126. Pagórkowata setka i 7000km w sezonie
Pogoda raczej nie zachęcała do jazdy rowerem. Ale były to tylko pozory. Od rana pochmurno i raczej chłodnawo (19 stopni) ale plusem był słabszy niż zwykle wiatr. Chmury sprawiały wrażenie jakby miało z nich zacząć padać lada chwila ale prognozy utrzymywały raczej suche warunki więc myśląc sobie "a co mi tam" uwierzyłem im na słowo i pojechałem. Dziś nietypowo - ze słuchawkami na uszach. Pierwsza połowa trasy na playliście "classic" co oznaczało znaczną ilość Chopina, Brahmsa, Beethovena i innych. Kocham muzykę poważną nad wszystkie inne gatunki. Jechało się naprawdę dobrze, trasa typowa dla mnie czyli dużo podjazdów. Na sam początek Bocheniec, gdzie postanowiłem naprawdę mocno zaatakować. Nie był to atak po koma czy coś, nawet nie pamiętałem jaki jest najlepszy czas segmentu ale tak czy siak zaatakowałem bardzo mocno. Niestety wiem od dawna, ale charakterystyka Bocheńca od tej strony mi kompletnie nie leży - bardzo zróżnicowane nachylenie po prostu mnie niszczy przy bardzo intensywnym tempie. Tak było tym razem - do połowy szło mi naprawdę świetnie, później zaczęło szarpać nachyleniami i zacząłem się męczyć okrutnie. Tętno poszybowało pod 200 uderzeń i czułem ogień w płucach ;) Na samej górze sporo straciłem ale udało się poprawić swój własny rezultat i zmniejszyć lekko dystans do prowadzącej dwójki.
Po wspinaczce połowa podjazdu zeszła na dochodzenie do siebie ale udało się odzyskać siły i jechać dalej. Pokierowałem się przez Złotą w kierunku serpentyn, które znów chciałem mocniej pojechać ale jednak szybko zostałem sprowadzony na ziemię i musiałem zrezygnować i wjechać spokojnie. Pocisnąłem za to na zjeździe do Iwkowej bo zawiewało w plecy :) Po Iwkowej poleciałem na kozieniec i prom w Wytrzyszce. Prom exclusive - napędzany akumulatorami :P
Później jazda na Filipowice, po drodze spory kawałek stromego podjazdu, który jednak jechało mi się bardzo fajnie. Zmieniłem playlistę na miks piosenek z lat 80/90. Szybki przejazd przez Zakliczyn, sporo kilometrów pod wiatr ale albo wiał słabo, albo muzyka go zagłuszyła i oszukała moje nogi bo jechało się wyśmienicie :)
Na koniec Jaworsko oraz Godów i sprawny powrót do domu.
Po wspinaczce połowa podjazdu zeszła na dochodzenie do siebie ale udało się odzyskać siły i jechać dalej. Pokierowałem się przez Złotą w kierunku serpentyn, które znów chciałem mocniej pojechać ale jednak szybko zostałem sprowadzony na ziemię i musiałem zrezygnować i wjechać spokojnie. Pocisnąłem za to na zjeździe do Iwkowej bo zawiewało w plecy :) Po Iwkowej poleciałem na kozieniec i prom w Wytrzyszce. Prom exclusive - napędzany akumulatorami :P
Później jazda na Filipowice, po drodze spory kawałek stromego podjazdu, który jednak jechało mi się bardzo fajnie. Zmieniłem playlistę na miks piosenek z lat 80/90. Szybki przejazd przez Zakliczyn, sporo kilometrów pod wiatr ale albo wiał słabo, albo muzyka go zagłuszyła i oszukała moje nogi bo jechało się wyśmienicie :)
Na koniec Jaworsko oraz Godów i sprawny powrót do domu.
- DST 100.20km
- Czas 03:46
- VAVG 26.60km/h
- VMAX 79.00km/h
- Podjazdy 1500m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj