skromnej działalności w sieci propagującej kolarstwo :) 

Po odebraniu nagrody przejechałem kawałek z uczestnikami rajdu, a potem pokierowałem się w stronę domu. Tym razem trasa już bardziej urozmaicona, początkowo nawet nieznane drogi. Jakoś nie było wielkiej mocy na górkach więc trochę spłaszczałem trasę, gdzie się dało. Ominąłem Lubinkę. 

W Zakliczynie spotkałem się z Marcinem, który kręcił w okolicy. Okazało sie, że ma problem - strzeliła Mu linka od przerzutki tylnej i został na przełożeniu 36x11. Tak więc postanowiliśmy omijać podjazdy i polecieć na Wojnicz. Tempo mocne po zmianach, choć zanim się rozgrzałem to momentami zostawałem z tyłu. Potem było coraz lepiej i pruliśmy często ponad 40km/h. W Brzesku przerwa, kolega załatwił linkę więc pojechaliśmy do Marcina ją od razu zamontować. Udało się dość sprawnie i wróciłem do domu. 
Fajny dzień :)





  • DST 115.50km
  • Czas 04:05
  • VAVG 28.29km/h
  • VMAX 65.00km/h
  • Podjazdy 690m
  • Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 27 maja 2016 Kategoria >1000m, >100km, Szosa

113. Wokół Wiśnicza

Trochę niespodziewana trasa oraz dystans. Pojechałem sobie w kierunku Bochni przez Rzezawę. Dawno tam nie byłem. Potem bokami na Pogwizdów i tam zaczęły się większe hopki. Częściowo zaliczone szosy z wyścigu w Wiśniczu. Tereny dość ciekawe pod różnymi względami. Wyleciałem z Trzciany na Żegocinę ale nie kontynuowałem w kierunku Rozdziela, a skręciłem na Rajbrot. Od tego momentu wiatr w twarz więc łatwo nie było. Od Porąbki Iwkowskiej dość standardowo na Czchów, a potem to już Złota i znane tereny Łoniowej, Dębna do domu. 

  • DST 101.60km
  • Czas 03:45
  • VAVG 27.09km/h
  • VMAX 66.00km/h
  • Podjazdy 1087m
  • Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 22 maja 2016 Kategoria >1000m, >100km, Peleton, Szosa

108. Lubinka

We dwójkę z Marcinem. W teorii miało być zupełnie powoli i regeneracyjnie. Ale nie było. 
Postanowiliśmy pojechać na Lubinkę i zahaczyć o sławną Golgotę, która to tak wymęczyła Kurierów na wyścigu, że niektórzy się poddali i popieprzyli dalsze ściganie.

Z początku lecieliśmy w miarę spokojnie, niestety po kilkunastu kilometrach zaczął odzywać mi się ząb (ósemka) i jak się okazało na każdym zjeździe lub odpuszczeniu tempa zaczynał rwać porządnie. Stąd z kilometra na kilometr nasze tempo rosło. Już w Gwoźdzcu Marcin podał mocne tempo na podjeździe, a ja jeszcze nie będąc w swoim rytmie, jedynie walczyłem o utrzymanie koła co się na szczęście udało. Od Melsztyna kawałek główną szosą, ale podałem sprinta ponad 50km/h i szybko minęło ;) 

We Wróblewicach skręcamy w prawo w kierunku wyciągu narciarskiego. Czeka nas tu niemal 4 kilometry spoko podjazdu, który jedziemy w miarę szybko. Mijamy wyciąg i po chwili musimy zawrócić bo źle pojechaliśmy. Jedziemy chwilę przez las, cały czas hopki i w końcu wylatujemy na Lubince. Krótka przerwa i zjeżdżamy do Janowic. Długi zjazd, tempo odpuszczone i fatalne z tego powodu samopoczucie (ząb). Na szczęście wypłaszcza się i mogę znów nacisnąć mocniej na korby. Skręcamy w Janowicach w prawo i wracamy w kierunku Lubinki ale z innej strony. 

Dojeżdżamy do początku podjazdu "Golgota". 1,5km o średnim 10% z około 20% ścianką w trakcie. Po szumnych zapowiedziach spodziwałem się czegoś cięższego, tymczasem było do przeżycia. Owszem, sztywno ale nie na tyle żeby tracić grunt pod przednim kołem, a znam conajmniej 3 podjazdy, gdzie takie cuda się dzieją. Tak więc nieco zawiedziony docieram na szczyt. Marcin na płaskim odjeżdża. Znów wylatujemy na Lubince i znów jedziemy w dół na Janowice. Tym razem z zębem jest jeszcze gorzej, aż się wyż chce... 

Na dole przerwa w sklepie i robi się lepiej. Pije zimną pepsi, i zagryzam jakimś batonem. Siły i humor wracają i możemy jechać do domu. Decydujemy, że trochę się nam spieszy więc bez zbędnego pitolenia dajemy dość fajne tempo po zmianach. Najpierw długa zmiana Marcina, potem trochę i ja prowadzę. Lądujemy znów w Gwoźdzcu, ale podjazdy idzie sprawnie i szybko. Kontynuujemy dobre tempo, mi jedzie się szczerze mówiąc z minuty na minutę coraz szybciej i przez Porąbki i inne Doły lecimy momentami dobrze ponad 40km/h. 

Potem kawałek przez Maszkienice i już obaj jesteśmy w okolicy domów. Mi zostaje jeszcze dokręcić 2,5km. Ostatnie 30km zrobiliśmy ze średnią 32,5, a były tam jakieś hopki oraz kawałek podjazdu. Ostatnie 10km to już przeszło 37km/h :) Fajnie. 





  • DST 110.30km
  • Czas 04:09
  • VAVG 26.58km/h
  • VMAX 73.00km/h
  • Podjazdy 1430m
  • Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 10 maja 2016 Kategoria >1000m, >100km, Szosa

98. Przydonica, Chomranice

W planach przełęcz Ostra. Ruszyłem sam po 11 na Łoniową. Miałem już skręcać w kierunku na Limanową jak ustalałem ale wisiały tam ciemne chmury więc zmieniłem plan i pojechałem na Melsztyn. Nie wiedziałem co pojadę ale jechałem w kierunku Zakliczyna kombinując. W tych stronach pogoda dobra, brak większych chmur. Najpierw myślałem o Ciężkowicach ale nie lubię tamtych terenów więc wymyśliłem Gródek nad Dunajcem. Szło całkiem fajnie, podjazd do Posadowej całkiem przyjemnie. Po zjeździe uwagę przykuła droga w lewo na Przydonicę i postanowiłem w końcu nią pojechać. Teren dla mnie całkiem nowy więc było ciekawie. Droga fajna, cały czas lekko pod górę, w samej Przydonicy końcówka podjazdu dość stroma. Z góry fajne widoki. Dotarłem do Łęki, tam znów spoko podjazd i dobry widok na Tatry i Nowy Sącz w dolinie. Zdecydowanie trzeba w te tereny wrócić. Zjechałem do Wielogłowy, dorzuciłem podjazd do Kurowa i zjazd do krajówki. Kawałek krajówką i skręciłem w Tęgoborzu na Chomranice. Znów długi podjazd z ciężką końcówką. Na niebie samolot holował szybowca, a przede mną widać było Jaworz, także całkiem spoko warunki :) Na górze pepsi i żelki i poleciałem na Ujanowice. To oznaczało, że po chwili byłem w Sechnej, gdzie pokonać musiałem niemal 20% ściankę. Potem tereny już znajome czyli Iwkowa i zjazd serpentynami. Na koniec powrót przez Biesiadki. Wpada fajna trasa, nowe drogi o lekko ponad 2000m w pionie. 








  • DST 130.50km
  • Czas 05:17
  • VAVG 24.70km/h
  • VMAX 69.00km/h
  • Podjazdy 2030m
  • Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 6 maja 2016 Kategoria >1000m, >100km, Peleton, Szosa

94. Tabaszowa i takie tam

Jazda w grupce. Pojechaliśmy w kierunku jezior. Początek przez chwilę krajówką żeby wylecieć z miasta, potem odbiliśmy na boczne drogi. Dotarliśmy do Tymowej, gdzie czekał nas podjazd po serpentynach. Tempo dość spokojne więc było fajnie. Później lecimy na Łososinę więc jak to w tych terenach ciągle jakieś hopki. Zjeżdżamy pod lotnisko ale niewiele się na nim dzieje i robimy przerwę w sklepie. Szybka cola i sprawdzenie pogody i lecimy dalej na Tabaszową. Tak więc spory podjazd, po którym lekko błądzimy by w końcu polecieć mega fajnym zjazdem aż do poziomu jeziora w Tęgoborzu.

Tutaj znów kawałek krajówki bez pobocza, więc mało przyjemnie. Ruch spory i ciągle jakiś tir siada na kole brrr. Po przekroczeniu Dunajca skręcamy na szczęście w lewo i mamy pokaźną ścianą do Kurowa, gdzie momentami nachylenie sięga 17%. Widoki wynagradzają trud. Po wspinaczce czas na długi i szybki zjazd do Gródka nad Dunajcem. Zbyt długo nie siedzimy bo pojawiają się jakieś dziwne chmury i czas goni. Lecimy na Paleśnicę. Krótko po zjeździe z Posadowej dopada nas deszczyk. Chowamy się na przystanku i na szczęście deszcz szybko przechodzi. Jest też na tyle ciepło, że asfalt wysycha momentalnie. Jedziemy szybko do Zakliczyna bo jest lekko z górki cały czas. Potem standard czyli kierujemy się na Gwoździec. Na górze okazuje się, że niedawno tu porządnie lało bo trafiamy na mokre drogi. Niestety rower dość szybko staje się usyfiony i wiem, że trzeba będzie kolejny raz go myć w krótkim odstępie czasu. Nie przejmujemy się tym jednak zbytnio bo i tak nic nie można zrobić :) Robimy jeszcze jedną przerwę na pepsi i lecimy prosto do domu. Wychodzi bardzo fajna trasa. 







  • DST 125.00km
  • Czas 04:44
  • VAVG 26.41km/h
  • VMAX 81.00km/h
  • Podjazdy 1581m
  • Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 3 maja 2016 Kategoria >100km, Peleton, Szosa

91. Drugi dzień wyścigu

Dziś wybraliśmy się we czterech na Lubinkę, aby pokibicować kolarzom na ostatnim etapie KWK. Miejsce dość idealne bo peleton jechał dwa razy "ósemkę" więc oglądaliśmy ich zmagania 3 razy. Przybyliśmy sporo przed czasem ale już coś się na szczycie działo - ustawiały się wozy drużyn. Na szczycie była też premia górska. Grupa przyjechała o czasie, trochę rozwalona bo tempo na podjeździe było szarpane. Po przejeździe chłopaki ruszyli kawałek dalej, aby zobaczyć jak peleton wspina się na Golgotę (1,5km @15%). Ja natomiast jechałem po okolicy w poszukiwaniu bidonów do kolekcji. Udało się znaleźć jeden w rowie :) 

Chwilę potem peleton nadjechał z innej strony. Ustawiłem się na podjeździe i znalazłem kolejne 2 bidony wyrzucone przez kolarzy. Po chwili jeden z nich zjechał z powrotem i powiedział mechanikowi: "Pierdolę, nie jadę dalej" :D :D Drugi też się wycofał po tym jak zobaczył kolejną sztywną ścianę :D 

Peleton nadjechał trzeci raz i tuż po przejeździe ruszyliśmy ekipą w stronę Tarnowa na metę. Dołączył do nas jeden z kolarzy, który postanowił wycofać się z wyścigu, więc jechaliśmy sobie z nim po zmianach :) Potem powiedział, że jedzie do hotelu i się rozstaliśmy. Ciekawie też :) 

Na mecie chwila odpoczynku i po chwili zjawiła się grupa. Nawet nie wiem kto wygrał bo nie widziałem ale zacząłem krążyć wśród mechaników i udało się zdobyć kolejne elementy do kolekcji :) Jak się potem okazało na ostatnich kilometrach doszło do pewnego zamieszania. Pierwsza grupa została źle pokierowana na skrzyżowaniu i zaczęła się wracać w kierunku Lubinki. Druga grupa wobec tego zawalczyła o wygraną na etapie :D Kosmicznie to wygląda na flyby w stravie

Po chwili zaczęliśmy wracać w kierunku domu. Powrót płaski i głównie z wiatrem. Jedna przerwa na Lotosie. Bez większych przygód, choć strava urwała mi ostatnie 30km :( 








  • DST 104.50km
  • Czas 03:56
  • VAVG 26.57km/h
  • VMAX 56.00km/h
  • Podjazdy 677m
  • Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 2 maja 2016 Kategoria >1000m, >100km, Szosa

90. Karpacki wyścig Kurierów i jazda w kolumnie :)

Jechał przedostatni etap Karpackiego wyścigu Kurierów. Udałem się do Muchówki na trasę. Pogoda niepewna - kilka razy zaczynało kropić ale koniec końców nie padało i było ciepło. Dojechałem na miejsce i miałem jeszcze sporo czasu zanim przyjedzie peleton więc kręciłem się tam i z powrotem. W końcu coś się zaczęło dziać - pojawiła się policja i pierwsze wozy obsługi wyścigu. Nadjechał też peleton - akurat w tym momencie wyścigu jedna grupa zasadnicza bez ucieczek.

Po przejechaniu grupy i wozów technicznych wsiadłem na rower i pojechałem za nimi. Szybko dogoniłem grupetto, akurat byliśmy na podjeździe więc mieli problemy. Jeden z kolarzy całkiem odpadał ale szybkim gestem zaoferowałem mu koło i podciągnąłem do grupki :) Fajnie tak pomóc zawodowemu kolarzowi w wyścigu hehe. Jechałem cały czas tuż za grupetto, nikt się nie czepiał bo miałem pro strój, a sędziowie byli w przodzie. Lecieliśmy mocnym tempem po hopkach i podjazdach przez Lipnicę i Tymową. Podjazdy jechane przeze mnie na 100%, poprawiłem kilka swoich osiągnięć w Stravie i myślałem, że się zerzygam w końcu :D Tętno w okolicach maksa nonstop i pieczenie w płucach. Ale trza było cisnąć!

W Jurkowie grupka zaczęła się oddalać bo zrobiło się płasko i myślałem, że to już koniec mojej przygody ale nie! Policja pomyliła mnie z kolarzem z wyścigu i przez kolejne 10 kilometrów jechałem w obstawie 2 motocykli policyjnych, które wstrzymywały mi ruch ;D Więc leciałem sobie środkiem krajówki na propsie :P Dopiero w Melsztynie, po 20km opadłem z sił i zakończyłem przygodę w kolumnie zawodowego wyścigu kolarskiego :) Zacząłem się kierować spokojnie do domu. Po drodze znalazłem jeden bidon do kolekcji.



 
  • DST 102.30km
  • Czas 03:42
  • VAVG 27.65km/h
  • VMAX 72.00km/h
  • Podjazdy 1062m
  • Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 23 kwietnia 2016 Kategoria >1000m, >100km, Peleton, Szosa

83. Nowe ściany w Czchowie

Dziś we dwóch. Pogoda taka na dwa razy - chłodno i trochę pochmurnie oraz wietrznie. Pojechaliśmy dobrym tempem na Bocheniec od Jastwi, gdzie wykręciłem swój najlepszy czas. Później standard do Gwoźdzca, w którym odbiliśmy w prawo do "Czarnego Lasu", w którym to Marcin wynalazł dwa cmentarze z czasów wojny. Początek porządny podjazd po asfalcie, potem kilkaset metrów szutru. Przejezdnego jednak dla szosy. Po krótkiej przerwie ruszyliśmy dalej. Czekał nas kilkukilometrowy odcinek główną drogą do Czchowa. Tam skręt w prawo na Będzieszynę. Tu czekał na nas bardzo konkretny podjazd, z fajnym kilkunastoprocentowym nachyleniem. (1km @10%). Na górze odpoczynek i lecimy dalej. 



Cały czas kręciliśmy po okolicy Będzieszyny i zjechaliśmy tym razem nową dla mnie drogą, też z porządnym nachyleniem (1,7km @8%). Zaraz po zjeździe - ściana, a jak :) (1,8km @9%). Na koniec tych okolic perełka czyli kilometrowy zjazd z nachyleniem średnim 14%. Trzeba to będzie przejechać w drugą stronę bo szykuje się bardzo ciężki podjazd (max ~25%!). Zjechaliśmy tuż obok promu i z niego skorzystaliśmy, aby nie musieć jechać krajówką. 



Pokierowaliśmy się na Tropie, gdzie czekał na nas podjazd do Dzierżanin. Też niczego sobie (1,9km @10%). Zjechaliśmy do sklepu w Filipowicach, i Pepsi była prawdziwym wybawieniem ;) Od tej pory już bez tak dużych nachyleń w kierunku Zakliczyna i domu. Wyszła setka, dobre metry w pionie, więc wszystko się zgadza :) 

  • DST 102.00km
  • Czas 04:09
  • VAVG 24.58km/h
  • VMAX 69.00km/h
  • Podjazdy 1437m
  • Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl