Wpisy archiwalne w kategorii
Peleton
Dystans całkowity: | 14832.52 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 546:28 |
Średnia prędkość: | 26.71 km/h |
Maksymalna prędkość: | 90.40 km/h |
Suma podjazdów: | 145469 m |
Maks. tętno maksymalne: | 206 (101 %) |
Maks. tętno średnie: | 194 (95 %) |
Suma kalorii: | 44624 kcal |
Liczba aktywności: | 156 |
Średnio na aktywność: | 95.08 km i 3h 35m |
Więcej statystyk |
Działo się...
Świąteczna jazda w dużej grupie. O 9 ruszyliśmy z rynku w Brzesku z kolegami z Bochni. Było nas 7 osób ale jeszcze 2 dołączyły w trasie. Najpierw więc bokiem do Uszwi, gdzie mieliśmy spotkać 8'go kolegę, ale gdy my jechaliśmy bokami z Brzeska, on pojechał główną nam na spotkanie :) Szybki telefon i kilka minut i się spotkaliśmy. Ruszyliśmy kawałek główną do Zawady, potem już bokami na Lewniową. Na podjeździe Szymek łapie gumę. Łatka nie siadła więc dałem mu swoją dętkę i po kilku minutach ruszyliśmy dalej.
W Jurkowie dołączył Grzesiek. Znów kawałek główną i w Czchowie w lewo na prom prze Dunajec do Piasków D. Tam kawałek kiepskiego asfaltu ale jakoś przejechaliśmy. Potem dość długi podjazd przez Rudą Kameralną do Dzierżanin, i fajny zjazd do Paleśnicy.
Od Paleśnicy znów fajnym asfaltem do Jamnej na główny podjazd. Według stravy 1,6km ale średnie nachylenie aż 10%, podjazd robi wrażenie. Podjechaliśmy go jednak w miarę sprawnie. Po chwili kilkaset metrów zjazdu szutrem ale za to potem super asfalt w dół. Poleciałem trochę zbyt agresywnie i naprawdę ledwo ledwo wyrobiłem na dole na zakręcie ;)
W Siekierczynie znów spoko ścianka, i po chwili przerwa na sklep. Ależ się trafił sklep w Bruśniku... Czas tam zatrzymał się jakieś 20 lat temu :) Sklep w prywatnym domu, podwórko w stylu wiejskim i 30 chłopa sobie siedzi, gdzie popadnie i popija piwko :) Zdaje się, że 'uczestniczyli' we mszy, bo kościół kilkaset metrów dalej ;)
Nie przejechaliśmy 200 metrów, gdy zdarzył się kolejny defekt. Bartkowi strzelił łańcuch. Na ratunek znów ja ze spinką, choć on ma 9rz napęd, a spinka do 9rz. Trzeba było jeszcze znaleźć kogoś z narzędziami żeby wybić sworzeń w łańcuchu bo nasze próby z impusem i kamieniami nic nie dały ;) Udało się znaleźć niedaleko gospodarstwo z imadłem i udało się złożyć łańcuch do kupy. Lekko skakało ale bez problemu Bartek dojechał jeszcze dobre kilkadziesiąt km.
W Ciężkowicach odbiliśmy na Kąśną. Po jakimś czasie oderwała się od nas spiesząca się trójka kolegów, a my sobie jechaliśmy dalej. Wiatr dawał w kość, ale jakoś szło, najgorzej koło i za Zakliczynem. Z Zakliczyna do Melsztyna, potem kawałek do góry w Lewniowej, gdzie znów przytrafiła się guma :) Nieźle. Była jednak dętka w zapasie więc się koledzy uporali ze zmianą i pojechaliśmy dalej już tylko we czwórkę, bo reszta też pojechała bo się trochę spieszyli.
W Uszwi zatrzymaliśmy się na stacji, i pojechaliśmy dalej na Nowy Wiśnicz odwieźć kolegów z Bochni. Więc do Bochni przez Wiśnicz, i potem już we dwójkę z Szymkiem czwórką do Brzeska. No i potem już sam do domu :)
Nie spodziewałem się tylu km, no i tylu przygód. Ale jak powiedział jeden z kolegów potem będziemy miło wspominać tą wycieczkę i ma zupełną rację. Było super, jazda w większej grupie to zupełnie inny poziom, jest po prostu świetnie.
Trochę się nawet ujechałem powiem szczerze, na końcu nogi było porządnie czuć.


W Jurkowie dołączył Grzesiek. Znów kawałek główną i w Czchowie w lewo na prom prze Dunajec do Piasków D. Tam kawałek kiepskiego asfaltu ale jakoś przejechaliśmy. Potem dość długi podjazd przez Rudą Kameralną do Dzierżanin, i fajny zjazd do Paleśnicy.
Od Paleśnicy znów fajnym asfaltem do Jamnej na główny podjazd. Według stravy 1,6km ale średnie nachylenie aż 10%, podjazd robi wrażenie. Podjechaliśmy go jednak w miarę sprawnie. Po chwili kilkaset metrów zjazdu szutrem ale za to potem super asfalt w dół. Poleciałem trochę zbyt agresywnie i naprawdę ledwo ledwo wyrobiłem na dole na zakręcie ;)
W Siekierczynie znów spoko ścianka, i po chwili przerwa na sklep. Ależ się trafił sklep w Bruśniku... Czas tam zatrzymał się jakieś 20 lat temu :) Sklep w prywatnym domu, podwórko w stylu wiejskim i 30 chłopa sobie siedzi, gdzie popadnie i popija piwko :) Zdaje się, że 'uczestniczyli' we mszy, bo kościół kilkaset metrów dalej ;)
Nie przejechaliśmy 200 metrów, gdy zdarzył się kolejny defekt. Bartkowi strzelił łańcuch. Na ratunek znów ja ze spinką, choć on ma 9rz napęd, a spinka do 9rz. Trzeba było jeszcze znaleźć kogoś z narzędziami żeby wybić sworzeń w łańcuchu bo nasze próby z impusem i kamieniami nic nie dały ;) Udało się znaleźć niedaleko gospodarstwo z imadłem i udało się złożyć łańcuch do kupy. Lekko skakało ale bez problemu Bartek dojechał jeszcze dobre kilkadziesiąt km.
W Ciężkowicach odbiliśmy na Kąśną. Po jakimś czasie oderwała się od nas spiesząca się trójka kolegów, a my sobie jechaliśmy dalej. Wiatr dawał w kość, ale jakoś szło, najgorzej koło i za Zakliczynem. Z Zakliczyna do Melsztyna, potem kawałek do góry w Lewniowej, gdzie znów przytrafiła się guma :) Nieźle. Była jednak dętka w zapasie więc się koledzy uporali ze zmianą i pojechaliśmy dalej już tylko we czwórkę, bo reszta też pojechała bo się trochę spieszyli.
W Uszwi zatrzymaliśmy się na stacji, i pojechaliśmy dalej na Nowy Wiśnicz odwieźć kolegów z Bochni. Więc do Bochni przez Wiśnicz, i potem już we dwójkę z Szymkiem czwórką do Brzeska. No i potem już sam do domu :)
Nie spodziewałem się tylu km, no i tylu przygód. Ale jak powiedział jeden z kolegów potem będziemy miło wspominać tą wycieczkę i ma zupełną rację. Było super, jazda w większej grupie to zupełnie inny poziom, jest po prostu świetnie.
Trochę się nawet ujechałem powiem szczerze, na końcu nogi było porządnie czuć.


- DST 154.80km
- Czas 05:40
- VAVG 27.32km/h
- VMAX 75.00km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 1435m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Niby spokojnie ale szybko

Dziś jazda z Grześkiem od godz. 17. Tylko okolica, najpierw czwórką do Brzeska, potem siedemdziesiątką piątką do Zawady. Od Zawady już lekkie hopki, gdzieś pokręciliśmy po Lewniowej. Potem wyjechaliśmy w Złotej i podjechaliśmy do Biesiadek. Zjazd do Łoniowej i kolejny podjazd do Gwoźdźca. Z Gwoźdźca przez Łysą Górę do czwórki, i ową czwórką znów do Brzeska ;) Potem jeszcze gdzieś nowymi drogami po Przyborowiu i do domu. Miks taki wyszedł.
Tempo z założenia spokojne, ale szczególnie po płaskim szedł pociąg momentami ;]
- DST 89.90km
- Czas 02:59
- VAVG 30.13km/h
- VMAX 72.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 650m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Galicja Road Maraton 2014 - piekło Beskidu Wyspowego
14 Czerwca dzień szczególny w moim kalendarzu kolarskim - dzień maratonu w Nowym Wiśniczu. Pobudka o 7:01, ostatnie przygotowania, śniadanie trochę na siłę, rower do samochodu i krótka przeprawa do Wiśnicza na start. Od razu skoczyłem po numer startowy (177) i zająłem się przygotowaniem roweru i tym podobnymi. Na etapie przygotowywania jedzenia i picia zaczaiłem, że nie wziąłem wody :D prochy do rozrobienia miałem ale wody już nie. Szybki namysł i ruszyłem już rowerem do centrum Wiśnicza po picie :)

Koło 9:20 krótka rozgrzewka, i kilka minut potem ruszyłem na miejsce startu. Szybko jednak wróciłem do auta bo zaczęło lać :) Na szczęście po chwili przestało i wszyscy znów zaczęli się ustawiać.
O godzinie 10:00 wspólny start honorowy. Byłem raczej w drugiej połowie stawki, więc zanim ruszyłem czołówka była już kilkaset metrów dalej.
Start niby honorowy ale ogień poszedł. Trzeba było dokręcać żeby złapać kontakt z zawodnikami z przodu. Tętno szalone, nie chciało spaść poniżej 190... Jak się okazało poniżej 185 spadło dopiero po 20km trasy.
Kilka hopek i nastąpił start ostry oraz od razu 4,5km podjazd z premią górską na szczycie. Ogień totalny z przodu, u mnie raczej każdy swoim tempem zacząłem jechać. 45km/h pod górę to nie jest dobry pomysł na pierwszych kilometrach :)
Podjazd na sam początek w miarę łatwy jak na standardy Galicji, więc sobie spokojnie jechałem, z pominięciem jak wspominałem tętna, które dalej szalało. Na premię górską wpadłem tuż za jakimś gościem na którego przypuściłem atak ale ze zbyt twardego przełożenia - więc brakło.

Zdjęcie wykonane przez John Cieślik - Bridgen. Thx!
Na zjeździe dalej sam, ale po nim zaczęła się tworzyć mała grupka, w której jechałem. Dobrze się stało, bo kilka km płaskiego więc w grupie jechało się sprawnie. Na skrzyżowaniu z lewoskrętem koleś z przodu pojechał na wprost mimo, że krzyczeliśmy za nim, że w lewo :) Jeszcze trochę płaskiego i kolejny podjazd. Ciężki do Cichawki z dość dużym nachyleniem. Grupka się lekko rozsypała, na podjeździe trzymałem koło, a nawet byłem szybszy od innych ale traciłem lekko na zjazdach. Jak rok temu.

Po zjeździe od razu kolejny podjazd, do Muchówki tym razem kończący się przy wylocie na drogę wojewódzką. Wojewódzką szliśmy lekko w dół, w małej grupce dość sprawnie choć dołączali z tyłu zawodnicy. Po kilku km skręt w lewo i spory zjazd do Trzciany zakończony bardzo niebezpiecznym fragmentem z ostrym prawym zakrętem. Hamulce miały co robić.

Potem powtórka sytuacji: kolejny duży podjazd z 20% ścianą. Do Zbydniowa. długi i ciężki. Zjazd do Tarnawy i ... podjazd do Starego Rybia. Jeszcze dłuższy i jeszcze cięższy. Zakończony bufetem numer jeden. Na bufet wjechałem sam, wziąłem picie i banana i we trójkę ruszyłem z kolarzami z koszulkami Jaskółka Tarnów :) Jak się okazało z zawodnikami tymi oraz jeszcze z kolarką, którą dogoniliśmy przejechaliśmy razem z bardzo małymi przerwami aż 48km. Fajnie się dobraliśmy :)
Po bufecie mniejsze hopki i trochę zjazdów, potem długi zjazd do Koszar i moment kulminacyjny jak się okazało: podjazd pod Pasierbiec. Skręciliśmy na Pasierbiec i widzimy przed sobą CZARNĄ chmurę. Dosłownie. Zaczęło grzmieć, zaczęło lać strasznie. Na podjeździe nic, ale zjazd na dół po prostu zamienił się w potok. Zjazd tak wolny jak podjazd. Grupka, którą widzieliśmy na początku podjazdu przed nami zdążyła zjechać po suchym, dzięki temu zyskała dobre kilka minut. Nam przepadła szansa na gonienie kogokolwiek. Po trwającym wiecznie zjeździe długi kawał płaskiego z Młynnego do Krosnej. Daliśmy mocne tempo w naszej grupie, a dookoła oberwanie chmury. Woda była wszędzie.
W Krosnej najcięższy podjazd wyścigu. Na początek pionowa ściana, wypłaszczenie zakręt i kolejne kilka takich ścian :) Gdy zdychaliśmy nastąpił kolejny zakręt, a za nim kolejna ściana. Wszystko w granicy 20% Potem skręt w lewo i kolejne kilka ścianek. Każde ponad 15%, między nimi pseudo wypłaszczenie czyli po prostu zamiast 15-20% robiło się 5-10% :D. Nasza koleżanka odjechała lekko do przodu, ja byłem drugi. Na koniec przed bufetem jeszcze jedna cholerna ściana, tak na dobicie :). Na bufecie się nie zatrzymałem, miałem lekką przewagę nad kolegami z grupy ale wiedziałem, że oni zjeżdżają szybciej ode mnie więc postanowiłem czekać na nich na dole. Zjechaliśmy więc z koleżanką na dół, z lekkimi problemami hamulcowymi koleżanka, trochę niebezpiecznie się zrobiło przez moment. Na dole po chwili dołączyli koledzy z Jaskółki i jechaliśmy sobie dalej, choć już nie w komplecie bo koleżanka lekko została.

Kolejny podjazd to serpentyny w Połomie Dużym. W porównaniu z innymi podjazdami ten był całkiem przyjemny i łatwy. Zyskałem sporą przewagę nad kolegami i jak się okazało był do koniec naszej współpracy. Jeden z kolegów miał lekkie problemy więc obaj zostali, a ja pojechałem przez chwilę sam. Przez chwilę bo w Iwkowej na koło siadł jakiś inny kolarz. I tak podjechaliśmy do Iwkowej. Zjazd serpentynami na całe szczęście szybki bo było sucho. Kolega odjechał, inny mnie dogonił, ja dogoniłem jeszcze innego i zostawiłem obu w tyle na podjeździe do Lipnicy. Tamtego wcześniejszego cały czas widziałem z przodu ze 100m. Nie dało rady jednak dogonić.
Ostatni podjazd nadszedł. Swoim tempem, cały czas patrzyłem do tyłu ale nikt nie nadjeżdżał. Na zjeździe do Wiśnicza złapałem dwóch innych kolarzy. Zaczęło bardzo mocno padać miałem problem z utrzymaniem koła, jednak dogoniłem ich w Wiśniczu. Na ostatni kilometr wjechaliśmy razem. Na 200m przed metą zaatakowałem, złapały mnie skurcze ale dałem radę dojechać przed nimi.

Trochę zaskoczyło mnie miejsce. Dopiero 93 lokata, tylko 5 oczek wyżej jak rok temu mimo tego, że dziś średnia wyniosła 26,5 km/h a rok temu 24,6km/h... Poziom musiał być wyższy, no i ten cholerny deszcz zwolnił nas katastrofalnie.
Ale tak czy tak jestem bardzo zadowolony. Przygoda super. Wspólny start przy zamkniętej trasie - bajka. Po prostu można się poczuć jak w pro tourze. 150 kolarzy jedzie całą drogą, skrzyżowania zabezpieczone przez Policję i Straż, super sprawa. Oczywiście tak było tylko przez pierwsze 10km ale zawsze coś. Kawał dobrego ścigania :)



Kolega Grzesiek zajął 19 miejsce Open i 3 w swojej kategorii. Wiedziałem, że trening ze mną się opłacą :PP

Koło 9:20 krótka rozgrzewka, i kilka minut potem ruszyłem na miejsce startu. Szybko jednak wróciłem do auta bo zaczęło lać :) Na szczęście po chwili przestało i wszyscy znów zaczęli się ustawiać.
O godzinie 10:00 wspólny start honorowy. Byłem raczej w drugiej połowie stawki, więc zanim ruszyłem czołówka była już kilkaset metrów dalej.
Start niby honorowy ale ogień poszedł. Trzeba było dokręcać żeby złapać kontakt z zawodnikami z przodu. Tętno szalone, nie chciało spaść poniżej 190... Jak się okazało poniżej 185 spadło dopiero po 20km trasy.
Kilka hopek i nastąpił start ostry oraz od razu 4,5km podjazd z premią górską na szczycie. Ogień totalny z przodu, u mnie raczej każdy swoim tempem zacząłem jechać. 45km/h pod górę to nie jest dobry pomysł na pierwszych kilometrach :)
Podjazd na sam początek w miarę łatwy jak na standardy Galicji, więc sobie spokojnie jechałem, z pominięciem jak wspominałem tętna, które dalej szalało. Na premię górską wpadłem tuż za jakimś gościem na którego przypuściłem atak ale ze zbyt twardego przełożenia - więc brakło.

Zdjęcie wykonane przez John Cieślik - Bridgen. Thx!
Na zjeździe dalej sam, ale po nim zaczęła się tworzyć mała grupka, w której jechałem. Dobrze się stało, bo kilka km płaskiego więc w grupie jechało się sprawnie. Na skrzyżowaniu z lewoskrętem koleś z przodu pojechał na wprost mimo, że krzyczeliśmy za nim, że w lewo :) Jeszcze trochę płaskiego i kolejny podjazd. Ciężki do Cichawki z dość dużym nachyleniem. Grupka się lekko rozsypała, na podjeździe trzymałem koło, a nawet byłem szybszy od innych ale traciłem lekko na zjazdach. Jak rok temu.

Po zjeździe od razu kolejny podjazd, do Muchówki tym razem kończący się przy wylocie na drogę wojewódzką. Wojewódzką szliśmy lekko w dół, w małej grupce dość sprawnie choć dołączali z tyłu zawodnicy. Po kilku km skręt w lewo i spory zjazd do Trzciany zakończony bardzo niebezpiecznym fragmentem z ostrym prawym zakrętem. Hamulce miały co robić.

Potem powtórka sytuacji: kolejny duży podjazd z 20% ścianą. Do Zbydniowa. długi i ciężki. Zjazd do Tarnawy i ... podjazd do Starego Rybia. Jeszcze dłuższy i jeszcze cięższy. Zakończony bufetem numer jeden. Na bufet wjechałem sam, wziąłem picie i banana i we trójkę ruszyłem z kolarzami z koszulkami Jaskółka Tarnów :) Jak się okazało z zawodnikami tymi oraz jeszcze z kolarką, którą dogoniliśmy przejechaliśmy razem z bardzo małymi przerwami aż 48km. Fajnie się dobraliśmy :)
Po bufecie mniejsze hopki i trochę zjazdów, potem długi zjazd do Koszar i moment kulminacyjny jak się okazało: podjazd pod Pasierbiec. Skręciliśmy na Pasierbiec i widzimy przed sobą CZARNĄ chmurę. Dosłownie. Zaczęło grzmieć, zaczęło lać strasznie. Na podjeździe nic, ale zjazd na dół po prostu zamienił się w potok. Zjazd tak wolny jak podjazd. Grupka, którą widzieliśmy na początku podjazdu przed nami zdążyła zjechać po suchym, dzięki temu zyskała dobre kilka minut. Nam przepadła szansa na gonienie kogokolwiek. Po trwającym wiecznie zjeździe długi kawał płaskiego z Młynnego do Krosnej. Daliśmy mocne tempo w naszej grupie, a dookoła oberwanie chmury. Woda była wszędzie.
W Krosnej najcięższy podjazd wyścigu. Na początek pionowa ściana, wypłaszczenie zakręt i kolejne kilka takich ścian :) Gdy zdychaliśmy nastąpił kolejny zakręt, a za nim kolejna ściana. Wszystko w granicy 20% Potem skręt w lewo i kolejne kilka ścianek. Każde ponad 15%, między nimi pseudo wypłaszczenie czyli po prostu zamiast 15-20% robiło się 5-10% :D. Nasza koleżanka odjechała lekko do przodu, ja byłem drugi. Na koniec przed bufetem jeszcze jedna cholerna ściana, tak na dobicie :). Na bufecie się nie zatrzymałem, miałem lekką przewagę nad kolegami z grupy ale wiedziałem, że oni zjeżdżają szybciej ode mnie więc postanowiłem czekać na nich na dole. Zjechaliśmy więc z koleżanką na dół, z lekkimi problemami hamulcowymi koleżanka, trochę niebezpiecznie się zrobiło przez moment. Na dole po chwili dołączyli koledzy z Jaskółki i jechaliśmy sobie dalej, choć już nie w komplecie bo koleżanka lekko została.

Kolejny podjazd to serpentyny w Połomie Dużym. W porównaniu z innymi podjazdami ten był całkiem przyjemny i łatwy. Zyskałem sporą przewagę nad kolegami i jak się okazało był do koniec naszej współpracy. Jeden z kolegów miał lekkie problemy więc obaj zostali, a ja pojechałem przez chwilę sam. Przez chwilę bo w Iwkowej na koło siadł jakiś inny kolarz. I tak podjechaliśmy do Iwkowej. Zjazd serpentynami na całe szczęście szybki bo było sucho. Kolega odjechał, inny mnie dogonił, ja dogoniłem jeszcze innego i zostawiłem obu w tyle na podjeździe do Lipnicy. Tamtego wcześniejszego cały czas widziałem z przodu ze 100m. Nie dało rady jednak dogonić.
Ostatni podjazd nadszedł. Swoim tempem, cały czas patrzyłem do tyłu ale nikt nie nadjeżdżał. Na zjeździe do Wiśnicza złapałem dwóch innych kolarzy. Zaczęło bardzo mocno padać miałem problem z utrzymaniem koła, jednak dogoniłem ich w Wiśniczu. Na ostatni kilometr wjechaliśmy razem. Na 200m przed metą zaatakowałem, złapały mnie skurcze ale dałem radę dojechać przed nimi.

Trochę zaskoczyło mnie miejsce. Dopiero 93 lokata, tylko 5 oczek wyżej jak rok temu mimo tego, że dziś średnia wyniosła 26,5 km/h a rok temu 24,6km/h... Poziom musiał być wyższy, no i ten cholerny deszcz zwolnił nas katastrofalnie.
Ale tak czy tak jestem bardzo zadowolony. Przygoda super. Wspólny start przy zamkniętej trasie - bajka. Po prostu można się poczuć jak w pro tourze. 150 kolarzy jedzie całą drogą, skrzyżowania zabezpieczone przez Policję i Straż, super sprawa. Oczywiście tak było tylko przez pierwsze 10km ale zawsze coś. Kawał dobrego ścigania :)



Kolega Grzesiek zajął 19 miejsce Open i 3 w swojej kategorii. Wiedziałem, że trening ze mną się opłacą :PP
- DST 119.60km
- Czas 04:30
- VAVG 26.58km/h
- VMAX 71.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- HRmax 196 ( 96%)
- HRavg 168 ( 82%)
- Podjazdy 2200m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Jaworz (921m), Limanowa - czyli dobry sposób na Piątek
Wczoraj zaproponowałem na dziś jakąś przyjemną pętelkę po południu. Dość szybko zebrała się nasza stała ekipa. Dziś okazało się, że ta 'przyjemna pętelka po południu', to grubo ponad 100km, od godz. 13... w sumie jest to już po południu :)
Ja na kilometry zawsze jestem chętny więc plan mi się spodobał.
Ruszyłem 12:38, jak prawie zawsze o wiele za wcześnie. Żeby być na zbiórce idealnie o czasie musiałbym zapieprzać ze średnią 18km/h ;)
Jak na złość noga jednak podawała ponad 30 więc lekko nadłożyłem km. Poczekałem kilka minut i ruszyliśmy w kierunku Łoniowej.
Jazda do Łoniowej spokojna, trochę sobie pogadaliśmy. Potem podjazd do Złotej też podjechany bez spiny. Do Złotej z góry jest fajny zjazd ale dziś jak na złość z każdego zakrętu wyjeżdżały samochody, więc nie dało rady jakoś porządnie się złożyć. A szkoda.
Za Złotą wjechaliśmy na główną w Jurkowie i chwilę potem odbiliśmy na rondzie na Czchów i N. Sącz. Chwilę potem dość bliskie spotkanie z TIRem zaliczyłem. Gość mnie wyprzedzał, ale zanim naczepa mnie minęła to zaczął zjeżdżać z powrotem na swój pas. Powiem tak, że musiałem lewe ramię do siebie przybliżyć żeby uniknąć kontaktu. No miałem jeszcze w obwodzie szutrowe pobocze, ale wolałem taką możliwość zostawić jako ostateczność. Było groźnie, nie powiem ale jakieś tam lekkie pole manewru miałem, i co ważne widziałem co się święci.
Tak więc jechaliśmy przez Czchów, po zmianach naprawdę dobry tempem. Od Jurkowa do Łososiny Dolnej, równo 12km zrobiliśmy średnią 36,1km/h :)
Za lotniskiem w Łososinie odbiliśmy na Ujanowice ale zanim do nich dojechaliśmy to skręciliśmy w lewo na Rojówkę i Chomranice. Tam zaczęły się hopki i nawet większe podjazdy. W Chomranicach ciekawy zjazd, spore nachylenie ale na końcu seria 90 stopniowych zakrętów oraz przejazd kolejowy. Hamulce popracowały ;)
Niedługo potem po chwili płaskiej drogi skręciliśmy w prawo na podjazd dnia czyli Jaworz.
Jaworz jak podpowiada internet to najwyższy szczyt Pasma Łososińskiego w Beskidzie Wyspowym (921m n.p.m).
Na początku spokojne hopki oraz bardzo ciekawy widok na kamieniołom, gdzie wydobywa się piaskowiec.

Zaraz potem właściwy podjazd. Dość ciężki przez kilka fragmentów z porządnymi nachyleniami. Około 2,3km o średnim nachyleniu 11% + ścianki, gdzie trza było przepychać. Pod 20% spokojnie wydaje się mi oraz geocontextowi ;)
Podjechaliśmy do końca asfaltu, a potem hehe weszliśmy w teren ;] Szosa, spdy i my włażący po śliskich kamieniach na jakieś kosmiczne ścianki ;D Potem wleźliśmy na wieżę widokową po schodach bardziej przypominających drabinę :P


Za to na górze widok kapitalny! Szeroka panorama, niestety widoczność bardzo kiepska, bo normalnie to tam pewnie kosmos jest :)
I tak było pięknie.



Po zdjęciach zeszliśmy kawałek w dół, już nie kamieniami ale łąką i na asfalcie wsiedliśmy na rowery i pojechaliśmy w dół. Klocki hamulcowe miały kupę roboty.Dopiero na dole dołączył Grzesiek, który ruszył prawie godzinę po nas.
Nastąpiła przerwa na sklep i potem pojechaliśmy na Limanową. Teren już cały czas pagórkowaty. Na jednej hopce zaatakowałem ot tak dla picu. Nogi piekły, a pulsometr zwariował i pokazał 101% tętna :D. Chyba mam źle ten puls obliczony bo nie wiem czy ot tak 101% można osiągnąć. Atak był mocny ale bez przesady.
Z Limanowej udaliśmy się na Piekiełko i Stare Rybie, odwrotnie jak za tydzień pojedzie Galicja Road Maraton. Dość ciężkie podjazdy, dawały się już we znaki ale dawaliśmy radę. W Starym Rybiu superowy zjazd, dość długi. Zaszalałem i jak się okazało wpadł KOM, a nawet nie wiedziałem, że tam segment jest :D 3km @avg 56,5km/h ;]
Potem mijaliśmy Tarnawę, Grabie, Łapanów. Za Łapanowem pojechaliśmy nieznaną mi boczną fajną drogą. Bardzo spokojnie, ale spory kawał pod górę.

Potem już troszkę bardziej znane mi tereny, był Sobolów, Zawada, a potem już w kierunku Nowego Wiśnicza. W Wiśniczu jeszcze szybka przerwa na Pepsi i już w stronę domu, dając fajne mocne tempo. Ostatni framgent do Brzeska zatłoczoną krajówką.
I na koniec przez Jadowniki wróciłem do domu...
No więc fajnie wyszło, rozgrzewka przed maratonem jak trza. 150km i prawie 2km w pionie :) Nowe tereny poznane. Pozytywnie. I nawet nie lało :D

Ja na kilometry zawsze jestem chętny więc plan mi się spodobał.
Ruszyłem 12:38, jak prawie zawsze o wiele za wcześnie. Żeby być na zbiórce idealnie o czasie musiałbym zapieprzać ze średnią 18km/h ;)
Jak na złość noga jednak podawała ponad 30 więc lekko nadłożyłem km. Poczekałem kilka minut i ruszyliśmy w kierunku Łoniowej.
Jazda do Łoniowej spokojna, trochę sobie pogadaliśmy. Potem podjazd do Złotej też podjechany bez spiny. Do Złotej z góry jest fajny zjazd ale dziś jak na złość z każdego zakrętu wyjeżdżały samochody, więc nie dało rady jakoś porządnie się złożyć. A szkoda.
Za Złotą wjechaliśmy na główną w Jurkowie i chwilę potem odbiliśmy na rondzie na Czchów i N. Sącz. Chwilę potem dość bliskie spotkanie z TIRem zaliczyłem. Gość mnie wyprzedzał, ale zanim naczepa mnie minęła to zaczął zjeżdżać z powrotem na swój pas. Powiem tak, że musiałem lewe ramię do siebie przybliżyć żeby uniknąć kontaktu. No miałem jeszcze w obwodzie szutrowe pobocze, ale wolałem taką możliwość zostawić jako ostateczność. Było groźnie, nie powiem ale jakieś tam lekkie pole manewru miałem, i co ważne widziałem co się święci.
Tak więc jechaliśmy przez Czchów, po zmianach naprawdę dobry tempem. Od Jurkowa do Łososiny Dolnej, równo 12km zrobiliśmy średnią 36,1km/h :)
Za lotniskiem w Łososinie odbiliśmy na Ujanowice ale zanim do nich dojechaliśmy to skręciliśmy w lewo na Rojówkę i Chomranice. Tam zaczęły się hopki i nawet większe podjazdy. W Chomranicach ciekawy zjazd, spore nachylenie ale na końcu seria 90 stopniowych zakrętów oraz przejazd kolejowy. Hamulce popracowały ;)
Niedługo potem po chwili płaskiej drogi skręciliśmy w prawo na podjazd dnia czyli Jaworz.
Jaworz jak podpowiada internet to najwyższy szczyt Pasma Łososińskiego w Beskidzie Wyspowym (921m n.p.m).
Na początku spokojne hopki oraz bardzo ciekawy widok na kamieniołom, gdzie wydobywa się piaskowiec.

Zaraz potem właściwy podjazd. Dość ciężki przez kilka fragmentów z porządnymi nachyleniami. Około 2,3km o średnim nachyleniu 11% + ścianki, gdzie trza było przepychać. Pod 20% spokojnie wydaje się mi oraz geocontextowi ;)
Podjechaliśmy do końca asfaltu, a potem hehe weszliśmy w teren ;] Szosa, spdy i my włażący po śliskich kamieniach na jakieś kosmiczne ścianki ;D Potem wleźliśmy na wieżę widokową po schodach bardziej przypominających drabinę :P


Za to na górze widok kapitalny! Szeroka panorama, niestety widoczność bardzo kiepska, bo normalnie to tam pewnie kosmos jest :)
I tak było pięknie.



Po zdjęciach zeszliśmy kawałek w dół, już nie kamieniami ale łąką i na asfalcie wsiedliśmy na rowery i pojechaliśmy w dół. Klocki hamulcowe miały kupę roboty.Dopiero na dole dołączył Grzesiek, który ruszył prawie godzinę po nas.
Nastąpiła przerwa na sklep i potem pojechaliśmy na Limanową. Teren już cały czas pagórkowaty. Na jednej hopce zaatakowałem ot tak dla picu. Nogi piekły, a pulsometr zwariował i pokazał 101% tętna :D. Chyba mam źle ten puls obliczony bo nie wiem czy ot tak 101% można osiągnąć. Atak był mocny ale bez przesady.
Z Limanowej udaliśmy się na Piekiełko i Stare Rybie, odwrotnie jak za tydzień pojedzie Galicja Road Maraton. Dość ciężkie podjazdy, dawały się już we znaki ale dawaliśmy radę. W Starym Rybiu superowy zjazd, dość długi. Zaszalałem i jak się okazało wpadł KOM, a nawet nie wiedziałem, że tam segment jest :D 3km @avg 56,5km/h ;]
Potem mijaliśmy Tarnawę, Grabie, Łapanów. Za Łapanowem pojechaliśmy nieznaną mi boczną fajną drogą. Bardzo spokojnie, ale spory kawał pod górę.

Potem już troszkę bardziej znane mi tereny, był Sobolów, Zawada, a potem już w kierunku Nowego Wiśnicza. W Wiśniczu jeszcze szybka przerwa na Pepsi i już w stronę domu, dając fajne mocne tempo. Ostatni framgent do Brzeska zatłoczoną krajówką.
I na koniec przez Jadowniki wróciłem do domu...
No więc fajnie wyszło, rozgrzewka przed maratonem jak trza. 150km i prawie 2km w pionie :) Nowe tereny poznane. Pozytywnie. I nawet nie lało :D

- DST 150.20km
- Czas 05:38
- VAVG 26.66km/h
- VMAX 73.00km/h
- Temperatura 25.0°C
- HRmax 206 (101%)
- HRavg 154 ( 75%)
- Podjazdy 1975m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Setka po płaskim. Nowe gminy w Świętokrzyskim :)
I kolejny raz niespodziewanie kawał trasy wpada do kolekcji. Dziś dość płasko i nowym kolarzem w ekipie. Była nas dzis trójka i w planie 70km na pętli Radłów - Szczurowa - Brzesko. Ale było inaczej :)
Ruszyliśmy z pod sklepu w Mokrzyskach i na początek bardzo ładne tempo przez Szczepanów, Łęki, Bielczę aż po Brzeźnicę przed Radłowem. Potem też dość szybko przez Wał Rudą do Jadownik Mokrych. Tu zdecydowaliśmy lekko dorzucić kilometrów i pojechać do Opatowca i potem do Koszyc. Więc minęliśmy Miechowice i wsiedliśmy na prom przez Dunajec. Kawałek dalej chwila niepewności na skrzyżowaniu, wybraliśmy hucznie zapowiadaną Borusową (najpierw pojawił się znak 'Borusowa 9', a potem taki sam co kilometr z coraz mniejszą liczbą (?)). Borusowa okazała się punktem na mapie mniej więcej. Ah, no i okazało się, że jednak źle wybraliśmy na tamtym skrzyżowaniu :) Ale zgodnie stwierdziliśmy, że nie będziemy zawracać tylko dojedziemy do Nowego Korczyna i stamtąd prosto do Koszyc krajową 79'tką lekko nadkładając. Na końcu trzeba było przeciąć Wisłę znów promem. Po powodzi droga dojazdowa do promu była, że tak powiem lekko pod wodą ale Cadex sobie i z jazdą po Wiśle poradził ;P
"lekko nadkładanych" km nie było tak "lekko" tylko prawie 22 :D
Jechaliśmy więc dalej po zmianach po coraz liczniejszych hopkach, lekki kryzys energetyczny się przytrafił ale udało się dojechać do Koszyc i zrobić przerwę na sklep.
Po przerwie z nowymi siłami prosto na Brzesko przez Szczurową. Ja sobie wcześniej odbiłem na dom i samotnie dokręciłem dość szybko.







- DST 104.50km
- Czas 03:36
- VAVG 29.03km/h
- VMAX 70.00km/h
- Temperatura 26.0°C
- Podjazdy 325m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Przehyba, życiówka, deszcz i inne :)
No i ostre uderzenie na koniec weekendu :) Miał być Ojców w dużej grupie ale prognozy były niepewne i koledzy z Bochni zrezygnowali. My Brzescy wielbiciele gór zmieniliśmy więc plany z płaskiej trasy na bardziej górzystą. Jako cel obraliśmy jeden z najcięższych podjazdów szosowych w Polsce: podjazd pod szczyt górski Przehyba (1175m n.p.m)
Trasa więc na południe, a z południa oczywiście wiało. Nie zraziło nas to i po zmianach pojechaliśmy na przekór wiatru. Trasa niezbyt wymyślna: krajówką z Brzeska do Nowego Sącza. Ruch był bardzo mały więc jechało się całkiem dobrze, choć wywiało nas dość porządnie. Mimo to ładna praca po zmianach zaowocowała tym, że w Sączu średnia wynosiła 30km/h.
Za Starym Sączem zaczął się główny podjazd dnia i walka o premię górską poza kategorią :P
W sumie 12km podjazdu o średnim nachyleniu 7% przy czym pierwsze kilometry są łagodne i powoli przechodzą w dość sztywne ściany. Prawdziwie królewski podjazd jak na nasze warunki no i nie muszę mówić, że był to najcięższy podjazd z jakim miałem do czynienia w mojej 3 letniej 'karierze'.
Profil 2d podjazdu:

Wizja wielu km pod górę chyba źle wpłynęła na psychikę bo początek był dla mnie dość ciężki. Z czasem jednak zacząłem się czuć coraz lepiej. Szymon odpalił rakietę i poszedł do przodu, a Grzesiek miał lekkie problemy i lekko został, więc każdy jechać 'swoje'
Widoki mimo wszechobecnego lasu były piękne więc strzeliłem parę zdjęć podczas jazdy. W końcówce dogonił mnie Grzesiek i na ostatnich parudziesięciu metrach wyprzedził.
Na szczycie chwila odpoczynku, pamiątkowe zdjęcia i gonieni przez kropiący deszcz zaczęliśmy wracać. Zjazd ciężki, bo okazało się, że jest strasznie zimno, ale oprócz tego fajnie, bo dość ciekawa trasa na dół. Trzeba się było pilnować.
Na dole przerwa na sklep i ruszyliśmy znów na Nowy Sącz ale trochę inną drogą. W Sączu przerwa na małą szamę i potem już bez zatrzymań w stronę domu. Postanowiliśmy jechać przez Kurów i Gródek nad Dunajcem, więc czekały nas jeszcze podjazdy. O dziwo poszło wszystko dość sprawnie, w Bartkowej Posadowej zaczęło padać. Od Paleśnicy z wiatrem w plecy zrobiliśmy dość mocny zaciąg i do samego ronda w Zakliczynie udało się zrobić avg. 39 z hakiem. Potem już w zupełnym deszczu podjazd do Gwoźdźca, na zjeździe prawie tak wolno jak na podjeździe bo zimno i pierońsko ślisko.
Przez Łoniową i Porąbkę też całkiem dobrze poszło mimo 170km w nogach, nawet kilka razy mocniej pociągnąłem.
Potem się rozjechaliśmy każdy w swoją stronę i samotnie wróciłem przez Maszkienice do domu, jeszcze na koniec dokręcając brakujące 2,5km do 190. Do 200 nie miałem już ochoty szczerze mówiąc. Lało jak z cebra.
Tak więc życiówka, a nawet kilka bo, najdłuższy dystans, z przewyższeniem nie jestem pewien, ale wjechałem też najwyżej rowerem (1175m).
Tak więc bardzo pozytywnie, mimo tego deszczu na końcu :)
Mapa trasy:





Trasa więc na południe, a z południa oczywiście wiało. Nie zraziło nas to i po zmianach pojechaliśmy na przekór wiatru. Trasa niezbyt wymyślna: krajówką z Brzeska do Nowego Sącza. Ruch był bardzo mały więc jechało się całkiem dobrze, choć wywiało nas dość porządnie. Mimo to ładna praca po zmianach zaowocowała tym, że w Sączu średnia wynosiła 30km/h.
Za Starym Sączem zaczął się główny podjazd dnia i walka o premię górską poza kategorią :P
W sumie 12km podjazdu o średnim nachyleniu 7% przy czym pierwsze kilometry są łagodne i powoli przechodzą w dość sztywne ściany. Prawdziwie królewski podjazd jak na nasze warunki no i nie muszę mówić, że był to najcięższy podjazd z jakim miałem do czynienia w mojej 3 letniej 'karierze'.
Profil 2d podjazdu:

Wizja wielu km pod górę chyba źle wpłynęła na psychikę bo początek był dla mnie dość ciężki. Z czasem jednak zacząłem się czuć coraz lepiej. Szymon odpalił rakietę i poszedł do przodu, a Grzesiek miał lekkie problemy i lekko został, więc każdy jechać 'swoje'
Widoki mimo wszechobecnego lasu były piękne więc strzeliłem parę zdjęć podczas jazdy. W końcówce dogonił mnie Grzesiek i na ostatnich parudziesięciu metrach wyprzedził.
Na szczycie chwila odpoczynku, pamiątkowe zdjęcia i gonieni przez kropiący deszcz zaczęliśmy wracać. Zjazd ciężki, bo okazało się, że jest strasznie zimno, ale oprócz tego fajnie, bo dość ciekawa trasa na dół. Trzeba się było pilnować.
Na dole przerwa na sklep i ruszyliśmy znów na Nowy Sącz ale trochę inną drogą. W Sączu przerwa na małą szamę i potem już bez zatrzymań w stronę domu. Postanowiliśmy jechać przez Kurów i Gródek nad Dunajcem, więc czekały nas jeszcze podjazdy. O dziwo poszło wszystko dość sprawnie, w Bartkowej Posadowej zaczęło padać. Od Paleśnicy z wiatrem w plecy zrobiliśmy dość mocny zaciąg i do samego ronda w Zakliczynie udało się zrobić avg. 39 z hakiem. Potem już w zupełnym deszczu podjazd do Gwoźdźca, na zjeździe prawie tak wolno jak na podjeździe bo zimno i pierońsko ślisko.
Przez Łoniową i Porąbkę też całkiem dobrze poszło mimo 170km w nogach, nawet kilka razy mocniej pociągnąłem.
Potem się rozjechaliśmy każdy w swoją stronę i samotnie wróciłem przez Maszkienice do domu, jeszcze na koniec dokręcając brakujące 2,5km do 190. Do 200 nie miałem już ochoty szczerze mówiąc. Lało jak z cebra.
Tak więc życiówka, a nawet kilka bo, najdłuższy dystans, z przewyższeniem nie jestem pewien, ale wjechałem też najwyżej rowerem (1175m).
Tak więc bardzo pozytywnie, mimo tego deszczu na końcu :)
Mapa trasy:






- DST 190.50km
- Czas 07:15
- VAVG 26.28km/h
- VMAX 70.00km/h
- Temperatura 19.0°C
- Podjazdy 2270m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Debiut w zawodowym peletonie, tak jakby ;)
Ależ dzień wyszedł super. Kolarska przygoda życia chyba :D
O 13 ruszyłem z domu ubrany dziś w długie spodnie i z waitrówką bo zimno i pochmurno. Przez Lewniową dostałem się do Tymowej na trasę dzisiejszego etapu Karpackiego Wyścigu Kurierów. Jako, że dojechałem prawie 50min przed czasem to postanowiłem pojechać im na spotkanie. Policji już było wszędzie sporo, droga zabezpieczona, jechało się super. W Lipnicy trochę się zagiąłem pod górkę bo w rynku ludzi już sporo więc trza się pokazać :P
Dojechałem do Muchówki, gdzie był usytuowany bufet. Stanąłem sobie z boku przywitałem się z jakąś zagraniczną ekipą, i chwilę potem od miłej pani otrzymałem cały zestaw bufetowy dla zawodnika :) Trafił się bidon z dośc ciekawym napojem, kilka żeli, banan :D
Niedługo potem przejechała ucieczka i zaraz na nimi peleton. Chwilę potem ruszyłem za nimi, po drodze zgarniając kilka bonusów zostawionych przez kolarzy :) (żele, batony).
Trasa cały czas zamknięta więc jechało się genialnie, w Lipnicy znów zrobiłem sprinta tym razem było z górki ;)
Wjechałem pod Tymową, gdy minąłem mnie motor policyjny. Patrzę za siebie, a tam ze 300m za mną kilkunasto osobowa grupka! Takiej okazji nie mogłem przegapić! Zacząłem się rozpędzać i przed wypłaszczeniem kolarze mnie złapali. Nie wiele myśląc siadłem na koło, choć żeby nie było jaj nie siadłem normalnie na koło ale jednak 1-2m za ostatnim kolarzem. I tam sobie jechaliśmy ponad 40km/h po tych cholernych dziurach w Tymowej :P Dojechałem tak z nimi do krajowej 75 i postanowiłem jechać dalej a co :D WIęc aż do ronda w Jurkowie dalej z nimi, dopiero za rondem zaczęli mi uciekać ale ja i tak skręciłem w bok na Złotą.
W sumie 7,5km jazdy w zawodowym peletonie :D Bidon i kilka innych fantów zebranych
Powiem, że nie łatwo było z tym wszystkim (obwieszony byłem torebkami takimi jak dostają na bufetach) utrztymac koła ale się kurde udało :D Fantastyczna sprawa.
Od Złotej do domu spokojnie, na koniec zaczęło mocno padać ale jakie to ma znaczenie?? :) Załuje, że nie wziąłem pulsometra bo podejrzewam, że osiągałem wartości kosmiczne ;)





O 13 ruszyłem z domu ubrany dziś w długie spodnie i z waitrówką bo zimno i pochmurno. Przez Lewniową dostałem się do Tymowej na trasę dzisiejszego etapu Karpackiego Wyścigu Kurierów. Jako, że dojechałem prawie 50min przed czasem to postanowiłem pojechać im na spotkanie. Policji już było wszędzie sporo, droga zabezpieczona, jechało się super. W Lipnicy trochę się zagiąłem pod górkę bo w rynku ludzi już sporo więc trza się pokazać :P
Dojechałem do Muchówki, gdzie był usytuowany bufet. Stanąłem sobie z boku przywitałem się z jakąś zagraniczną ekipą, i chwilę potem od miłej pani otrzymałem cały zestaw bufetowy dla zawodnika :) Trafił się bidon z dośc ciekawym napojem, kilka żeli, banan :D
Niedługo potem przejechała ucieczka i zaraz na nimi peleton. Chwilę potem ruszyłem za nimi, po drodze zgarniając kilka bonusów zostawionych przez kolarzy :) (żele, batony).
Trasa cały czas zamknięta więc jechało się genialnie, w Lipnicy znów zrobiłem sprinta tym razem było z górki ;)
Wjechałem pod Tymową, gdy minąłem mnie motor policyjny. Patrzę za siebie, a tam ze 300m za mną kilkunasto osobowa grupka! Takiej okazji nie mogłem przegapić! Zacząłem się rozpędzać i przed wypłaszczeniem kolarze mnie złapali. Nie wiele myśląc siadłem na koło, choć żeby nie było jaj nie siadłem normalnie na koło ale jednak 1-2m za ostatnim kolarzem. I tam sobie jechaliśmy ponad 40km/h po tych cholernych dziurach w Tymowej :P Dojechałem tak z nimi do krajowej 75 i postanowiłem jechać dalej a co :D WIęc aż do ronda w Jurkowie dalej z nimi, dopiero za rondem zaczęli mi uciekać ale ja i tak skręciłem w bok na Złotą.
W sumie 7,5km jazdy w zawodowym peletonie :D Bidon i kilka innych fantów zebranych
Powiem, że nie łatwo było z tym wszystkim (obwieszony byłem torebkami takimi jak dostają na bufetach) utrztymac koła ale się kurde udało :D Fantastyczna sprawa.
Od Złotej do domu spokojnie, na koniec zaczęło mocno padać ale jakie to ma znaczenie?? :) Załuje, że nie wziąłem pulsometra bo podejrzewam, że osiągałem wartości kosmiczne ;)





- DST 77.50km
- Czas 02:52
- VAVG 27.03km/h
- VMAX 64.00km/h
- Temperatura 12.0°C
- Podjazdy 790m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Wokół jeziora Rożnowskiego na początek Maja
Pierwsza 'majówkowa' jazda i kto wie czy nie ostatnia. Już teraz jak to piszę, jestem po burzy, a deszcz pada w najlepsze. Temperatura spadła do 11 stopni i podobno przez kilka dni bardzo nie wzrośnie...
Większość dnia była jednak z goła inna. Rano bezchmurne niebo i przed 11 ruszyłem do Brzeska na spotkanie z kompanami dzisiejszej pętli. Brzesko maksymalnie zakorkowane, jakiś kociokwik zupełny, trzeba było manewrować pomiędzy chaotycznie porozrzucanymi samochodami... Razem z Szymkiem udało nam się jednak opuścić metropolię i bokami ruszyliśmy w kierunku Lipnicy, gdzie spotkać mieliśmy Grześka. Jazda do Lipnicy dość spokojna, Szymek walczył z piszczącymi łożyskami, a mi psikusa w dalszym ciągu płatały pedały/bloki, które przy silniejszym szarpnięciu wypinają się :/
W Lipnicy oglądnąłem sobie zabytkowy kościłół z XII (?) wieku i po kilku minutach dołączył Grzesiek i mogliśmy jechać dalej.
Za Lipnicą skręciliśmy na Rajbrot, kawałek zjazdu i płaskiego. Potem skręt na Wojakową i dostaliśmy nauczkę od wiatru. Jechało się kiepsko, choć pomógł długi zjazd do samej Porąbki Iwkowskiej. Potem jazda przez Kąty i wyjechaliśmy przy głównej drodze w Łososinie Dolnej niedaleko lotniska, gdzie akurat startował samolot z szybowcem.
Przerwa na sklep i potem zjazd z krajówki na fajne pagórkowate drogi wokół jeziora Rożnowskiego. W Tabaszowej kapitalny zjazd z fajowymi winklami, udało się wyciągnąć 79,5km/h :P Ogólnie sporo hopek i podjazdów w tamtych rejonach. Fajne tereny, zero ruchu i dobre szosy, no i widoki ładne.
Potem pojehcaliśmy kawałek krajówką do m. Wielogłowy, gdzie skręciliśmy w kierunku Gródka nad Dunajcem. Na początku spory podjazd ale za to potem dość fajny zjazd na sam dół do poziomu jeziora.
W Gródku znów mała przerwa na sklep i po szybkiej coli ruszyliśmy dalej. Spotkaliśmy dziewczyny, które śmigały do Sącza, ciekawe czy się wyrobiły przed burzą z gradobiciem i ulewnym deszczem, który nawiedził Sącz i okolice...
W Bartkowej Posadowej kolejny większy podjazd i zjazd do m. Bujne, gdzie znajduje się jedna z najgorszych nawierzchni jaką miałem okazję jechać :) Po minięciu tej jednej wielkiej dziury kilka kilometrów normalnej dobrej drogi do aż do Zakliczyna ale dziś z mocnym czołowym wiatrem, więc się na zmianach trochę pozaginaliśmy.
Potem z Zakliczyna na Melsztyn, podjazd przez Gwoździec i już objechane setki razy tereny: Łoniowa, Porąbka. Od Woli już sam do domu, uciekając w samą porę przed burzą i deszczem :)
Dane z licznika, lekko się różnią od Stravy ;)

Większość dnia była jednak z goła inna. Rano bezchmurne niebo i przed 11 ruszyłem do Brzeska na spotkanie z kompanami dzisiejszej pętli. Brzesko maksymalnie zakorkowane, jakiś kociokwik zupełny, trzeba było manewrować pomiędzy chaotycznie porozrzucanymi samochodami... Razem z Szymkiem udało nam się jednak opuścić metropolię i bokami ruszyliśmy w kierunku Lipnicy, gdzie spotkać mieliśmy Grześka. Jazda do Lipnicy dość spokojna, Szymek walczył z piszczącymi łożyskami, a mi psikusa w dalszym ciągu płatały pedały/bloki, które przy silniejszym szarpnięciu wypinają się :/
W Lipnicy oglądnąłem sobie zabytkowy kościłół z XII (?) wieku i po kilku minutach dołączył Grzesiek i mogliśmy jechać dalej.
Za Lipnicą skręciliśmy na Rajbrot, kawałek zjazdu i płaskiego. Potem skręt na Wojakową i dostaliśmy nauczkę od wiatru. Jechało się kiepsko, choć pomógł długi zjazd do samej Porąbki Iwkowskiej. Potem jazda przez Kąty i wyjechaliśmy przy głównej drodze w Łososinie Dolnej niedaleko lotniska, gdzie akurat startował samolot z szybowcem.
Przerwa na sklep i potem zjazd z krajówki na fajne pagórkowate drogi wokół jeziora Rożnowskiego. W Tabaszowej kapitalny zjazd z fajowymi winklami, udało się wyciągnąć 79,5km/h :P Ogólnie sporo hopek i podjazdów w tamtych rejonach. Fajne tereny, zero ruchu i dobre szosy, no i widoki ładne.
Potem pojehcaliśmy kawałek krajówką do m. Wielogłowy, gdzie skręciliśmy w kierunku Gródka nad Dunajcem. Na początku spory podjazd ale za to potem dość fajny zjazd na sam dół do poziomu jeziora.
W Gródku znów mała przerwa na sklep i po szybkiej coli ruszyliśmy dalej. Spotkaliśmy dziewczyny, które śmigały do Sącza, ciekawe czy się wyrobiły przed burzą z gradobiciem i ulewnym deszczem, który nawiedził Sącz i okolice...
W Bartkowej Posadowej kolejny większy podjazd i zjazd do m. Bujne, gdzie znajduje się jedna z najgorszych nawierzchni jaką miałem okazję jechać :) Po minięciu tej jednej wielkiej dziury kilka kilometrów normalnej dobrej drogi do aż do Zakliczyna ale dziś z mocnym czołowym wiatrem, więc się na zmianach trochę pozaginaliśmy.
Potem z Zakliczyna na Melsztyn, podjazd przez Gwoździec i już objechane setki razy tereny: Łoniowa, Porąbka. Od Woli już sam do domu, uciekając w samą porę przed burzą i deszczem :)
Dane z licznika, lekko się różnią od Stravy ;)

- DST 133.80km
- Czas 04:49
- VAVG 27.78km/h
- VMAX 79.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 1600m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Wielkanocna pętelka
Po Wielkanocnym śniadaniu o godzinie 13 zbiórka na świąteczną pętelkę. Wiatr wiał dość mocno ale większość trasy sprzyjał (!). Dziś było nas czterech więc się pięknie jechało. Najpierw pustawe Brzesko, i potem bokami przez Jasień i Porębę Spytkowską. Pierwszy atak na koma nastąpił na podjeździe w Porębie, skoczył Bartosz i ja. Niestety przegrałem o kilka sekund :P. Potem raczej spokojna jazda przez Chronów do Lipnicy Murowanej. Z Lipnicy zjechaliśmy sobie do Rajbrotu, tam hopka, gdzie skoczyłem ja solo, a potem zabawiłem się na zjeździe w ucieczkę ;) ot takie elementy ścigania całkiem przyjemne :)
Z Żegociny na Rozdziele ale nie podjechaliśmy do samej góry tylko odbiliśmy przed główną ścianką w bok. Okazało się, że po jakimś czasie takich ścianek było kilka zamiast tej jednej :P Po kilku większych hopach wyjechaliśmy w miejscowości Dobrociesz. Zaraz potem całkiem fajny podjazd po serpentynkach w Porąbce Iwkowskiej, a potem zjazd i kolejny podjazd do Czchowa. Za Czchowem odbiliśmy z głównej w bok na Lewniową. Na podjeździe do Biesiadek znów sobie skoczyłem, potem poczekałem na resztę i z Grześkiem poprawiłem :P Zjazd do Łoniowej dość szalony. Zaczął mocno Grzesiek, potem Szymek super rozprowadził i na samym końcu skoczyłem ja :)
Przez Łoniową w miarę spokojnie, w Porąbce znów małe skoki, w pewnym momencie wyszedłem na zmianę, cisnę ile się da, obracam się za siebie, a reszta w tyle. I po co się tak męczyłem? :P
Na koniec szybko po czwórce do Brzeska, przez samo Brzeska rundka i już z Grześkiem do domu przez Jadowniki.
Superowo wyszło, choć ujechałem się konkretnie. Nogi czuć cały czas :)
Trasa:

Z Żegociny na Rozdziele ale nie podjechaliśmy do samej góry tylko odbiliśmy przed główną ścianką w bok. Okazało się, że po jakimś czasie takich ścianek było kilka zamiast tej jednej :P Po kilku większych hopach wyjechaliśmy w miejscowości Dobrociesz. Zaraz potem całkiem fajny podjazd po serpentynkach w Porąbce Iwkowskiej, a potem zjazd i kolejny podjazd do Czchowa. Za Czchowem odbiliśmy z głównej w bok na Lewniową. Na podjeździe do Biesiadek znów sobie skoczyłem, potem poczekałem na resztę i z Grześkiem poprawiłem :P Zjazd do Łoniowej dość szalony. Zaczął mocno Grzesiek, potem Szymek super rozprowadził i na samym końcu skoczyłem ja :)
Przez Łoniową w miarę spokojnie, w Porąbce znów małe skoki, w pewnym momencie wyszedłem na zmianę, cisnę ile się da, obracam się za siebie, a reszta w tyle. I po co się tak męczyłem? :P
Na koniec szybko po czwórce do Brzeska, przez samo Brzeska rundka i już z Grześkiem do domu przez Jadowniki.
Superowo wyszło, choć ujechałem się konkretnie. Nogi czuć cały czas :)
Trasa:


- DST 108.50km
- Czas 04:08
- VAVG 26.25km/h
- VMAX 78.00km/h
- Temperatura 17.0°C
- Podjazdy 1400m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Galicja Road Maraton 2014 - beta :)
Dziś jazda we czwórkę po większej części trasy tegorocznej edycji maratonu w N. Wiśniczu. Pobudka bladym świtem o 7:50 i już od 8:20 wyjechałem na spotkanie Szymka w Brzesku. Pierwsze metry masakra, zimno totalnie :) Na szczęście do Mokrzyski lekko pod górę więc się rozgrzałem. Na tyle pocisnąłem, że w Brzesku byłem w 10minut (36km/h średnia).
Z Brzeska pojechaliśmy na Nowy Wiśnicz, gdzie spotkaliśmy się z 2 innymi kolegami z Bochni.
Po chwili ruszyliśmy taką trasą jaką poleci w tym roku Galicja Road Maraton. Najpierw więc na Królowkę i w prawo na podjazd do Woli Nieszkowskiej. Potem zjazd do Sobolowa i kawałek dość płaski przez Cichawkę. Po zrobieniu 'pętli' wyjechaliśmy w Królówce i pojechaliśmy w kierunku Muchówki. Tam na wojewódzką 966 i super zjazd do Leszczyny. Z Leszczyny kolejny spory zjazd do Trzciany z jeszcze widocznymi na końcu wykrzyknikami z tamtego roku ostrzegającymi przez niewidcznym z daleka 90-stopniowym zakrętem w prawo. Miejsce dośc groźne można się pięknie z prędkością rzędu 70km/h wpieprzyć na parking przy kościele :D
Przed Zbydniowem ciężki podjazd. Zamiast 'płyt' czyli kilkuset metrowego odcinka z miejscami dochodzącymi do chwilowych ~27% w tym roku znalazł się minimalnie lżejszy ale sporo dłuższy podjazd. Chwilowe nachylenie też pod 25% podchodzi także naprawdę jest co podjeżdżać.
Tak to wygląda:

Do Tarnawy trasa znów leci w dół ale już po chwili mamy kolejny jeszcze dłuższy podjazd do Starego Rybia. Tu też miejscami mamy nachylenia robiące wrażenie:

Ze Starego jedziemy po hopach do Nowego Rybia i tam zaczyna się dość długi fajny zjazd do Piekiełka. Właśnie w Piekiełku odpuściliśmy już jazdę po trasie wyścigu. Zaraz za tą miejscowością czeka uczestników bardzo ciężki podjazd do Pasierbca. Potem jest zjazd i lekko lecąca w dół szosa przez Laskową. My z Szymkiem właśnie tamtędy zaczęliśmy powrót do domu. Niestety już od jakiegoś czasu wiało w twarz więc zamiast lecieć 40 na luzie, 'lecieliśmy' 26 bardzo nie na luzie :P.
Na tym etapie dopadł mnie lekki kryzys. W Łososinie Dolnej zrobiliśmy więc przerwę na sklep. Zafundowałem sobie kopa czyli pepsi + banan + pół czekolady iii ... było znacznie lepiej :). Na tyle lepiej, że dość ładnie dojechaliśmy do Jurkowa, a potem nawet dość sprawnie wjechałem pod Złotą.
Na koniec już standard czyli Łoniowa, Porąbka, Dębno. Tu Szymek poleciał do siebie, a ja do siebie, jeszcze na koniec wykręcając na odcinku dębno - sterkowiec dobre 33km/h. :)
Tak więc oto najlepszy dystans tego roku, dość niespodziewanie bo jeszcze wczoraj nie widziałem co dziś będę jechał. Sporo przewyższeń, sporo kilometrów i bardzo sporo wiatru. Ujechałem się dość porządnie ale było bardzo fajnie.



Z Brzeska pojechaliśmy na Nowy Wiśnicz, gdzie spotkaliśmy się z 2 innymi kolegami z Bochni.
Po chwili ruszyliśmy taką trasą jaką poleci w tym roku Galicja Road Maraton. Najpierw więc na Królowkę i w prawo na podjazd do Woli Nieszkowskiej. Potem zjazd do Sobolowa i kawałek dość płaski przez Cichawkę. Po zrobieniu 'pętli' wyjechaliśmy w Królówce i pojechaliśmy w kierunku Muchówki. Tam na wojewódzką 966 i super zjazd do Leszczyny. Z Leszczyny kolejny spory zjazd do Trzciany z jeszcze widocznymi na końcu wykrzyknikami z tamtego roku ostrzegającymi przez niewidcznym z daleka 90-stopniowym zakrętem w prawo. Miejsce dośc groźne można się pięknie z prędkością rzędu 70km/h wpieprzyć na parking przy kościele :D
Przed Zbydniowem ciężki podjazd. Zamiast 'płyt' czyli kilkuset metrowego odcinka z miejscami dochodzącymi do chwilowych ~27% w tym roku znalazł się minimalnie lżejszy ale sporo dłuższy podjazd. Chwilowe nachylenie też pod 25% podchodzi także naprawdę jest co podjeżdżać.
Tak to wygląda:

Do Tarnawy trasa znów leci w dół ale już po chwili mamy kolejny jeszcze dłuższy podjazd do Starego Rybia. Tu też miejscami mamy nachylenia robiące wrażenie:

Ze Starego jedziemy po hopach do Nowego Rybia i tam zaczyna się dość długi fajny zjazd do Piekiełka. Właśnie w Piekiełku odpuściliśmy już jazdę po trasie wyścigu. Zaraz za tą miejscowością czeka uczestników bardzo ciężki podjazd do Pasierbca. Potem jest zjazd i lekko lecąca w dół szosa przez Laskową. My z Szymkiem właśnie tamtędy zaczęliśmy powrót do domu. Niestety już od jakiegoś czasu wiało w twarz więc zamiast lecieć 40 na luzie, 'lecieliśmy' 26 bardzo nie na luzie :P.
Na tym etapie dopadł mnie lekki kryzys. W Łososinie Dolnej zrobiliśmy więc przerwę na sklep. Zafundowałem sobie kopa czyli pepsi + banan + pół czekolady iii ... było znacznie lepiej :). Na tyle lepiej, że dość ładnie dojechaliśmy do Jurkowa, a potem nawet dość sprawnie wjechałem pod Złotą.
Na koniec już standard czyli Łoniowa, Porąbka, Dębno. Tu Szymek poleciał do siebie, a ja do siebie, jeszcze na koniec wykręcając na odcinku dębno - sterkowiec dobre 33km/h. :)
Tak więc oto najlepszy dystans tego roku, dość niespodziewanie bo jeszcze wczoraj nie widziałem co dziś będę jechał. Sporo przewyższeń, sporo kilometrów i bardzo sporo wiatru. Ujechałem się dość porządnie ale było bardzo fajnie.




- DST 152.00km
- Czas 05:39
- VAVG 26.90km/h
- VMAX 76.00km/h
- Temperatura 14.0°C
- HRmax 199 ( 98%)
- HRavg 150 ( 73%)
- Podjazdy 1660m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze