Niedziela, 12 kwietnia 2015
Kategoria Szosa
54. Na lody do Brzeska
Dziś krótko, taki jakby rozjazd po wczoraj. Mocno wiało i było chłodniej ale wystarczająco ciepło żeby jechać na krótko. Wpadłem do Brzeska na lody, potem zrobiłem sobie koma w Brzesku, a na końcu na dojeździe do domu na prywatnych segmentach :P
- DST 25.30km
- Czas 00:53
- VAVG 28.64km/h
- VMAX 61.00km/h
- Temperatura 17.0°C
- Podjazdy 100m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
53. Dzień pełen przygód.
Dzisiaj to wyjątkowo ciężko napisać relację. Bardzo dziwny dzień, bardzo dziwna wyprawa. Ale od początku.
Zaczęło się o 10 w Brzesku. Było nas czterech i tuż przed odjazdem zmiana planów z Ostrej na Biecz. Jednak. Więc ruszyliśmy. Na początek bokami przez Jadowniki i kawałek krajówką do Dębna. Strasznie mi się coś tłukło w rowerze. Przerzutka/Łańcuch/kaseta/pedał? Nie wiem do końca. Przestało jak przepaliłem nogę na hopce :P Na podjeździe pod Gwoździec zaatakował Marcin, ale nikt nie siadł na koło. Osobiście wiedziałem, że nie starczy pary. Ostatecznie Marcin wykręcił piękny czas i wskoczył na drugie miejsce dokładając mi aż 15 sekund :0
Po zjeździe trochę głównej do i przez Zakliczyn i po chwili skręciliśmy w lewo na Ciężkowice. Całkiem sympatyczna droga, trochę może dziur miejscami ale w miarę spokojnie i z podjazdem. Trochę pogadaliśmy, ogólnie super. Wyjechaliśmy w Ciężkowicach. Tuż przed rynkiem sztywna ściana. W rynku przerwa, Szymek niestety nie dał się namówić na więcej i pojechał w kierunku domu, a my na Ostruszę. Zaczęły się nowe tereny, co zawsze jest na swój sposób niesamowite :) Podzieliliśmy się, każdy jechał swoim tempem bo było sporo hopek. W zasadzie cały czas było albo w górę, albo w dół. No i wiało.
W Bugaju w środku niczego sklep i tam zrobiliśmy przerwę. Czas się trochę tam zatrzymał, pani podliczyła nam ceny w zeszycie, po sklepie chodził sobie kotek i ogólnie jakiś taki klimat a'la lata 90' :) Po przerwie ruszamy dalej, znów się rodzielamy, Marcin z przodu.
Kilometr przed Bieczem zjazd, wyjeżdżam zza zakrętu widzę rower Marcina leży, a on siedzi przy rowie... No super. Chłop zakrwawiony, ciuchy podarte, generalnie niezbyt wesoło. Co się stało? Marcin jechał kilkanaście metrów za samochodem na zjeździe, koło 40/h. Gościu w samochodzie przypomniał sobie w ostatniej chwili, że chce skręcać w lewo, więc po hamulcach. Kierunkowskaz włączył jak już prawie stał....... Marcin bez szans, zahaczył i upadł. Szczęście w nieszczęsciu, bez poważniejszych kontuzji, sporo szlifów, ciuchy niestety wszystkie skasowane i porysowane klamki. Mogło być jednak sporo gorzej...
Gośc zawiózł Marcina do centrum Biecza, my dojechaliśmy chwilę potem. Znaleźliśmy aptekę, koledze zrobilismy opatrunki i czekaliśmy w rynku na wóz techniczny :) Gdy ten wziął Marcina do domu, my z drugim Marcinem ruszyliśmy już najkrótszą drogą w kierunku domu. Najkrótszą nie oznacza jednak, że było krótka ;) Pojechaliśmy na Binarową i przez Rzepienniki śmieszną slalomową drogą. Wiatr lekko pomagał więc szło szybko. W Gromniku chwila stopu na przejeździe kolejowy i jedziemny dalej na Zakliczyn. Już bez rozmów, jakoś tak nieswojo się jechało...
Za Zakliczynem na Gwoździec i już objeżdżane setki razy tereny. W Porąbce pożegnałem Marcina i wpadłem na moment na mecz. Po meczu rundka wokół Porąbki z koleżanką :) Super sprawa :) Potem już szybkim tempem do domu. Dojechałem równo z zachodem słońca.
Zaczęło się o 10 w Brzesku. Było nas czterech i tuż przed odjazdem zmiana planów z Ostrej na Biecz. Jednak. Więc ruszyliśmy. Na początek bokami przez Jadowniki i kawałek krajówką do Dębna. Strasznie mi się coś tłukło w rowerze. Przerzutka/Łańcuch/kaseta/pedał? Nie wiem do końca. Przestało jak przepaliłem nogę na hopce :P Na podjeździe pod Gwoździec zaatakował Marcin, ale nikt nie siadł na koło. Osobiście wiedziałem, że nie starczy pary. Ostatecznie Marcin wykręcił piękny czas i wskoczył na drugie miejsce dokładając mi aż 15 sekund :0
Po zjeździe trochę głównej do i przez Zakliczyn i po chwili skręciliśmy w lewo na Ciężkowice. Całkiem sympatyczna droga, trochę może dziur miejscami ale w miarę spokojnie i z podjazdem. Trochę pogadaliśmy, ogólnie super. Wyjechaliśmy w Ciężkowicach. Tuż przed rynkiem sztywna ściana. W rynku przerwa, Szymek niestety nie dał się namówić na więcej i pojechał w kierunku domu, a my na Ostruszę. Zaczęły się nowe tereny, co zawsze jest na swój sposób niesamowite :) Podzieliliśmy się, każdy jechał swoim tempem bo było sporo hopek. W zasadzie cały czas było albo w górę, albo w dół. No i wiało.
W Bugaju w środku niczego sklep i tam zrobiliśmy przerwę. Czas się trochę tam zatrzymał, pani podliczyła nam ceny w zeszycie, po sklepie chodził sobie kotek i ogólnie jakiś taki klimat a'la lata 90' :) Po przerwie ruszamy dalej, znów się rodzielamy, Marcin z przodu.
Kilometr przed Bieczem zjazd, wyjeżdżam zza zakrętu widzę rower Marcina leży, a on siedzi przy rowie... No super. Chłop zakrwawiony, ciuchy podarte, generalnie niezbyt wesoło. Co się stało? Marcin jechał kilkanaście metrów za samochodem na zjeździe, koło 40/h. Gościu w samochodzie przypomniał sobie w ostatniej chwili, że chce skręcać w lewo, więc po hamulcach. Kierunkowskaz włączył jak już prawie stał....... Marcin bez szans, zahaczył i upadł. Szczęście w nieszczęsciu, bez poważniejszych kontuzji, sporo szlifów, ciuchy niestety wszystkie skasowane i porysowane klamki. Mogło być jednak sporo gorzej...
Gośc zawiózł Marcina do centrum Biecza, my dojechaliśmy chwilę potem. Znaleźliśmy aptekę, koledze zrobilismy opatrunki i czekaliśmy w rynku na wóz techniczny :) Gdy ten wziął Marcina do domu, my z drugim Marcinem ruszyliśmy już najkrótszą drogą w kierunku domu. Najkrótszą nie oznacza jednak, że było krótka ;) Pojechaliśmy na Binarową i przez Rzepienniki śmieszną slalomową drogą. Wiatr lekko pomagał więc szło szybko. W Gromniku chwila stopu na przejeździe kolejowy i jedziemny dalej na Zakliczyn. Już bez rozmów, jakoś tak nieswojo się jechało...
Za Zakliczynem na Gwoździec i już objeżdżane setki razy tereny. W Porąbce pożegnałem Marcina i wpadłem na moment na mecz. Po meczu rundka wokół Porąbki z koleżanką :) Super sprawa :) Potem już szybkim tempem do domu. Dojechałem równo z zachodem słońca.
- DST 160.00km
- Czas 05:59
- VAVG 26.74km/h
- VMAX 65.00km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 1272m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 10 kwietnia 2015
Kategoria Szosa
52. Kwiatek Ride :)
21 stopni w cieniu.
Zawiozłem koleżance kwiatka na urodziny :) Potem jeszcze skoczyłem na Godów :P Miły wyjazd... Wieczorem mycie roweru.
Zawiozłem koleżance kwiatka na urodziny :) Potem jeszcze skoczyłem na Godów :P Miły wyjazd... Wieczorem mycie roweru.
- DST 33.80km
- Czas 01:17
- VAVG 26.34km/h
- VMAX 81.00km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 291m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 9 kwietnia 2015
Kategoria Szosa
51. Jaworsko i Gwoździec
Standardowa pętla na Jaworsko i Gwoździec. Wyjechałem koło 14, wiało trochę ale było ciepło. Pod Jaworsko mocne tempo przez cały podjazd i zdobyłem KOMa. Na górze niezły widok na Tatry, spoko przejrzystość powietrza dziś. Zjazd spokojnie, potem podjazd do Gwoźdzca też powolutku. Zawiewało dość nieprzyjemnie. W Porąbce krótka przerwa, ściągnąłem rękawki i nogawki i kilka ostatnich kilometrów 'na krótko'.
- DST 48.70km
- Czas 01:55
- VAVG 25.41km/h
- VMAX 52.00km/h
- Temperatura 12.0°C
- Podjazdy 466m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 8 kwietnia 2015
Kategoria Szosa
50. Trzy tysiące kilometrów.
Poprawa pogody idzie, choć dziś było jeszcze mocno zachmurzone, ale jednak dość ciepło. Wybrałem się sam na jakieś kółeczko. Najpierw pojechałem do Rzezawy, cały czas płasko, a potem podjazd przez Brzeźnicę do Poręby Spytkowskiej. Podjazd spokojnie, za to mocny atak na zjeździe i dojeździe do skrzyżowania i poprawiłem własny czas. Koło stadionu w prawo, postanowiłem pojechać na Biesiadki. Dwie hopki, przecięcie krajówki i byłem w Zawadzie. Droga lekko w górę cały czas i na koniec podjazd do Biesiadek. Kilka kilometrów górą i zjazd do Łoniowej. Zjazd dziś szedł wolno bo wiało w twarz i zwalniało. Od Łoniowej bez większych gór, jedynie kilka hopek. Przez Porąbkę i Dębno, potem dłuższym wariantem przez Maszkienice do domu.
- DST 55.00km
- Czas 01:57
- VAVG 28.21km/h
- VMAX 72.00km/h
- Temperatura 9.0°C
- Podjazdy 407m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
49. Po okolicy
I po świętach :) Pogoda od razu zaczęła się poprawiać i dziś udało się pokręcić w grupie. Było sporo słońca i w miarę ciepło ale wiało strasznie. Spotkałem się z chłopakami pod Bocheńcem po 11 i ruszyliśmy w górę. Dość mocne tempo od początku. Na zjeździe też bardzo mocno, wykręciłem 82km/h. Zjechaliśmy do Porąbki ale Grześka jeszcze nie było więc zrobiliśmy dwie pętle hehe :) Po kilku minutach stania, umówiliśmy się z Grześkiem na Godowie, więc ruszyliśmy w tamtą stronę. Podjazd od Dołów, średnio mocno szło, przy końcu sobie skoczyłem dla zabawy. Po minucie zdecydowaliśmy, że zjeżdżamy i podjeżdżamy jeszcze raz bo Grześka dalej nie było :) Tym razem wariant od groty, więc było sztywniej. Tym razem bez szaleństw. Spotkaliśmy w końcu Grześka i ruszyliśmy na Łysą Górę, a potem podjazd do Grabna. Od tego momentu zaczęło bardzo mocno wiać. Wyjechaliśmy w Wojniczu i wskoczyliśmy na krajową czwórkę. Jechało sie bardzo ciężko, ale szybko skręciliśmy w bok na Biadoliny. W Bielczy przerwa przy zbiorniku wodnym i dalej pod wiatr do Borzęcina. Po nawrotce na Przyborów dalej wiało niekorzystnie :0 Dojechaliśmy do Szczepanowa i skręciłem sobie do domu.
- DST 69.30km
- Czas 02:44
- VAVG 25.35km/h
- VMAX 82.00km/h
- Temperatura 8.0°C
- Podjazdy 708m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
48. Sobota wielkanocna, krótko w grupce
Bardzo krótka pętla z kolegami. Trasa wymyślana nie bieżąco, tak aby omijać groźną czarną chmurę :) Krótko ale miło i przydało sie 'przepalić' nogi :) Teraz mogę zjeść z czystym sumieniem kawałek babki :D
- DST 20.80km
- Czas 00:45
- VAVG 27.73km/h
- VMAX 52.00km/h
- Temperatura 8.0°C
- Podjazdy 70m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
47. Czterdzieści rund wokół Porąbki. Bo tak.
Podjąłem próbę mojego szalonego wyzwania: zrobienia 100km na 2,5 kilometrowej pętli w Porąbce. Pogoda idealna na testy psychiki: lało, czasem sypało, wiało bardzo mocno i było +4 stopnie. Droga do Porąbki przebiegła szybko bo z wiatrem i się zaczęło... Pierwsze kilka pętelek przeleciało szybko: była moc w nogach i jeszcze jakoś nie docierało do mnie ile walki. Średnia po 5 pętlach 31,5km/h. Potem było już tylko coraz gorzej. Wiało bardzo mocno i porywiście z południa. Kilometr pod wiatr, kilometr z wiatrem i tak w kółko. Kawałek z wiatrem przelatywał bardzo szybko. Za szybko, przez co wydawało mi się, że cały czas jadę ten jeden odcinek pod wiatr. Minęło 10 okrążeń. Super, jedna czwarta za mną. Pogoda się pogorszyła. Zaczęło mocno padać mieszanką deszczu i śniegu. Wszystko usyfione porządnie. Na 16 kółku zjadłem sobie batonika, na każdym okrążeniu w jednym miejscu łyk wody. 18 okrążenie, zaczynam wątpić w wykonanie planu. Apogeum wiatru przypadło, pod wiatr jechałem 22km/h. Nogi piekły przy wstawaniu. Na 20 mówię sobie, że jak się nie polepszy to jadę do domu.
I się polepszyło.... Kręce więc dalej ale podejmuję decyzję, że kończę zaraz. Na 22 okrążeniu krótka przerwa po której miałem jechać do domu, sprawdzam co tam słychać w internetach. Szybka rozmowa z Marcinem, któremu mówię, że wracam. Ten jednak jakoś tak zagaduje, że zgadzam się dokręcić do 25 okrążeń. Więc jadę. Ciągle te same widoki, tak dobrze zresztą znane... Mija 26 kółek więc mimowolnie postanawiam kręcić do 30, potem się zobaczy :P Na 30 dochcodzę do wniosku, że trzy czwarte planu wykonane i może jednak się uda... Te 10 kółek najtrudniejsze. Niebiosa się otwierają i leje już porządnie. Woda jest już w butach i obciąża ubrania. A ja powoli odliczam każde kółko. Każde kolejne przybliża do celu ale jest jednocześnie coraz cięższe do przejechania. 37 kółek kręcę już siłą woli. Dłoni i stóp zresztą nie czuje bo przemarzły :D Temperatura spada do niewiele ponad 2 stopni, a ja przemoczony bo ciągle zacina. 39 kółko, jeszcze tylko dwa razy koło stadionu, koło tego auta, koło tego domu... W końcu wpadam na kółko 40, dopiero w połowie robi się łatwo, albo raczej łatwiej, bo łatwo nie było. Wpadam po raz ostatni na most. Czterdziesty raz w tym dniu :D Zaraz za 'kreską' zawracam i jadę bez zatrzymania do domu. Droga się dłuży, ale jakoś dojeżdżam. Stóp nie czuje jeszcze przez dobrą godzinę. Ale plan wykonany. Więcej na takie coś się nie wybieram. Chyba :)
https://www.strava.com/activities/277953215
I się polepszyło.... Kręce więc dalej ale podejmuję decyzję, że kończę zaraz. Na 22 okrążeniu krótka przerwa po której miałem jechać do domu, sprawdzam co tam słychać w internetach. Szybka rozmowa z Marcinem, któremu mówię, że wracam. Ten jednak jakoś tak zagaduje, że zgadzam się dokręcić do 25 okrążeń. Więc jadę. Ciągle te same widoki, tak dobrze zresztą znane... Mija 26 kółek więc mimowolnie postanawiam kręcić do 30, potem się zobaczy :P Na 30 dochcodzę do wniosku, że trzy czwarte planu wykonane i może jednak się uda... Te 10 kółek najtrudniejsze. Niebiosa się otwierają i leje już porządnie. Woda jest już w butach i obciąża ubrania. A ja powoli odliczam każde kółko. Każde kolejne przybliża do celu ale jest jednocześnie coraz cięższe do przejechania. 37 kółek kręcę już siłą woli. Dłoni i stóp zresztą nie czuje bo przemarzły :D Temperatura spada do niewiele ponad 2 stopni, a ja przemoczony bo ciągle zacina. 39 kółko, jeszcze tylko dwa razy koło stadionu, koło tego auta, koło tego domu... W końcu wpadam na kółko 40, dopiero w połowie robi się łatwo, albo raczej łatwiej, bo łatwo nie było. Wpadam po raz ostatni na most. Czterdziesty raz w tym dniu :D Zaraz za 'kreską' zawracam i jadę bez zatrzymania do domu. Droga się dłuży, ale jakoś dojeżdżam. Stóp nie czuje jeszcze przez dobrą godzinę. Ale plan wykonany. Więcej na takie coś się nie wybieram. Chyba :)
https://www.strava.com/activities/277953215
- DST 122.00km
- Czas 04:12
- VAVG 29.05km/h
- VMAX 46.00km/h
- Temperatura 3.0°C
- Podjazdy 574m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
46. Setka po okolicy w grupie
Niespodziewanie pogoda była dziś całkiem dobra. Trochę z rana chłodnawo ale potem było coraz lepiej. O 10:30 spotkaliśmy się w Brzesku i tam postanowiliśmy kręcić sobie na luzie po okolicy. Na początek wyjazd z Brzeska i czwórką targamy na Jadowniki i pierwszy z wielu podjazdów dnia. Tempo całkiem mocne, zauważyłem, że długo się rozkręcam więc miałem lekkie problemy z utrzymaniem koła. Od połowy podjazdu jednak coraz lepiej, a na ostatniej ścianie przycisnąłem mocniej i wjechałem na premię pierwszy. Zjechaliśmy kawałek w dół i skręciliśmy na alternatywny zjazd do Porąbki.
Od Porąbki przez chwilę płasko, ale za to pod wiatr więc było ciężko. W Dołach skręcamy w lewo i kolejny duży podjazd - Godów. Chłopaki przyatakowali od samego początku, a ja zostałem z tyłu ale po chwili zacząłem spawać :P Został mi tylko Marcin, który wytrwale kręcił z dużą mocą. On też zgarnął pierwsze miejsce na premii pod Godowem :) Kawałek wyżej chwilka przerwy i ruszamy dziurawą drogą w dół do Łysej Góry.
Od Łysej decyzja, że jedziemy na Jaworsko co oznacza kolejny podjazd. Znów mocno poszedł Marcin ale złapałem go i czaiłem się niedaleko za nim. Pod koniec zdecydowałem się na bardzo mocny atak i tym razem to ja wygrałem ten mini wyścig. Na zjeździe przypomniałem sobie, że od kilkunastu godzin nic nie jadłem, więc szybko wyciągnąłem home-made batonika energetycznego. Kawałek dalej znów kilka minut przerwy, trochę pogadanek o rowerach itd.
Ruszyliśmy dalej, na końcu Jaworska w prawo na Gwoździec. Tym razem tempo raczej spokojne, tylko jeden krótki atak na początku tak dla picu :) Potem chłopaki coś przypieszyli na samej górze, i wygrał chyba Adrian, a ja zostałem z tyłu. Zjazd do Niedźwiedzy, tam skręcamy w boczne drogi i podjeżdżamy do Złotej. Już zupełnie na luzie tym razem :) Jedziemy kawałek przez Złotą i Biesiadki i następuje zjazd. Na zjeździe Adrian skręca na Zawadę i jedzie do domu, a my skręcamy w lewo i jedziemy dalej.
Korzystamy z bocznych dróżek, bardzo spokojnych. Te zaprowadzają nas do Tymowej na szczycie podjazdu przy drodze krajowej. Z krajówki korzystamy tylko przez kilkaset metrów i znów skręcamy w boczne drogi. Tym razem w kierunku drugiego szczytu Tymowej. Z Tymowej szybki zjazd na Lipnicę, bardzo duży ruch samochodowy bo w końcu dziś Niedziela Palmowa, więc w Murowanej wielkie święto. Mimo to decydujemy się jechać przez Lipnicę Murowaną. Jest dość ciężko, milion samochodów, korki i miliard ludzi łażących po chodnikach, po drodze, pomiędzy samochodami itd. Sajgon. W rynku szybka fota i zmykamy na Nowy Wiśnicz. Z początku nieprzyjemnie bo w dalszym ciągu wiele samochodów ale z czasem jest ich coraz mniej.
Na górze przed zjazdem na Wiśnicz skręcamy w prawo na Łomną. Tu prowadzi nas Marcin, dla mnie zupełnie nowy rejon. Okazuje się, że całkiem fajne drogi i skróty. Wyjeżdżamy w N. Wiśniczu na mecie maratonu Galicja. Zjeżdżamy sobie w dół i po chwili znów opuszczamy główną drogę na rzecz jakiejś wąskiej spokojnej. Takimi drogami dojeżdżamy w końcu do Poręby Spytkowskiej. Tam zostawia na Arek, a my śmigamy do krajówki. Krajówką do Brzeska, potem czwórką do Dębna i obieramy kierunek Sterkowiec. Przy przejeździe kolejowym odłącza się Marcin, a mi zostaje dokręcić 2,5km do domu.
Od Porąbki przez chwilę płasko, ale za to pod wiatr więc było ciężko. W Dołach skręcamy w lewo i kolejny duży podjazd - Godów. Chłopaki przyatakowali od samego początku, a ja zostałem z tyłu ale po chwili zacząłem spawać :P Został mi tylko Marcin, który wytrwale kręcił z dużą mocą. On też zgarnął pierwsze miejsce na premii pod Godowem :) Kawałek wyżej chwilka przerwy i ruszamy dziurawą drogą w dół do Łysej Góry.
Od Łysej decyzja, że jedziemy na Jaworsko co oznacza kolejny podjazd. Znów mocno poszedł Marcin ale złapałem go i czaiłem się niedaleko za nim. Pod koniec zdecydowałem się na bardzo mocny atak i tym razem to ja wygrałem ten mini wyścig. Na zjeździe przypomniałem sobie, że od kilkunastu godzin nic nie jadłem, więc szybko wyciągnąłem home-made batonika energetycznego. Kawałek dalej znów kilka minut przerwy, trochę pogadanek o rowerach itd.
Ruszyliśmy dalej, na końcu Jaworska w prawo na Gwoździec. Tym razem tempo raczej spokojne, tylko jeden krótki atak na początku tak dla picu :) Potem chłopaki coś przypieszyli na samej górze, i wygrał chyba Adrian, a ja zostałem z tyłu. Zjazd do Niedźwiedzy, tam skręcamy w boczne drogi i podjeżdżamy do Złotej. Już zupełnie na luzie tym razem :) Jedziemy kawałek przez Złotą i Biesiadki i następuje zjazd. Na zjeździe Adrian skręca na Zawadę i jedzie do domu, a my skręcamy w lewo i jedziemy dalej.
Korzystamy z bocznych dróżek, bardzo spokojnych. Te zaprowadzają nas do Tymowej na szczycie podjazdu przy drodze krajowej. Z krajówki korzystamy tylko przez kilkaset metrów i znów skręcamy w boczne drogi. Tym razem w kierunku drugiego szczytu Tymowej. Z Tymowej szybki zjazd na Lipnicę, bardzo duży ruch samochodowy bo w końcu dziś Niedziela Palmowa, więc w Murowanej wielkie święto. Mimo to decydujemy się jechać przez Lipnicę Murowaną. Jest dość ciężko, milion samochodów, korki i miliard ludzi łażących po chodnikach, po drodze, pomiędzy samochodami itd. Sajgon. W rynku szybka fota i zmykamy na Nowy Wiśnicz. Z początku nieprzyjemnie bo w dalszym ciągu wiele samochodów ale z czasem jest ich coraz mniej.
Na górze przed zjazdem na Wiśnicz skręcamy w prawo na Łomną. Tu prowadzi nas Marcin, dla mnie zupełnie nowy rejon. Okazuje się, że całkiem fajne drogi i skróty. Wyjeżdżamy w N. Wiśniczu na mecie maratonu Galicja. Zjeżdżamy sobie w dół i po chwili znów opuszczamy główną drogę na rzecz jakiejś wąskiej spokojnej. Takimi drogami dojeżdżamy w końcu do Poręby Spytkowskiej. Tam zostawia na Arek, a my śmigamy do krajówki. Krajówką do Brzeska, potem czwórką do Dębna i obieramy kierunek Sterkowiec. Przy przejeździe kolejowym odłącza się Marcin, a mi zostaje dokręcić 2,5km do domu.
- DST 104.70km
- Czas 04:12
- VAVG 24.93km/h
- VMAX 66.00km/h
- Temperatura 14.0°C
- Podjazdy 1363m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
45. Chłodno i brzydko
Nadeszło zapowiadane załamanie pogody. Drogi były jednak suche, a Marcin zrobił mi ochotę na jazdę więc zdecydowałem, że jednak coś pokręcę. Pojechałem przez Maszkienice do Dębna, tam spotkałem też przypadkowo właśnie Marcina, on jechał już do domu więc zawróciłem i kawałek go odwiozłem. W Jadownikach odbiłem na Bocheniec, zjechałem sobie do Porąbki, tam 2 albo 3 pętle i z powrotem na Bocheniec. Przed szczytem znów zaczęło kropić jak wczoraj, więc znów mocne tempo w dół i po płaskim do domu.
- DST 43.50km
- Czas 01:42
- VAVG 25.59km/h
- VMAX 76.00km/h
- Temperatura 8.0°C
- Podjazdy 427m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze