82. deszcz i za psem
Dziwny dzień. Najpierw na Cadexie 2,7km bo jak tylko wyszedłem to zaczęło padać. Więc jak nie przestawało to wróciłem do domu. Potem zwiał nam pewien pies więc jeździłem góralem po wsi w poszukiwaniach :P
- DST 6.70km
- Czas 00:18
- VAVG 22.33km/h
- VMAX 53.00km/h
- Temperatura 14.0°C
- Podjazdy 15m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 25 maja 2015
Kategoria Szosa
81. po deszczu i przed deszczem na Cadexie
Okienko pogodowe. Rano lało i było chłodno ale wraz z mijającymi godzinami deszcz ustał, drogi przeschły, a temperatura wzrosła do całkiem przyjemnych wartości. I tak jakoś przed 18 wybrałem się na pętelkę. Wziąłem dla odmiany Gianta, żeby poczuć stare, dobre czasy. Generalnie miałem dwa różne odczucia: w porównaniu do Canyona jechało się tragicznie. Ciężko, rower zbiera się godzinę, rama pływa straszliwie, naprawdę nie sądziłem, że poczuje kiedyś to mistyczne niemal zjawisko "sztywności". A jednak. Z drugiej strony po przeżyciach z "góralem" doszedłem do wniosku, że jeśli zapomnę o Canyonie to jedzie się bardzo przyjemnie. Szosa to zawsze jednak szosa, jaka by nie była. W towarzystwie takich i innych rozmyśleń przyjechałem do Porąbki, gdzie zrobiłem na przekór wszystkim 2 ósemki, zamiast pętli. Następnie udałem się na Bocheniec, podjechałem spokojnie, zjechałem też spokojnie i przez Jadowniki zajechałem do domu.
- DST 35.60km
- Czas 01:16
- VAVG 28.11km/h
- VMAX 63.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 325m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
80. Szaro ale fajnie
Pogoda zza okna taka w stylu: dziś regen przed telewizorem. Ale Marcin zdołał mnie przekonać na 1,5 godzinki jazdy :) Wyjechałem ubrany porządnie, więc było ok pod względem terminczym (12 stopni dziś). Spotkaliśmy się, gdzieś na granicy Sterkowca i Jadownik i pojechaliśmy w kierunku Maszkienic. Padło na wariant z podjazdami. Dojechaliśmy do krajowej czwórki i skręciliśmy w prawo. Po kilkuset metrach wjechaliśmy do Jastwi i tam odbiliśmy w lewo w boczną drogę. Bardzo sympatyczną: zero ruchu, pagórkowato, kilka zakrętów. Po jakimś czasie skończyły się zabudowania i wjechaliśmy w pola i lasy. Było też kawałek dość fajnej ścianki i po kilku minutach znaleźliśmy się kilkaset metrów przed szczytem Bocheńca.
Zjechaliśmy do Porąbki (76km/h) i już po chwili znów było pod górę: Godów od Dołów. Tempo takie raczej średnio-niskie więc wjechaliśmy na luzie rozmawiając sobie. Na górze zmiana planów, gdyż patrząc w kierunku Jaworska widać było jedynie szarość i ciemność. Zaczęło też lekko mżyć/kropić. Zjechaliśmy więc do Łysej Góry i pokierowaliśmy się na północ uciekając od niezbyt optymistycznej chmury. Tempo dość szybkie, kilka zmian i już byliśmy przy starej czwórce. Przecięliśmy ją i pognaliśmy już po płaskim na Biadoliny. Tempo powyżej 30, kilka razy mocniej pociągnęliśmy, ale bywały też etapy luźnej jazdy i rozmów. W takim stylu dotarliśmy do Biadolin ale jako, że jechało się fajnie i raczej nie zanosiło się na deszcz to polecieliśmy na Borzęcin. Cały czas oczywiście płasko i dość szybko. Od Borzęcina na Przyborów, potem Wokowice i Sterkowiec. Marcin odwiozłem jeszcze do Brzeska bo się dobrze jechało, a potem już sam wróciłem serwisówkami jeszcze na końcu robiąc sprint na kreskę przed domem :P
Zjechaliśmy do Porąbki (76km/h) i już po chwili znów było pod górę: Godów od Dołów. Tempo takie raczej średnio-niskie więc wjechaliśmy na luzie rozmawiając sobie. Na górze zmiana planów, gdyż patrząc w kierunku Jaworska widać było jedynie szarość i ciemność. Zaczęło też lekko mżyć/kropić. Zjechaliśmy więc do Łysej Góry i pokierowaliśmy się na północ uciekając od niezbyt optymistycznej chmury. Tempo dość szybkie, kilka zmian i już byliśmy przy starej czwórce. Przecięliśmy ją i pognaliśmy już po płaskim na Biadoliny. Tempo powyżej 30, kilka razy mocniej pociągnęliśmy, ale bywały też etapy luźnej jazdy i rozmów. W takim stylu dotarliśmy do Biadolin ale jako, że jechało się fajnie i raczej nie zanosiło się na deszcz to polecieliśmy na Borzęcin. Cały czas oczywiście płasko i dość szybko. Od Borzęcina na Przyborów, potem Wokowice i Sterkowiec. Marcin odwiozłem jeszcze do Brzeska bo się dobrze jechało, a potem już sam wróciłem serwisówkami jeszcze na końcu robiąc sprint na kreskę przed domem :P
- DST 68.90km
- Czas 02:28
- VAVG 27.93km/h
- VMAX 76.00km/h
- Temperatura 12.0°C
- Podjazdy 446m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 22 maja 2015
Kategoria Góral
79. Góralem, wtf?!?!
Dostałem dziś zaćmienia umysłowego i pojechałem rowerem górskim. Nie wiem co sobie myślałem. Było fatalnie i modliłem się żeby być już z powrotem w domu. Podjechany Bocheniec. Najgorsza rowerowa decyzja od wielu lat.
brrrr....
brrrr....
- DST 25.90km
- VMAX 52.00km/h
- Temperatura 16.0°C
- Podjazdy 230m
- Sprzęt MTB
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 19 maja 2015
Kategoria Szosa
78b. uzupełnienie km
po czasówce rozjazd. dodaje bo mi się cyferki nie zgadzają z excelem ;P
- DST 3.50km
- Czas 00:08
- VAVG 26.25km/h
- VMAX 30.00km/h
- Temperatura 26.0°C
- Podjazdy 20m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
78. 100km Indywidualna Jazda na Czas
Bardzo upalny od rana dzień (26,6 stopnia max), do tego dość parno i dość wietrznie. Czas miałem tylko koło południa i tylko chwilę więc na szybko ubzdurałem sobie, że spróbuje zrobić 100km poniżej 3 godzin. Szybko się ubrałem zalałem bidony (izotonik + woda), chwyciłem dwa batoniki oraz żela i ruszyłem. Trasę miałem zaplanowaną już dawno. Generalnie jak najbardziej płynnie i płasko.
Początek dość szybki, plan był jechać na 33,5 ale 35 udawało się utrzymać bez bólu, więc tak też jechałem. Szybszy fragment za Rzezawą, potem zmiana kierunku na północny, wiatr wiał lekko z boku więc nie było źle. Pożerałem kolejne kilometry, cały czas dolny chwyt lub "wirtualna lemondka", gdy asfalt był gładki :P
Przed Uściem Solnym ciężki, dziurawy fragment ale na Canyonie przeleciałem to z uśmiechem na twarzy :) Następnie długi odcinek super drogi do Szczurowej, wiaterek minimalnie pomagał więc leciałem. W Szczurowej na rondzie w lewo i znów tak jakby na północ. Droga pośród pól, do tego na nasypie więc zrobiło się dość ciężko. Przed samym mostem na Wiśle prędkość już zaczęła spadać w dolne granicy 30km/h ale na szczęście most oznaczał skręt w prawo, zmianę kierunku jazdy oraz ukrycie się od wiatru pomiędzy zabudowaniami. Było więc ok.
W Zaborowie skręt na Jadowniki Mokre, znów kiepska droga przez las ale 35 się trzymało. Po nawrocie znów ciężej, bo znów otwarta przestrzeń i wiatr w twarz, chyba najwolniejszy odcinek, ledwie 33km/h na 10 kilometrach do Wał Rudej. Potem nie było dużo lepiej, wiatr robił swoje, a droga od Radłowa do Wojnicza ciągnęła się strasznie.
Dotarłem jednak w końcu do centrum, skręt na Brzesko, wciągnąłem żela i został mi ostatni etap jazdy: krajówką od Wojnicza do Jadownik. Teren lekko pofałdowany, ale to co straciłem na nachyleniu w górę odzyskałem na zjazdach. Wiatr jakby ucichł, więc znów prędkości były powyżej planu. Dotarłem do Jadownik skręt w boczne drogi i ostatnia prosta do Sterkowca, gdzie wybiło 100 kilometrów. Zatrzymałem się, sprawdziłem czas: 100,3km 2:55 z sekundami, średnia 34,3km/h :D Pełen sukces. Ostatnie 3 kilometry do domu, tempem spacerującego człowieka ;)
Cóż, fajnie czasem zabawić się w takie czasówki :) Zdjęć oczywiście nie ma..
Trasa na Stravie
Początek dość szybki, plan był jechać na 33,5 ale 35 udawało się utrzymać bez bólu, więc tak też jechałem. Szybszy fragment za Rzezawą, potem zmiana kierunku na północny, wiatr wiał lekko z boku więc nie było źle. Pożerałem kolejne kilometry, cały czas dolny chwyt lub "wirtualna lemondka", gdy asfalt był gładki :P
Przed Uściem Solnym ciężki, dziurawy fragment ale na Canyonie przeleciałem to z uśmiechem na twarzy :) Następnie długi odcinek super drogi do Szczurowej, wiaterek minimalnie pomagał więc leciałem. W Szczurowej na rondzie w lewo i znów tak jakby na północ. Droga pośród pól, do tego na nasypie więc zrobiło się dość ciężko. Przed samym mostem na Wiśle prędkość już zaczęła spadać w dolne granicy 30km/h ale na szczęście most oznaczał skręt w prawo, zmianę kierunku jazdy oraz ukrycie się od wiatru pomiędzy zabudowaniami. Było więc ok.
W Zaborowie skręt na Jadowniki Mokre, znów kiepska droga przez las ale 35 się trzymało. Po nawrocie znów ciężej, bo znów otwarta przestrzeń i wiatr w twarz, chyba najwolniejszy odcinek, ledwie 33km/h na 10 kilometrach do Wał Rudej. Potem nie było dużo lepiej, wiatr robił swoje, a droga od Radłowa do Wojnicza ciągnęła się strasznie.
Dotarłem jednak w końcu do centrum, skręt na Brzesko, wciągnąłem żela i został mi ostatni etap jazdy: krajówką od Wojnicza do Jadownik. Teren lekko pofałdowany, ale to co straciłem na nachyleniu w górę odzyskałem na zjazdach. Wiatr jakby ucichł, więc znów prędkości były powyżej planu. Dotarłem do Jadownik skręt w boczne drogi i ostatnia prosta do Sterkowca, gdzie wybiło 100 kilometrów. Zatrzymałem się, sprawdziłem czas: 100,3km 2:55 z sekundami, średnia 34,3km/h :D Pełen sukces. Ostatnie 3 kilometry do domu, tempem spacerującego człowieka ;)
Cóż, fajnie czasem zabawić się w takie czasówki :) Zdjęć oczywiście nie ma..
Trasa na Stravie
- DST 100.30km
- Czas 02:55
- VAVG 34.39km/h
- VMAX 49.00km/h
- Temperatura 26.0°C
- Podjazdy 200m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 18 maja 2015
Kategoria Szosa
77. Na lody przez Porąbkę
Szybki popołudniowy wyjazd na pętelkę w Porąbce oraz na lody do Brzeska. Pojechałem nieco dłuższym wariantem, przez las na Woli Dębińskiej. Później przecięcie starej czwórki i pod górę do Dębna. Zjazd do Porąbki, tam omawiana wcześniej pętla i krótka przerwa na przystanku autobusowym. Następnie postanowiłem podjechać sobie Godów od groty, akurat trafiłem jak ludzie wyłazili z majówki, więc spory ruch. Na górze fotka i szybki ale bez napinki zjazd do Dołów. Bezpośrednio po zjeździe podjazd pod Bocheniec, bardzo powolne tempo zarówno pod górę jak i potem z góry. Od świateł w Jadownikach kawałek krajówką do Brzeska, tam przerwa na lody i powrót przez Jadowniki i Sterkowiec do domu dość żwawo bo słońce zachodziło i robiło się chłodno.
- DST 40.50km
- Czas 01:35
- VAVG 25.58km/h
- VMAX 78.00km/h
- Temperatura 19.0°C
- Podjazdy 444m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
76. Przehyba!
Wreszcie coś większego. Dość spontanicznie Arek rzucił hasło "Przehyba w Sobotę" i na szybkiego zrobiłem na FB akcję "kto jedzie". Okazało się, że oprócz nas dwóch niestety nikt, no ale tak to bywa. Trasa nie mogła być banalna, bo co to za frajda jechać 100km krajówką bez pobocza wśród tirów i idiotów w samochodach? Także pojechaliśmy wariantem dużo hopek, bocznymi drogami. Na początek na przekór wyjazd z Brzeska na Gnojnik cały czas główną :P Arek miał nogę bo dał dłuuuuugą zmianę. W Gnojniku skręciliśmy na Gosprzydową i zrobiło się spokojnie.
W drodze przez tamtejsze hopki musieliśmy zmagać się z masą dziur, co zbyt fajne nie było, ale udało się przedostać sprawnie do Lipnicy. Przejechaliśmy przez centrum, pokonaliśmy podjazd, zjazd i podjazd i skręciliśmy na Rajbrot. W zasadzie od tego momentu przez długi czas nie spotkaliśmy się z czymś takim jak płaski odcinek drogi, co mi bardzo odpowiadało. Po minięciu Rajbrotu skręciliśmy sobie na Żegocinę, tempo cały czas utrzymywaliśmy równe i dość spokojne, bo mimo wszystko trasa nie banalna.
Po zjeździe do centrum oczywiście przegapiłem skręt na Kamionną ale postanowiliśmy nie wracać tylko skręcić w następną drogą ("bo przecież one napewno się łączą na górze"). Jedziemy pod górę, jedziemy, droga coraz węższa, aż w końcu dojechaliśmy do jakiegoś domu i droga się skończyła :). Jakiś gość pyta gdzie jedziemy:
- Na kamionną,
- ło ***, to nieee, tędy nie da rady, musicie wrócić. Chyba, że pojedziecie tędy (wskazuje na drogę polną) w tamtym kierunku (pokazał jakiś ogólny kierunek ręką), i tam o (jakiś dom kilometr dalej) wyjedziecie do asfaltu.
Popatrzyliśmy się po sobie, wracać przecież nie będziemy :D Więc wpakowaliśmy się w drogę polną. Po chwili droga się rozeszła na dwie inne, potem jeszcze na dwie. Krążymy po jakiś polach i błotach, na szczęście udało się odpalić mapę i po kilku minutach ujrzeliśmy piękny asfalt. Sukces!
Dalej poszło całkiem sprawnie, po kilku hopach wyjechaliśmy w Kamionnej, potem był dłuższy i stromszy (znak opona+łańcuchy w zimie) kawał drogi, całkiem fajny zjazd do łukowatego mostu i znów całkiem stroma ściana. No standard w tych rejonach :).
W końcu wyjechaliśmy w Nowym Rybiu i tu w zasadzie nic się nie zmieniło - sporo w górę, kawałek zjazdu i znów w górę. Jedynie droga szersza. W Piekiełu skręciliśmy w prawo na Tymbark. Tu w końcu dobre 3 kilometry płaskiego, aż z tego wrażenia zaczęliśmy strzelać foty wszystkiemu wkoło.
Za stadionem KS Tymbark, skręciliśmy w lewo, przejechaliśmy koło zakładów Tymbark SA i dostaliśmy w prezencie sektor brukowy. Pińcet metrów bruku a rąk i nóg nie czułem. Szacun dla prosów jeżdżących we wiosennych klasykach... Po przejeździe przez centrum, musieliśmy skorzystać z krajówki, ale nie było więcej jak kilometr. A do tego z góry i z wiatrem (72km/h). Potem skręt na Słopnicę i przez następne 20km cały czas (no prawie cały) pod górę. Najpierw 1-2% (to męczy!), a potem już konkretny podjazd do Zalesia (znak 17%). Jechaliśmy sobie z Arkiem po zmianach więc było nieźle i w miarę szybko.
Po krótkim i ostrym zjeździe, wylecieliśmy na drodze Kamienica - Limanowa, czyli na drodze prowadzącej na Przełęcz Ostrą, ale do szczytu nie dojechaliśmy. Chwilę wcześniej skręciliśmy na Gołkowice i teraz dla odmiany przed nami było 19km cały czas w dół. Najpierw ostro (72km/h znów), potem już 1-2, czasem 3%. Miło tak kręcić na luzie, a mieć na liczniku 40km/h... W tempie super szybkim acz bez wysiłku dotarliśmy więc do mostu w Gołkowicach i już po chwili byliśmy przy Sklepie.
Sklepie koło, którego zaczyna się z jakiegoś powodu podjazd pod Przehybę. 13,1km o średnim nachyleniu 6%. Ale, podjazd jest zróżnicowany. Początkowe kilka kilometrów wśród domów bardzo delikatnie pod górę, za to po wjeździe do lasu i przekroczeniu Szlabanu zaczyna się zabawa. Od tej pory czeka 6,4km podjazdu ale o średnim nachyleniu 9%. Jest konkret, a im wyżej tym stromiej (np. pod koniec ponad kilometr ze średnim 14%!). Przy szlabanie wsunąłem żela i parłem naprzód. Początkowo Arek ze mną, potem został delikatnie z tyłu (parenaście metrów). Po drodze spotkałem wielu turystów, zarówno pieszo, z kijkami jak i na rowerach. Wszyscy super mili :)
3 kilometry przed szczytem zrobiło się trochę ciężko ale cały czas szedłem w miarę równo. I co ciekawe chyba z połowa podjazdu pokonana na stojąco. Końcówka po szutrze i wreszcie po godzinie i czterech miuntach zajechałem pod schronisko. Mokry totalnie, ale szczęśliwy :P Chwilę potem dojechał Arek. Porobiliśmy fotki, zjedliśmy, wypiliśmy co trzeba, sprawdziliśmy internety :P i mogliśmy ruszać w dół.
Łatwo nie było. Zimno, do tego sporo na hamulcu bo syfu sporo na drodze. W połowie spotkaliśmy podjeżdżającego Grześka, ale nie było sensu na niego czekać. Na dole zrobiło się już na szczęście ciepło. Szybki stop w sklepie (pepsi, żelki) i ruszyliśmy na Nowy Sącz.
Kto jechał do Nowego Sącza od strony Starego Sącza wie, że nie jest to takie proste. Konkretnie chodzi o karygodną drogę (Węgierska tak?). Masywne koleiny, tak jakby ktoś wylewać losowo asfalt i nawet go nie walcował. Słabo to widoczne, ruch duży, paranoja. Jakoś to jednak przejechaliśmy i po okrążeniu Sącza (układ ulic w Sączu jest niepowatrzalny...) dotarliśmy do rynku. Tutaj zasłużony coffee break, strzeliliśmy sobie po espresso i ciastku i zadowoleni ruszyliśmy w kierunku domu.
Po naradzie zdecydowalismy jechać na Marcinkowice i Chomranice, czyli kilka spoko podjazdów :) W zasadzie ta część trasy pokryła się z tym co jechałem sam miesiąc temu. Był więc ciężki podjazd do Chomranic, zjazd i płaskie do Ujanowic i cięęęężki podjazd w Sechnej. Na deser super zjazd, wpadł dzisiejszy maks 87km/h (to tylko 1,5km/h wolniej od mojego rekordu). Niedługo potem byliśmy już w znanych lepiej terenach czyli w Kątach.
Za Kątami podjazd w Iwkowej, Arek poszedł jak rakieta, po chwili mi zniknął zupełnie. Zjazd do Tymowej oczywiście po serpentynach i wreszcie się udało. Uzyskałem taki czas jak Arek kilka dni temu i obaj przewodzimy w dość licznej klasyfkiacji :)
Na koniec do Lewniowej, Na dół do Łoniowej, Porąbka, Maszkienice i Sterkowiec. I ostatnie 2,5km do domu :) Masa drogi, masa górek, piękna pogoda, spoko towarzysz, jeden z niewielu w PL podjazd poza kategorią pokonany. I przekroczone 5000km w tym roku. Super dzień.
W drodze przez tamtejsze hopki musieliśmy zmagać się z masą dziur, co zbyt fajne nie było, ale udało się przedostać sprawnie do Lipnicy. Przejechaliśmy przez centrum, pokonaliśmy podjazd, zjazd i podjazd i skręciliśmy na Rajbrot. W zasadzie od tego momentu przez długi czas nie spotkaliśmy się z czymś takim jak płaski odcinek drogi, co mi bardzo odpowiadało. Po minięciu Rajbrotu skręciliśmy sobie na Żegocinę, tempo cały czas utrzymywaliśmy równe i dość spokojne, bo mimo wszystko trasa nie banalna.
Po zjeździe do centrum oczywiście przegapiłem skręt na Kamionną ale postanowiliśmy nie wracać tylko skręcić w następną drogą ("bo przecież one napewno się łączą na górze"). Jedziemy pod górę, jedziemy, droga coraz węższa, aż w końcu dojechaliśmy do jakiegoś domu i droga się skończyła :). Jakiś gość pyta gdzie jedziemy:
- Na kamionną,
- ło ***, to nieee, tędy nie da rady, musicie wrócić. Chyba, że pojedziecie tędy (wskazuje na drogę polną) w tamtym kierunku (pokazał jakiś ogólny kierunek ręką), i tam o (jakiś dom kilometr dalej) wyjedziecie do asfaltu.
Popatrzyliśmy się po sobie, wracać przecież nie będziemy :D Więc wpakowaliśmy się w drogę polną. Po chwili droga się rozeszła na dwie inne, potem jeszcze na dwie. Krążymy po jakiś polach i błotach, na szczęście udało się odpalić mapę i po kilku minutach ujrzeliśmy piękny asfalt. Sukces!
Dalej poszło całkiem sprawnie, po kilku hopach wyjechaliśmy w Kamionnej, potem był dłuższy i stromszy (znak opona+łańcuchy w zimie) kawał drogi, całkiem fajny zjazd do łukowatego mostu i znów całkiem stroma ściana. No standard w tych rejonach :).
W końcu wyjechaliśmy w Nowym Rybiu i tu w zasadzie nic się nie zmieniło - sporo w górę, kawałek zjazdu i znów w górę. Jedynie droga szersza. W Piekiełu skręciliśmy w prawo na Tymbark. Tu w końcu dobre 3 kilometry płaskiego, aż z tego wrażenia zaczęliśmy strzelać foty wszystkiemu wkoło.
Za stadionem KS Tymbark, skręciliśmy w lewo, przejechaliśmy koło zakładów Tymbark SA i dostaliśmy w prezencie sektor brukowy. Pińcet metrów bruku a rąk i nóg nie czułem. Szacun dla prosów jeżdżących we wiosennych klasykach... Po przejeździe przez centrum, musieliśmy skorzystać z krajówki, ale nie było więcej jak kilometr. A do tego z góry i z wiatrem (72km/h). Potem skręt na Słopnicę i przez następne 20km cały czas (no prawie cały) pod górę. Najpierw 1-2% (to męczy!), a potem już konkretny podjazd do Zalesia (znak 17%). Jechaliśmy sobie z Arkiem po zmianach więc było nieźle i w miarę szybko.
Po krótkim i ostrym zjeździe, wylecieliśmy na drodze Kamienica - Limanowa, czyli na drodze prowadzącej na Przełęcz Ostrą, ale do szczytu nie dojechaliśmy. Chwilę wcześniej skręciliśmy na Gołkowice i teraz dla odmiany przed nami było 19km cały czas w dół. Najpierw ostro (72km/h znów), potem już 1-2, czasem 3%. Miło tak kręcić na luzie, a mieć na liczniku 40km/h... W tempie super szybkim acz bez wysiłku dotarliśmy więc do mostu w Gołkowicach i już po chwili byliśmy przy Sklepie.
Sklepie koło, którego zaczyna się z jakiegoś powodu podjazd pod Przehybę. 13,1km o średnim nachyleniu 6%. Ale, podjazd jest zróżnicowany. Początkowe kilka kilometrów wśród domów bardzo delikatnie pod górę, za to po wjeździe do lasu i przekroczeniu Szlabanu zaczyna się zabawa. Od tej pory czeka 6,4km podjazdu ale o średnim nachyleniu 9%. Jest konkret, a im wyżej tym stromiej (np. pod koniec ponad kilometr ze średnim 14%!). Przy szlabanie wsunąłem żela i parłem naprzód. Początkowo Arek ze mną, potem został delikatnie z tyłu (parenaście metrów). Po drodze spotkałem wielu turystów, zarówno pieszo, z kijkami jak i na rowerach. Wszyscy super mili :)
3 kilometry przed szczytem zrobiło się trochę ciężko ale cały czas szedłem w miarę równo. I co ciekawe chyba z połowa podjazdu pokonana na stojąco. Końcówka po szutrze i wreszcie po godzinie i czterech miuntach zajechałem pod schronisko. Mokry totalnie, ale szczęśliwy :P Chwilę potem dojechał Arek. Porobiliśmy fotki, zjedliśmy, wypiliśmy co trzeba, sprawdziliśmy internety :P i mogliśmy ruszać w dół.
Łatwo nie było. Zimno, do tego sporo na hamulcu bo syfu sporo na drodze. W połowie spotkaliśmy podjeżdżającego Grześka, ale nie było sensu na niego czekać. Na dole zrobiło się już na szczęście ciepło. Szybki stop w sklepie (pepsi, żelki) i ruszyliśmy na Nowy Sącz.
Kto jechał do Nowego Sącza od strony Starego Sącza wie, że nie jest to takie proste. Konkretnie chodzi o karygodną drogę (Węgierska tak?). Masywne koleiny, tak jakby ktoś wylewać losowo asfalt i nawet go nie walcował. Słabo to widoczne, ruch duży, paranoja. Jakoś to jednak przejechaliśmy i po okrążeniu Sącza (układ ulic w Sączu jest niepowatrzalny...) dotarliśmy do rynku. Tutaj zasłużony coffee break, strzeliliśmy sobie po espresso i ciastku i zadowoleni ruszyliśmy w kierunku domu.
Po naradzie zdecydowalismy jechać na Marcinkowice i Chomranice, czyli kilka spoko podjazdów :) W zasadzie ta część trasy pokryła się z tym co jechałem sam miesiąc temu. Był więc ciężki podjazd do Chomranic, zjazd i płaskie do Ujanowic i cięęęężki podjazd w Sechnej. Na deser super zjazd, wpadł dzisiejszy maks 87km/h (to tylko 1,5km/h wolniej od mojego rekordu). Niedługo potem byliśmy już w znanych lepiej terenach czyli w Kątach.
Za Kątami podjazd w Iwkowej, Arek poszedł jak rakieta, po chwili mi zniknął zupełnie. Zjazd do Tymowej oczywiście po serpentynach i wreszcie się udało. Uzyskałem taki czas jak Arek kilka dni temu i obaj przewodzimy w dość licznej klasyfkiacji :)
Na koniec do Lewniowej, Na dół do Łoniowej, Porąbka, Maszkienice i Sterkowiec. I ostatnie 2,5km do domu :) Masa drogi, masa górek, piękna pogoda, spoko towarzysz, jeden z niewielu w PL podjazd poza kategorią pokonany. I przekroczone 5000km w tym roku. Super dzień.
- DST 205.50km
- Czas 08:30
- VAVG 24.18km/h
- VMAX 87.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 3431m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
75. Okoliczne góry w dobrym towarzystwie
Wybrałem się z Marcinem na krótką rundkę. Spotkaliśmy się u stóp góry przeznaczenia, krótko po 15. Dokładnie to 3 minuty po 15, bo o tyle się spóźniłem. We dwójkę podjechaliśmy Bocheniec raczej dość spokojnie, na zjeździe trochę przycisnąłem mocniej. Skręciliśmy na Łoniową i po kilkuset metrach wpadł na nas Adrian, którego nie widziałem chyba z miesiąc albo lepiej. Zabraliśmy go ze sobą. Po płaskim chłopaki mi w pewnym momencie uciekli na kilka metrów i w sumie zanim się zczaiłem to już nie było jak gonić, skutecznie poszli :) Złapałem ich dopiero na początku podjazdu do Gwoźdzca i tym razem to ja im postanowiłem uciec :) Pierwsza serpentynka na kole, potem powoli zwiększałem tempo. Byłem w szoku bo licznik pokazywał ponad 30km/h. Jechało się wspaniale więc kontynuowałem aż do szczytu. Opłaciło się, bo zgarnąłem sobie pucharek do kolekcji :P Na zjeździe odpuściłem, znowu lekko zostałem z tyłu, potem na Jaworsko szliśmy po zmianach, było dość ciężko bo lekko pod górę i zawiewało. Na końcu to już nie miało znaczenia bo zrobiło się stromo, Marcin z Adrianem wdali się w pojedynek i znów zostałem sporo za nimi. Było to jednak w połowie celowe bo chciałem zaoszczędzić nogę na zjazd. P
uściłem ich przodem, sam się wróciłem kawałek pod górę i zacząłem zjazd. 52x11 od razu, młynek, po chwili przejście do pozycji aero. Na koniec sprint po wypłaszczeniu (70km/h) i kom wpada z powrotem w moje ręce. Na dole skręciliśmy w lewo, więc czekał nas podjazd pod Godów. Tym razem wszyscy spokojnie, zjazd wybraliśmy techniczny - do Dębna. Zjechaliśmy więc na dół, odbiliśmy na Porąbkę, przejechaliśmy przez centrum i znów byliśmy pod Bocheńcem. Początek równo ze wszystkimi, potem znów sobie przyspieszyłem i o kilka sekund wygrałem premię górską :d Na koniec zjazd do Jadownik, chłopaki odbili na Brzesko, a ja na Sterkowiec i do domu. Przyjemne popołudnie.
uściłem ich przodem, sam się wróciłem kawałek pod górę i zacząłem zjazd. 52x11 od razu, młynek, po chwili przejście do pozycji aero. Na koniec sprint po wypłaszczeniu (70km/h) i kom wpada z powrotem w moje ręce. Na dole skręciliśmy w lewo, więc czekał nas podjazd pod Godów. Tym razem wszyscy spokojnie, zjazd wybraliśmy techniczny - do Dębna. Zjechaliśmy więc na dół, odbiliśmy na Porąbkę, przejechaliśmy przez centrum i znów byliśmy pod Bocheńcem. Początek równo ze wszystkimi, potem znów sobie przyspieszyłem i o kilka sekund wygrałem premię górską :d Na koniec zjazd do Jadownik, chłopaki odbili na Brzesko, a ja na Sterkowiec i do domu. Przyjemne popołudnie.
- DST 53.20km
- Czas 02:00
- VAVG 26.60km/h
- VMAX 78.00km/h
- Temperatura 19.0°C
- Podjazdy 787m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 13 maja 2015
74. Porąbka, Bocheniec, Brzesko
Miało lać, a nie lało. Skosiłem trawę do połowy, bo się rączka urąbała od kosiarki :/ Został więc czas żeby coś przekręcić. Najpierw standard do Porąbki, choćbym nie wiem jak chciał nie ma czego napisać o drodze do. To samo co dziesiątki razy poprzednio. W Porąbce trzy pętle ale inne niż zawsze, aż dziwnie się czułem :P Po pętlach pojechałem w kierunku Bocheńca. Za pierwszą ścianką odbiłem w lewo i w dół do lasu. Tam też odkryłem z kilometr całkiem nowej, fajnej drogi z ciekawym podjazdem przez las. Wyjechałem w Dołach i ponownie pokierowałem się na Bocheniec, ale tym razem podjechałem cały. Na zjeździe dziś spokojnie bez szaleństw. Od Jadownik do Brzeska kawałek krajówką, a w samym Brzesku kilka minut przerwy na ulubione lody. Na koniec mocniejszy akcent - 5 kilometrów czasówki do Sterkowca bo nowy segment :) Nie spodziewałem się wiele, a tymczasem brakło ledwie bodaj 8 sekund do Grześka, czyli można będzie mu podpieprzyć koma ;P Od Sterkowca 2,5km do domu bez historii.
- DST 35.10km
- Czas 01:23
- VAVG 25.37km/h
- VMAX 77.00km/h
- Temperatura 19.0°C
- Podjazdy 331m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze