Wpisy archiwalne w kategorii
Peleton
Dystans całkowity: | 14832.52 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 546:28 |
Średnia prędkość: | 26.71 km/h |
Maksymalna prędkość: | 90.40 km/h |
Suma podjazdów: | 145469 m |
Maks. tętno maksymalne: | 206 (101 %) |
Maks. tętno średnie: | 194 (95 %) |
Suma kalorii: | 44624 kcal |
Liczba aktywności: | 156 |
Średnio na aktywność: | 95.08 km i 3h 35m |
Więcej statystyk |
103. Grupowo na Lubinkę
Wyjazd we trzech. Ruszyliśmy z Brzeska przed 15 w kierunku Tarnowa. Na początek boczne drogi i dojazd do serwisówek wzdłuż autostrady. Od samego początku mocne tempo, po zmianach ponad 30km/h. Nie wiem co nas wzięło. W Wierzchosławicach opuszczamy serwisówki i kierujemy się do starej czwórki przez Mikołajowice. Jedziemy kawałek czwórką żeby pokonać Dunajec i skręcamy w prawo w Zgłobicach. Po chwili zaczynają się hopki, wychodzę na zmianę i daje dość długą i mocną, choć dziś to Dominik był jak Tony Martin i pracował na czele bardzo mocno. Dojeżdżamy w końcu do głównej i zaczyna się podjazd pod Lubinkę właściwy. Najpierw Marcin nas rozpędza, potem chwilę Dominik ale zaraz wychodzę z koła i sam zaczynam walkę z podjazdem. Dziś jedzie mi się pod górę bardzo fajnie, więc tempo jest dość mocne. W sumie mogłem przycisnąć mocniej ale suma sumarum na szczycie melduje się z całkiem dobrym czasem.
Po chwili dojeżdżają koledzy i decydujemy jechać jeszcze kawałek w górę i zjechać alternatywną drogą, choć mnie kusi zjazd drogą główną :) Droga górą oferuje za to kilka fajnych widoków więc nie jest źle. Po zjeździe znów Dominik wychodzi na długą zmianę i ciśniemy 33-35 aż do Zakliczyna, gdzie wychodzę ja i Marcin na zmiany. Wracamy bardzo standardowo - do Melsztyna i potem podjazd do Gwoźdzca, tym razem dość spokojne tempo, za to Marcin atakuje i nie udaje mi się go dogonić. Na zjeździe próbuje uciec ale kolega jest czujny i pilnuje koła, nie ma lekko :) Zaczyna się płaskie, chwilę się zagapiłem i już Marcin kilkadziesiąt metrów z przodu. Próbuje zespawać ale nie ma z czego więc odpuszczam po 3 próbach. W Dołach zatrzymujemy się dłużej przy sklepie, gdzie omawiamy ważne tematy -filozofię, sens życia skarpetki rowerowe, kierownice, ramy, naklejki i tym podobne :) Po przerwie znów mocno, przelatujemy przez Porąbkę i Dębno i wjeżdżamy na krajówkę. Tu oddziela się od nas Dominik, a chwilę potem w Sterkowcu do domu kieruje się Marcin. Mi pozostaje podjechać hopkę w Szczepanowie i zjechać do mety. Koniec jazdy. Bardzo mocne tempo, spoko trasa choć trochę płaska i fajne towarzystwo.
Po chwili dojeżdżają koledzy i decydujemy jechać jeszcze kawałek w górę i zjechać alternatywną drogą, choć mnie kusi zjazd drogą główną :) Droga górą oferuje za to kilka fajnych widoków więc nie jest źle. Po zjeździe znów Dominik wychodzi na długą zmianę i ciśniemy 33-35 aż do Zakliczyna, gdzie wychodzę ja i Marcin na zmiany. Wracamy bardzo standardowo - do Melsztyna i potem podjazd do Gwoźdzca, tym razem dość spokojne tempo, za to Marcin atakuje i nie udaje mi się go dogonić. Na zjeździe próbuje uciec ale kolega jest czujny i pilnuje koła, nie ma lekko :) Zaczyna się płaskie, chwilę się zagapiłem i już Marcin kilkadziesiąt metrów z przodu. Próbuje zespawać ale nie ma z czego więc odpuszczam po 3 próbach. W Dołach zatrzymujemy się dłużej przy sklepie, gdzie omawiamy ważne tematy -
- DST 91.30km
- Czas 02:54
- VAVG 31.48km/h
- VMAX 67.00km/h
- Temperatura 19.0°C
- Podjazdy 564m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
102. Po dniu przerwy
W końcu po bodaj 18 dniach z rzędu na rowerze zrobiłem sobie przerwę. Trochę wymusiła ją pogoda - padało. I okazało się, że wieczorem aż mnie nosiło żeby pojeździć hah. Dzisiaj pogoda już w porządku choć było raczej chłodno, a na początku nawet zimno. Spotkałem się z Marcinem u stóp Bocheńca. Podjazd dość powoli dzisiaj choć wiaterek zachęcał żeby coś tam popróbować :P Wiaterek pomógł też na zjeździe i osiągnąłem dziś aż 84km/h. Pojechaliśmy sobie w prawo na Niedźwiedzę, kilka kilometrów względnie płaskich, a potem podjazd do Gwoźdzca. Na dole skręt na Jaworsko i znów długo pod górę. Tempo też luźne. Na zjeździe znów trochę dokręciłem ale wiało w twarz więc nic ciekawego się nie udało zrobić. Zaraz potem podjazd pod Godów, gdzie przycisnął Marcin. Ja zostałem sporo w tyle. Na końcu podciągnąłem tempo ale nie starczyło już czasu i sił żeby zespawać przed szczytem. Zjechaliśmy sobie technicznym zjazdem do Dębna i zaczęło się płaskie. Standardowo - do Borzęcina i stamtąd w kierunku domu bo czas gonił. Tempo po płaskim już całkiem fajne nawet pomimo kręcącego wiatru. Ogólnie całkiem spoko trasa. Po powrocie kolejna już zmiana łańcucha w Canyonie.
- DST 62.50km
- Czas 02:21
- VAVG 26.60km/h
- VMAX 84.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 704m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
96. Od lenia do koma
Dziś jazda wyraźnie rozdzielona na 2 części. Najpierw było leniwie i bez sił. Pogoda jakaś taka kiepska. Pojechaliśmy na hopki w rejonach Wiśnicza. Wpadła też ściana w Chronowie. Tu się spiąłem i udało się zrobić koma. Ogólnie jednak jechaliśmy wolno, a ja to nawet zabezpieczałem momentami tyły i traciłem po kilkanaście metrów. Wróciliśmy do Brzeska przez Porębę. Po chwili przerwy w centrum ruszamy w kierunku domu ale Marcin zaproponował skręcenia na Bocheniec... Po namyśle zgodziłem się. Tempo ze strony Marcina poszło naprawdę mocne, i wykręciliśmy swoje najlepsze czasy w tym roku (a Marcin w ogóle). Zjazd do Porąbki, tam zrobiliśmy 2 pętle i pojechaliśmy do czwórki. Teraz zrobiło się płasko i przy zachodzącym słońcu siły wróciły. Tempo ponad 30km/h i lecimy przez Perłę aż do końca Borzęcina. W Szczepanowie Marcin sugeruje, że rozprowadzi mnie na segment. Zgodziłem się. Do połowy podjazdu ładnie na kole, a potem już samodzielny sprint do końca i wpada kolejny tego dnia KOM. Ładnie :)
Był to 14 dzień z rzędu na rowerze :) i dość przypadkowo udało się przez te 14 dni zrobić 1007km.
Był to 14 dzień z rzędu na rowerze :) i dość przypadkowo udało się przez te 14 dni zrobić 1007km.
- DST 108.70km
- Czas 04:08
- VAVG 26.30km/h
- VMAX 78.00km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 923m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
91. Wał (Pogórze Rożnowskie)
Wybraliśmy się dziś z Marcinem w okolicę Lubinki i Tuchowa, pozjeżdżać trochę nowych dróg i podjazdów. Start o 8:40 i tuż przed 9 byłem na miejscu spotkania w Jadownikach. Po chwili zjawia się Marcin i ruszamy pod górę na Bocheniec. Nogi ciężkie po ostaniach pogoniach za czasem, ale jakoś szło. Po zjeździe kierujemy się na Gwoździec, jest chwila płaskiego, a potem podjazd. Przed zjazdem do Melsztyna zaproponowałem żebyśmy skręcili w lewo i dojechali do ronda przed Zakliczynem boczną drogą. Coś poszło jednak nie tak i wylądowaliśmy gdzieś w Olszynach, więc trzeba było kawałek targać drogą główną. W Zakliczynie odbijamy na Gromnik i zaraz potem na Lubinkę. Chwilę przed podjazdem skręcamy i jedziemy nową drogą w kierunku wyciągu narciarskiego w Siemiechowie. Całkiem długi i fajny podjazd, z mega fajnymi widokami z góry. Pod stacją narciarską krótka przerwa i ruszamy dalej w kierunku przekaźnika widocznego w oddali. Po dojechaniu osiągamy najwyższy punkt dzisiejszej jazdy ~500m n.p.m. Dalej jedziemy tak lekko na chybił-trafił choć Marcin patrzył co jakiś czas na mapy. Dzięki temu mamy okazję jechać bardzo przyjemnymi, wąskimi drogami. W końcu wyjeżdżamy przy stacji kolejowej w Łowczowie i kierujemy się na Pleśną. Przez kilka kilometrów jedziemy wzdłuż torów, raz za razem przecinając je. Od Pleśnej decydujemy jechać powoli w kierunku Zbylitowskiej Góry i skończyć jazdę na płaskim terenie. Przecinamy czwórkę, zahaczamy o Moście i wpadamy na drogi serwisowe autostrady A4. W Biadolinach sprawdzamy stan liczników, i trzeba trochę dokręcić żeby te symboliczne sto padło. Jedziemy więc do Łoponia, wskakujemy na chwilę na starą czwórkę i zaraz potem odbijamy z powrotem na Biadoliny, ale tym razem przez Perłę. W Wokowicach pada stówa, więc zadowolony zjeżdżam do domu. I znów całkiem sympatyczna trasa, sporo nowych terenów i widoków.
- DST 103.10km
- Czas 04:20
- VAVG 23.79km/h
- VMAX 81.00km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 1188m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
89. Letnie mgły
No to na dobicie jazda wieczorna w grupie. Start o 18:30 najpierw sam do Brzeska, potem w tym samym składzie co ostatnio. Jedziemy bokami na Jasień, potem wąskie, boczne drogi do Poręby. Potem w dalszym ciągu jakimiś bocznymi drogami jedziemy na Wiśnicz Mały, słońce powoli zbliża się ku zachodowi i jest naprawdę pięknie. Zapach lata, specyficzne światło, oraz w końcu zaczynające opadać mgły w dolinach niosące przyjemny chłód, coś fantastycznego :) Widoki śliczne, klimat genialny. Od Wiśnicza jedziemy do Chronowa, a potem już w kierunku domu. Od Brzeska szybkim tempem jadę przez Jadowniki. Super jazda!
- DST 56.60km
- Czas 02:10
- VAVG 26.12km/h
- VMAX 66.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 516m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
86. Sporo ciężkiego terenu, Czchów, widoki i podjazdy
Koniec Maja w stylu 20 etapu Giro przez kilka kilometrów. Ale po kolei :)
Dziś było nas trzech. Wyruszyłem jakoś koło 10:20 do Jadownik, gdzie zastałem Marcina. Po minucie dojechał Marcin i ruszyliśmy pod górę. Początek dość powoli ale stopniowa się rozkręcaliśmy. W połowie musiałem się zatrzymać bo przesunął mi się czujnik prędkości i licznik pokazywał smętnie 0 km/h.Samochód techniczny dał nowy rower Czujnik poprawiłem i dołożyłem do pieca, żeby dogonić kolegów. Na najstromszym fragmencie zaatakowałem i udało się dojechać kawałek przed resztą. Zjazd jakże by inaczej dość szybki.
Po zjeździe było trochę płaskiego przez Doły i Łoniową. Następnie w Niedźwiedzy podjazd. Tu zaatakował Marcin, a ja tylko patrzyłem jak się oddala i spokojnie dokręciłem swoim tempem. Zjechaliśmy sobie po krótkiej przerwie do Melsztyna, i po chwili przecięliśmy Dunajec wjeżdżając tym samym do Zakliczyna. Marcin poprowadził nas przez centrum i wyjechaliśmy po jakimś czasie w Piaskach Drużków. Zauważyliśmy intrygującą drogę w lewo w las i po chwili wahania padła decyzja 'jedziemy tam'. hehe.
I tu nastąpiło to o czym mówiłem na początku. Po chwili normalnego podjazdu skończył się asfalt. Ale przecież nie będziemy zawracać jak trzepaki, droga musi gdzieś iść :P Po kilkuset metrach dojeżdżamy do asfaltu, tyle, że ów asfalt znów się skończył i został zastąpiony błotnisto-wodno-kamienno-szutrową drogą. W dół. Ostro w dół ;) Ciężko było, ale okazuje się, że szosa radzi sobie i w warunkach terenowych. Klocki pozgrzytały, ale im szybko przeszło. W końcu wyjechaliśmy, kilometr przed miejscem, gdzie skręciliśmy wcześniej hehe :D
Pojechaliśmy więc naprzód, i tym razem świadomie wybraliśmy kolejną sztajfę z szutrowym fragmentem. Początek jeszcze po asfalcie bardzo stromy (~20%), potem odpuściło no ale pojawił się żwir i luźne kamienie. I rynny w poprzek na których wywaliłem się w tamtym roku :) Tym razem było jednak spoko. Wąskimi, spokojnymi i krętymi drogami dotarliśmy do promu w miejscowości Tropie. Za promem kilkaset metrów krajówką ale zaraz potem skręt w kolejną totalnie boczną drogę. Taką z serii, że ja bym nigdy nie skręcił sam :P
Dostaliśmy w nagrodę całkiem spory podjazd i (a jakże) szutrowy fragmencik :) Po lekkim błądzeniu po okolicy wyjechaliśmy w cywilizacji jako takiej, czyli w Porąbce Iwkowskiej. Zrobiliśmy przerwę w sklepie i pojechaliśmy już znanymi terenami dalej, w kierunku Iwkowej. Na podjeździe daliśmy dość fajne tempo, i wykręciłem personal best :) Zjazd serpentynami tym razem w miarę spokojnie, bo zdjęcia :P
Po zjeździe dociągnęliśmy do krajówki, znów kilkaset metrów i zjazd w bok na Lewniową. Oczywiście drogi super wąskie i kręte i z hopkami :) Wyjechaliśmy w końcu w Biesiadkach, zjechaliśmy do Łoniowej i trzeba było pomyśleć o dorzuceniu czegoś bo kilometrów mało, a ochota na jazdę jeszcze była. Więc na szybko wymyśliliśmy podjechanie Godowa (przewyższenia rzecz święta).
Na szczycie krótka przerwa i zjazd na Dębno. Na koniec jeszcze mała dokrętka przez Wokowice i do domu. Super dzień, ciekawa trasa, widoki, wesoło, podjazdy, błądzenie - bajabongo jak się patrzy :) Dla równowagi jutro zrobi się jaką czasówkę i będzie :)
No i koniec Maja. Trochę był dziwny, bo w końcówce załamanie pogody. Mimo wszystko kilometrów wychodzi więcej niż planowałem na początku roku. Licznik zatrzymuje się na 1415, a więc nie jest to najlepszy miesiąc pod tym względem. Zrobiłem za to najwięcej przewyższeń bo 13 747m. Jest dobrze!
Dziś było nas trzech. Wyruszyłem jakoś koło 10:20 do Jadownik, gdzie zastałem Marcina. Po minucie dojechał Marcin i ruszyliśmy pod górę. Początek dość powoli ale stopniowa się rozkręcaliśmy. W połowie musiałem się zatrzymać bo przesunął mi się czujnik prędkości i licznik pokazywał smętnie 0 km/h.
Po zjeździe było trochę płaskiego przez Doły i Łoniową. Następnie w Niedźwiedzy podjazd. Tu zaatakował Marcin, a ja tylko patrzyłem jak się oddala i spokojnie dokręciłem swoim tempem. Zjechaliśmy sobie po krótkiej przerwie do Melsztyna, i po chwili przecięliśmy Dunajec wjeżdżając tym samym do Zakliczyna. Marcin poprowadził nas przez centrum i wyjechaliśmy po jakimś czasie w Piaskach Drużków. Zauważyliśmy intrygującą drogę w lewo w las i po chwili wahania padła decyzja 'jedziemy tam'. hehe.
I tu nastąpiło to o czym mówiłem na początku. Po chwili normalnego podjazdu skończył się asfalt. Ale przecież nie będziemy zawracać jak trzepaki, droga musi gdzieś iść :P Po kilkuset metrach dojeżdżamy do asfaltu, tyle, że ów asfalt znów się skończył i został zastąpiony błotnisto-wodno-kamienno-szutrową drogą. W dół. Ostro w dół ;) Ciężko było, ale okazuje się, że szosa radzi sobie i w warunkach terenowych. Klocki pozgrzytały, ale im szybko przeszło. W końcu wyjechaliśmy, kilometr przed miejscem, gdzie skręciliśmy wcześniej hehe :D
Pojechaliśmy więc naprzód, i tym razem świadomie wybraliśmy kolejną sztajfę z szutrowym fragmentem. Początek jeszcze po asfalcie bardzo stromy (~20%), potem odpuściło no ale pojawił się żwir i luźne kamienie. I rynny w poprzek na których wywaliłem się w tamtym roku :) Tym razem było jednak spoko. Wąskimi, spokojnymi i krętymi drogami dotarliśmy do promu w miejscowości Tropie. Za promem kilkaset metrów krajówką ale zaraz potem skręt w kolejną totalnie boczną drogę. Taką z serii, że ja bym nigdy nie skręcił sam :P
Dostaliśmy w nagrodę całkiem spory podjazd i (a jakże) szutrowy fragmencik :) Po lekkim błądzeniu po okolicy wyjechaliśmy w cywilizacji jako takiej, czyli w Porąbce Iwkowskiej. Zrobiliśmy przerwę w sklepie i pojechaliśmy już znanymi terenami dalej, w kierunku Iwkowej. Na podjeździe daliśmy dość fajne tempo, i wykręciłem personal best :) Zjazd serpentynami tym razem w miarę spokojnie, bo zdjęcia :P
Po zjeździe dociągnęliśmy do krajówki, znów kilkaset metrów i zjazd w bok na Lewniową. Oczywiście drogi super wąskie i kręte i z hopkami :) Wyjechaliśmy w końcu w Biesiadkach, zjechaliśmy do Łoniowej i trzeba było pomyśleć o dorzuceniu czegoś bo kilometrów mało, a ochota na jazdę jeszcze była. Więc na szybko wymyśliliśmy podjechanie Godowa (przewyższenia rzecz święta).
Na szczycie krótka przerwa i zjazd na Dębno. Na koniec jeszcze mała dokrętka przez Wokowice i do domu. Super dzień, ciekawa trasa, widoki, wesoło, podjazdy, błądzenie - bajabongo jak się patrzy :) Dla równowagi jutro zrobi się jaką czasówkę i będzie :)
No i koniec Maja. Trochę był dziwny, bo w końcówce załamanie pogody. Mimo wszystko kilometrów wychodzi więcej niż planowałem na początku roku. Licznik zatrzymuje się na 1415, a więc nie jest to najlepszy miesiąc pod tym względem. Zrobiłem za to najwięcej przewyższeń bo 13 747m. Jest dobrze!
- DST 105.70km
- Czas 04:50
- VAVG 21.87km/h
- VMAX 77.00km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 1670m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
85. Boczne nieznane drogi i ucieczka przed deszczem
Spokojna jazda z Marcinem. Wyjazd opóźnialiśmy bo krótko po 10 nadeszła groźna, ciemna chmura. Na szczęście nie padało i zaczęło się przejaśniać więc ruszyliśmy. Na początek tereny płaskie. Losowo skręcaliśmy w napotkane drogi, dzięki czemu poznaliśmy kilka nowych. W zasadzie byłem w linii prostej jakieś 3-4km od domu, a pierwszy raz w życiu jechałem tymi drogami. Nawet w pewnym momencie nie wiedziałem dokładnie, gdzie jesteśmy :) Potem pojechaliśmy w stronę południową i było kilka hopek w rejonie Grabna. Tam też przerwa na pepsi i żelki. Wtedy też zauważyliśmy kolejną nieciekawie zapowiadającą się chmurę, więc ruszyliśmy w kierunku domu. Końcówka po krajówce, szybkim tempem. Lunęło niecałą godzinę po powrocie ;) Miałem GPS'a ale po 3 kilometrach wszedłem w stravie w ustawienie żeby coś zmienić i nie zauważyłem, że rejestrowanie trasy się zapauzowało :(
- DST 67.50km
- Czas 02:35
- VAVG 26.13km/h
- VMAX 58.00km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 420m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
83. Wreszcie
Wreszcie sucho! Wreszcie na Canyonie. Rano przyszły wyczekiwane buty na szosę, ale niestety fatalnie przestrzeliłem z rozmiarem, więc muszę poczekać kilka dni więcej. Po południu umówiłem się na jazdę z Marcinem. Pojechałem do Brzeska i stamtąd ruszyliśmy w trasę. Decyzja zapadła, że robimy podjazdy. Więc na początek Okocim. Sporo frajdy mieliśmy z GoPro, którą sobie kupił Marcin :D Wreszcie będą porządne foty z wspólnych wypraw ;P Po Okocimiu podjazd pod Bocheniec, szyyybki zjazd do Porąbki i od razu rzeźnia pod Godów :D Nagromadzenie podjazdów straszne. Co by więcej nie mówić średnia na górze 21 z hakiem :) Zjechaliśmy do Łysej Góry, i tam ... podjazd do Jaworska. Piękna sprawa, 4 duże podjazdy z rzędu. A nawet 5 bo po zjeździe do Gwoźdzca znów trzeba było pokonać kilka km w górę :) Potem trochę spokoju i płaskiego, chwile pociągnęliśmy mocniej, potem już luźniej. W Porąbce w lewo i targamy pod Bocheniec :) I to był ostatni podjazd dnia. Na koniec pojechałem z Marcinem do Brzeska, tam on sobie skręcił do domu, a ja jeszcze pojechałem do węzła Brzesko i serwisówkami do Mokrzyski. Na koniec mocne 3km do domu ze sprintem na koniec, a jakże :)
- DST 69.50km
- Czas 02:44
- VAVG 25.43km/h
- VMAX 80.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 955m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
80. Szaro ale fajnie
Pogoda zza okna taka w stylu: dziś regen przed telewizorem. Ale Marcin zdołał mnie przekonać na 1,5 godzinki jazdy :) Wyjechałem ubrany porządnie, więc było ok pod względem terminczym (12 stopni dziś). Spotkaliśmy się, gdzieś na granicy Sterkowca i Jadownik i pojechaliśmy w kierunku Maszkienic. Padło na wariant z podjazdami. Dojechaliśmy do krajowej czwórki i skręciliśmy w prawo. Po kilkuset metrach wjechaliśmy do Jastwi i tam odbiliśmy w lewo w boczną drogę. Bardzo sympatyczną: zero ruchu, pagórkowato, kilka zakrętów. Po jakimś czasie skończyły się zabudowania i wjechaliśmy w pola i lasy. Było też kawałek dość fajnej ścianki i po kilku minutach znaleźliśmy się kilkaset metrów przed szczytem Bocheńca.
Zjechaliśmy do Porąbki (76km/h) i już po chwili znów było pod górę: Godów od Dołów. Tempo takie raczej średnio-niskie więc wjechaliśmy na luzie rozmawiając sobie. Na górze zmiana planów, gdyż patrząc w kierunku Jaworska widać było jedynie szarość i ciemność. Zaczęło też lekko mżyć/kropić. Zjechaliśmy więc do Łysej Góry i pokierowaliśmy się na północ uciekając od niezbyt optymistycznej chmury. Tempo dość szybkie, kilka zmian i już byliśmy przy starej czwórce. Przecięliśmy ją i pognaliśmy już po płaskim na Biadoliny. Tempo powyżej 30, kilka razy mocniej pociągnęliśmy, ale bywały też etapy luźnej jazdy i rozmów. W takim stylu dotarliśmy do Biadolin ale jako, że jechało się fajnie i raczej nie zanosiło się na deszcz to polecieliśmy na Borzęcin. Cały czas oczywiście płasko i dość szybko. Od Borzęcina na Przyborów, potem Wokowice i Sterkowiec. Marcin odwiozłem jeszcze do Brzeska bo się dobrze jechało, a potem już sam wróciłem serwisówkami jeszcze na końcu robiąc sprint na kreskę przed domem :P
Zjechaliśmy do Porąbki (76km/h) i już po chwili znów było pod górę: Godów od Dołów. Tempo takie raczej średnio-niskie więc wjechaliśmy na luzie rozmawiając sobie. Na górze zmiana planów, gdyż patrząc w kierunku Jaworska widać było jedynie szarość i ciemność. Zaczęło też lekko mżyć/kropić. Zjechaliśmy więc do Łysej Góry i pokierowaliśmy się na północ uciekając od niezbyt optymistycznej chmury. Tempo dość szybkie, kilka zmian i już byliśmy przy starej czwórce. Przecięliśmy ją i pognaliśmy już po płaskim na Biadoliny. Tempo powyżej 30, kilka razy mocniej pociągnęliśmy, ale bywały też etapy luźnej jazdy i rozmów. W takim stylu dotarliśmy do Biadolin ale jako, że jechało się fajnie i raczej nie zanosiło się na deszcz to polecieliśmy na Borzęcin. Cały czas oczywiście płasko i dość szybko. Od Borzęcina na Przyborów, potem Wokowice i Sterkowiec. Marcin odwiozłem jeszcze do Brzeska bo się dobrze jechało, a potem już sam wróciłem serwisówkami jeszcze na końcu robiąc sprint na kreskę przed domem :P
- DST 68.90km
- Czas 02:28
- VAVG 27.93km/h
- VMAX 76.00km/h
- Temperatura 12.0°C
- Podjazdy 446m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
76. Przehyba!
Wreszcie coś większego. Dość spontanicznie Arek rzucił hasło "Przehyba w Sobotę" i na szybkiego zrobiłem na FB akcję "kto jedzie". Okazało się, że oprócz nas dwóch niestety nikt, no ale tak to bywa. Trasa nie mogła być banalna, bo co to za frajda jechać 100km krajówką bez pobocza wśród tirów i idiotów w samochodach? Także pojechaliśmy wariantem dużo hopek, bocznymi drogami. Na początek na przekór wyjazd z Brzeska na Gnojnik cały czas główną :P Arek miał nogę bo dał dłuuuuugą zmianę. W Gnojniku skręciliśmy na Gosprzydową i zrobiło się spokojnie.
W drodze przez tamtejsze hopki musieliśmy zmagać się z masą dziur, co zbyt fajne nie było, ale udało się przedostać sprawnie do Lipnicy. Przejechaliśmy przez centrum, pokonaliśmy podjazd, zjazd i podjazd i skręciliśmy na Rajbrot. W zasadzie od tego momentu przez długi czas nie spotkaliśmy się z czymś takim jak płaski odcinek drogi, co mi bardzo odpowiadało. Po minięciu Rajbrotu skręciliśmy sobie na Żegocinę, tempo cały czas utrzymywaliśmy równe i dość spokojne, bo mimo wszystko trasa nie banalna.
Po zjeździe do centrum oczywiście przegapiłem skręt na Kamionną ale postanowiliśmy nie wracać tylko skręcić w następną drogą ("bo przecież one napewno się łączą na górze"). Jedziemy pod górę, jedziemy, droga coraz węższa, aż w końcu dojechaliśmy do jakiegoś domu i droga się skończyła :). Jakiś gość pyta gdzie jedziemy:
- Na kamionną,
- ło ***, to nieee, tędy nie da rady, musicie wrócić. Chyba, że pojedziecie tędy (wskazuje na drogę polną) w tamtym kierunku (pokazał jakiś ogólny kierunek ręką), i tam o (jakiś dom kilometr dalej) wyjedziecie do asfaltu.
Popatrzyliśmy się po sobie, wracać przecież nie będziemy :D Więc wpakowaliśmy się w drogę polną. Po chwili droga się rozeszła na dwie inne, potem jeszcze na dwie. Krążymy po jakiś polach i błotach, na szczęście udało się odpalić mapę i po kilku minutach ujrzeliśmy piękny asfalt. Sukces!
Dalej poszło całkiem sprawnie, po kilku hopach wyjechaliśmy w Kamionnej, potem był dłuższy i stromszy (znak opona+łańcuchy w zimie) kawał drogi, całkiem fajny zjazd do łukowatego mostu i znów całkiem stroma ściana. No standard w tych rejonach :).
W końcu wyjechaliśmy w Nowym Rybiu i tu w zasadzie nic się nie zmieniło - sporo w górę, kawałek zjazdu i znów w górę. Jedynie droga szersza. W Piekiełu skręciliśmy w prawo na Tymbark. Tu w końcu dobre 3 kilometry płaskiego, aż z tego wrażenia zaczęliśmy strzelać foty wszystkiemu wkoło.
Za stadionem KS Tymbark, skręciliśmy w lewo, przejechaliśmy koło zakładów Tymbark SA i dostaliśmy w prezencie sektor brukowy. Pińcet metrów bruku a rąk i nóg nie czułem. Szacun dla prosów jeżdżących we wiosennych klasykach... Po przejeździe przez centrum, musieliśmy skorzystać z krajówki, ale nie było więcej jak kilometr. A do tego z góry i z wiatrem (72km/h). Potem skręt na Słopnicę i przez następne 20km cały czas (no prawie cały) pod górę. Najpierw 1-2% (to męczy!), a potem już konkretny podjazd do Zalesia (znak 17%). Jechaliśmy sobie z Arkiem po zmianach więc było nieźle i w miarę szybko.
Po krótkim i ostrym zjeździe, wylecieliśmy na drodze Kamienica - Limanowa, czyli na drodze prowadzącej na Przełęcz Ostrą, ale do szczytu nie dojechaliśmy. Chwilę wcześniej skręciliśmy na Gołkowice i teraz dla odmiany przed nami było 19km cały czas w dół. Najpierw ostro (72km/h znów), potem już 1-2, czasem 3%. Miło tak kręcić na luzie, a mieć na liczniku 40km/h... W tempie super szybkim acz bez wysiłku dotarliśmy więc do mostu w Gołkowicach i już po chwili byliśmy przy Sklepie.
Sklepie koło, którego zaczyna się z jakiegoś powodu podjazd pod Przehybę. 13,1km o średnim nachyleniu 6%. Ale, podjazd jest zróżnicowany. Początkowe kilka kilometrów wśród domów bardzo delikatnie pod górę, za to po wjeździe do lasu i przekroczeniu Szlabanu zaczyna się zabawa. Od tej pory czeka 6,4km podjazdu ale o średnim nachyleniu 9%. Jest konkret, a im wyżej tym stromiej (np. pod koniec ponad kilometr ze średnim 14%!). Przy szlabanie wsunąłem żela i parłem naprzód. Początkowo Arek ze mną, potem został delikatnie z tyłu (parenaście metrów). Po drodze spotkałem wielu turystów, zarówno pieszo, z kijkami jak i na rowerach. Wszyscy super mili :)
3 kilometry przed szczytem zrobiło się trochę ciężko ale cały czas szedłem w miarę równo. I co ciekawe chyba z połowa podjazdu pokonana na stojąco. Końcówka po szutrze i wreszcie po godzinie i czterech miuntach zajechałem pod schronisko. Mokry totalnie, ale szczęśliwy :P Chwilę potem dojechał Arek. Porobiliśmy fotki, zjedliśmy, wypiliśmy co trzeba, sprawdziliśmy internety :P i mogliśmy ruszać w dół.
Łatwo nie było. Zimno, do tego sporo na hamulcu bo syfu sporo na drodze. W połowie spotkaliśmy podjeżdżającego Grześka, ale nie było sensu na niego czekać. Na dole zrobiło się już na szczęście ciepło. Szybki stop w sklepie (pepsi, żelki) i ruszyliśmy na Nowy Sącz.
Kto jechał do Nowego Sącza od strony Starego Sącza wie, że nie jest to takie proste. Konkretnie chodzi o karygodną drogę (Węgierska tak?). Masywne koleiny, tak jakby ktoś wylewać losowo asfalt i nawet go nie walcował. Słabo to widoczne, ruch duży, paranoja. Jakoś to jednak przejechaliśmy i po okrążeniu Sącza (układ ulic w Sączu jest niepowatrzalny...) dotarliśmy do rynku. Tutaj zasłużony coffee break, strzeliliśmy sobie po espresso i ciastku i zadowoleni ruszyliśmy w kierunku domu.
Po naradzie zdecydowalismy jechać na Marcinkowice i Chomranice, czyli kilka spoko podjazdów :) W zasadzie ta część trasy pokryła się z tym co jechałem sam miesiąc temu. Był więc ciężki podjazd do Chomranic, zjazd i płaskie do Ujanowic i cięęęężki podjazd w Sechnej. Na deser super zjazd, wpadł dzisiejszy maks 87km/h (to tylko 1,5km/h wolniej od mojego rekordu). Niedługo potem byliśmy już w znanych lepiej terenach czyli w Kątach.
Za Kątami podjazd w Iwkowej, Arek poszedł jak rakieta, po chwili mi zniknął zupełnie. Zjazd do Tymowej oczywiście po serpentynach i wreszcie się udało. Uzyskałem taki czas jak Arek kilka dni temu i obaj przewodzimy w dość licznej klasyfkiacji :)
Na koniec do Lewniowej, Na dół do Łoniowej, Porąbka, Maszkienice i Sterkowiec. I ostatnie 2,5km do domu :) Masa drogi, masa górek, piękna pogoda, spoko towarzysz, jeden z niewielu w PL podjazd poza kategorią pokonany. I przekroczone 5000km w tym roku. Super dzień.
W drodze przez tamtejsze hopki musieliśmy zmagać się z masą dziur, co zbyt fajne nie było, ale udało się przedostać sprawnie do Lipnicy. Przejechaliśmy przez centrum, pokonaliśmy podjazd, zjazd i podjazd i skręciliśmy na Rajbrot. W zasadzie od tego momentu przez długi czas nie spotkaliśmy się z czymś takim jak płaski odcinek drogi, co mi bardzo odpowiadało. Po minięciu Rajbrotu skręciliśmy sobie na Żegocinę, tempo cały czas utrzymywaliśmy równe i dość spokojne, bo mimo wszystko trasa nie banalna.
Po zjeździe do centrum oczywiście przegapiłem skręt na Kamionną ale postanowiliśmy nie wracać tylko skręcić w następną drogą ("bo przecież one napewno się łączą na górze"). Jedziemy pod górę, jedziemy, droga coraz węższa, aż w końcu dojechaliśmy do jakiegoś domu i droga się skończyła :). Jakiś gość pyta gdzie jedziemy:
- Na kamionną,
- ło ***, to nieee, tędy nie da rady, musicie wrócić. Chyba, że pojedziecie tędy (wskazuje na drogę polną) w tamtym kierunku (pokazał jakiś ogólny kierunek ręką), i tam o (jakiś dom kilometr dalej) wyjedziecie do asfaltu.
Popatrzyliśmy się po sobie, wracać przecież nie będziemy :D Więc wpakowaliśmy się w drogę polną. Po chwili droga się rozeszła na dwie inne, potem jeszcze na dwie. Krążymy po jakiś polach i błotach, na szczęście udało się odpalić mapę i po kilku minutach ujrzeliśmy piękny asfalt. Sukces!
Dalej poszło całkiem sprawnie, po kilku hopach wyjechaliśmy w Kamionnej, potem był dłuższy i stromszy (znak opona+łańcuchy w zimie) kawał drogi, całkiem fajny zjazd do łukowatego mostu i znów całkiem stroma ściana. No standard w tych rejonach :).
W końcu wyjechaliśmy w Nowym Rybiu i tu w zasadzie nic się nie zmieniło - sporo w górę, kawałek zjazdu i znów w górę. Jedynie droga szersza. W Piekiełu skręciliśmy w prawo na Tymbark. Tu w końcu dobre 3 kilometry płaskiego, aż z tego wrażenia zaczęliśmy strzelać foty wszystkiemu wkoło.
Za stadionem KS Tymbark, skręciliśmy w lewo, przejechaliśmy koło zakładów Tymbark SA i dostaliśmy w prezencie sektor brukowy. Pińcet metrów bruku a rąk i nóg nie czułem. Szacun dla prosów jeżdżących we wiosennych klasykach... Po przejeździe przez centrum, musieliśmy skorzystać z krajówki, ale nie było więcej jak kilometr. A do tego z góry i z wiatrem (72km/h). Potem skręt na Słopnicę i przez następne 20km cały czas (no prawie cały) pod górę. Najpierw 1-2% (to męczy!), a potem już konkretny podjazd do Zalesia (znak 17%). Jechaliśmy sobie z Arkiem po zmianach więc było nieźle i w miarę szybko.
Po krótkim i ostrym zjeździe, wylecieliśmy na drodze Kamienica - Limanowa, czyli na drodze prowadzącej na Przełęcz Ostrą, ale do szczytu nie dojechaliśmy. Chwilę wcześniej skręciliśmy na Gołkowice i teraz dla odmiany przed nami było 19km cały czas w dół. Najpierw ostro (72km/h znów), potem już 1-2, czasem 3%. Miło tak kręcić na luzie, a mieć na liczniku 40km/h... W tempie super szybkim acz bez wysiłku dotarliśmy więc do mostu w Gołkowicach i już po chwili byliśmy przy Sklepie.
Sklepie koło, którego zaczyna się z jakiegoś powodu podjazd pod Przehybę. 13,1km o średnim nachyleniu 6%. Ale, podjazd jest zróżnicowany. Początkowe kilka kilometrów wśród domów bardzo delikatnie pod górę, za to po wjeździe do lasu i przekroczeniu Szlabanu zaczyna się zabawa. Od tej pory czeka 6,4km podjazdu ale o średnim nachyleniu 9%. Jest konkret, a im wyżej tym stromiej (np. pod koniec ponad kilometr ze średnim 14%!). Przy szlabanie wsunąłem żela i parłem naprzód. Początkowo Arek ze mną, potem został delikatnie z tyłu (parenaście metrów). Po drodze spotkałem wielu turystów, zarówno pieszo, z kijkami jak i na rowerach. Wszyscy super mili :)
3 kilometry przed szczytem zrobiło się trochę ciężko ale cały czas szedłem w miarę równo. I co ciekawe chyba z połowa podjazdu pokonana na stojąco. Końcówka po szutrze i wreszcie po godzinie i czterech miuntach zajechałem pod schronisko. Mokry totalnie, ale szczęśliwy :P Chwilę potem dojechał Arek. Porobiliśmy fotki, zjedliśmy, wypiliśmy co trzeba, sprawdziliśmy internety :P i mogliśmy ruszać w dół.
Łatwo nie było. Zimno, do tego sporo na hamulcu bo syfu sporo na drodze. W połowie spotkaliśmy podjeżdżającego Grześka, ale nie było sensu na niego czekać. Na dole zrobiło się już na szczęście ciepło. Szybki stop w sklepie (pepsi, żelki) i ruszyliśmy na Nowy Sącz.
Kto jechał do Nowego Sącza od strony Starego Sącza wie, że nie jest to takie proste. Konkretnie chodzi o karygodną drogę (Węgierska tak?). Masywne koleiny, tak jakby ktoś wylewać losowo asfalt i nawet go nie walcował. Słabo to widoczne, ruch duży, paranoja. Jakoś to jednak przejechaliśmy i po okrążeniu Sącza (układ ulic w Sączu jest niepowatrzalny...) dotarliśmy do rynku. Tutaj zasłużony coffee break, strzeliliśmy sobie po espresso i ciastku i zadowoleni ruszyliśmy w kierunku domu.
Po naradzie zdecydowalismy jechać na Marcinkowice i Chomranice, czyli kilka spoko podjazdów :) W zasadzie ta część trasy pokryła się z tym co jechałem sam miesiąc temu. Był więc ciężki podjazd do Chomranic, zjazd i płaskie do Ujanowic i cięęęężki podjazd w Sechnej. Na deser super zjazd, wpadł dzisiejszy maks 87km/h (to tylko 1,5km/h wolniej od mojego rekordu). Niedługo potem byliśmy już w znanych lepiej terenach czyli w Kątach.
Za Kątami podjazd w Iwkowej, Arek poszedł jak rakieta, po chwili mi zniknął zupełnie. Zjazd do Tymowej oczywiście po serpentynach i wreszcie się udało. Uzyskałem taki czas jak Arek kilka dni temu i obaj przewodzimy w dość licznej klasyfkiacji :)
Na koniec do Lewniowej, Na dół do Łoniowej, Porąbka, Maszkienice i Sterkowiec. I ostatnie 2,5km do domu :) Masa drogi, masa górek, piękna pogoda, spoko towarzysz, jeden z niewielu w PL podjazd poza kategorią pokonany. I przekroczone 5000km w tym roku. Super dzień.
- DST 205.50km
- Czas 08:30
- VAVG 24.18km/h
- VMAX 87.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 3431m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze