Wpisy archiwalne w kategorii
Szosa
Dystans całkowity: | 52767.71 km (w terenie 1.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 1776:24 |
Średnia prędkość: | 26.90 km/h |
Maksymalna prędkość: | 90.40 km/h |
Suma podjazdów: | 435198 m |
Maks. tętno maksymalne: | 206 (101 %) |
Maks. tętno średnie: | 194 (95 %) |
Suma kalorii: | 134635 kcal |
Liczba aktywności: | 1013 |
Średnio na aktywność: | 52.09 km i 2h 03m |
Więcej statystyk |
Galicja Road Maraton
Pierwszy wyścig w życiu. Czekałem na ten start od ... dawna. Wreszcie nadszedł dzień startu poprzedzony pieczołowitym przygotowaniem sprzętu.
Na miejsce startu przyjechałem dość wcześnie bo lekko po 8 rano. Ruch był jeszcze nie wielki. Odebrałem sobie numer startowy + pakiet startowy i trzeba było przeczekać kupę czasu. W międzyczasie przygotowałem rower, siebie i obserwowałem z kim to przyjdzie mi się zmierzyć dziś. Na parkingu dość egzotyczne tablice rejestracyjne, można powiedzieć, że ludzie zjeżdżali z połowy Polski.
Dowiedziałem się, że startuje w grupie H o godz. 10:38, jako piąta grupa. 2 minuty za mną jechał Grzesiek więc było praktycznie jasne, że się z nim spotkam ;).
W końcu nadszedł czas startu. Obserwując odliczanie nie powiem, że lekkiego stres złapałem, choć bardziej była to ekscytacja :P. W końcu zegar pokazał 0 i ruszyliśmy. Grupa trafiła mi się ostra. Już przed startem obserwując kompanów jazdy zauważyłem, że łatwo to nie będzie. W pełni poważni, skupieni kolarze potwierdzili na starcie, że ogień pójdzie od startu. Tak też było. Koło trzymałem przez pierwsze 5km, ale jak kolesie pruli pod górę 45, a pulsometr pokazał 98% maxa to odpuściłem. Daleko bym nie zajechał. Oprócz mnie został jeszcze bodaj jeden gość, z którym jechałem pierwsze kilometry.
W Sobolowie pierwszy większy podjazd. Ja pojechałem sobie spokojniutko, a efektem tego było to, że grupa startująca po nas dopadła nas pod sam koniec podjazdu. Udało się utworzyć niewielki peletonik z kolarzy, którzy poodpadali i tak sobie jechaliśmy w miarę spokojnie. Zauważyłem dziś co bardzo mnie zdziwiło, że byłem dość szybki na podjazdach. Brzmi to jak żart ale sporo odrabiałem do większości ludzi właśnie na podjazdach. Nawet udało mi się lekko uciec choć nie było to moim zamiarem.
W Nieszkowicach dopadł mnie Grzesiek i pociągnąłem z nim kawałek choć po chwili zwolniliśmy żeby zaczekać na kilka osób z tyłu. Po chwili jechaliśmy już w kilku. Na kolejnym sporym podjeździe Grzesiek uciekł do przodu, a ja zostałem z większością swojej grupki. Taki stan rzeczy utrzymał się do jednego z najtrudniejszych podjazdów dnia.
Pojawiła się zza zakrętu ona: długa na 500m ściana, która poniżej 20% nie zeszła (u kolego pokazało miejscami 27%). Od grupki usłyszałem ogólne: "O kur**" :D oraz "Chyba ich poje***o" :P. Najgorszy był fakt, że droga była w kiepskim stanie, do tego wąska, mokra i pełno syfu (kamyczki, piach). Idąc śladem grupy zszedłem więc z roweru i z trudnościami (!) wszedłem z buta do góry. cóż...
Na następnych kilometrach sytuacja zmieniła się o tyle, że jechałem w trochę mniejszej grupie i tak dojechaliśmy do pierwszego bufetu. Szybko się napiłem, chwyciłem banana i i tak się okazało, że grupa mi spierniczyła ;>. Goniłem więc i znów zauważyłem, że po płaskim tracę, a na podjazdach zyskuje. Crazy. W końcu zbliżyłem się dość znacznie i postanowiłem dołączyć na zjeździe. Zjazd był fajny bo dobrej jakości i prosta droga. Dokręciłem ostro przy okazji bijąc rekord prędkości (80km/h :D) i złapałem grupę :).
Później zrobiło się trochę bardziej płasko i tu już nie pamiętam skąd nagle jechaliśmy w siedmiu w tym z jedną zawodniczką :>. Wzdłuż rzeki było przyjemnie i miło i dość szybko ale po chwili odbiliśmy w lewo na danie główne tego dnia: Krosną. Mój Boże masakra :). Na początek pionowa ściana ale krótka więc wjechaliśmy ją bez problemów. Zakręt, drugi zakręt i kolejna ściana, już trochę dłuższa. Koledzy zostali w tyle (:O), zostałem ja i przedemną dwóch. Za chwilę patrzę goście z tyłu pozchodzili z rowerów, jeden przede mną też, a ja prułem (7km/h) dalej. Za tą ścianą czekała kolejna, i potem jeszcze jedna. W końcu mijam gościa na poboczu i mówi: "już prawie koniec, jeszcze 100m". Myślę sobie fajnie, najwyższa pora. Ale skręcam w lewo i co widzę? Kilka kolejnych, trochę co prawda lższejszych ścianek :O. Zaczęły mnie łapać skurcze ale pomyślałem, że kurcze głupio by było tego nie podjechać będąc tak daleko. Więc kręciłem dalej, metr za metrem. Skurcze coraz bardziej chwytały, na placu boju byłem ja i koleś przedemną, reszta z grupy została daleko w tyle. W końcu upragniony szczyt i drugi bufet :D
Postałem kilka minut, wypiłem kilka kubków, oblałem się wodą, porozciągałem nogi i ruszyłem razem z jakąś kolarką w dół. Jazda w dół chyba gorsza od podjazdu. Wysoka trawa, nic nie widać, zakręty, żwirek na drodze. Dla bezpieczeństwa więc powolutku z zaciśniętymi klamkami. Udało się.
Ani się obejrzałem i byłem już w znanych mi terenach. Tu też złapał mnie krzyzs. Jechałem sam, zrobił się podjazd w Iwkokej i strasznie opornie mi szło. Na szczęście udało się podjechać i byłem już na serpentynach w Tymowej. Z Tymowej wciąż sam, zresztą już sam do końca pojechałem dalej na Lipnicę. Przedemną jeszcze dwa podjazdy. Pierwszy przed Lipnicą dość ostry ale krótki. uff. Potem w Lipnicy odbiłem w prawo na Wiśnicz i tam już ostatni większy, ale dość długi i co gorsza nie chciał się skończyć :D. Te kilometry od Tymowej to istna męczarnia, stopy bolały, skurcze na każdej górce łapały, ale było już naprawdę blisko do mety.
W końcu upragniony Nowy Wiśnicz, jeszcze tylko przez miasto i już byłem na ostaniej górce prowadzącej do mety. Triumfalnie przejechałem kreskę i było po zawodach ;).
Świetna sprawa. Pierwszy mój raz na wyścigu, można się było poczuć jak zawodowiec, od przyjazdu na start i przygotowania roweru po sam wyścig i metę. Dowiedziełem się, że przyjechałem 98. w kategorii open i dopiero 16 w kat. H, ale tak jak mówiłem jak wycinaki na począteku poszili to już ich więcej nie miałem okazji widzieć. Jestem super zadowolony. Udało się podjechać najtrudniejszy podjazd, pobiłem Vmax oraz ilość przewyższeń. Wspomnienia pozostaną na długo :)
Korzystając pozdrawiam też koleżankę Aniutę, którą miałem okazję poznać osobiście :)



Michał Kwiatkowski tryb ON ;P (zdj. Tomasz Głód)



-galicja-2013/#/z11/49.82092,20.42118/osm
Na miejsce startu przyjechałem dość wcześnie bo lekko po 8 rano. Ruch był jeszcze nie wielki. Odebrałem sobie numer startowy + pakiet startowy i trzeba było przeczekać kupę czasu. W międzyczasie przygotowałem rower, siebie i obserwowałem z kim to przyjdzie mi się zmierzyć dziś. Na parkingu dość egzotyczne tablice rejestracyjne, można powiedzieć, że ludzie zjeżdżali z połowy Polski.
Dowiedziałem się, że startuje w grupie H o godz. 10:38, jako piąta grupa. 2 minuty za mną jechał Grzesiek więc było praktycznie jasne, że się z nim spotkam ;).
W końcu nadszedł czas startu. Obserwując odliczanie nie powiem, że lekkiego stres złapałem, choć bardziej była to ekscytacja :P. W końcu zegar pokazał 0 i ruszyliśmy. Grupa trafiła mi się ostra. Już przed startem obserwując kompanów jazdy zauważyłem, że łatwo to nie będzie. W pełni poważni, skupieni kolarze potwierdzili na starcie, że ogień pójdzie od startu. Tak też było. Koło trzymałem przez pierwsze 5km, ale jak kolesie pruli pod górę 45, a pulsometr pokazał 98% maxa to odpuściłem. Daleko bym nie zajechał. Oprócz mnie został jeszcze bodaj jeden gość, z którym jechałem pierwsze kilometry.
W Sobolowie pierwszy większy podjazd. Ja pojechałem sobie spokojniutko, a efektem tego było to, że grupa startująca po nas dopadła nas pod sam koniec podjazdu. Udało się utworzyć niewielki peletonik z kolarzy, którzy poodpadali i tak sobie jechaliśmy w miarę spokojnie. Zauważyłem dziś co bardzo mnie zdziwiło, że byłem dość szybki na podjazdach. Brzmi to jak żart ale sporo odrabiałem do większości ludzi właśnie na podjazdach. Nawet udało mi się lekko uciec choć nie było to moim zamiarem.
W Nieszkowicach dopadł mnie Grzesiek i pociągnąłem z nim kawałek choć po chwili zwolniliśmy żeby zaczekać na kilka osób z tyłu. Po chwili jechaliśmy już w kilku. Na kolejnym sporym podjeździe Grzesiek uciekł do przodu, a ja zostałem z większością swojej grupki. Taki stan rzeczy utrzymał się do jednego z najtrudniejszych podjazdów dnia.
Pojawiła się zza zakrętu ona: długa na 500m ściana, która poniżej 20% nie zeszła (u kolego pokazało miejscami 27%). Od grupki usłyszałem ogólne: "O kur**" :D oraz "Chyba ich poje***o" :P. Najgorszy był fakt, że droga była w kiepskim stanie, do tego wąska, mokra i pełno syfu (kamyczki, piach). Idąc śladem grupy zszedłem więc z roweru i z trudnościami (!) wszedłem z buta do góry. cóż...
Na następnych kilometrach sytuacja zmieniła się o tyle, że jechałem w trochę mniejszej grupie i tak dojechaliśmy do pierwszego bufetu. Szybko się napiłem, chwyciłem banana i i tak się okazało, że grupa mi spierniczyła ;>. Goniłem więc i znów zauważyłem, że po płaskim tracę, a na podjazdach zyskuje. Crazy. W końcu zbliżyłem się dość znacznie i postanowiłem dołączyć na zjeździe. Zjazd był fajny bo dobrej jakości i prosta droga. Dokręciłem ostro przy okazji bijąc rekord prędkości (80km/h :D) i złapałem grupę :).
Później zrobiło się trochę bardziej płasko i tu już nie pamiętam skąd nagle jechaliśmy w siedmiu w tym z jedną zawodniczką :>. Wzdłuż rzeki było przyjemnie i miło i dość szybko ale po chwili odbiliśmy w lewo na danie główne tego dnia: Krosną. Mój Boże masakra :). Na początek pionowa ściana ale krótka więc wjechaliśmy ją bez problemów. Zakręt, drugi zakręt i kolejna ściana, już trochę dłuższa. Koledzy zostali w tyle (:O), zostałem ja i przedemną dwóch. Za chwilę patrzę goście z tyłu pozchodzili z rowerów, jeden przede mną też, a ja prułem (7km/h) dalej. Za tą ścianą czekała kolejna, i potem jeszcze jedna. W końcu mijam gościa na poboczu i mówi: "już prawie koniec, jeszcze 100m". Myślę sobie fajnie, najwyższa pora. Ale skręcam w lewo i co widzę? Kilka kolejnych, trochę co prawda lższejszych ścianek :O. Zaczęły mnie łapać skurcze ale pomyślałem, że kurcze głupio by było tego nie podjechać będąc tak daleko. Więc kręciłem dalej, metr za metrem. Skurcze coraz bardziej chwytały, na placu boju byłem ja i koleś przedemną, reszta z grupy została daleko w tyle. W końcu upragniony szczyt i drugi bufet :D
Postałem kilka minut, wypiłem kilka kubków, oblałem się wodą, porozciągałem nogi i ruszyłem razem z jakąś kolarką w dół. Jazda w dół chyba gorsza od podjazdu. Wysoka trawa, nic nie widać, zakręty, żwirek na drodze. Dla bezpieczeństwa więc powolutku z zaciśniętymi klamkami. Udało się.
Ani się obejrzałem i byłem już w znanych mi terenach. Tu też złapał mnie krzyzs. Jechałem sam, zrobił się podjazd w Iwkokej i strasznie opornie mi szło. Na szczęście udało się podjechać i byłem już na serpentynach w Tymowej. Z Tymowej wciąż sam, zresztą już sam do końca pojechałem dalej na Lipnicę. Przedemną jeszcze dwa podjazdy. Pierwszy przed Lipnicą dość ostry ale krótki. uff. Potem w Lipnicy odbiłem w prawo na Wiśnicz i tam już ostatni większy, ale dość długi i co gorsza nie chciał się skończyć :D. Te kilometry od Tymowej to istna męczarnia, stopy bolały, skurcze na każdej górce łapały, ale było już naprawdę blisko do mety.
W końcu upragniony Nowy Wiśnicz, jeszcze tylko przez miasto i już byłem na ostaniej górce prowadzącej do mety. Triumfalnie przejechałem kreskę i było po zawodach ;).
Świetna sprawa. Pierwszy mój raz na wyścigu, można się było poczuć jak zawodowiec, od przyjazdu na start i przygotowania roweru po sam wyścig i metę. Dowiedziełem się, że przyjechałem 98. w kategorii open i dopiero 16 w kat. H, ale tak jak mówiłem jak wycinaki na począteku poszili to już ich więcej nie miałem okazji widzieć. Jestem super zadowolony. Udało się podjechać najtrudniejszy podjazd, pobiłem Vmax oraz ilość przewyższeń. Wspomnienia pozostaną na długo :)
Korzystając pozdrawiam też koleżankę Aniutę, którą miałem okazję poznać osobiście :)



Michał Kwiatkowski tryb ON ;P (zdj. Tomasz Głód)


-galicja-2013/#/z11/49.82092,20.42118/osm
- DST 110.00km
- Czas 04:28
- VAVG 24.63km/h
- VMAX 80.00km/h
- Temperatura 23.0°C
- HRmax 198 ( 97%)
- HRavg 165 ( 81%)
- Kalorie 4340kcal
- Podjazdy 2200m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 5 czerwca 2013
Kategoria Szosa
jedna pętla
krótko ;) lekko mży i chłodno niestety. Za ok. 2 tygodnie powinno być dużo lepiej pod względem czasu i mam nadzieję pogody.
- DST 6.40km
- Czas 00:17
- VAVG 22.59km/h
- VMAX 51.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- HRmax 149 ( 73%)
- HRavg 122 ( 60%)
- Kalorie 165kcal
- Podjazdy 20m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 2 czerwca 2013
Kategoria Szosa
Lipnica, Wiśnicz
Odliczanie do maratonu Galicja rozpoczęło się. Zostaje już 6 dni. Dziś nie padało więc wybrałem się zapoznać z samą końcówką maratonu czyli odcinkiem Iwkowa - Nowy Wiśnicz. Plan był ambitny, miało być około 100km i sporo przewyższenia ale już w Złotej dopadła mnie spora ulewa i postanowiłem modyfikować trasę. Pojechałem więc ze Złotej do Gnojnika i dalej do Gosprzydowej omijając spory kawał drogi i górek. Wyjechałem przed Lipnicą i już byłem na szlaku maratonu. W Lipnicy się trochę zapędziłem i pojechałem w złym kierunku ale bardzo szybko zczaiłem, że coś jest nie tak :P
Droga do Wiśnicza dość dobra, będzie trzeba zachować ostrożność jedynie w kilku miejscach. W samym Wiśniczu trochę pobłądziłem ale chyba trafiłem na drogę, gdzie usytuowana będzie meta :).
Po sprawdzeniu wszystkiego pojechałem do domu, kierując się na Lipnicę Dolną i dalej Kobyle. Dobra droga i szybko znalazłem się 'na swoim' w Uszwi. W Brzesku jeszcze przerwa na lody :D i do domu obserwując uważnie ciemną chmurę. W samym Szczepanowie dałem po korbach bo coś zaczynało kropić i tak przeleciałem półwsi miasta 52km/h :D
N.Wiśnicz

N.Wiśnicz

plac Kazimierza w Brzesku:

Mapa
Droga do Wiśnicza dość dobra, będzie trzeba zachować ostrożność jedynie w kilku miejscach. W samym Wiśniczu trochę pobłądziłem ale chyba trafiłem na drogę, gdzie usytuowana będzie meta :).
Po sprawdzeniu wszystkiego pojechałem do domu, kierując się na Lipnicę Dolną i dalej Kobyle. Dobra droga i szybko znalazłem się 'na swoim' w Uszwi. W Brzesku jeszcze przerwa na lody :D i do domu obserwując uważnie ciemną chmurę. W samym Szczepanowie dałem po korbach bo coś zaczynało kropić i tak przeleciałem pół
N.Wiśnicz

N.Wiśnicz

plac Kazimierza w Brzesku:

Mapa
- DST 72.60km
- Czas 02:43
- VAVG 26.72km/h
- VMAX 62.00km/h
- Temperatura 19.0°C
- HRmax 197 ( 97%)
- HRavg 145 ( 71%)
- Kalorie 2227kcal
- Podjazdy 430m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Replay
Dokładnie to samo co wczoraj :D
Dziś rano nie było czasu, potem jak już ubierałem na polu buty zaczęło lać. Po chwili przyszła straszna burza i prawdziwe oberwanie chmury (w 3 minuty zalało kompletnie ogród), waliło deszczem i piorunami jak cholera, płakałbym gdzieś na przystanku jakbym pojechał wcześniej hehehe.
Po 19 przeschło i pojechałem to samo co wczoraj. Wyszło sporo szybciej z czego się cieszę. Dobiłem trochę koła to możliwe, że dzieki temu jechało się lepiej. Wiatr swoje też pomógł (o dziwo). Na końcu walka o średnią i udało się :D Jestem dumny bo na takiej dość pagórkowatej trasie udało mi się w końcu złamać barierę 30km/h (jadąc samemu)
Kilka bardzo mocnych akcentów (40-45km/h @km) - bardzo ładnie wychodziły
Na ostatniej górce totalna spina i dokręcanie, nogi wyły :P
http://www.bikemap.net/pl/route/2155598-300513-stala-petla/
Dziś rano nie było czasu, potem jak już ubierałem na polu buty zaczęło lać. Po chwili przyszła straszna burza i prawdziwe oberwanie chmury (w 3 minuty zalało kompletnie ogród), waliło deszczem i piorunami jak cholera, płakałbym gdzieś na przystanku jakbym pojechał wcześniej hehehe.
Po 19 przeschło i pojechałem to samo co wczoraj. Wyszło sporo szybciej z czego się cieszę. Dobiłem trochę koła to możliwe, że dzieki temu jechało się lepiej. Wiatr swoje też pomógł (o dziwo). Na końcu walka o średnią i udało się :D Jestem dumny bo na takiej dość pagórkowatej trasie udało mi się w końcu złamać barierę 30km/h (jadąc samemu)
Kilka bardzo mocnych akcentów (40-45km/h @km) - bardzo ładnie wychodziły
Na ostatniej górce totalna spina i dokręcanie, nogi wyły :P
http://www.bikemap.net/pl/route/2155598-300513-stala-petla/
- DST 44.20km
- Czas 01:28
- VAVG 30.14km/h
- VMAX 61.00km/h
- Temperatura 16.0°C
- HRmax 192 ( 94%)
- HRavg 161 ( 79%)
- Kalorie 1380kcal
- Podjazdy 410m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
preludium lata
Dziś poczułem lato :). Nie żeby był jakiś upał, czy coś takiego. Temperatura była raczej średnia jak na koniec Maja (22 stopnie), do tego przez dzień po okresie słońca, zaczęło wiać niemiłosiernie oraz nawet lekko padać. Wyczekałem się na jazdę aż do godziny 19:30.
Wziąłem ze sobą zestaw oświetleniowy i wyruszyłem. Postanowiłem zrobić znaną pętle: Brzesko - Poręba - Łoniowa - Dębno - Maszkienice - Szczepanów. Jechało się bardzo przyjemnie, wiatr na wieczór osłabł, było za to całkiem ciepło. Gdzieś w Biesiadkach zaczęło lekko kropić, a chwilę potem o mały włos nie rozjechałem jeża: jadę sobie w deszczyku ~35km/h, a tu mi jeż wyłazi na drogę (a za nim jeszcze kot :P). Dałem po hamulcach, tylne koło zblokowało i pięknym ślizgiem jeżyka wyminąłem o włos. uff. Po chwili przestało padać i właśnie wtedy jak pisałem na początku poczułem lato. A czemu? A bo po opadach, nagrzany asfalt zaczął parować. Fajnie grzało po nogach + czuć było bardzo charakterystyczny zapach wilgotnego, ciepłego asfaltu. Dla mnie bardzo przyjemny zapach, taki bardzo kojarzący się właśnie z latem i wakacjami . . .
W Maszkienicach znów zaczęło padać, zatrzymałem się żeby wymienić aku w lampie i już do domu pognałem.
Zachód, żałowałem, że nie mam aparatu lepszego :/


Uznajmy to za przejaw artystyczny. 'Całe życie w pośpiechu' :P
Wziąłem ze sobą zestaw oświetleniowy i wyruszyłem. Postanowiłem zrobić znaną pętle: Brzesko - Poręba - Łoniowa - Dębno - Maszkienice - Szczepanów. Jechało się bardzo przyjemnie, wiatr na wieczór osłabł, było za to całkiem ciepło. Gdzieś w Biesiadkach zaczęło lekko kropić, a chwilę potem o mały włos nie rozjechałem jeża: jadę sobie w deszczyku ~35km/h, a tu mi jeż wyłazi na drogę (a za nim jeszcze kot :P). Dałem po hamulcach, tylne koło zblokowało i pięknym ślizgiem jeżyka wyminąłem o włos. uff. Po chwili przestało padać i właśnie wtedy jak pisałem na początku poczułem lato. A czemu? A bo po opadach, nagrzany asfalt zaczął parować. Fajnie grzało po nogach + czuć było bardzo charakterystyczny zapach wilgotnego, ciepłego asfaltu. Dla mnie bardzo przyjemny zapach, taki bardzo kojarzący się właśnie z latem i wakacjami . . .
W Maszkienicach znów zaczęło padać, zatrzymałem się żeby wymienić aku w lampie i już do domu pognałem.
Zachód, żałowałem, że nie mam aparatu lepszego :/


Uznajmy to za przejaw artystyczny. 'Całe życie w pośpiechu' :P

- DST 44.20km
- Czas 01:37
- VAVG 27.34km/h
- VMAX 62.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- HRmax 191 ( 94%)
- HRavg 156 ( 76%)
- Kalorie 1480kcal
- Podjazdy 410m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 26 maja 2013
Kategoria Szosa
W końcu na dwóch kółkach :)
Ponad tydzień minął od ostatniej jazdy na rowerze. W Niedzielę odpoczywałem po rekordzie, w poniedziałek uczelnia, we Wtorek lało, w środę lało, w czwartek uczelnia, w piątek lało, a w sobotę nie lało ale miałem inne obowiązki...
Dziś też lało ale postanowiłem iść tak czy tak. Na szczęście po obiedzie wyszło słońce :)
Trasa krótka, tętno wyjątkowo wysokie, łatwo właziło na wartości 85-90% hrmax.
Ale najlepsze było na końcu: podjazd do Szczepanowa (jadąc od torów w Sterkowcu), jadę sobie spokojnie, a tu mnie jakaś dzieciarnia na skuterze wyprzedza i coś krzyczy... Nie wiem co ale dałem po palniku straszliwie. Oni 34 pod górę ja 38 :D, nie widzieli, że się zbliżam, zauważyli jak się z nimi zrównałem. Oczy jak pięciozłotówki i szczena w dole :D:D ja ich spokojnie wyprzedziłem krzycząc 'Dawać, dawać!!' i odjechałem. Pulsometr myślałem, że się przegrzeje, nogi piekły jak głupie ale satysfakcja cholerna, że się udało pod górę skutera dogonić i wyprzedzić :D
Po za tym nie ma co wspominać, zimno: 13 stopnie i musiałem jechać 'na długo'.


Dziś też lało ale postanowiłem iść tak czy tak. Na szczęście po obiedzie wyszło słońce :)
Trasa krótka, tętno wyjątkowo wysokie, łatwo właziło na wartości 85-90% hrmax.
Ale najlepsze było na końcu: podjazd do Szczepanowa (jadąc od torów w Sterkowcu), jadę sobie spokojnie, a tu mnie jakaś dzieciarnia na skuterze wyprzedza i coś krzyczy... Nie wiem co ale dałem po palniku straszliwie. Oni 34 pod górę ja 38 :D, nie widzieli, że się zbliżam, zauważyli jak się z nimi zrównałem. Oczy jak pięciozłotówki i szczena w dole :D:D ja ich spokojnie wyprzedziłem krzycząc 'Dawać, dawać!!' i odjechałem. Pulsometr myślałem, że się przegrzeje, nogi piekły jak głupie ale satysfakcja cholerna, że się udało pod górę skutera dogonić i wyprzedzić :D
Po za tym nie ma co wspominać, zimno: 13 stopnie i musiałem jechać 'na długo'.



- DST 35.60km
- Czas 01:11
- VAVG 30.08km/h
- VMAX 56.00km/h
- Temperatura 14.0°C
- HRmax 195 ( 96%)
- HRavg 154 ( 75%)
- Kalorie 1145kcal
- Podjazdy 80m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Rekord! Sobotnie 181,5km
Kolejny z tych niesamowitych rowerowo dni. W Piątek zgadałem się z Szymonem na jazdę jeśli zapowiadany deszcz się nie sprawdzi. Sobotni ranek powitał mnie słońcem i zdecydowaliśmy, że jedziemy. Wyjechałem koło 11:35 i przed południem byłem w Brzesku, gdzie się spotkaliśmy i rozpoczęliśmy jazdę. Na początek pod wiatr pojechaliśmy krajową 75'ką w kierunku Jurkowa ale odbiliśmy sporo wcześniej na Gosprzydową. Spokojna jazda w pierwszych małych hopkach.
Po kilkunastu minutach zawitaliśmy do Lipnicy Murowanej (Znanej z corocznego konkursy palm) i tam skręciliśmy w lewo w kierunku Rajbrotu. Po dalszych kilometrach pierwszy poważny podjazd: Rozdziele. Podjazd zaliczyliśmy i z góry mogliśmy obejrzeć bardzo ładne widoczki. Było stamtąd widać między innymi stację narciarską w Laskowej, do której swego czasu bardzo wiele razy przyjeżdżałem. Stare dzieje. Po chwili wytchnienie na zjeździe w dół, i po kilku chwilach po płaskim zawitaliśmy w Limanowej.
Za Limanową czekał na nas najdłuższy podjazd dnia. Około 7 km porządnego podjazdu po bardzo ciekawej drodze. Ciekawej, gdyż jest to niejako tor wyściwgowy/rajdowy. A więc były 'tarki' na zakrętach, spore barierki i stanowiska sędziów. Udało się dojechać na szczyt niecałą minutę za Szymonem, więc nie jest źle ;>
Po podjeździe, bardzo miły dłuuugo zjazd, częściowo przez bardzo ładny 'wąwóz', bardzo mi się spodobało to miejsce. W dół dojechaliśmy aż do drogi głównej. Chwila na zakupy w sklepie i ruszyliśmy dalej w kierunku Starego Sącza. Przed skrętem na d. wojewódzką ujrzałem znak: w lewo N.Sącz, w prawo Nowy Targ. Jasny gwint całkiem blisko rowerem N. Targu byłem. Bardzo dziwne uczucie :P Główną drogą pojechałem sobie na kole Szymona, więc na luzie aż do S.Sącza. Z daleka zobaczyłem osławioną Przehybę, cholernie ciężki podjazd, który kiedyś spróbuje zdobyć. Ale jeszcze nie dziś i nie z taką formą :P. Po Starym wjechaliśmy do Nowego Sącza, gdzie trafiliśmy na falę 'czerwonych świateł' ;P. Potem już nie wiele pamiętam bo mnie wszystko zaczęło boleć, picia zaczynało brakować i byłem głodny. Zapachy grilli zewsząd naprawdę nie pomagały.
Gdzieś w okolicy N.Gródka nad Dunajcem trochę polało, ale bez tragedii. Tak czy siak tradycji stało się za dośc, bo gdzie i kiedy bym nie jechał z Szymkiem na dłuższe jazdy to pada :)
Po Gródku i kilku wiochach kiepski asfalt w Paleśnicy, a potem dobry asfalt do Zakliczyna. Z Zakliczyna przjechaliśmy do Melsztyna i zjechaliśmy z głównej w kierunku Gwoźdźca, Łoniowej i Porąbki. Ból wszystkiego przeszedł, i dla odmiany już nic nie czułem :D. Po Porąbce dość szybko znalazłem się w Sterkowcu, gdzie pożegnałem Szymka i szybko podjechałem do Szczepanowa i do domu :). Na kresce ujrzałem piękną tęczę na niebie.
Świetna sprawa. Super trasa, ciekawe i ciężkie podjazdy, fajne towarzystwo i kosmiczy dystans. No czegóż chcieć więcej?
Do kolekcji wpadło też 10 nowych gmin, co daje mi już 41 zaliczonych ;)
Mapa
Mapka bikemap
Widok z miejsc. Rozdziele

Tu też:

Kościół w Limanowej bodaj:

Rynek w Limanowej:

Fajne widoki:

Stary Sącz

Tęcza na mecie

http://www.bikemap.net/pl/route/2132787-18052013-181km-o-d/
Po kilkunastu minutach zawitaliśmy do Lipnicy Murowanej (Znanej z corocznego konkursy palm) i tam skręciliśmy w lewo w kierunku Rajbrotu. Po dalszych kilometrach pierwszy poważny podjazd: Rozdziele. Podjazd zaliczyliśmy i z góry mogliśmy obejrzeć bardzo ładne widoczki. Było stamtąd widać między innymi stację narciarską w Laskowej, do której swego czasu bardzo wiele razy przyjeżdżałem. Stare dzieje. Po chwili wytchnienie na zjeździe w dół, i po kilku chwilach po płaskim zawitaliśmy w Limanowej.
Za Limanową czekał na nas najdłuższy podjazd dnia. Około 7 km porządnego podjazdu po bardzo ciekawej drodze. Ciekawej, gdyż jest to niejako tor wyściwgowy/rajdowy. A więc były 'tarki' na zakrętach, spore barierki i stanowiska sędziów. Udało się dojechać na szczyt niecałą minutę za Szymonem, więc nie jest źle ;>
Po podjeździe, bardzo miły dłuuugo zjazd, częściowo przez bardzo ładny 'wąwóz', bardzo mi się spodobało to miejsce. W dół dojechaliśmy aż do drogi głównej. Chwila na zakupy w sklepie i ruszyliśmy dalej w kierunku Starego Sącza. Przed skrętem na d. wojewódzką ujrzałem znak: w lewo N.Sącz, w prawo Nowy Targ. Jasny gwint całkiem blisko rowerem N. Targu byłem. Bardzo dziwne uczucie :P Główną drogą pojechałem sobie na kole Szymona, więc na luzie aż do S.Sącza. Z daleka zobaczyłem osławioną Przehybę, cholernie ciężki podjazd, który kiedyś spróbuje zdobyć. Ale jeszcze nie dziś i nie z taką formą :P. Po Starym wjechaliśmy do Nowego Sącza, gdzie trafiliśmy na falę 'czerwonych świateł' ;P. Potem już nie wiele pamiętam bo mnie wszystko zaczęło boleć, picia zaczynało brakować i byłem głodny. Zapachy grilli zewsząd naprawdę nie pomagały.
Gdzieś w okolicy N.Gródka nad Dunajcem trochę polało, ale bez tragedii. Tak czy siak tradycji stało się za dośc, bo gdzie i kiedy bym nie jechał z Szymkiem na dłuższe jazdy to pada :)
Po Gródku i kilku wiochach kiepski asfalt w Paleśnicy, a potem dobry asfalt do Zakliczyna. Z Zakliczyna przjechaliśmy do Melsztyna i zjechaliśmy z głównej w kierunku Gwoźdźca, Łoniowej i Porąbki. Ból wszystkiego przeszedł, i dla odmiany już nic nie czułem :D. Po Porąbce dość szybko znalazłem się w Sterkowcu, gdzie pożegnałem Szymka i szybko podjechałem do Szczepanowa i do domu :). Na kresce ujrzałem piękną tęczę na niebie.
Świetna sprawa. Super trasa, ciekawe i ciężkie podjazdy, fajne towarzystwo i kosmiczy dystans. No czegóż chcieć więcej?
Do kolekcji wpadło też 10 nowych gmin, co daje mi już 41 zaliczonych ;)
Mapa
Mapka bikemap
Widok z miejsc. Rozdziele

Tu też:

Kościół w Limanowej bodaj:

Rynek w Limanowej:

Fajne widoki:

Stary Sącz

Tęcza na mecie

http://www.bikemap.net/pl/route/2132787-18052013-181km-o-d/
- DST 181.50km
- Czas 06:57
- VAVG 26.12km/h
- VMAX 62.00km/h
- Temperatura 24.0°C
- HRmax 192 ( 94%)
- HRavg 151 ( 74%)
- Kalorie 5500kcal
- Podjazdy 1600m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 16 maja 2013
Kategoria Szosa
wietrzne pętle
Dziś mocno wiało, więc daleko nigdzie nie jechałem. Kilka pętli, na podjeździe do Szczepanowa tym razem dawałem po palniku ostro, 3 razy. Potem pętla po Przyborowie, Łękach i Wokowicach.
- DST 28.60km
- Czas 01:02
- VAVG 27.68km/h
- VMAX 55.00km/h
- Temperatura 22.0°C
- HRmax 189 ( 93%)
- HRavg 144 ( 70%)
- Kalorie 815kcal
- Podjazdy 222m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 15 maja 2013
Kategoria Szosa
trening podjazdów
Dziś trening podjazdów. Najpierw do Łoniowej i potem 3x podjazd do Złotej. Dość mocno, czułem nogi. Potem Do Porąbki i podjazd pod Godów od strony Groty, gdzie występuje tuż po sobie kilka konkretnych ścianek. Dałem radę, choć było dość ciężko. Potem mnie zaczęły skurcze łapać jak mocniej rwałem :)

Puścili drugą nitkę :)

http://www.bikemap.net/en/route/2126530

Puścili drugą nitkę :)

http://www.bikemap.net/en/route/2126530
- DST 47.00km
- Czas 01:51
- VAVG 25.41km/h
- VMAX 53.00km/h
- Temperatura 21.0°C
- HRmax 196 ( 96%)
- HRavg 152 ( 74%)
- Kalorie 1620kcal
- Podjazdy 605m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
i jeszcze wieczorem na luzie
Wieczorkiem do lampy bo dawno nie było okazji. Połowa czasu puściutko na ulicach. Potem coś się działo bo wyli syrenami i straż jeździła i nagle milion ludzi na rowerach jeździ po wsi :D Większość oczywiście 'batmany', zero wyobraźni. Ja jak jadę przez ciemną ulicę to mnie widać z 30 kilometrów, ale nie każdy jest świrem oświetlenia (puszczanie ~25000 lumenów na trawnik dla frajdy, czy blisko 800 lm na rowerze - co zresztą już mi nie wystarcza:D)

- DST 17.50km
- Czas 00:37
- VAVG 28.38km/h
- VMAX 52.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 45m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze