Informacje

  • Wszystkie kilometry: 56790.11 km
  • Km w terenie: 26.50 km (0.05%)
  • Czas na rowerze: 78d 16h 57m
  • Prędkość średnia: 26.68 km/h
  • Suma w górę: 463798 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy piotrkol.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

>100km

Dystans całkowity:13250.78 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:487:54
Średnia prędkość:26.74 km/h
Maksymalna prędkość:88.50 km/h
Suma podjazdów:126573 m
Maks. tętno maksymalne:206 (101 %)
Maks. tętno średnie:168 (82 %)
Suma kalorii:51027 kcal
Liczba aktywności:109
Średnio na aktywność:121.57 km i 4h 33m
Więcej statystyk
Czwartek, 18 czerwca 2015 Kategoria >100km, Peleton, Szosa

104. Maszt

Dziś w końcu troszkę większa grupka - było nas 4 i wyszła bardzo fajna trasa. Za cel obraliśmy miejscowość Chorągwica, w której znajduje się taki bardzo wysoki maszt na którym wisi mnóstwo anten :P W Jodłówce zgarnęliśmy Dominika i pojechaliśmy w kierunku Bochni. Trasy nie znałem więc zostawiłem nawigację jednemu z Marcinów ;) Ten pokierował nas różnymi fajnymi, bocznymi drogami. Ominęliśmy Bochnię od północy i wyjechaliśmy w Cikowicach. Stamtąd utrzymując całkiem dobre tempo pojechaliśmy na Kłaj, Targowisko i mając cały czas obok autostradę do miejscowości Staniątki.

W między czasie na horyzoncie pojawił się już cel naszej trasy - Radiowo-Telewizyjne Centrum Nadawcze Kraków-Chorągwice. Pojawiły się też mniejsze i większe hopki, a my skierowaliśmy się bardziej na południe w kierunku starej czwórki. Przecięliśmy ją na raty i pojawił się całkiem spory podjazd. W sumie niemal 5km pod górę. Tego się nie spodziewałem. Po pokonaniu podjazdu znaleźliśmy się już całkiem blisko celu. Sam maszt, cóż: wysoki :) Porobiliśmy pamiątkowe zdjęcia, zjedliśmy śniadanie/obiad/kolację i ruszyliśmy z powrotem inną trasą. Bardziej górzystą. Z góry widoki kapitalne na piękny Beskid Wyspowy.

Po chwili kawał niezłego zjazdu ale zakończony skrzyżowaniem z drogą wojewódzką więc trzeba było ostro hamować. Na dole minął nas gość z sakwami i bardzo osobliwie udekorowanym rowerze :) Pokierowaliśmy się bliżej starej czwórki, nawet kilka razy ją przecinając i jadąc nią kilka kilometrów. W Chełmie przerwa na sklep, czyli Pepsi oraz żelki :) i ruszyliśmy dalej w kierunku Łapczycy. Trochę zaczęło kropić więc od Łapczycy jechaliśmy już czwórką. Na obwodnicy Bochni poniosła mnie fantazja i dałem długą mocną zmianę na zjeździe i wypłaszczeniu utrzymując chwilę ponad 70km/h :) Od świateł w Bochni do świateł w Rzezawie tempo nadawali Dominik i Marcin i było naprawdę ostro.

Właśnie światła w Rzezawie nas zatrzymały. Tam w kierunku domu pojechał Dominik, a my po chwili czekania na trzeciego kolegę ruszyliśmy na Brzesko. Chwilę potem o mało nie zostałem z Marcinem rozjechany przez samochód, który wyjechał z podporządkowanej. Marcin minął się na centymetry ze zderzakiem, ja jechałem kilka metrów za nim i tylko gwałtowny unik w lewo uratował mnie przed spotkaniem z maską. I jak tak myślę, to dobrze kurde, że nic akurat nie jechało moim pasem na Brzesko... Choć może wtedy gówniarz w aucie nie wyjechałby prosto w nas.... Do Brzeska już na szczęście spokojnie, choć na podwyższonym ciśnieniu :P Na rondzie opuściłem kolegów i pojechałem w dół ulicą Leśną. Potem serwisówkami do Mokrzyski i ostatnie kilometry do domu. 








  • DST 111.60km
  • Czas 04:01
  • VAVG 27.78km/h
  • VMAX 72.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 981m
  • Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 13 czerwca 2015 Kategoria >1000m, >100km, Szosa

100. Na Małopolski Wyścig Górski w strasznym upale

Wybrałem się sam na metę 2 etapu MWG. Wyjazd w południe i już wtedy ponad 30 stopni w cieniu. Początek lecę dość szybko na Rzezawę, mijam Marcina, który wracał ze startu. W Rzezawie przecinam czwórkę i koniec płaskiego na dziś. Lecę już po hopkach do Bochni, a potem kawałek wojewódzką do Nowego Wiśnicza. W centrum skręt w prawo i lecę w kierunku Leszczyny. Tempo dość spoko, noga podaje nawet. Przez Łapanowem wylatuje mi z ręki bidon co burzy moją koncentrację :P Tymczasem z pomocą map docieram do Żerosławic i po chwili widzę już jak policja zabezpiecza pętlę po której jedzie dziś peleton. Jadę im na przeciwko, dość niepewnie bo mają z góry, a co chwila zakręt i nic nie widać. Najpierw mija mnie dwójka uciekinierów, a po chwili przetrzebiony peleton. Za nim kilka minut kolejna większa grupa.

Dojeżdżam do Jodłownika i lecę na Szczyrzyc. W strefie bufetu wpada torebka CCC i bidon nie wiem kogo. Zajeżdżam w końcu do Szczyrzyca, gdzie czekam na wyścig. Spora grupka kolarzy już na pierwszej z dwócg rund zrezygnowała z walki i siedzą gdzie popadnie przy wozach i busach drużynowych. Spotykam znajomego, gadamy chwilę o rowerach i tym podobnych. Lecę do sklepu po Pepsi i Tymbarka, a potem już czekanie na finish. Wygrywa lider całego wyścigu z 20 osobowej grupy. Na resztę nie patrzę tylko lecę tam, gdzie stoją samochody drużyn. Udaje się dostać bidon od CCC i RusVelo. Po chwili biorę się za powrót. Jeszcze na podjeździe znajduje jeden bidon, ale też nie wiem kogo. Trochę jest ciężko, kieszenie wypchane więc niczym pomocnik ładuje bidony pod koszulkę :D Powrót ciężki jak cholera. Do asfaltu niemal 50 stopni, cały czas hopki. Ratują mnie dwa żele, które dostałem od kolegi. Po całej wieczności docieram do Wiśnicza i tu jest już dobrze, bo blisko domu. Wreszcie upragniony finish i czekająca pepsi :) 

Ciężki dzień, wielki upał, dużo hopek ale całkiem przyjemnie. 18 dzień z rzędu na rowerze...



  • DST 128.00km
  • Czas 04:50
  • VAVG 26.48km/h
  • VMAX 78.00km/h
  • Temperatura 34.0°C
  • Podjazdy 1367m
  • Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 9 czerwca 2015 Kategoria >100km, Peleton, Szosa

96. Od lenia do koma

Dziś jazda wyraźnie rozdzielona na 2 części. Najpierw było leniwie i bez sił. Pogoda jakaś taka kiepska. Pojechaliśmy na hopki w rejonach Wiśnicza. Wpadła też ściana w Chronowie. Tu się spiąłem i udało się zrobić koma. Ogólnie jednak jechaliśmy wolno, a ja to nawet zabezpieczałem momentami tyły i traciłem po kilkanaście metrów. Wróciliśmy do Brzeska przez Porębę. Po chwili przerwy w centrum ruszamy w kierunku domu ale Marcin zaproponował skręcenia na Bocheniec... Po namyśle zgodziłem się. Tempo ze strony Marcina poszło naprawdę mocne, i wykręciliśmy swoje najlepsze czasy w tym roku (a Marcin w ogóle). Zjazd do Porąbki, tam zrobiliśmy 2 pętle i pojechaliśmy do czwórki. Teraz zrobiło się płasko i przy zachodzącym słońcu siły wróciły. Tempo ponad 30km/h i lecimy przez Perłę aż do końca Borzęcina. W Szczepanowie Marcin sugeruje, że rozprowadzi mnie na segment. Zgodziłem się. Do połowy podjazdu ładnie na kole, a potem już samodzielny sprint do końca i wpada kolejny tego dnia KOM. Ładnie :) 

Był to 14 dzień z rzędu na rowerze :) i dość przypadkowo udało się przez te 14 dni zrobić 1007km.








  • DST 108.70km
  • Czas 04:08
  • VAVG 26.30km/h
  • VMAX 78.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 923m
  • Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 7 czerwca 2015 Kategoria >1000m, >100km, Szosa

94. Upalna masakra Ścianą w Laskowej

Generalnie ja to jestem jakiś dziwny bo im bardziej ekstremalne warunki do jazdy tym bardziej się napalam. Wyzwanie 40 pętli? banał, więc poczekałem aż przyszedł deszcz ze śniegiem i porywisty wiatr. Pierwszy raz samemu 200km? eee, trzeba dorzucić ze trzy tysiące metrów przewyższenia. Przehyba? trzy i pół tysiąca. 20 stopni i spokojny dzień? Wolę zostać w domu i posiedzieć na kompie :) 
Dziś miało w końcu przekroczyć 30 stopni w cieniu, to sobie wymyśliłem zrobić te 150km i dorzucić kilka fajnych podjazdów bo przecież to dopiero dwunasty dzień z rzędu na rowerze :)

Ruszyłem dopiero jak się wyspałem czyli jakoś po 10. Już było przyjemnie gorąco :) Pojechałem na początek w kierunku Dębna, tempo przyzwoite, jechałem sam więc inny tryb niż w grupie: śpiewanie w myślach, komentowanie mojej jazdy w stylu panów z eurosportu (ale raczej brytyjskiego) i tak dalej. Przejechałem dość szybko przez płaskie tereny i dotarłem do podjazdu na Złotą. Potem boczne drogi, kawałek krajówki i wyleciałem pod serpentynami w Tymowej. Dziś podjechane w bardzo spokojnym tempie bez szaleństw.

Od szczytu sporo zjazdu i wkrótce minąłem Kąty. Znowu wybrałem boczne drogi i zjechałem sobie bezpośrednio obok lotniska w Łososinie. Dziś spory ruch samolotowy ale nie ma się co dziwić. Gorące powietrze to i warunki nośne pewnie świetne dla szybowców. Od lotniska jadę w kierunku Laskowej, i tu jest w miarę płasko. W centrum laskowej pierwsza przerwa na pepsi. Niedługo potem jestem już u stóp Podjazdu.

Mowa oczywiście o legendarnej niemal ścianie w Laskowej czyli kilometrowym podjeździe o średnim nachyleniu 20%. To nie jest problem, natomiast kilkadziesiąt metrów drogi z nachyleniem równym (bądź prawie równym, zależy od licznika) 30% już pewnym problemem jest :) 

Zaczyna się ostro, wjazd w las i na dzień dobry ponad 20%. Jestem przygotowany więc jadę spokojnie, jeden zakręt bach 24%, zaraz drugi zakręt i zaczyna się zabawa. Nachylenie rośnie, przednie koło zaczyna odrywać od asfaltu, strasznie nieprzyjemne uczucie. Wstaje więc z siodła i wychylam się do przodu. Najgorszy fragment więc jadę slalomem. Niestety 30 metrów przed końcem robię zbyt ostry skręt i noga blokuje koło. Aby nie wypieprzyć na asfalt ratuje się wypięciem i zatrzymaniem. Koniec imprezy. Laskowa 2-0 Ja. Irytacja, bo przegrałem walkę w głupi sposób. 

Zjeżdżam łagodniejszą stroną do Limanowej i jadę do centrum. Postanawiam kontynuować plan i pcham się na Kamienice. Czyli 8km podjazdu pod Ostrą. Najpierw jednak kupuje puszkę pepsi. Jest super zimna, ładuje ją pod koszulkę i ruszam, to będzie moja nagroda na szczycie :) Podjazd ciągnie się dość długo, ale nie jest bardzo stromy, więc swoim rytmem można sobie przyjemnie jechać. Dzisiaj oczywiście bez szaleństw, drogi do domu sporo, upał srogi... nie ma co. Na górze odpoczynek i ruszam w dół. Kilka minut przyjemności ze zjazdu, ale momentalnie jestem przy skręcie na Słopnice. Od razu po skręcie bach 17% pod górę :) Na szczęście nie trwa to zbyt długo. Nagrodą jest jakieś 10km cały czas w dół, ostro na początku potem bardzo delikatnie. Na odcinku stromym, poszalałem i nawet wpadł kom :)  Potem spokojniej. 

Po chwili jazdy krajówką (28) wjeżdżam do Tymbarku, za centrum czeka mnie sektor brukowy ale na szczęście krótki. Przejeżdżam obok zakładów Tymbarku i po chwili kieruje się do Piekiełka. Od tego czasu rzeczywiście czeka mnie piekiełko. Dużo małych i średnich podjazdów. Raczej krótkich ale ze sporymi nachyleniami. I cały czas w kółko. W Rupinowie trzeci raz wpadam na pepsi, ale ciągle mi jej mało...

Po jakimś czasie robi się już dość ciężko, choć nie jest bardzo źle. Po prostu czuć w nogach dzień. Tempo lekko spada, ale wytrwale jadę raz w górę, raz w dół. Po długim czasie wita mnie Nowy Wiśnicz i orkiestra dęta :) Nie zatrzymuje się jednak tylko lecę w kierunku Uszwi. Tempo teraz całkiem fajne, mimo trudów udaje się trzymać lekko ponad 30km/h. Do Brzeska docieram bokami, a z Brzeska do domu przez Jadowniki. I koniec całkiem fajnej trasy. 
 






  • DST 160.60km
  • Czas 06:08
  • VAVG 26.18km/h
  • VMAX 78.00km/h
  • Temperatura 31.0°C
  • Podjazdy 2123m
  • Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 4 czerwca 2015 Kategoria >100km, Peleton, Szosa, >1000m

91. Wał (Pogórze Rożnowskie)

Wybraliśmy się dziś z Marcinem w okolicę Lubinki i Tuchowa, pozjeżdżać trochę nowych dróg i podjazdów. Start o 8:40 i tuż przed 9 byłem na miejscu spotkania w Jadownikach. Po chwili zjawia się Marcin i ruszamy pod górę na Bocheniec. Nogi ciężkie po ostaniach pogoniach za czasem, ale jakoś szło. Po zjeździe kierujemy się na Gwoździec, jest chwila płaskiego, a potem podjazd. Przed zjazdem do Melsztyna zaproponowałem żebyśmy skręcili w lewo i dojechali do ronda przed Zakliczynem boczną drogą. Coś poszło jednak nie tak i wylądowaliśmy gdzieś w Olszynach, więc trzeba było kawałek targać drogą główną. W Zakliczynie odbijamy na Gromnik i zaraz potem na Lubinkę. Chwilę przed podjazdem skręcamy i jedziemy nową drogą w kierunku wyciągu narciarskiego w Siemiechowie. Całkiem długi i fajny podjazd, z mega fajnymi widokami z góry. Pod stacją narciarską krótka przerwa i ruszamy dalej w kierunku przekaźnika widocznego w oddali. Po dojechaniu osiągamy najwyższy punkt dzisiejszej jazdy  ~500m n.p.m. Dalej jedziemy tak lekko na chybił-trafił choć Marcin patrzył co jakiś czas na mapy. Dzięki temu mamy okazję jechać bardzo przyjemnymi, wąskimi drogami. W końcu wyjeżdżamy przy stacji kolejowej w Łowczowie i kierujemy się na Pleśną. Przez kilka kilometrów jedziemy wzdłuż torów, raz za razem przecinając je. Od Pleśnej decydujemy jechać powoli w kierunku Zbylitowskiej Góry i skończyć jazdę na płaskim terenie. Przecinamy czwórkę, zahaczamy o Moście i wpadamy na drogi serwisowe autostrady A4. W Biadolinach sprawdzamy stan liczników, i trzeba trochę dokręcić żeby te symboliczne sto padło. Jedziemy więc do Łoponia, wskakujemy na chwilę na starą czwórkę i zaraz potem odbijamy z powrotem na Biadoliny, ale tym razem przez Perłę. W Wokowicach pada stówa, więc zadowolony zjeżdżam do domu. I znów całkiem sympatyczna trasa, sporo nowych terenów i widoków.  



  • DST 103.10km
  • Czas 04:20
  • VAVG 23.79km/h
  • VMAX 81.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 1188m
  • Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 31 maja 2015 Kategoria >1000m, >100km, Peleton, Szosa

86. Sporo ciężkiego terenu, Czchów, widoki i podjazdy

Koniec Maja w stylu 20 etapu Giro przez kilka kilometrów. Ale po kolei :)

Dziś było nas trzech. Wyruszyłem jakoś koło 10:20 do Jadownik, gdzie zastałem Marcina. Po minucie dojechał Marcin i ruszyliśmy pod górę. Początek dość powoli ale stopniowa się rozkręcaliśmy. W połowie musiałem się zatrzymać bo przesunął mi się czujnik prędkości i licznik pokazywał smętnie 0 km/h. Samochód techniczny dał nowy rower  Czujnik poprawiłem i dołożyłem do pieca, żeby dogonić kolegów. Na najstromszym fragmencie zaatakowałem i udało się dojechać kawałek przed resztą. Zjazd jakże by inaczej dość szybki. 



Po zjeździe było trochę płaskiego przez Doły i Łoniową. Następnie w Niedźwiedzy podjazd. Tu zaatakował Marcin, a ja tylko patrzyłem jak się oddala i spokojnie dokręciłem swoim tempem. Zjechaliśmy sobie po krótkiej przerwie do Melsztyna, i po chwili przecięliśmy Dunajec wjeżdżając tym samym do Zakliczyna. Marcin poprowadził nas przez centrum i wyjechaliśmy po jakimś czasie w Piaskach Drużków. Zauważyliśmy intrygującą drogę w lewo w las i po chwili wahania padła decyzja 'jedziemy tam'. hehe. 



I tu nastąpiło to o czym mówiłem na początku. Po chwili normalnego podjazdu skończył się asfalt. Ale przecież nie będziemy zawracać jak trzepaki, droga musi gdzieś iść :P Po kilkuset metrach dojeżdżamy do asfaltu, tyle, że ów asfalt znów się skończył i został zastąpiony błotnisto-wodno-kamienno-szutrową drogą. W dół. Ostro w dół ;) Ciężko było, ale okazuje się, że szosa radzi sobie i w warunkach terenowych. Klocki pozgrzytały, ale im szybko przeszło. W końcu wyjechaliśmy, kilometr przed miejscem, gdzie skręciliśmy wcześniej hehe :D



Pojechaliśmy więc naprzód, i tym razem świadomie wybraliśmy kolejną sztajfę z szutrowym fragmentem. Początek jeszcze po asfalcie bardzo stromy (~20%), potem odpuściło no ale pojawił się żwir i luźne kamienie. I rynny w poprzek na których wywaliłem się w tamtym roku :) Tym razem było jednak spoko. Wąskimi, spokojnymi i krętymi drogami dotarliśmy do promu w miejscowości Tropie. Za promem kilkaset metrów krajówką ale zaraz potem skręt w kolejną totalnie boczną drogę. Taką z serii, że ja bym nigdy nie skręcił sam :P 



Dostaliśmy w nagrodę całkiem spory podjazd i (a jakże) szutrowy fragmencik :) Po lekkim błądzeniu po okolicy wyjechaliśmy w cywilizacji jako takiej, czyli w Porąbce Iwkowskiej. Zrobiliśmy przerwę w sklepie i pojechaliśmy już znanymi terenami dalej, w kierunku Iwkowej. Na podjeździe daliśmy dość fajne tempo, i wykręciłem personal best :) Zjazd serpentynami tym razem w miarę spokojnie, bo zdjęcia :P



Po zjeździe dociągnęliśmy do krajówki, znów kilkaset metrów i zjazd w bok na Lewniową. Oczywiście drogi super wąskie i kręte i z hopkami :) Wyjechaliśmy w końcu w Biesiadkach, zjechaliśmy do Łoniowej i trzeba było pomyśleć o dorzuceniu czegoś bo kilometrów mało, a ochota na jazdę jeszcze była. Więc na szybko wymyśliliśmy podjechanie Godowa (przewyższenia rzecz święta). 



Na szczycie krótka przerwa i zjazd na Dębno. Na koniec jeszcze mała dokrętka przez Wokowice i do domu. Super dzień, ciekawa trasa, widoki, wesoło, podjazdy, błądzenie - bajabongo jak się patrzy :) Dla równowagi jutro zrobi się jaką czasówkę i będzie :)



No i koniec Maja. Trochę był dziwny, bo w końcówce załamanie pogody. Mimo wszystko kilometrów wychodzi więcej niż planowałem na początku roku. Licznik zatrzymuje się na 1415, a więc nie jest to najlepszy miesiąc pod tym względem. Zrobiłem za to najwięcej przewyższeń bo 13 747m. Jest dobrze! 


 
  • DST 105.70km
  • Czas 04:50
  • VAVG 21.87km/h
  • VMAX 77.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 1670m
  • Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 19 maja 2015 Kategoria >100km, >30km/h, ITT, Szosa

78. 100km Indywidualna Jazda na Czas

Bardzo upalny od rana dzień (26,6 stopnia max), do tego dość parno i dość wietrznie. Czas miałem tylko koło południa i tylko chwilę więc na szybko ubzdurałem sobie, że spróbuje zrobić 100km poniżej 3 godzin. Szybko się ubrałem zalałem bidony (izotonik + woda), chwyciłem dwa batoniki oraz żela i ruszyłem. Trasę miałem zaplanowaną już dawno. Generalnie jak najbardziej płynnie i płasko. 

Początek dość szybki, plan był jechać na 33,5 ale 35 udawało się utrzymać bez bólu, więc tak też jechałem. Szybszy fragment za Rzezawą, potem zmiana kierunku na północny, wiatr wiał lekko z boku więc nie było źle. Pożerałem kolejne kilometry, cały czas dolny chwyt lub "wirtualna lemondka", gdy asfalt był gładki :P

Przed Uściem Solnym ciężki, dziurawy fragment ale na Canyonie przeleciałem to z uśmiechem na twarzy :) Następnie długi odcinek super drogi do Szczurowej, wiaterek minimalnie pomagał więc leciałem. W Szczurowej na rondzie w lewo i znów tak jakby na północ. Droga pośród pól, do tego na nasypie więc zrobiło się dość ciężko. Przed samym mostem na Wiśle prędkość już zaczęła spadać w dolne granicy 30km/h ale na szczęście most oznaczał skręt w prawo, zmianę kierunku jazdy oraz ukrycie się od wiatru pomiędzy zabudowaniami. Było więc ok. 

W Zaborowie skręt na Jadowniki Mokre, znów kiepska droga przez las ale 35 się trzymało. Po nawrocie znów ciężej, bo znów otwarta przestrzeń i wiatr w twarz, chyba najwolniejszy odcinek, ledwie 33km/h na 10 kilometrach do Wał Rudej. Potem nie było dużo lepiej, wiatr robił swoje, a droga od Radłowa do Wojnicza ciągnęła się strasznie.

Dotarłem jednak w końcu do centrum, skręt na Brzesko, wciągnąłem żela i został mi ostatni etap jazdy: krajówką od Wojnicza do Jadownik. Teren lekko pofałdowany, ale to co straciłem na nachyleniu w górę odzyskałem na zjazdach. Wiatr jakby ucichł, więc znów prędkości były powyżej planu. Dotarłem do Jadownik skręt w boczne drogi i ostatnia prosta do Sterkowca, gdzie wybiło 100 kilometrów. Zatrzymałem się, sprawdziłem czas: 100,3km 2:55 z sekundami, średnia 34,3km/h :D Pełen sukces. Ostatnie 3 kilometry do domu, tempem spacerującego człowieka ;)  

Cóż, fajnie czasem zabawić się w takie czasówki :) Zdjęć oczywiście nie ma..

Trasa na Stravie
  • DST 100.30km
  • Czas 02:55
  • VAVG 34.39km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 200m
  • Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 5 maja 2015 Kategoria >100km, Peleton, Szosa

68. Płasko z rana w towarzystwie

Było sporo podjazdów ostatnio to dziś płasko na północ. Wyjazd już o 8:30 żeby na spokojnie dojechać do Brzeska. Po chwili zjawił się Marcin i Arek i ruszyliśmy przez centrum na północ. Z początku szło bardzo żwawo bo wiatr pomagał, szybko minęliśmy Okulice i wjechaliśmy do Uścia Solnego. Od tego momentu już trochę gorzej, bo wiało mocno z boku. Było jednak wesoło, więc kilometry leciały. Przejechaliśmy przez centrum Szczurowej i skręciliśmy na Wietrzychowice. Tam bardzo spokojnie, mało ruchu więc jechało się super. 

W Pojawiu skręt na Radłów, wiało teraz w twarz ale osłaniały nas początkowo drzewa. Przed Radłowem znów w prawo w kierunku Borzęcina przez las Radłowski. Super zielono, istna eksplozja wiosny :) W Borzęcinie bokami do stadionu i po chwili byliśmy już w Szczepanowie. Postanowiłem jeszcze dokręcić z chłopakami, więc pojechaliśmy na Brzesko. Tam odłączył się Arek, a my z Marcinem polecieliśmy na Sterkowiec przez Jadowniki. Dalej było mało kilometrów więc na Szczepanów i Mokrzyskę i znów do Brzeska. Dopiero za drugim razem stykło i się rozjechaliśmy :) Wróciłem znów przez Mokrzyskę :P 








  • DST 116.80km
  • Czas 04:12
  • VAVG 27.81km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 378m
  • Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 3 maja 2015 Kategoria >1000m, >100km, Peleton, Szosa

67. Tabaszowa i Gródek w towarzystwie

Majówkowa jazda w grupie. Ruszyliśmy o 9:30 z Brzeska. Niestety Marcin musiał odpuścić i wrócił do domu, więc początkowo jechaliśmy w trzech. W Uszwi skręciliśmy na boczne drogi w kierunku Kobyla i potem Chronowa. Kawałek podjazdu i zjazd do Lipnicy Murowanej. Tam dłuższy postój i czekanie na Grześka, ale nie doczekaliśmy się więc pojechaliśmy dalej na Rajbrot. Przed zjazdem do Porąbki Iwkowskiej zauważyłem, że odkręca mi się koszyk na bidon, więc kilkanaście sekund stopu, szybka naprawa i spawałem na zjeździe ;> 



Odbiliśmy ną Ujanowice, w Sechnej świetny podjazd: 1,3km i średnie nachylenie 11%. Znalazłem swój rytm i wykręciłem sobie pierwsze miejsce. Na górze superowe widoczki. Szybki zjazd do Ujanowic i podciągnęliśmy do krajówki koło lotniska w Łososinie Dolnej. Sporo samolotów, jakaś grupa ćwiczyła akrobacje w powietrzu, całkiem niesamowicie to wyglądało. Szybko zjechaliśmy z głównej w kierunku na Tabaszową. Na podjeździe spotkaliśmy w końcu Grześka i dalej pojechaliśmy razem. Do Tabaszowej dłuuugi podjazd, ale w nagrodę kapitalny, szybki, techniczny zjazd do poziomu jeziora. Poprawiłem swój czas i umocniłem się na pierwszym miejscu ;) 



Bocznymi drogami wzdłuż jeziora dojechaliśmy do Tęgoborza, tam przerwa na sklep. Po przerwie kilka kilometrów krajówką aż pod Kurów, gdzie znów czekał nas niezły podjazd (1,2km @9% i elementy 18%). Po wyjeździe na górę skręt na drogę główną i po chwili sporo zjazdu do Gródka nad Dunajcem. Potem cały czas hopy, góra - dół, góra - dół. 



Minęliśmy jezioro i pojechaliśmy na Zakliczyn. Po podjeździe w Posadowej, czekało nas kilka kilometrów płaskiego. Tempo poszło mocne, najpierw we trójkę, potem zostałem z Grześkiem, mocne zmiany, momentami pod 50km/h, na ostatniej zmianie przed rondem w Zakliczynie już mi nie dobrze było :P. Szkoda, że wiało w twarz, bo byśmy rozwalili segment ;) 



I już byliśmy po naszej stronie Dunajca, do Gwoźdzca boczną drogą, pożegnaliśmy Marcina i pojechaliśmy jeszcze na Jaworsko (podjazd). Potem już płasko przez Łysą Górą, do czwórki i znów bokami na Biadoliny. Tam odłączył się Grzesiek, a ja w towarzystwie Arka dojechałem do domu. 



Dużo kilometrów, dużo przewyższeń, słońce i żelki - trening doskonały. 



  • DST 135.60km
  • Czas 05:15
  • VAVG 25.83km/h
  • VMAX 83.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 1840m
  • Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 29 kwietnia 2015 Kategoria >100km, Peleton, Szosa

66. Za peletonem od startu aż do mety

Drugi dzień Karpackiego Wyścigu Kurierów. Dziś normalny etap z Tarnowa do Ciężkowic. Wyjechałem Canyonem przed 10. Droga do Tarnowa starą czwórką. Przy mojej uczelni start, pokręciłem się wśród kolarzy i kibiców i spotkałem Krzyśka oraz potem Olka i Dawida. Przed startem ustawiliśmy się na końcu peletonu :) Niestety jak omawialiśmy plany zainicjowania ucieczki zjawił się pan sędzia i powiedział, że nie możemy dziś jechać z resztą chłopaków bo po wczoraj CCC się skarżyło, że za mocne tempo narzucamy i taki wyścig, gdzie wiadomo kto wygra jest bez sensu. No dobra, niech im będzie tym razem. Pojechaliśmy więc tuż za samochodami technicznymi bo nas tak łatwo nie jest przepłoszyć. Jakiś inny sędzia coś do nas machał, podobno, że mamy zjechać z trasy ale ja tylko słyszałem zagrzewanie do walki i gonienia peletonu :P 



Tak czy siak przez Tarnów przebiliśmy się elegancko przy zamkniętym ruchu, zaraz za wiaduktem pierwszy pechowiec z gumą na poboczu. Zrobiło się mega interwałowo bo samochody zwalniały do zera tylko po to by zaraz przyspieszyć do 50 na godzinę. Tak się nas chcieli pozbyć. Udało im się dopiero gdzieś w Łękawce więc co nasze to przejechaliśmy. Ja zostałem na skrzyżowaniu z główną drogą i w taki sposób moja droga z drogą reszty kolegów podzieliła się na dwie. Ja sobie pojechałem do Tuchowa. Na zjeździe bardzo nieprzyjemna sytuacja, zdaje się, że w rowie leżał kolarz Mostostalu ze złamaną nogą. Była policja, karetka i wszystko :/ 



Dojechałem spokojnie do Tuchowa, przejechałem tam i z powrotem i w centrum powitałem znów peleton. Premię lotną wygrał jakiś gość z Ukrainy, drugi był ktoś z reprezentacji Polski. Pojechałem na Ciężkowice, na metę. Po drodze znalazłem torebkę bufetową, bidon oraz rozwalony bidon, ale jak to mówią - wyklepie się. Zajechałem do Ciężkowic, tam jeszcze leniwa atmosfera. Po jakimś czasie zrobiło się gorączkowo i na metę wpadli kolarze. Wygrał ktoś tam z ucieczki, nie wiem kto :) 



Po mecie zakręciłem się wśród kolarzy i ich ekip i udało się zdobyć bidony od CCC i Lotto Sudal. Pan z Lotto najpierw stwierdził, że nie bardzo bo wyścig się dopiero zaczął, ładnie podziękowałem stwierdziłem, że do mety całego wyścigu mam za daleko po czym pan powiedział żebym zaczekał i wyciągnął jednak bidon z auta :D Super. Bidon od CCC nowy prosto z lodówki i muszę powiedzieć, że jakiś strasznie fajny napój w nim był. Aż się podpytam co oni tam sypią bo mi posmakowało strasznie. 

Na koniec bardzo ciężki powrót do domu. Było po 15, śniadanie skromne jadłem o 8:30, a do tego czasu byłem po 2 małych batonikach. Co to oznacza? BOMBA ni mniej ni więcej. Jechało się więc źle ale jakoś się udało dotrzeć do Zakliczyna, udało się wytargać Gwoździec i po zjeździe do Porąbki wiedziałem, że się uda :)

Super dwa dni. Wpada gruba ilość kilometrów, wpada trening z CCC, zobaczona czasówka, przejechane za peletonem kilka km, bidony do kolekcji i wiele innych wspomnień. Jest fajnie :) 

A, jedyne co to było zimno jak cholera :) 


  • DST 135.40km
  • Czas 05:15
  • VAVG 25.79km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 959m
  • Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl