Wpisy archiwalne w kategorii
>1000m
Dystans całkowity: | 11196.75 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 427:09 |
Średnia prędkość: | 26.21 km/h |
Maksymalna prędkość: | 90.40 km/h |
Suma podjazdów: | 144042 m |
Maks. tętno maksymalne: | 206 (101 %) |
Maks. tętno średnie: | 168 (82 %) |
Suma kalorii: | 36084 kcal |
Liczba aktywności: | 86 |
Średnio na aktywność: | 130.19 km i 4h 58m |
Więcej statystyk |
63. Z rana w grupie
A dziś ruszyłem przed dziewiątą. Z Brzeska pojechało nas pięciu, więc było fajnie. Pętla krótsza niż wczoraj ale dwa razy więcej przewyższeń. Bokami do Chronowa, co chwile na hopkach ktoś skakał, cały czas toczyła się mała rywalizacja na premiach górskich - super :) Z Chronowa zjechaliśmy do Lipnicy i pojechaliśmy w kierunku serpentyn. Wykręcony PR pod Tymową, a pod serpentyny już raczej spokojnie tym samym tempem co Marcin. Po przerwie zjazd do Iwkowej, i kolejna wspinaczka w kierunku kozieńca. Zacząłem spokojnie, z samego tyłu, w połowie doszedłem czoło, i na koniec zaatakowałem. Oprócz tego, że na punkt widokowy wpadłem pierwszy to zdobyłem też koma, zupełnie się nie spodziewałem czegoś takiego :)
Zjechaliśmy do Czchowa, potem do Tymowej, sklep był zamknięty więc pokierowaliśmy się na Biesiadki bardzo bocznymi, wąskimi drogami. Potem już Łoniowa, ostatni zjazd i płasko przez Porąbkę i Maszkienice do domu.
Koniec 7 dniowego maratonu rowerowego, jutro raczej wymuszona przerwa.
Zjechaliśmy do Czchowa, potem do Tymowej, sklep był zamknięty więc pokierowaliśmy się na Biesiadki bardzo bocznymi, wąskimi drogami. Potem już Łoniowa, ostatni zjazd i płasko przez Porąbkę i Maszkienice do domu.
Koniec 7 dniowego maratonu rowerowego, jutro raczej wymuszona przerwa.
- DST 89.80km
- Czas 03:18
- VAVG 27.21km/h
- VMAX 74.00km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 1072m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
59. Chronów, Serpentyny i Czchów
Wreszcie trochę dłuższa trasa. Było troszkę chłodnawo więc rękawki i nogawki założone. Wiało też naturalnie. Ruszyłem na Brzesko przez Jadowniki i potem bokami w kierunku Kobyla. Za Jasieniem hopka z segmentem, i tym razem w końcu udało się wskoczyć na pierwsze miejsce. Postanowiłem przetestować się na rzeźni w Chronowie (ponad 20% w kilku miejscach). Było całkiem nieźle, w sumie dobre to 36x28 :P Na zjeździe do Lipnicy znów bardzo mocno, zdobyłem następnego Koma oraz wykręciłem niezłą prędkość - 85km/h. Pokierowałem się w kierunku Iwkowej, trzeba było podjechać do Tymowej (personal best), a po dziurawym zjeździe skręciłem w prawo na serpentyny. Chciałem pojechać mocno, ale bez licznika w dalszym ciągu, więc nie da rady lecieć po dobry czas, za długi odcinek żeby iść w trupa. Było jednak całkiem, całkiem (drugi najlepszy mój czas). Zjazd w dół i powtórka: mocno w korby i bym kolejny Kom :D hyhy nazbierało się ich dzisiaj. W Iwkowej skręt na Czchów i tym razem bardzo spokojnie, sporo do podjechania. Na szczycie parę fotek bo widoki obłędne. Zjazd do Czchowa ale przed samym centrum odbiłem na Tymową żeby ograniczyć jazdę po krajówce. Wyjechałem nieopodal serpentyn :) Znalazłem nową drogę-skrót dzięki której krajówki zaliczyłem dziś ledwie kilkaset metrów (i tak mnie TIR strąbił pieron wie za co). Potem to już klasycznie na Biesiadki i Złotą, zjazd do Porąbki i już w miarę płasko do domu. Pozytywny wypad, choć w pewnym momencie złapało mnie coś jakby bomba, jakiś taki mini kryzys. No ciekawe.
https://www.strava.com/activities/290422255/overview
https://www.strava.com/activities/290422255/overview
- DST 82.40km
- Czas 03:09
- VAVG 26.16km/h
- VMAX 85.00km/h
- Temperatura 14.0°C
- Podjazdy 1044m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
55. Dwieście km samotnie
Totalny spontan. Ciężki dzień wczoraj, więc przed zaśnięciem wymyśliłem chytry plan żeby sobie poprawić humor. Rano o 7:20 musiałem przestawić budzik bo lało. 8:40 pochmurnie ale już sucho i ciepło. Ruszyłem koło 9:20 na Złotą. Wiało mocno ale było mi to obojętne. W Złotej pierwszy podjazd i tam pozbyłem się rękawów i nogawek. Zjazd i kluczenie bocznymi drogami do Tymowej i potem do Lipnicy Murowanej. Szybko przez centrum i dalej na Rajbrot. Kawał fajnego zjazdu.
Potem odbiłem na Żegocinę, znów sporo do góry i dziurawy zjazd. W Żegocinie w lewo ale nie pojechałem na Rozdziele, a odbiłem na Kamionną. Znowu tak jak przez większość dnia: boczne drogi i pełno podjazdów. Wyjechałem w Nowym Rybiu i pojechałem do Piekiełka. Tam w prawo na boczną dróżkę w kierunku miejscowości Tymbark, w której uwaga: produkują napój Tymbark :P Sporo tam kostki na drogach, więc miałem swoje Robuaix ;)
Skręt na krajówkę, w końcu zawiało w plecy, do tego kilka % nachylenia i nagle 52x11 nie starcza :D Na liczniku 75km/h, coś niesamowitego! Niestety szybko zjechałem w prawo w kierunku Słopnicy. Stąd do szczytu Przełęczy Ostrej było 15km, z czego 14,5 leciało cały czas pod górę. Pierwsze kilometry do 2-3% nachylenia, po prostu tragedia. Dopiero końcówka w Słopnicy porządna, znak ostrzegający przed 17%. Dało czadu. Widoki nieziemskie.
Potem kilkaset metrów zjazdu i końcówka podjazdu pod Przełęcz Ostrą. Przejechałem szczyt i zjechałem prawie do samej Limanowej. Tam nawrót i targam 8km pod górę po torze rajdowym :D ok. 5% średnie nachylenie. Krótka przerwa na szczycie i zaraz potem cel dzisiejszego dnia: droga ze szczytu do Gołkowic. Co w niej ciekawego? To, że jest to prawie 18km cały czas lekko w dół (średnio 2%). Dziś pomagał też wiatr... I tak przejechałem ten odcinek ze średnią ponad 46km/h cudowna sprawa!
Potem było stosunkowo płasko aż za Chełmiec. Wiatr pomaga, więc leciało ponad 35 cały czas. Generalnie zrobiłem od szczytu Ostrej do końca Chełmca 30km i średnią 40km/h, czad!!! Potem już znów hopki oraz zmiana kierunku jazdy i zaczęło przeszkadzać. Podjazd do Chromanowic ciężki strasznie, znów nachylenie dwucyfrowe zbliżające się do 20%. Na szczycie przerwa na sklep, tam miśki żelki i Pepsi i dało mi to kopa :)
Kawał fajnego zjazdu do Ujanowic i po chwili znów ostra wyrypa w Sechnej. Strasznie długa i stroma ściana (2,5km @6% i max 19%) Zjazd super i byłem po chwili w Kątach. Tu już znane tereny. Podjazd do Iwkowej całkiem spoko poszedł i był czas na zjazd po serpentynach. Dziś zjazdy szły super, więc pojechałem na maksa. Kilkanaście serpentyn, bez dotykania klamek, nie wierzyłem koledze, że się da, ale okazało się, że owszem. Brakło ledwie sekundy do KOMa, bo Tir na dole zwolnił mnie :(
Dojazd do krajówki w Tymowej, kilka km i znów tak jak rano tylko w drugą stronę: Do Biesiadek hopy, zjazd do Łoniowej (kom:D) i płasko do Porąbki. Tam pętla bo brakowało kilometrów i żeby się dobić Bocheniec :D Wyjątkowo powoli podjechany, ale znów siła na zjeździe była i odebrałem swojego koma po kilku dniach :P
Potem już tylko Sterkowiec i do domu :D
Niesamowita wyrypa, rekord dystansu solo, strasznie fajna ilość przewyższeń, czuje je w nogach strasznie. Było warto. Super dzień. Dowiedziałem się, że wysłali mój rower :D
Z ciekawostek jakie podsuwa strava:
Aż 25 minut spędziłem jadąc w przedziale 45-55km/h
3 godziny 56 minut spędziłem jadąc pod górę, 3 godziny po płaskim i 2:01h z góry
44% trasy wiodło pod górę
Niecałe 18 minut jechałem po nachyleniu z zakresu 11-15%
Fajne statystyki oferuje ta Strava.
Potem odbiłem na Żegocinę, znów sporo do góry i dziurawy zjazd. W Żegocinie w lewo ale nie pojechałem na Rozdziele, a odbiłem na Kamionną. Znowu tak jak przez większość dnia: boczne drogi i pełno podjazdów. Wyjechałem w Nowym Rybiu i pojechałem do Piekiełka. Tam w prawo na boczną dróżkę w kierunku miejscowości Tymbark, w której uwaga: produkują napój Tymbark :P Sporo tam kostki na drogach, więc miałem swoje Robuaix ;)
Skręt na krajówkę, w końcu zawiało w plecy, do tego kilka % nachylenia i nagle 52x11 nie starcza :D Na liczniku 75km/h, coś niesamowitego! Niestety szybko zjechałem w prawo w kierunku Słopnicy. Stąd do szczytu Przełęczy Ostrej było 15km, z czego 14,5 leciało cały czas pod górę. Pierwsze kilometry do 2-3% nachylenia, po prostu tragedia. Dopiero końcówka w Słopnicy porządna, znak ostrzegający przed 17%. Dało czadu. Widoki nieziemskie.
Potem kilkaset metrów zjazdu i końcówka podjazdu pod Przełęcz Ostrą. Przejechałem szczyt i zjechałem prawie do samej Limanowej. Tam nawrót i targam 8km pod górę po torze rajdowym :D ok. 5% średnie nachylenie. Krótka przerwa na szczycie i zaraz potem cel dzisiejszego dnia: droga ze szczytu do Gołkowic. Co w niej ciekawego? To, że jest to prawie 18km cały czas lekko w dół (średnio 2%). Dziś pomagał też wiatr... I tak przejechałem ten odcinek ze średnią ponad 46km/h cudowna sprawa!
Potem było stosunkowo płasko aż za Chełmiec. Wiatr pomaga, więc leciało ponad 35 cały czas. Generalnie zrobiłem od szczytu Ostrej do końca Chełmca 30km i średnią 40km/h, czad!!! Potem już znów hopki oraz zmiana kierunku jazdy i zaczęło przeszkadzać. Podjazd do Chromanowic ciężki strasznie, znów nachylenie dwucyfrowe zbliżające się do 20%. Na szczycie przerwa na sklep, tam miśki żelki i Pepsi i dało mi to kopa :)
Kawał fajnego zjazdu do Ujanowic i po chwili znów ostra wyrypa w Sechnej. Strasznie długa i stroma ściana (2,5km @6% i max 19%) Zjazd super i byłem po chwili w Kątach. Tu już znane tereny. Podjazd do Iwkowej całkiem spoko poszedł i był czas na zjazd po serpentynach. Dziś zjazdy szły super, więc pojechałem na maksa. Kilkanaście serpentyn, bez dotykania klamek, nie wierzyłem koledze, że się da, ale okazało się, że owszem. Brakło ledwie sekundy do KOMa, bo Tir na dole zwolnił mnie :(
Dojazd do krajówki w Tymowej, kilka km i znów tak jak rano tylko w drugą stronę: Do Biesiadek hopy, zjazd do Łoniowej (kom:D) i płasko do Porąbki. Tam pętla bo brakowało kilometrów i żeby się dobić Bocheniec :D Wyjątkowo powoli podjechany, ale znów siła na zjeździe była i odebrałem swojego koma po kilku dniach :P
Potem już tylko Sterkowiec i do domu :D
Niesamowita wyrypa, rekord dystansu solo, strasznie fajna ilość przewyższeń, czuje je w nogach strasznie. Było warto. Super dzień. Dowiedziałem się, że wysłali mój rower :D
Z ciekawostek jakie podsuwa strava:
Aż 25 minut spędziłem jadąc w przedziale 45-55km/h
3 godziny 56 minut spędziłem jadąc pod górę, 3 godziny po płaskim i 2:01h z góry
44% trasy wiodło pod górę
Niecałe 18 minut jechałem po nachyleniu z zakresu 11-15%
Fajne statystyki oferuje ta Strava.
- DST 203.90km
- Czas 07:59
- VAVG 25.54km/h
- VMAX 81.00km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 3169m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
53. Dzień pełen przygód.
Dzisiaj to wyjątkowo ciężko napisać relację. Bardzo dziwny dzień, bardzo dziwna wyprawa. Ale od początku.
Zaczęło się o 10 w Brzesku. Było nas czterech i tuż przed odjazdem zmiana planów z Ostrej na Biecz. Jednak. Więc ruszyliśmy. Na początek bokami przez Jadowniki i kawałek krajówką do Dębna. Strasznie mi się coś tłukło w rowerze. Przerzutka/Łańcuch/kaseta/pedał? Nie wiem do końca. Przestało jak przepaliłem nogę na hopce :P Na podjeździe pod Gwoździec zaatakował Marcin, ale nikt nie siadł na koło. Osobiście wiedziałem, że nie starczy pary. Ostatecznie Marcin wykręcił piękny czas i wskoczył na drugie miejsce dokładając mi aż 15 sekund :0
Po zjeździe trochę głównej do i przez Zakliczyn i po chwili skręciliśmy w lewo na Ciężkowice. Całkiem sympatyczna droga, trochę może dziur miejscami ale w miarę spokojnie i z podjazdem. Trochę pogadaliśmy, ogólnie super. Wyjechaliśmy w Ciężkowicach. Tuż przed rynkiem sztywna ściana. W rynku przerwa, Szymek niestety nie dał się namówić na więcej i pojechał w kierunku domu, a my na Ostruszę. Zaczęły się nowe tereny, co zawsze jest na swój sposób niesamowite :) Podzieliliśmy się, każdy jechał swoim tempem bo było sporo hopek. W zasadzie cały czas było albo w górę, albo w dół. No i wiało.
W Bugaju w środku niczego sklep i tam zrobiliśmy przerwę. Czas się trochę tam zatrzymał, pani podliczyła nam ceny w zeszycie, po sklepie chodził sobie kotek i ogólnie jakiś taki klimat a'la lata 90' :) Po przerwie ruszamy dalej, znów się rodzielamy, Marcin z przodu.
Kilometr przed Bieczem zjazd, wyjeżdżam zza zakrętu widzę rower Marcina leży, a on siedzi przy rowie... No super. Chłop zakrwawiony, ciuchy podarte, generalnie niezbyt wesoło. Co się stało? Marcin jechał kilkanaście metrów za samochodem na zjeździe, koło 40/h. Gościu w samochodzie przypomniał sobie w ostatniej chwili, że chce skręcać w lewo, więc po hamulcach. Kierunkowskaz włączył jak już prawie stał....... Marcin bez szans, zahaczył i upadł. Szczęście w nieszczęsciu, bez poważniejszych kontuzji, sporo szlifów, ciuchy niestety wszystkie skasowane i porysowane klamki. Mogło być jednak sporo gorzej...
Gośc zawiózł Marcina do centrum Biecza, my dojechaliśmy chwilę potem. Znaleźliśmy aptekę, koledze zrobilismy opatrunki i czekaliśmy w rynku na wóz techniczny :) Gdy ten wziął Marcina do domu, my z drugim Marcinem ruszyliśmy już najkrótszą drogą w kierunku domu. Najkrótszą nie oznacza jednak, że było krótka ;) Pojechaliśmy na Binarową i przez Rzepienniki śmieszną slalomową drogą. Wiatr lekko pomagał więc szło szybko. W Gromniku chwila stopu na przejeździe kolejowy i jedziemny dalej na Zakliczyn. Już bez rozmów, jakoś tak nieswojo się jechało...
Za Zakliczynem na Gwoździec i już objeżdżane setki razy tereny. W Porąbce pożegnałem Marcina i wpadłem na moment na mecz. Po meczu rundka wokół Porąbki z koleżanką :) Super sprawa :) Potem już szybkim tempem do domu. Dojechałem równo z zachodem słońca.
Zaczęło się o 10 w Brzesku. Było nas czterech i tuż przed odjazdem zmiana planów z Ostrej na Biecz. Jednak. Więc ruszyliśmy. Na początek bokami przez Jadowniki i kawałek krajówką do Dębna. Strasznie mi się coś tłukło w rowerze. Przerzutka/Łańcuch/kaseta/pedał? Nie wiem do końca. Przestało jak przepaliłem nogę na hopce :P Na podjeździe pod Gwoździec zaatakował Marcin, ale nikt nie siadł na koło. Osobiście wiedziałem, że nie starczy pary. Ostatecznie Marcin wykręcił piękny czas i wskoczył na drugie miejsce dokładając mi aż 15 sekund :0
Po zjeździe trochę głównej do i przez Zakliczyn i po chwili skręciliśmy w lewo na Ciężkowice. Całkiem sympatyczna droga, trochę może dziur miejscami ale w miarę spokojnie i z podjazdem. Trochę pogadaliśmy, ogólnie super. Wyjechaliśmy w Ciężkowicach. Tuż przed rynkiem sztywna ściana. W rynku przerwa, Szymek niestety nie dał się namówić na więcej i pojechał w kierunku domu, a my na Ostruszę. Zaczęły się nowe tereny, co zawsze jest na swój sposób niesamowite :) Podzieliliśmy się, każdy jechał swoim tempem bo było sporo hopek. W zasadzie cały czas było albo w górę, albo w dół. No i wiało.
W Bugaju w środku niczego sklep i tam zrobiliśmy przerwę. Czas się trochę tam zatrzymał, pani podliczyła nam ceny w zeszycie, po sklepie chodził sobie kotek i ogólnie jakiś taki klimat a'la lata 90' :) Po przerwie ruszamy dalej, znów się rodzielamy, Marcin z przodu.
Kilometr przed Bieczem zjazd, wyjeżdżam zza zakrętu widzę rower Marcina leży, a on siedzi przy rowie... No super. Chłop zakrwawiony, ciuchy podarte, generalnie niezbyt wesoło. Co się stało? Marcin jechał kilkanaście metrów za samochodem na zjeździe, koło 40/h. Gościu w samochodzie przypomniał sobie w ostatniej chwili, że chce skręcać w lewo, więc po hamulcach. Kierunkowskaz włączył jak już prawie stał....... Marcin bez szans, zahaczył i upadł. Szczęście w nieszczęsciu, bez poważniejszych kontuzji, sporo szlifów, ciuchy niestety wszystkie skasowane i porysowane klamki. Mogło być jednak sporo gorzej...
Gośc zawiózł Marcina do centrum Biecza, my dojechaliśmy chwilę potem. Znaleźliśmy aptekę, koledze zrobilismy opatrunki i czekaliśmy w rynku na wóz techniczny :) Gdy ten wziął Marcina do domu, my z drugim Marcinem ruszyliśmy już najkrótszą drogą w kierunku domu. Najkrótszą nie oznacza jednak, że było krótka ;) Pojechaliśmy na Binarową i przez Rzepienniki śmieszną slalomową drogą. Wiatr lekko pomagał więc szło szybko. W Gromniku chwila stopu na przejeździe kolejowy i jedziemny dalej na Zakliczyn. Już bez rozmów, jakoś tak nieswojo się jechało...
Za Zakliczynem na Gwoździec i już objeżdżane setki razy tereny. W Porąbce pożegnałem Marcina i wpadłem na moment na mecz. Po meczu rundka wokół Porąbki z koleżanką :) Super sprawa :) Potem już szybkim tempem do domu. Dojechałem równo z zachodem słońca.
- DST 160.00km
- Czas 05:59
- VAVG 26.74km/h
- VMAX 65.00km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 1272m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
34. Setka po górach i zepsuta klamka
Niedługo to już chyba tradycją będzie wieloosobowa jazda w Niedzielę :) Dziś pogoda wymarzona, już po 9 rano było prawie 10 stopni i pełne słońce. W centrum Brzeska stawiło się na pięciu, a szóstego kolegę zgarnęliśmy kilka kilometrów dalej. Początek płaski, przez Jodłówkę do Rzezawy. Tam pierwsze nieśmiałe hopki w kierunku Bochni. Na podjeździe na krótką chwilę dołączył się kolega Tomasz z Bochni ale on już wracał z treningu.
Centrum Bochni ominęliśmy, a pokierowaliśmy się na Zawadę. Zaczął się dłuższy podjazd, każdy swoim tempem żeby nie było problemów potem. Na zjeździe istne szaleństwo, dziś to jakieś nieoficjalne zawody w zjeżdżaniu chyba były. Większość pozycje aero w stylu Kwiato :D Bardzo duża przyjemność.
Potem trochę hopek na Sobolów. Na jednej trzech kolegów zaatakowało na maksa. Szalony sprint na szczyt, patrzą a za szczytem 50m zjazdu i jeszcze większy podjazd :D Po zjeździe z Sobolowa (aero) trochę płaskiego aż do drogi wojewódzkiej gdzieś za Łapanowem. Pojechaliśmy w kierunku Trzciany, a potem dobrym tempem w pociągu na Łąktę Górną.
Wyjechaliśmy znów na drodze wojewódzkiej i od tego momentu zaczęło się wyczekiwanie i taktyka niczym w wyścigach. Celem każdego premia górska na Rozdzielu :). Wyszedłem na zmianę, tempo raczej średnie żeby się nie przemęczać ale w Żegocinie zauważyłem, że urwałem kilku kolegów i zostałem tylko z Dominikiem. Kilkadziesiąt metrów za nami Arek z Adrianem próbowali zespawać grupkę. Utrzymywaliśmy z Dominikiem tempo żeby nas nie złapali jadąc po zmianach. Droga tymczasem coraz bardziej szła w górę i przybywało powoli procentów. Adrian w dolnym chwycie próbował za wszelką cenę nas dojść, ale jeden na dwóch to ciężko :) Zacząłem się niepokoić czy Dominik z mojej grupki mi nie ucieknie, więc jak wychodził na zmianę koncentrowałem się tylko na tym żeby trzymać się jak najbliżej koła. Zaczęła się najtrudniejsza część, Dominik się trzymał więc postanowiłem sam zaatakować. A co? :) Zakręt w prawo przy najstromszej części i rzucam wszystkie siły w korby. 15% nachylenia i udaje się uzyskać 18-19km/h, Dominik próbował złapać koło ale szczęśliwie dla mnie troszkę mu brakło. Pozostało jeszcze utrzymać kręcenie przez ostatnie metry oraz oglądać się co 2 sekundy za siebie i w końcu wjechałem na wirtualną kreskę na szczycie :) Z roweru niemal spadłem, ciężko się było wypiąć. Masakra ale piękna masakra :) Taka walka to coś pięknego.
Dominik wjechał dosłownie kilka sekund po mnie, potem po kilkunastu zaczęli przyjeżdżać pozostali. Na szczycie zrobiliśmy dłuższą przerwę na odpoczynek. Widoki piękne, pogoda wspaniała...
Kilkanaście minut potem ruszamy powoli w dół w kierunku Limanowej. Zjazd ciężki bo asfalt w fatalnym stanie, a szkoda, bo gdyby było ok to zjazd byłby kapitalny. Zjechaliśmy do centrum i tam przerwa na sklep. Wypiłem sobie pepsi i kupiłem żelki :D:D:D Pierwsze słodycze od tygodnia :0
Ruszyliśmy w kierunku Krosnej, dość płasko więc tempo fajne, po zmianach. Zauważyłem, że coś mi świruje przerzutka. Po skręcie w Krosnej okazało się, że nie przerzutka tylko klamkomanetka. Przestała "klikać" i w bardzo dziwny i losowy sposób zmieniała przełożenia. A przed nami kolejny podjazd z efektowną ścianą.... W połowie zatrzymaliśmy się, chłopaki pomogli rozkręcić kawałek klamki, ale nic nie udało się zdziałać. Miałem możliwość wrzucenia przedostatniej koronki (24z) ale pod warunkiem, że trzymałem cały czas wychyloną dźwignię klamki. Mało wygodne, a do tego na ścianie którą podjeżdżaliśmy przydało by się raczej 28z.... Wytargałem jednak do góry, można powiedzieć, że zrobiłem dziś trening siły na niskiej kadencji :P
Zjechaliśmy do Iwkowej, i kolejnym etapem był podjazd w kierunku Czchowa. Znów walczyłem z rowerem, ale nachylenia mniejsze więc wjechałem na szczyt. Po krótkiej przerwie ruszamy w dół, pojechałem przodem i lekko wkurzony sytuacją ze sprzętem pocisnąłem maksymalnie jak się dało na zjeździe. Super sprawa. Wpadł też KOM ;]
Został nam ostatni podjazd - do Złotej, nie wiem jak go podjechałem ale podjechałem. Chyba dlatego, że był to ostatni podjazd dnia :) Zjechaliśmy do Łoniowej i aż do Dębna podaliśmy dość porządne tempo. Potem skręt na czwórkę, pożegnałem kolegów i pojechałem w bok do domu....
Centrum Bochni ominęliśmy, a pokierowaliśmy się na Zawadę. Zaczął się dłuższy podjazd, każdy swoim tempem żeby nie było problemów potem. Na zjeździe istne szaleństwo, dziś to jakieś nieoficjalne zawody w zjeżdżaniu chyba były. Większość pozycje aero w stylu Kwiato :D Bardzo duża przyjemność.
Potem trochę hopek na Sobolów. Na jednej trzech kolegów zaatakowało na maksa. Szalony sprint na szczyt, patrzą a za szczytem 50m zjazdu i jeszcze większy podjazd :D Po zjeździe z Sobolowa (aero) trochę płaskiego aż do drogi wojewódzkiej gdzieś za Łapanowem. Pojechaliśmy w kierunku Trzciany, a potem dobrym tempem w pociągu na Łąktę Górną.
Wyjechaliśmy znów na drodze wojewódzkiej i od tego momentu zaczęło się wyczekiwanie i taktyka niczym w wyścigach. Celem każdego premia górska na Rozdzielu :). Wyszedłem na zmianę, tempo raczej średnie żeby się nie przemęczać ale w Żegocinie zauważyłem, że urwałem kilku kolegów i zostałem tylko z Dominikiem. Kilkadziesiąt metrów za nami Arek z Adrianem próbowali zespawać grupkę. Utrzymywaliśmy z Dominikiem tempo żeby nas nie złapali jadąc po zmianach. Droga tymczasem coraz bardziej szła w górę i przybywało powoli procentów. Adrian w dolnym chwycie próbował za wszelką cenę nas dojść, ale jeden na dwóch to ciężko :) Zacząłem się niepokoić czy Dominik z mojej grupki mi nie ucieknie, więc jak wychodził na zmianę koncentrowałem się tylko na tym żeby trzymać się jak najbliżej koła. Zaczęła się najtrudniejsza część, Dominik się trzymał więc postanowiłem sam zaatakować. A co? :) Zakręt w prawo przy najstromszej części i rzucam wszystkie siły w korby. 15% nachylenia i udaje się uzyskać 18-19km/h, Dominik próbował złapać koło ale szczęśliwie dla mnie troszkę mu brakło. Pozostało jeszcze utrzymać kręcenie przez ostatnie metry oraz oglądać się co 2 sekundy za siebie i w końcu wjechałem na wirtualną kreskę na szczycie :) Z roweru niemal spadłem, ciężko się było wypiąć. Masakra ale piękna masakra :) Taka walka to coś pięknego.
Dominik wjechał dosłownie kilka sekund po mnie, potem po kilkunastu zaczęli przyjeżdżać pozostali. Na szczycie zrobiliśmy dłuższą przerwę na odpoczynek. Widoki piękne, pogoda wspaniała...
Kilkanaście minut potem ruszamy powoli w dół w kierunku Limanowej. Zjazd ciężki bo asfalt w fatalnym stanie, a szkoda, bo gdyby było ok to zjazd byłby kapitalny. Zjechaliśmy do centrum i tam przerwa na sklep. Wypiłem sobie pepsi i kupiłem żelki :D:D:D Pierwsze słodycze od tygodnia :0
Ruszyliśmy w kierunku Krosnej, dość płasko więc tempo fajne, po zmianach. Zauważyłem, że coś mi świruje przerzutka. Po skręcie w Krosnej okazało się, że nie przerzutka tylko klamkomanetka. Przestała "klikać" i w bardzo dziwny i losowy sposób zmieniała przełożenia. A przed nami kolejny podjazd z efektowną ścianą.... W połowie zatrzymaliśmy się, chłopaki pomogli rozkręcić kawałek klamki, ale nic nie udało się zdziałać. Miałem możliwość wrzucenia przedostatniej koronki (24z) ale pod warunkiem, że trzymałem cały czas wychyloną dźwignię klamki. Mało wygodne, a do tego na ścianie którą podjeżdżaliśmy przydało by się raczej 28z.... Wytargałem jednak do góry, można powiedzieć, że zrobiłem dziś trening siły na niskiej kadencji :P
Zjechaliśmy do Iwkowej, i kolejnym etapem był podjazd w kierunku Czchowa. Znów walczyłem z rowerem, ale nachylenia mniejsze więc wjechałem na szczyt. Po krótkiej przerwie ruszamy w dół, pojechałem przodem i lekko wkurzony sytuacją ze sprzętem pocisnąłem maksymalnie jak się dało na zjeździe. Super sprawa. Wpadł też KOM ;]
Został nam ostatni podjazd - do Złotej, nie wiem jak go podjechałem ale podjechałem. Chyba dlatego, że był to ostatni podjazd dnia :) Zjechaliśmy do Łoniowej i aż do Dębna podaliśmy dość porządne tempo. Potem skręt na czwórkę, pożegnałem kolegów i pojechałem w bok do domu....
- DST 118.20km
- Czas 04:22
- VAVG 27.07km/h
- VMAX 74.00km/h
- Temperatura 15.0°C
- Podjazdy 1364m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
200 jazda i 25 setka w tym roku
Dziś padło kilka 'okrągłych' liczb. Dwusetna jazda w tym roku, dwudziesta piąta setka i sto dwadzieścia kilometrów :) Oprócz tego wypełniłem swój mały cel - przynajmniej jedna setka w każdym miesiącu w roku.
Dziś bardzo ładna pogoda. Ponad 10 stopni i sporo słońca. Oczywiście wiało mocno, ale coś za coś. O 10 ruszyliśmy we dwójkę z Szymkiem z Brzeska w kierunku Uszwi. Na początek kilka kilometrów główną drogą, dopiero za Gnojnikiem zjechaliśmy na boczne asfalty. Szymek poprowadził mnie tajnymi skrótami, które wyprowadziły nas na zjeździe z Tymowej do Lipnicy. Za Lipnicą zjechaliśmy na Rajbrot i pokierowaliśmy się na Żegocinę. Trasa jak to w tych rejonach pagókowata cały czas. W Żegocinie skręciliśmy w boczną drogą z niezłym podjazdem. Wskazało 19% w jednym miejscu. Na szczycie droga się niestety skończyła i musieliśmy zawrócić.
Pojechaliśmy więc inną drogą na Bełdno i Kamionną. Znów trafiło się kilka nowych dla mnie dróg i tym razem wyprowadziły one nas w Starym Rybiu. Albo może Nowym Rybiu. Stamtąd kawał fajnego zjazdu i zaczął się etap płaski nie licząc kawałka podjazdu za Łapanowem. Potem było coraz bardziej płasko. Bocznymi drogami pojechaliśmy na północ przecinąjąc starą, a potem nową czwórkę. Dojechaliśmy do Szarowa. Gdzieś w okolicy Kłaju spotkaliśmy gościa na samodzielnie skonstruowanym rowerze elektrycznym. Oczywiście samodzielnie tyczy się słowa elektryczny. Całkiem ciekawie mu to wyszło, a mocy masa - wyprzedził nas mając na liczniku 65km/h :) Chwilę z nim jechaliśmy i pogadaliśmy. Przed kładką pożegnaliśmy się i pojechaliśmy na Bochnię, dość zatłoczoną. Do domu padło na wariant boczny czyli przez Krzeczów i Rzezawę. W Rzezawie trafił mi się kryzys, trochę mi prąd odcięło na kilki minut, ale po chwili było już trochę lepiej.
Pojechaliśmy więc inną drogą na Bełdno i Kamionną. Znów trafiło się kilka nowych dla mnie dróg i tym razem wyprowadziły one nas w Starym Rybiu. Albo może Nowym Rybiu. Stamtąd kawał fajnego zjazdu i zaczął się etap płaski nie licząc kawałka podjazdu za Łapanowem. Potem było coraz bardziej płasko. Bocznymi drogami pojechaliśmy na północ przecinąjąc starą, a potem nową czwórkę. Dojechaliśmy do Szarowa. Gdzieś w okolicy Kłaju spotkaliśmy gościa na samodzielnie skonstruowanym rowerze elektrycznym. Oczywiście samodzielnie tyczy się słowa elektryczny. Całkiem ciekawie mu to wyszło, a mocy masa - wyprzedził nas mając na liczniku 65km/h :) Chwilę z nim jechaliśmy i pogadaliśmy. Przed kładką pożegnaliśmy się i pojechaliśmy na Bochnię, dość zatłoczoną. Do domu padło na wariant boczny czyli przez Krzeczów i Rzezawę. W Rzezawie trafił mi się kryzys, trochę mi prąd odcięło na kilki minut, ale po chwili było już trochę lepiej.
- DST 120.00km
- Czas 04:45
- VAVG 25.26km/h
- VMAX 73.00km/h
- Temperatura 11.0°C
- Podjazdy 1130m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Rozdziele po płytach
Listopadowa setka w grupie w pełnym słońcu i cieple. Bajka. Dziś było nas trzech, a w planie podjazd pod Rozdziele po betonowych płytach. Rok temu nie dałem rady temu podjazdowi więc dziś było sporo motywacji. Początek płaski i dość trudny, jazda krajówką pod wiatr. Długie zmiany i próby utrzymania dobrego tempa wzięły sporo sił. Za Łososiną było już lepiej bo lekko zmieniliśmy kierunek jazdy. Za Krosną pierwszy ciężki podjazd - przedsmak drugiego. Ostrożny zjazd kawałeczek płaskiego i skręcamy na wspomniane betonowe płyty. Mało kto wie o tym podjeździe po z ulicy wygląda jak dojazd do czyjejś posesji. 1.1km ze średnim nachyleniem 14%, nie jest to tyle co w Laskowej, ale jest co podjeżdżać. W połowie fragment z 26% przez kilkadziesiąt metrów, koło odrywa i jest szalenie ciężko ale udaje się wymęczyć :) Potem pozostaje przepchać już tylko kilkunasto procentowe ścianki i jestem na górze. Podjazd wyprowadza nas na samym punkcie widokowym na Rozdzielu. Stąd szybki zjazd w dół, w Żegocinie sklep i kontynuacja jazdy. Dziś odwiedzamy Trzcianę oraz Łapanów i jedziemy dalej do Cichawy, gdzie odbijamy na Łapczycę. Potem pozostaje nam przejechać przez Bochnię i czwórką dojechać do Brzeska. Z Brzeska już sam przez Jadowniki dojeżdżam do domu.
- Trasa
- DST 129.60km
- Czas 04:45
- VAVG 27.28km/h
- VMAX 71.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 1179m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Jesienna pętla
Piękny dzień, z serii złota polska jesień. Trzeba było to dobrze wykorzystać. Zgadałem się z Szymkiem na 100-120km :) Najpierw ruszyliśmy bokami na Bochnię, którą dość sprawnie udało się przejechać. Dalej pojechaliśmy fajną widokową drogą do Łapczycy, zjechaliśmy do krajówki, ale zaraz potem odbiliśmy z niej na mniej główną drogę. Zaczęły się różne hopki i podjazdy, a także kręte zjazdy, jak na przykład jeden w Grabinie. Tereny przez chwilę zupełnie dla mnie nowe, ale po niedługim czasie wyjechaliśmy w znanych już rejonach Łapanowa.
Za Łapanowem duży podjazd do Tarnawy, potem Stare i Nowe Rybie i w końcu szczyt w Pasierbcu. Stąd kapitalny zjazd do Łososiny, tutaj osiągnąłem dzisiejszego maksa wynoszącego 82,7km/h. W Laskowej przerwa w sklepie, i potem trochę płaskiego aż do Ujanowic.Tu skręciliśmy w bok, i zaczął się kolejny podjazd do Tęgoborza. W Tęgoborzu przecięliśmy krajówkę, i znów zaczęły się schody w rejonach jeziora Rożnowskiego. Nie było jednak na co narzekać, bo widoki fajne, pogoda kapitalna, a podjazdy to przecież sól kolarstwa ;) Zjechaliśmy do głównej w Łososinie Dolnej, ale już po kilku km zjechaliśmy na Witowice Górne. Przejechaliśmy fajną kładką do Tropia i zaczął się następny spory podjazd. Podjazd zakończył się szutrem ale postanowiliśmy kawałek nim pojechać. Zaliczyłem po drodze szlifa, na lecącej po skosie rynnie odwadniającej :P Na szczęście szkody niewielkie, jedynie wstydu sporo się najadłem :P
Z szutru zjechaliśmy w Piaskach Drużków i pojechaliśmy na Zakliczyn. Szybki przejazd z wiatrem przez centrum i nad Dunajcem i zmieniliśmy kierunek na Melsztyn. Przed nami był jeszcze jeden podjazd: do Gwoźdźca. Przed nim szybki sklep i udało się podjechać. Po zjeździe sporo dobrze znanego płaskiego, kilka razy nadaliśmy mocne tempo. Na koniec kawałek czwórką, Szymek pojechał na Brzesko, a ja skręciłem na Szczepanów. I tak oto wyszła bardzo fajna trasa.
Za Łapanowem duży podjazd do Tarnawy, potem Stare i Nowe Rybie i w końcu szczyt w Pasierbcu. Stąd kapitalny zjazd do Łososiny, tutaj osiągnąłem dzisiejszego maksa wynoszącego 82,7km/h. W Laskowej przerwa w sklepie, i potem trochę płaskiego aż do Ujanowic.Tu skręciliśmy w bok, i zaczął się kolejny podjazd do Tęgoborza. W Tęgoborzu przecięliśmy krajówkę, i znów zaczęły się schody w rejonach jeziora Rożnowskiego. Nie było jednak na co narzekać, bo widoki fajne, pogoda kapitalna, a podjazdy to przecież sól kolarstwa ;) Zjechaliśmy do głównej w Łososinie Dolnej, ale już po kilku km zjechaliśmy na Witowice Górne. Przejechaliśmy fajną kładką do Tropia i zaczął się następny spory podjazd. Podjazd zakończył się szutrem ale postanowiliśmy kawałek nim pojechać. Zaliczyłem po drodze szlifa, na lecącej po skosie rynnie odwadniającej :P Na szczęście szkody niewielkie, jedynie wstydu sporo się najadłem :P
Z szutru zjechaliśmy w Piaskach Drużków i pojechaliśmy na Zakliczyn. Szybki przejazd z wiatrem przez centrum i nad Dunajcem i zmieniliśmy kierunek na Melsztyn. Przed nami był jeszcze jeden podjazd: do Gwoźdźca. Przed nim szybki sklep i udało się podjechać. Po zjeździe sporo dobrze znanego płaskiego, kilka razy nadaliśmy mocne tempo. Na koniec kawałek czwórką, Szymek pojechał na Brzesko, a ja skręciłem na Szczepanów. I tak oto wyszła bardzo fajna trasa.
- DST 156.90km
- Czas 05:59
- VAVG 26.22km/h
- VMAX 82.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 1846m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
sporo górek i hopek
Bardzo ładny dzień. Temperatura pozwoliła nawet jechać na krótko. Dziś sporo metrów w pionie. Pojechałem stałą trasą do Łoniowej, w Dołach minęło mnie dobre 25 jak nie więcej motocykli, bardzo różnych. W Łoniowej podjazd do Złotej, na samym końcu ledwo wyprzedza mnie jakiś koleś na małym motocyklu. Trochę mi odjechał, ale jak zobaczyłem jak się męczy to przyspieszyłem żeby jednak go śmignąć :P Było to już za podjazdem na płaskim. Udało się go dopaść, leciał nie więcej niż 40km/h. Wyprzedziłem go na spokoju i zwiałem. Zawsze daje to małą satysfakcję jak się wygra z pojazdem silnikowym.
Po hopkach i bocznych drogach dotarłem do krajówki, zaraz potem znów skręciłem na hopki i wąskie drogi. Te zaprowadziły mnie przed Lipnicę Murowaną. Za Lipnicą sporo podjazdu, po marnej nawierzchni. Przed zjazdem skręciłem na Rajbrot. Sporo w dół, po fajnej drodze. Zacząłem podjazd do Wojakowej, niezbyt długi, za to po nim znów sporo zjazdu do Porąbki Iwkowskiej. Tutaj wpadło troszkę płaskiego, ale zaraz potem znów hopy, zjazdy i podjazdy. Do Czchowa. Zleciało to jednak przyjemnie, i dość sprawnie znalazłem się w centrum Czchowa.
Z Czchowa musiałem przejechać parę kilometrów krajówką, przez Jurków. Zjechałem z niej i zaczął się podjazd do Złotej. Dużo tych podjazdów, czuć było koniec sezonu bo nogi, plecy i tyłek się już powoli odzywały. Od Złotej jednak czekał mnie już tylko zjazd i potem sporo płaskiego z malutkimi niegroźnymi hopkami. Do domu z Łoniowej dotarłem drogą standardową, a jakże :P
Po hopkach i bocznych drogach dotarłem do krajówki, zaraz potem znów skręciłem na hopki i wąskie drogi. Te zaprowadziły mnie przed Lipnicę Murowaną. Za Lipnicą sporo podjazdu, po marnej nawierzchni. Przed zjazdem skręciłem na Rajbrot. Sporo w dół, po fajnej drodze. Zacząłem podjazd do Wojakowej, niezbyt długi, za to po nim znów sporo zjazdu do Porąbki Iwkowskiej. Tutaj wpadło troszkę płaskiego, ale zaraz potem znów hopy, zjazdy i podjazdy. Do Czchowa. Zleciało to jednak przyjemnie, i dość sprawnie znalazłem się w centrum Czchowa.
Z Czchowa musiałem przejechać parę kilometrów krajówką, przez Jurków. Zjechałem z niej i zaczął się podjazd do Złotej. Dużo tych podjazdów, czuć było koniec sezonu bo nogi, plecy i tyłek się już powoli odzywały. Od Złotej jednak czekał mnie już tylko zjazd i potem sporo płaskiego z malutkimi niegroźnymi hopkami. Do domu z Łoniowej dotarłem drogą standardową, a jakże :P
- DST 87.40km
- Czas 03:04
- VAVG 28.50km/h
- VMAX 65.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 1063m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Buczyna i nowy Vmax
Kolejny bardzo rowerowy dzień. Odrabianie strat idzie wyśmienicie. Dziś jazda we trójkę. Start o 13, ruszyliśmy krajówką w kierunku Gnojnika. Celem miała być Jamna. W Uszwi skręcamy na boczne drogi i po chwili zmieniamy plany z Jamnej na Buczynę i tamtejszy super zjazd. Przejeżdżamy przez Złotą i kierujemy się na Czchów. Znów trzeba przejechać chwilę ruchliwą drogą krajową, ale po kilku kilometrach zjeżdżamy z niej na dobre.
Czeka nas za to kawał porządnego podjazdu z miejscowości Będzieszyna. 1.5km ze średnim nachyleniem 8%. Podjazd bardzo zmienny, kilka fragmentów lekkich ale kilka z dużą ilością procentów :) Po podjechaniu kierujemy się na dół, ale po chwili zatrzymujemy się i sprawdzamy mapę czy rzeczywiście dobrze się kierujemy. Korzystam z okazji i strzelam fotkę, bo widok piękny. Po sprawdzeniu, zawracamy i jedziemy w inną drogę. Zjeżdzamy do Iwkowej i kierujemy się na Rajbrot. Kilka kilometrów lekkiego podjazdu, ale na tyle lekkiego, że jedzie się dobrze. Atmosfera w naszej 'ucieczce' wesoła :) Do Rajbrotu na koniec mamy kawał dobrego zjazdu, przelatujemy przez centrum i wyłania się następy podjeździk :) Taki urok tych okolic. Płasko? A co to jest płasko?
Wylatujemy w Muchówce, gdzie jest kilkaset metrów dramatycznie złego asfaltu. Tym razem nie zwalniam ale przelatuje przez dziury. Od Muchówki jedziemy bokami i hopami do Zawady. Tam krótka przerwa w sklepie. Niedługo potem jeszcze kawałem podjazdu i przed sobą mamy zjazd w Buczynie. Co w nim takiego ciekawego? 800m i -10% po dość prostej drodze, o dobrym asfalcie, minimalnym ruchu, świetnej widoczności i fajnej przeciw-górce na końcu. Rozkręcam ile 13'tka pozwala, przyjmuje pozycję aero, prędkość jest oszałamiające i po chwili wpadam na podjazd, który pokonuje z rozpędu. Sprawdzam licznik i okazuje się, że jest nowy maks. Dokładnie 88,5km/h, czyli pobijam mój poprzedni (86km/h).
Po zjeździe następuje dość płaski etap trasy. Lecimy na Książnice, przekraczamy starą czwórkę oraz nową czwórkę i wjeżdżamy do Kłaju(?) Stamtąd lecimy po płaskim i pod wiatr do Cikowic, postanawiamy znaleźć kładkę przez rzekę ale jesteśmy po złej stronie lecącej obok magistrali kolejowej E30. Szybka decyzja, wbijamy na nasyp, przekraczamy tory i wędrujemy kawałek po piachu do zejścia na lecącą już po dobrej stronie drogę :) Taki lekki przełaj się zrobił :P Trafiamy na wspomnianą kładkę, lecimy do Bochni, a z niej bokami na Brzesko. Na koniec kilka mocniejszych pociągnięć z Szymkiem i już jesteśmy w Brzesku. Chłopaki lecą do góry, ja odbijam do siebie i po kilku minutach zajeżdżam do domu.
Sądziłem, że Wrzesień będzie stracony po tygodniowej wymuszonej przerwie, ale odrabianie strat poszło bardzo gładko i przyjemnie. W 3 dni zrobiłem 325 km i ponad 3200m w pionie. Całkiem niezły wynik jak dla mnie :)
Czeka nas za to kawał porządnego podjazdu z miejscowości Będzieszyna. 1.5km ze średnim nachyleniem 8%. Podjazd bardzo zmienny, kilka fragmentów lekkich ale kilka z dużą ilością procentów :) Po podjechaniu kierujemy się na dół, ale po chwili zatrzymujemy się i sprawdzamy mapę czy rzeczywiście dobrze się kierujemy. Korzystam z okazji i strzelam fotkę, bo widok piękny. Po sprawdzeniu, zawracamy i jedziemy w inną drogę. Zjeżdzamy do Iwkowej i kierujemy się na Rajbrot. Kilka kilometrów lekkiego podjazdu, ale na tyle lekkiego, że jedzie się dobrze. Atmosfera w naszej 'ucieczce' wesoła :) Do Rajbrotu na koniec mamy kawał dobrego zjazdu, przelatujemy przez centrum i wyłania się następy podjeździk :) Taki urok tych okolic. Płasko? A co to jest płasko?
Wylatujemy w Muchówce, gdzie jest kilkaset metrów dramatycznie złego asfaltu. Tym razem nie zwalniam ale przelatuje przez dziury. Od Muchówki jedziemy bokami i hopami do Zawady. Tam krótka przerwa w sklepie. Niedługo potem jeszcze kawałem podjazdu i przed sobą mamy zjazd w Buczynie. Co w nim takiego ciekawego? 800m i -10% po dość prostej drodze, o dobrym asfalcie, minimalnym ruchu, świetnej widoczności i fajnej przeciw-górce na końcu. Rozkręcam ile 13'tka pozwala, przyjmuje pozycję aero, prędkość jest oszałamiające i po chwili wpadam na podjazd, który pokonuje z rozpędu. Sprawdzam licznik i okazuje się, że jest nowy maks. Dokładnie 88,5km/h, czyli pobijam mój poprzedni (86km/h).
Po zjeździe następuje dość płaski etap trasy. Lecimy na Książnice, przekraczamy starą czwórkę oraz nową czwórkę i wjeżdżamy do Kłaju(?) Stamtąd lecimy po płaskim i pod wiatr do Cikowic, postanawiamy znaleźć kładkę przez rzekę ale jesteśmy po złej stronie lecącej obok magistrali kolejowej E30. Szybka decyzja, wbijamy na nasyp, przekraczamy tory i wędrujemy kawałek po piachu do zejścia na lecącą już po dobrej stronie drogę :) Taki lekki przełaj się zrobił :P Trafiamy na wspomnianą kładkę, lecimy do Bochni, a z niej bokami na Brzesko. Na koniec kilka mocniejszych pociągnięć z Szymkiem i już jesteśmy w Brzesku. Chłopaki lecą do góry, ja odbijam do siebie i po kilku minutach zajeżdżam do domu.
Sądziłem, że Wrzesień będzie stracony po tygodniowej wymuszonej przerwie, ale odrabianie strat poszło bardzo gładko i przyjemnie. W 3 dni zrobiłem 325 km i ponad 3200m w pionie. Całkiem niezły wynik jak dla mnie :)
- DST 117.10km
- Czas 04:23
- VAVG 26.71km/h
- VMAX 88.50km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 1022m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze