Informacje

  • Wszystkie kilometry: 56790.11 km
  • Km w terenie: 26.50 km (0.05%)
  • Czas na rowerze: 78d 16h 57m
  • Prędkość średnia: 26.68 km/h
  • Suma w górę: 463798 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy piotrkol.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Poniedziałek, 6 czerwca 2016 Kategoria >1000m, >100km, Szosa

121. Zdobyta Laskowa

Udało się zrobić dość konkretną trasę mimo braku czasu. Stąd wyjazd dość wcześniej rano jak na mnie. Pierwsze co zauważyłem to, że było zimno (spływ arktycznego powietrza). Ruszyłem na Złotą, w planach na dziś 30% ściana w Laskowej. W Łoniowej sprawdziłem telefon i odkryłem, że strava nie rejestruje trasy. Skandal, 16km poszło w las. Pomógł dopiero reset całego telefonu, mam nadzieję, że to jednorazowy wybryk. 

Jechałem raczej spokojnie z jednym wyjątkiem - zaatakowałem hopkę za Lipnicą bezpośrednio po krótkim zjeździe. Jest całkiem fajna do zabawy bo można się rozpędzić do około 50km/h i próbować pociągnąć ile się da. Da się tak mniej więcej do połowy, potem już traci się rozpęd. Ciągnąłem dziś naprawdę konkretnie i udało się ponownie wrócić na pierwsze miejsce w tabeli. 

Po kolejnych kilometrach i hopkach nadszedł czas, aby podjechać przełęcz Widomą, tempo w miarę dobre i jakieś tam czasy w miarę dobre wykręcone. Z powodu zimna nie zatrzymywałem się na szczycie tylko poleciałem na dół do Laskowej. Po zjeździe chwila płaskiego i już byłem u stóp Podjazdu. 

Kilometr ze średnim nachyleniem 20%, ale to jest akurat nic, bo w tej ścianie chodzi głównie o jeden końcowy fragment - jakieś 50 metrów nachylenia 30%. Podjazd już dość dobrze znany w światku kolarskim, byłem tam do tej pory dwa razy i dwa razy kapitulowałem lekko za połową. Nie dawało mi to spokoju więc dziś wiedziałem, że żeby skały srały to muszę to dziadostwo podjechać bez zatrzymania ;)

Zaczyna się niewinnie - mostek, skręt w prawo i nagle nie wiadomo skąd ostro do góry do mini lasku. Nachylenie szybko rośnie do ~24%, ale po chwili wypłaszcza się do marnych 12% :) Kilka sekund wytchnienia i znów rośnie do ponad 20%, tym razem ostry zakręt w prawo, podjerzewam, że po wewnętrznej tego zakrętu jest z 40% na bank, więc trzeba go jechać po zewnętrznej. Dalej jest znów troszkę lżej, obok domów nachylenie spada do 16% ale po chwili ukazuje się naszym oczom długa, stroma prosta z legendarnym odcinkiem 30%. W tym momencie jest mi strasznie ciężko - na siodełku jechać się za bardzo nie da - przednie koło odrywa się od drogi, natomiast jazda na stojąco na takim czymś bardzo mocno męczy ręce oraz powoduje sporo nerwowości w kierowaniu rowerem. Jadę więc niekontrolowanym slalomem, uważając żeby tylko nie zjechać na trawę bo wtedy będzie koniec. Nogi odmawiają posłuszeństwa, ręce też, pulsometr świruje, gardło piecze i po chwili zaczyna się 30%. To po prostu hardcore, oprócz jakiejś tam nogi, trzeba mieś przede wszystkim mocną głowę, bo w tym momencie wszystko krzyczy żeby się zatrzymać i zejść z roweru. Ja jednak zagłuszam te krzyki innymi - jak teraz zejdę to będę to musiał za jakiś czas powtarzać. Toczę się więc siłą woli, prędkość 5km/h, cieżko utrzymać rower przy takim czymś. Mam moment strachu - przy każdym obrocie, gdy jedna noga jest u góry, a druga u dołu rower praktycznie staje w miejscu. Chwieje mną i przez moment jestem niemal pewny, że zjadę na trawę, a wtedy zatrzymanie się lub wywrotka jest w 100% pewna. Balansuje przez chwilę na krawędzi i udaje się wrócić na środek drogi. Po wieczności osiągam moment, gdy droga zaczyna się wypłaszczać. Uprganione zwycięstwo, okupione okrutnym ogniem w płucach ;) 

Dochodzę do siebie na górze, i postanawiam wracać tą samą drogą, żeby nie nadkładać kilometrów po głównej drodze. Jest ciężko, okazuje się, że rower nie za bardzo chce hamować, i że traci grunt pod kołem. Myślę sobie, że szkoda ryzykować coś głupiego więc schodzę i idę z buta. Też jest ciężko - plastikowe bloki ślizgają się po nachylonej drodze i muszę mocno uważać. Robię kilka fotek i po chwili wsiadam na rower bo jest już marne 20%.... 

W Centrum Laskowej przerwa w sklepie, na Pepsi i Prince Polo i jadę dalej. Przez kilka kilometrów płasko ale za to z wiatrem w twarz. Dopiero w Łososinie koło lotniska odbijam na Iwkową i górki. Wracam standardowo przez Czchów i Złotą. 











  • DST 118.00km
  • Czas 04:41
  • VAVG 25.20km/h
  • VMAX 65.00km/h
  • Podjazdy 1584m
  • Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Dokładnie :)
piotrkol
- 21:58 wtorek, 7 czerwca 2016 | linkuj
po takich 30% to człowiek przy 20% chce blat wrzucać :)
labudu
- 20:49 wtorek, 7 czerwca 2016 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa awten
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl