Informacje

  • Wszystkie kilometry: 56790.11 km
  • Km w terenie: 26.50 km (0.05%)
  • Czas na rowerze: 78d 16h 57m
  • Prędkość średnia: 26.68 km/h
  • Suma w górę: 463798 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy piotrkol.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

top

Dystans całkowity:4303.60 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:157:17
Średnia prędkość:27.36 km/h
Maksymalna prędkość:90.40 km/h
Suma podjazdów:52726 m
Maks. tętno maksymalne:206 (101 %)
Maks. tętno średnie:185 (94 %)
Suma kalorii:8800 kcal
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:153.70 km i 5h 37m
Więcej statystyk
Wtorek, 2 czerwca 2015 Kategoria >30km/h, ITT, Szosa, top

88. Jazda indywidualna na czas (20km) w końcu pełen sukces :)

EDIT: czas 29:55, prędkość średnia 40,3km/h. Bikestats kłamie bo nie liczy sekund do średniej, żal. 


Od rana upał porządny, o godzinie 11 było już 27 stopni i wtedy zauważyłem, że na horyzoncie pojawiły się ciemne chmury. Spojrzenie na drzewa - delikatny wiaterek, pada więc decyzja, że próbuje znów swojej walki z czasem na 20 kilometrach. Ubrałem się szybko i ruszam.

Po 500 metrach jestem już na starcie, początek lekko z góry więc rozpędzam rower do 48km/h i jadę. Już czuje, że będzie bolało ale jadę. W Wokowicach pierwsza trudność - skręt o prawie 180 stopni w lewo, patrzę czy nic nie jedzie z tyłu, zjeżdżam maksymalnie do prawej strony i wchodzę jak najszerzej się da. Po wyjściu ogień w korby i na licznik wraca 40km/h. Cisnę dalej, czuje, że lekko zawiewa. Mimo, że w plecy to oddał bym wiele żeby przestało, bo wiem, że od Borzęcina będę płacił za ten wiatr. Skupiam się jednak na dziurawych drogach w Łękach, noga podaje dobrze, cały czas ponad 42km/h, rower wręcz przelatuje nad dziurami :) Docieram do końca wsi, skręt w prawo na Borzęcin i po chwili od nowa dziurawo. Teraz już zawiewa z boku, prędkość delikatnie spada, ale cisnę. Na wysokości stadionu w Borzęcinie mija połowa dystansu, a na liczniku mam 14 minut, czyli nadrobiłem minutę, nie jest źle! Wiem, że ta minuta przyda się strasznie w końcówce.

Za centrum Borzęcina skręt w prawo i dopiero teraz zaczyna się walka. Długa prosta, pośród pól, a więc wiatr robi co chce. Zaciskam zęby, przyjmuje możliwie najbardziej opływową sylwetkę i jadę. Coraz mniej patrzę na asfalt, a coraz więcej w dół, w przednie koło. Czwórka opuszcza licznik, jadę teraz 38-39 na godzinę, ale pamiętam o zapasie minuty. W lesie przed żwirownią najcięższy fragment, trochę nawet krzyczę licząc, że to jakoś złagodzi cholerny ból wszystkiego. Wstaje z siodła bo jadę już 36km/h, tak nie może być. Rozkręcam do 39 nogi palą jak głupie. Centrum Bielczy jest dla mnie jak wybawienie. Skręcam w lewo na przedostatnią prostą. 2 kilometry beznadziejnej walki na totalnie odkrytej i prostej jak od linijki drodze. Wciąż zerkam na licznik i upływające sekundy, szybkie liczenie w głowie mówi mi, że będzie na styk i trzeba cisnąć. Przecież nie przegram tego kilometr przed końcem! W końcu nadchodzi ostatni zakręt w prawo i wpadam na prostą mety. Teraz już bez sentymentów - głowa w dół, i jadę wszystko. Wydaje mi się, że szlag mnie trafi, ale w końcu jest upragniony koniec. Toczę się jeszcze beznadziejnie na rowerze przez kilkadziesiąt metrów aż w końcu się zatrzymuje i jakoś zsiadam. Cyfry na liczniku nic mi nie mówią bo go nie zatrzymałem na mecie, więc szybko zrzucam plik na stravę (jak by wtedy coś poszło nie tak z rejestracją śladu to...). Chwila oczekiwania i jest! 29:55! Realizuje swój mały cel, robię 20 płaskich kilometrów solo poniżej 30 minut. W tamtym roku były to tylko mgliste marzenia :) Po chwili wracam do domu lekko okrężnie, żeby w miarę ochłonąć. 

  • DST 20.00km
  • Czas 00:29
  • VAVG 41.38km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Podjazdy 11m
  • Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 16 maja 2015 Kategoria >1000m, >200km, Peleton, Szosa, top

76. Przehyba!

Wreszcie coś większego. Dość spontanicznie Arek rzucił hasło "Przehyba w Sobotę" i na szybkiego zrobiłem na FB akcję "kto jedzie". Okazało się, że oprócz nas dwóch niestety nikt, no ale tak to bywa. Trasa nie mogła być banalna, bo co to za frajda jechać 100km krajówką bez pobocza wśród tirów i idiotów w samochodach? Także pojechaliśmy wariantem dużo hopek, bocznymi drogami. Na początek na przekór wyjazd z Brzeska na Gnojnik cały czas główną :P Arek miał nogę bo dał dłuuuuugą zmianę. W Gnojniku skręciliśmy na Gosprzydową i zrobiło się spokojnie. 





W drodze przez tamtejsze hopki musieliśmy zmagać się z masą dziur, co zbyt fajne nie było, ale udało się przedostać sprawnie do Lipnicy. Przejechaliśmy przez centrum, pokonaliśmy podjazd, zjazd i podjazd i skręciliśmy na Rajbrot. W zasadzie od tego momentu przez długi czas nie spotkaliśmy się z czymś takim jak płaski odcinek drogi, co mi bardzo odpowiadało. Po minięciu Rajbrotu skręciliśmy sobie na Żegocinę, tempo cały czas utrzymywaliśmy równe i dość spokojne, bo mimo wszystko trasa nie banalna. 





Po zjeździe do centrum oczywiście przegapiłem skręt na Kamionną ale postanowiliśmy nie wracać tylko skręcić w następną drogą ("bo przecież one napewno się łączą na górze"). Jedziemy pod górę, jedziemy, droga coraz węższa, aż w końcu dojechaliśmy do jakiegoś domu i droga się skończyła :). Jakiś gość pyta gdzie jedziemy:

- Na kamionną,
- ło ***, to nieee, tędy nie da rady, musicie wrócić. Chyba, że pojedziecie tędy (wskazuje na drogę polną) w tamtym kierunku (pokazał jakiś ogólny kierunek ręką), i tam o (jakiś dom kilometr dalej) wyjedziecie do asfaltu.

Popatrzyliśmy się po sobie, wracać przecież nie będziemy :D Więc wpakowaliśmy się w drogę polną. Po chwili droga się rozeszła na dwie inne, potem jeszcze na dwie. Krążymy po jakiś polach i błotach, na szczęście udało się odpalić mapę i po kilku minutach ujrzeliśmy piękny asfalt. Sukces! 




Dalej poszło całkiem sprawnie, po kilku hopach wyjechaliśmy w Kamionnej, potem był dłuższy i stromszy (znak opona+łańcuchy w zimie) kawał drogi, całkiem fajny zjazd do łukowatego mostu i znów całkiem stroma ściana. No standard w tych rejonach :). 






W końcu wyjechaliśmy w Nowym Rybiu i tu w zasadzie nic się nie zmieniło - sporo w górę, kawałek zjazdu i znów w górę. Jedynie droga szersza. W Piekiełu skręciliśmy w prawo na Tymbark. Tu w końcu dobre 3 kilometry płaskiego, aż z tego wrażenia zaczęliśmy strzelać foty wszystkiemu wkoło. 





Za stadionem KS Tymbark, skręciliśmy w lewo, przejechaliśmy koło zakładów Tymbark SA i dostaliśmy w prezencie sektor brukowy. Pińcet metrów bruku a rąk i nóg nie czułem. Szacun dla prosów jeżdżących we wiosennych klasykach... Po przejeździe przez centrum, musieliśmy skorzystać z krajówki, ale nie było więcej jak kilometr. A do tego z góry i z wiatrem (72km/h). Potem skręt na Słopnicę i przez następne 20km cały czas (no prawie cały) pod górę. Najpierw 1-2% (to męczy!), a potem już konkretny podjazd do Zalesia (znak 17%). Jechaliśmy sobie z Arkiem po zmianach więc było nieźle i w miarę szybko. 






Po krótkim i ostrym zjeździe, wylecieliśmy na drodze Kamienica - Limanowa, czyli na drodze prowadzącej na Przełęcz Ostrą, ale do szczytu nie dojechaliśmy. Chwilę wcześniej skręciliśmy na Gołkowice i teraz dla odmiany przed nami było 19km cały czas w dół. Najpierw ostro (72km/h znów), potem już 1-2, czasem 3%. Miło tak kręcić na luzie, a mieć na liczniku 40km/h... W tempie super szybkim acz bez wysiłku dotarliśmy więc do mostu w Gołkowicach i już po chwili byliśmy przy Sklepie.





Sklepie koło, którego zaczyna się z jakiegoś powodu podjazd pod Przehybę. 13,1km o średnim nachyleniu 6%. Ale, podjazd jest zróżnicowany. Początkowe kilka kilometrów wśród domów bardzo delikatnie pod górę, za to po wjeździe do lasu i przekroczeniu Szlabanu zaczyna się zabawa. Od tej pory czeka 6,4km podjazdu ale o średnim nachyleniu 9%. Jest konkret, a im wyżej tym stromiej (np. pod koniec ponad kilometr ze średnim 14%!). Przy szlabanie wsunąłem żela i parłem naprzód. Początkowo Arek ze mną, potem został delikatnie z tyłu (parenaście metrów). Po drodze spotkałem wielu turystów, zarówno pieszo, z kijkami jak i na rowerach. Wszyscy super mili :)






3 kilometry przed szczytem zrobiło się trochę ciężko ale cały czas szedłem w miarę równo. I co ciekawe chyba z połowa podjazdu pokonana na stojąco. Końcówka po szutrze i wreszcie po godzinie i czterech miuntach zajechałem pod schronisko. Mokry totalnie, ale szczęśliwy :P Chwilę potem dojechał Arek. Porobiliśmy fotki, zjedliśmy, wypiliśmy co trzeba, sprawdziliśmy internety :P i mogliśmy ruszać w dół. 








Łatwo nie było. Zimno, do tego sporo na hamulcu bo syfu sporo na drodze. W połowie spotkaliśmy podjeżdżającego Grześka, ale nie było sensu na niego czekać. Na dole zrobiło się już na szczęście ciepło. Szybki stop w sklepie (pepsi, żelki) i ruszyliśmy na Nowy Sącz. 





Kto jechał do Nowego Sącza od strony Starego Sącza wie, że nie jest to takie proste. Konkretnie chodzi o karygodną drogę (Węgierska tak?). Masywne koleiny, tak jakby ktoś wylewać losowo asfalt i nawet go nie walcował. Słabo to widoczne, ruch duży, paranoja. Jakoś to jednak przejechaliśmy i po okrążeniu Sącza (układ ulic w Sączu jest niepowatrzalny...) dotarliśmy do rynku. Tutaj zasłużony coffee break, strzeliliśmy sobie po espresso i ciastku i zadowoleni ruszyliśmy w kierunku domu.





Po naradzie zdecydowalismy jechać na Marcinkowice i Chomranice, czyli kilka spoko podjazdów :) W zasadzie ta część trasy pokryła się z tym co jechałem sam miesiąc temu. Był więc ciężki podjazd do Chomranic, zjazd i płaskie do Ujanowic i cięęęężki podjazd w Sechnej. Na deser super zjazd, wpadł dzisiejszy maks 87km/h (to tylko 1,5km/h wolniej od mojego rekordu). Niedługo potem byliśmy już w znanych lepiej terenach czyli w Kątach. 





Za Kątami podjazd w Iwkowej, Arek poszedł jak rakieta, po chwili mi zniknął zupełnie. Zjazd do Tymowej oczywiście po serpentynach i wreszcie się udało. Uzyskałem taki czas jak Arek kilka dni temu i obaj przewodzimy w dość licznej klasyfkiacji :) 

Na koniec do Lewniowej, Na dół do Łoniowej, Porąbka, Maszkienice i Sterkowiec. I ostatnie 2,5km do domu :) Masa drogi, masa górek, piękna pogoda, spoko towarzysz, jeden z niewielu w PL podjazd poza kategorią pokonany. I przekroczone 5000km w tym roku. Super dzień. 





  • DST 205.50km
  • Czas 08:30
  • VAVG 24.18km/h
  • VMAX 87.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 3431m
  • Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 28 kwietnia 2015 Kategoria >30km/h, Peleton, Szosa, top

64. Trening z CCC Sprandi Polkowice :)

Wczesnym rankiem wyjazd do Tarnowa na trening z zawodową grupą kolarską CCC Sprandi :) Pogoda fajna. Ruszyłem 8:40 w kierunku serwisówek, jechało się świetnie, tempo całkiem mocne mimo bocznego wiatru. Dojechałem do Mościc, po jakimś czasie dojechał Tuannika i kilku innych znajomych z tamtych okolic. Co chwilę na treningi ruszały różne ekipy kolarskie, a w końcu wyruszyli także zawodnicy CCC, a my wraz z nimi :) Na początek kilka okrążeń po trasie dzisiejszego prologu. Do pokonania trasa 1,8km w formie jazdy indywidualnej na czas. Zrobiliśmy kilka rundek i pojechaliśmy na Radłów. Jechało się wprost fantastycznie, nie na codzień ma się przed sobą zawodowców (5 chłopaków z CCC i jeden z Active Jet) oraz samochód techniczny za plecami (no jedynie na początku :P). Zauważyłem ciekawą rzecz, chyba za punkt honoru PROsi zakładają sobie, że nie wypną buta z pedałów. Co by się na trasie nie działo to nie było mowy o zatrzymaniu się :D cóż. 

Dojechaliśmy z nimi do Radłówa, tam nawrót i taką samą drogą z powrotem. Szybko minęło, ale wspomnienia pozostaną długo. Lubię takie akcje strasznie :) Zrobiliśmy sobie jeszcze pamiątkowe zdjęcia i rozjechaliśmy się w swoje strony (oni do hotelu zjeść bo ich zajechaliśmy chyba :P). Ruszyłem z chłopakami z Tarnowa w kierunku starej czwórki, po drodze jeszcze z na przeciwko minęła nas Astana. Od czwórki już sam na Brzesko. Wiało w plecy i po pozytywnych przeżyciach z wcześniej noga podawała niesamowicie. Do Dębna prędkość praktycznie nie spadała poniżej 38-40km/h :) Wpadł kom na podjeździe. Średnia do domu prawie 39km/h, szok. Po kilku godzinach znów ruszyłem do Tarnowa ale o tym w kolejnym wpisie :)










  • DST 81.60km
  • Czas 02:40
  • VAVG 30.60km/h
  • VMAX 75.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 227m
  • Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 15 kwietnia 2015 Kategoria >1000m, >200km, Szosa, top

55. Dwieście km samotnie

Totalny spontan. Ciężki dzień wczoraj, więc przed zaśnięciem wymyśliłem chytry plan żeby sobie poprawić humor. Rano o 7:20 musiałem przestawić budzik bo lało. 8:40 pochmurnie ale już sucho i ciepło. Ruszyłem koło 9:20 na Złotą. Wiało mocno ale było mi to obojętne. W Złotej pierwszy podjazd i tam pozbyłem się rękawów i nogawek. Zjazd i kluczenie bocznymi drogami do Tymowej i potem do Lipnicy Murowanej. Szybko przez centrum i dalej na Rajbrot. Kawał fajnego zjazdu. 



Potem odbiłem na Żegocinę, znów sporo do góry i dziurawy zjazd. W Żegocinie w lewo ale nie pojechałem na Rozdziele, a odbiłem na Kamionną. Znowu tak jak przez większość dnia: boczne drogi i pełno podjazdów. Wyjechałem w Nowym Rybiu i pojechałem do Piekiełka. Tam w prawo na boczną dróżkę w kierunku miejscowości Tymbark, w której uwaga: produkują napój Tymbark :P Sporo tam kostki na drogach, więc miałem swoje Robuaix ;) 



Skręt na krajówkę, w końcu zawiało w plecy, do tego kilka % nachylenia i nagle 52x11 nie starcza :D Na liczniku 75km/h, coś niesamowitego! Niestety szybko zjechałem w prawo w kierunku Słopnicy. Stąd do szczytu Przełęczy Ostrej było 15km, z czego 14,5 leciało cały czas pod górę. Pierwsze kilometry do 2-3% nachylenia, po prostu tragedia. Dopiero końcówka w Słopnicy porządna, znak ostrzegający przed 17%. Dało czadu. Widoki nieziemskie. 



Potem kilkaset metrów zjazdu i końcówka podjazdu pod Przełęcz Ostrą. Przejechałem szczyt i zjechałem prawie do samej Limanowej. Tam nawrót i targam 8km pod górę po torze rajdowym :D ok. 5% średnie nachylenie. Krótka przerwa na szczycie i zaraz potem cel dzisiejszego dnia: droga ze szczytu do Gołkowic. Co w niej ciekawego? To, że jest to prawie 18km cały czas lekko w dół (średnio 2%). Dziś pomagał też wiatr... I tak przejechałem ten odcinek ze średnią ponad 46km/h cudowna sprawa!



Potem było stosunkowo płasko aż za Chełmiec. Wiatr pomaga, więc leciało ponad 35 cały czas. Generalnie zrobiłem od szczytu Ostrej do końca Chełmca 30km i średnią 40km/h, czad!!! Potem już znów hopki oraz zmiana kierunku jazdy i zaczęło przeszkadzać. Podjazd do Chromanowic ciężki strasznie, znów nachylenie dwucyfrowe zbliżające się do 20%. Na szczycie przerwa na sklep, tam miśki żelki i Pepsi i dało mi to kopa :)



Kawał fajnego zjazdu do Ujanowic i po chwili znów ostra wyrypa w Sechnej. Strasznie długa i stroma ściana (2,5km @6% i max 19%) Zjazd super i byłem po chwili w Kątach. Tu już znane tereny. Podjazd do Iwkowej całkiem spoko poszedł i był czas na zjazd po serpentynach. Dziś zjazdy szły super, więc pojechałem na maksa. Kilkanaście serpentyn, bez dotykania klamek, nie wierzyłem koledze, że się da, ale okazało się, że owszem. Brakło ledwie sekundy do KOMa, bo Tir na dole zwolnił mnie :( 



Dojazd do krajówki w Tymowej, kilka km i znów tak jak rano tylko w drugą stronę: Do Biesiadek hopy, zjazd do Łoniowej (kom:D) i płasko do Porąbki. Tam pętla bo brakowało kilometrów i żeby się dobić Bocheniec :D Wyjątkowo powoli podjechany, ale znów siła na zjeździe była i odebrałem swojego koma po kilku dniach :P



Potem już tylko Sterkowiec i do domu :D

Niesamowita wyrypa, rekord dystansu solo, strasznie fajna ilość przewyższeń, czuje je w nogach strasznie. Było warto. Super dzień. Dowiedziałem się, że wysłali mój rower :D


Z ciekawostek jakie podsuwa strava: 

Aż 25 minut spędziłem jadąc w przedziale 45-55km/h
3 godziny 56 minut spędziłem jadąc pod górę, 3 godziny po płaskim i 2:01h z góry
44% trasy wiodło pod górę
Niecałe 18 minut jechałem po nachyleniu z zakresu 11-15%

Fajne statystyki oferuje ta Strava.

  • DST 203.90km
  • Czas 07:59
  • VAVG 25.54km/h
  • VMAX 81.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 3169m
  • Sprzęt Giant Cadex CFR2
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 21 marca 2015 Kategoria >100km, Peleton, Szosa, top

40. Dobczyce

Totalnie spontanicznie dziś. Plany były na 120km nad jezioro Rożnowskie ale na szczęście wyszło zupełnie inaczej. Dziś kolejny rekord brzeskiej grupy kolarzy - pojawiło się na siedmiu, a to w dalszym ciągu nie kompletny skład. Ruszyliśmy o 10 w kierunku Lipnicy Murowanej. Na początek kawałek krajówką, ale po kilku kilometrach już bocznymi drogami. Skręciliśmy na Borówną tak jak kilka dni temu przy okazji jazdy z Marcinem. W Lipnicy przerwa na naradę, Szymek miał problemy z bębenkiem/przerzutką więc chciał jechać sam na bardziej płaskie tereny. Decyzja nasza mogła być jednak tylko jedna - jedziemy z nim :) Padło na Dobczyce, w których jeszcze nie byłem. 



Pojechaliśmy więc przez Rajbrot na Żegocinę, przez hopki na zmianę ze zjazdami. Pokierowaliśmy się na Tarnawę, przez chwilę po płaskim i z wiatrem utworzyliśmy pociąg i polecieliśmy niemal 50km/h. Coś pięknego...  W Tarnawie skręciliśmy na jakąś podejrzaną wąską drogę i oczywiście po 2 kilometrach owa droga się skończyła. Klasyka :) Wróciliśmy więc ten kawałek i jedziemy dalej. W okolicy odbywał się dziś jakiś rajd samochodowy bo minęliśmy sporo samochodów wyścigowych. Przed Łapanowem skręciliśmy na Raciechowice, tu całkiem sympatyczne kilka kilometrów drogi, i fajny podjazd pod koniec. Potem do samych Dobczyc zjazd. W centrum chwila przerwy, ustalenie dalszej trasy, szybko zjedzony batonik i ruszamy dalej w drogę. 



Na wylotówce skręcamy na Gdów i jedziemy kilka kilometrów główną drogą. Ruch raczej mały więc nie było źle. W Marszowicach za Gdowem odbijamy w bok na mniej ruchliwe drogi i jedziemy na północ w kierunku miejscowości Kłaj. Tu już tereny dość płaskie, tempo momentami szarpane, tu jakiś atak, tu totalny luz itd. :) Przelecieliśmy przez Kłaj i Stanisławice i pojechaliśmy na Proszówki. Potem już raczej standardowo na Bochnię, odbicie przed centrum na Rzezawę i w stronę domu. W Jodłówce odłączyliśmy się z Marcinem od reszty i pojechaliśmy na Okulice dokręcać do 150 :P 



Na kilka kilometrów zamieniliśmy się rowerami i pierwszy raz miałem okazję przejechać naprawdę porządnym pro rowerem. Różnica pomiędzy nim, a moim 20 letnim klasykiem kolosalna. Ciężko cokolwiek porównywać. W Canyonie wszystko działa szybciej, sztywniej, płynniej i lepiej. Każde depnięcie w korby to momentalne przyspieszenie, zmiana biegu trwa ułamek sekundy, sztywność piekielna, tłumienie nierówności kapitalne, wygoda na bardzo wysokim poziomie. Aż się płakać chce :P Ale może już niedługo i ja będę mieć swój własny pro rower :) 



W Bratucicach przerwa w sklepie na colę, a potem ruszamy na Rudy Rysie. Wpakowaliśmy się w drogę szutrową przez las. Jak wiosenne klasyki to wiosenne klasyki :) Potem na Przyborów, Łęki i do Szczepanowa. Marcin pojechał dalej, a ja dojechałem do domu. 
Piękny dzień, 15 stopni, słońce, długa ładna trasa, wyborne towarzystwo. Niczego więcej na szosie nie trzeba :)


.
  • DST 159.30km
  • Czas 05:40
  • VAVG 28.11km/h
  • VMAX 72.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 1089m
  • Sprzęt Giant Cadex CFR2
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 8 marca 2015 Kategoria >100km, >1000m, Peleton, Szosa, top

34. Setka po górach i zepsuta klamka

Niedługo to już chyba tradycją będzie wieloosobowa jazda w Niedzielę :) Dziś pogoda wymarzona, już po 9 rano było prawie 10 stopni i pełne słońce. W centrum Brzeska stawiło się na pięciu, a szóstego kolegę zgarnęliśmy kilka kilometrów dalej. Początek płaski, przez Jodłówkę do Rzezawy. Tam pierwsze nieśmiałe hopki w kierunku Bochni. Na podjeździe na krótką chwilę dołączył się kolega Tomasz z Bochni ale on już wracał z treningu. 

Centrum Bochni ominęliśmy, a pokierowaliśmy się na Zawadę. Zaczął się dłuższy podjazd, każdy swoim tempem żeby nie było problemów potem. Na zjeździe istne szaleństwo, dziś to jakieś nieoficjalne zawody w zjeżdżaniu chyba były. Większość pozycje aero w stylu Kwiato :D Bardzo duża przyjemność.



Potem trochę hopek na Sobolów. Na jednej trzech kolegów zaatakowało na maksa. Szalony sprint na szczyt, patrzą a za szczytem 50m zjazdu i jeszcze większy podjazd :D Po zjeździe z Sobolowa (aero) trochę płaskiego aż do drogi wojewódzkiej gdzieś za Łapanowem. Pojechaliśmy w kierunku Trzciany, a potem dobrym tempem w pociągu na Łąktę Górną. 



Wyjechaliśmy znów na drodze wojewódzkiej i od tego momentu zaczęło się wyczekiwanie i taktyka niczym w wyścigach. Celem każdego premia górska na Rozdzielu :). Wyszedłem na zmianę, tempo raczej średnie żeby się nie przemęczać ale w Żegocinie zauważyłem, że urwałem kilku kolegów i zostałem tylko z Dominikiem. Kilkadziesiąt metrów za nami Arek z Adrianem próbowali zespawać grupkę. Utrzymywaliśmy z Dominikiem tempo żeby nas nie złapali jadąc po zmianach. Droga tymczasem coraz bardziej szła w górę i przybywało powoli procentów. Adrian w dolnym chwycie próbował za wszelką cenę nas dojść, ale jeden na dwóch to ciężko :) Zacząłem się niepokoić czy Dominik z mojej grupki mi nie ucieknie, więc jak wychodził na zmianę koncentrowałem się tylko na tym żeby trzymać się jak najbliżej koła. Zaczęła się najtrudniejsza część, Dominik się trzymał więc postanowiłem sam zaatakować. A co? :) Zakręt w prawo przy najstromszej części i rzucam wszystkie siły w korby. 15% nachylenia i udaje się uzyskać 18-19km/h, Dominik próbował złapać koło ale szczęśliwie dla mnie troszkę mu brakło. Pozostało jeszcze utrzymać kręcenie przez ostatnie metry oraz oglądać się co 2 sekundy za siebie i w końcu wjechałem na wirtualną kreskę na szczycie :) Z roweru niemal spadłem, ciężko się było wypiąć. Masakra ale piękna masakra :)  Taka walka to coś pięknego. 



Dominik wjechał dosłownie kilka sekund po mnie, potem po kilkunastu zaczęli przyjeżdżać pozostali. Na szczycie zrobiliśmy dłuższą przerwę na odpoczynek. Widoki piękne, pogoda wspaniała...

Kilkanaście minut potem ruszamy powoli w dół w kierunku Limanowej. Zjazd ciężki bo asfalt w fatalnym stanie, a szkoda, bo gdyby było ok to zjazd byłby kapitalny. Zjechaliśmy do centrum i tam przerwa na sklep. Wypiłem sobie pepsi i kupiłem żelki :D:D:D Pierwsze słodycze od tygodnia :0 



Ruszyliśmy w kierunku Krosnej, dość płasko więc tempo fajne, po zmianach. Zauważyłem, że coś mi świruje przerzutka. Po skręcie w Krosnej okazało się, że nie przerzutka tylko klamkomanetka. Przestała "klikać" i w bardzo dziwny i losowy sposób zmieniała przełożenia. A przed nami kolejny podjazd z efektowną ścianą.... W połowie zatrzymaliśmy się, chłopaki pomogli rozkręcić kawałek klamki, ale nic nie udało się zdziałać. Miałem możliwość wrzucenia przedostatniej koronki (24z) ale pod warunkiem, że trzymałem cały czas wychyloną dźwignię klamki. Mało wygodne, a do tego na ścianie którą podjeżdżaliśmy przydało by się raczej 28z.... Wytargałem jednak do góry, można powiedzieć, że zrobiłem dziś trening siły na niskiej kadencji :P 



Zjechaliśmy do Iwkowej, i kolejnym etapem był podjazd w kierunku Czchowa. Znów walczyłem z rowerem, ale nachylenia mniejsze więc wjechałem na szczyt. Po krótkiej przerwie ruszamy w dół, pojechałem przodem i lekko wkurzony sytuacją ze sprzętem pocisnąłem maksymalnie jak się dało na zjeździe. Super sprawa. Wpadł też KOM ;] 



Został nam ostatni podjazd - do Złotej, nie wiem jak go podjechałem ale podjechałem. Chyba dlatego, że był to ostatni podjazd dnia :) Zjechaliśmy do Łoniowej i aż do Dębna podaliśmy dość porządne tempo. Potem skręt na czwórkę, pożegnałem kolegów i pojechałem w bok do domu....
  • DST 118.20km
  • Czas 04:22
  • VAVG 27.07km/h
  • VMAX 74.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 1364m
  • Sprzęt Giant Cadex CFR2
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 22 lutego 2015 | Uczestnicy Kategoria >100km, Peleton, Szosa, top

26. Setka w licznej grupie

Niezwykle fajny dzień. Pogoda perfekcyjna. O godzinie 11 w Brzesku stawiło się nas aż sześciu, co jest chyba rekordem brzeska :) Szybkie ustalenia co do trasy i ruszyliśmy w kierunku serwisówek autostrady. Jazda w tyle osób super, zupełnie inna sprawa niż jazda solo czy w dwóch-trzech. Tempo narzuciliśmy średnie, tak, że można było sobie pogadać. W Biadolinach wjechaliśmy na drogi serwisowe autostrady i pojechaliśmy w kierunku Wierzchosławic. Dla zabawy co chwile szedł jakiś zryw, potem było sporo robienia zdjęć - ogólnie wesoło :)

Od Wierzchosławic pojechaliśmy w kierunku Mikołajowic i drogi krajowej. W Mikołajowicach dość kiepski asfalt ale przejechaliśmy cało. Czwórką przejechaliśmy jakiś kilometr, tyle żeby przeciąć Dunajec. Na podjeździe grupa się lekko rozerwała. Skręciliśmy na Koszyce i zaczął się etap pagórkowaty. Cel - podjazd na Lubinkę. Dziwna sprawa, jeżdżę czwarty sezon, w miarę blisko domu trasa, a tereny dla mnie nowe :) Podjazd na Lubinkę bardzo fajny, czasy na Stravie widzę kosmiczne kiedyś trzeba będzie się wybrać i spróbować swoich sił i pojechać na maksa. Na górze krótka przerwa kilka minut i pojechaliśmy na dół. Na dole wstąpiliśmy do sklepu by uzupełnić bidony. Tymczasem nadjechali chłopaki z okolic Tarnowa, i nasz peleton zwiększył się do 9 osób. Chłopaki postanowili z nami kawałek pojechać.

Dojechaliśmy do Zakliczyna, tam skręt na Wojnicz, przeprawa mostowa przez Dunajec i niespodzianka - rondo na skrzyżowaniu dwóch dróg wojewódzkich. Wiedziałem, że ma tam być rondo ale nie wiedziałem, że już jest. Bardzo dobra wiadomość, bo na tym skrzyżowaniu nieraz trzeba było bardzo długo czekać na możliwość skrętu. W Melsztynie odbiliśmy na Gwoździec, gdzie czekał nas ostatni większy podjazd dnia. Na górze znów krótka przerwa i pokierowaliśmy się na dół. Chłopaki z Tarnowa skręcili na Złotą, a my pojechaliśmy dalej na Dębno. Tereny już dość płaskie, tempo dość fajne, trochę ponad 30km/h. Do Brzeska postanowiliśmy jechać bocznymi drogami przez Maszkienice, a nie krajówką. W samym Brzesku decyzja o jeszcze lekkim wydłużeniu trasy, żeby każdemu strzeliło sto kilometrów. Pojechaliśmy więc w kierunku ul. Leśnej, minęliśmy rozwalone auto, potem minęły nas dwa wozy strażackie na sygnale - zdaje się, że coś się musiało stać na A4. Skręciliśmy na Jodłówkę, koledzy powoli rozjeżdżali się w swoje strony i zostało nas czterech. W Jodłówce, skręt na Jasień, tam kolejni dwaj zjechali do domu i zostałem już sam z Marcinem, z którym zresztą też szybko się pożegnałem i już sam pojechałem w kierunku domu.

Zostało mi znów zjechać Leśną, wbić na serwisówki i przejechać 5 pozostałych km do domu. Dość nieoczekiwanie wpada 116km w super towarzystwie. Super jazda! Liczę, że będzie takich dużo więcej w tym sezonie.














  • DST 116.00km
  • Czas 04:12
  • VAVG 27.62km/h
  • VMAX 66.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 653m
  • Sprzęt Giant Cadex CFR2
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 14 września 2014 Kategoria >100km, Peleton, Szosa, top, >1000m

Ostra Limanowska, Tymbark

7:58 dzwoni budzik. Za oknem ponuro, mgliście i wilgotno. I zimno. Ale prognozy dobre, i po skontaktowaniu się z Marcinem zapada decyzja, że jedziemy. 8:40 wyruszam do Brzeska, o tej porze w Niedziele dość pusto. Kilka minut po 9 ruszamy krajówką w stronę Gnojnika. Żeby się rozgrzać zrobiłem długą zmianą aż do Gnojnika, tempo ~32km/h.

Za Gnojnikiem zjeżdżamy z krajówki, i dziurawymi drogami jedziemy przez Gosprzydową do Lipnicy. Jedzie się bardzo przyjemnie, toteż kilometry uciekają. Za Lipnicą kawałek ścianki i zjazd w lewo na Rajbrot. W końcu zrobili tam spory kawał drogi i można się normalnie rozpędzić :) Do Żegociny co chwilę mniejsze i większe hopki. W Żegocinie w lewo i zaczyna się większy podjazd. Cel - Przełęcz Widoma w miejscowości Rozdziele. Jedziemy spokojnie, nie ma się co spinać, to dopiero przedsmak :) Przede mną jedzie sobie Adrian, na ostatnim zakręcie i największym nachyleniu decyduje się przyatakować i udaje się dojechać do góry jako pierwszy.

Na górze w punkcie widokowym chwila przerwy, Marcin częstuje wyśmienitymi batonami energetycznymi domowej roboty :) Zaczynamy zjazd do Laskowej, zjazd byłby super, gdyby nie straszne dziury i koleiny. Wytrzepuje nas konkretnie ale zjeżdżamy cali. Długi fragment drogi prowadzi w dół, dopiero przed Limanową jest lekko pod górkę. Przejeżdżamy szybko przez centrum i już po chwili zaczyna się podjazd pod przełęcz Ostrą, czyli licząc od Limanowej 11km podjazdu o nachyleniu 4%, z czego właściwy podjazd to 6km i 6%.

Tu następuje akcja niczym z TdF. Adrian odjeżdża na jakieś 100m przed nas, ale go spokojnie kontrolujemy. Kolega jednak nie puchnie, więc na kilometr przed końcem lekko przyspieszam i zaczynam go dochodzić. Udaj się siąść na koło, kilkanaście sekund odpoczynku i atakuje. Adrian pozostaje jednak czujny i błyskawicznie przyspiesza i udaje mu się utrzymać koła! Jadę tak chwilę, kolega wychodzi na prowadzenie, zbieram się na kolejny atak. Ten następuje na kilkaset metrów do szczytu. Wstaje z siodła, i daje wszystko, prędkość wzrasta do 29km/h, zyskuje minimalną przewagę ale kolega znów się zrywa i zaczyna dochodzić. Lekko odpuszczam i w końcu daje ostateczny atak, odjeżdżam na jakieś 50m, gdy wydaje mi się, że premia jest moja, widzę, że kolega znów przyspiesza. Robię więc to samo i dopiero po krótkim czasie kolega odpada. Wjeżdżam na szczyt z przewagą 8 sekund, ale w stanie przed zawałowym :P Super walka, dawno takiej frajdy wyścigowej nie miałem :)

Na górze odpoczywamy i ustalamy dalszą trasę. Następuje kawałek zjazdu, ale dość szybko trzeba skręcić w prawo, gdzie czeka nas kawał ściany 15%, jak poinformował nas znak. Ścianę pokonujemy bardzo spokojnie, tym razem Marcin nas urywa i wjeżdża pierwszy. Teraz przed nami ponad 10km zjazdów, i znów Marcin pięknie ucieka i zyskuje kilkaset metrów. Zatrzymujemy się przed Tymbarkiem w sklepie, żeby uzupełnić zapasy, i po chwili ruszamy do Tymbarku. Czeka nas łagdony ale długi podjazd, a potem długi zjazd, bardzo przyjemny.

Mijamy na prędkości Jodłownik i po chwili zaczynamy wspinaczkę do Krasne Lasocice. Po zjeździe kilka km prawie płaskiej drogi, mijamy Łapanów i skręcamy za nim na Sobolów. W Sobolowie kawał solidnego podjazdu, ja z Adrianem zostajemy lekko w tyle, a Marcin niczym lokomotywa wjeżdża na górę. Pełna swoboda ;) Kierujemy się na Nowy Wiśnicz, a po drodze mijamy wiele mniejszych i większych hopek. Czuć je w nogach porządnie. Za Wiśniczem jest już troszkę płaściej, jeszcze 2 małe góreczki, i płasko do Uszwi. Do Brzeska jedziemy bokami. Chłopaki jadą w swoją stronę, a mnie czeka jeszcze 8km do domu. Pokonuje je spokojnie. 
















  • DST 152.90km
  • Czas 05:43
  • VAVG 26.75km/h
  • VMAX 71.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 1860m
  • Sprzęt Giant Cadex CFR2
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 30 sierpnia 2014 Kategoria >30km/h, Szosa, top, ITT

60km indywidualna jazda na czas

Było już 20km, było też 40km. Padło więc na 60km. Nie miałem w planach czegoś takiego. Nawet jak wyjeżdżałem to stwierdziłem, że ciężko będzie bo zawiewało. Po kilkuset metrach pod wiatr, tempo zaczęło fajnie się ustawiać, pomyślałem, że jeśli tak będzie dalej to śmigamy płaską rundę na czas. Kilometr od domu plan sie więc wykrystalizował - jedziemy czasówkę na długiej trasie. Szybko obliczyłem, że pyknie 50-60km.

Początek trasy tak jak mówiłem pod wiatr, ale profil korzystny - lekko w dół większość czasu. Nie wiało też nie wiadomo jak mocno, więc bez większych trudności trzymałem 34km/h. Cel - 33-34km/h średnia. Pojechałem w kierunku Bochni, bocznymi drogami przez Jodłówkę, Rzezawę i Krzeczów. Przed samą Bochnią skręt w prawo i cel - Uście Solne przez Cerekiew. Teraz wiało z boku ale było to wybawienie po prawie 20km pod wiatr. Tempo wzrosło do 37km/h. Jedyną przeszkodą były spore fragmenty z bardzo słabą nawierzchnią. Dziur, wykruszeń w asfalcie multum. Były jednak też momenty z dobrym asfaltem.

Tak więc jechałem naprzód, tempo super, kilometry uciekały jak szalone na płaskiej, dość nudnej trasie. Szybko zajechałem do Uścia Solnego, z którego czekało mnie kilka kilometrów raju - bo z wiatrem. Do tego piękna, gładka szosa do samej Szczurowej. Tempo wzrasta naturalnie i jadę sobie w dolnym chwycie 41-43km/h. Odcinek przeleciał szybko i już byłem na rondzie przed Szczurową.

Od owej Szczurowej najcięższy etap dzisiejszej jazdy. Skręt w prawo i wiaterek taki mniej więcej boczny ale też z przodu. Ukośny, że tak to laicko określę :P Było bardzo ciężko. Pykło 50km, i po tych 50km licznik pokazywał 35,66km/h średniej. Miód, dużo więcej niż planowałem, ale naturalnie za cel obrałem utrzymać jak najwięcej z tej liczby. Po zjeździe na Przyborów do niekorzystnego wiatru dołączyła znów kiepska, wyboista droga. Chwila wolniejszej jazdy, po czym zaciskam zęby i cisnę w korbę. Na pewno nie dam się wydymać niecałe 10km przed metą ;)

Na koniec jedyny podjazd dnia, już w Szczepanowie. Podjazd prowadzący pod kościół. Krótki, ale mający swój pazur w postaci 15% w pewnym momencie. Podjazd poszedł tragicznie, niewiele ponad 20km/h. Na wypłaszczeniu jeszcze resztkami sił rozkręcam rower do 30. Zostaje ostatnie 500m, tu już nie ma co się szarpać, trzymam te 34 i przejeżdżam przez 'kreskę'. Średnia lekko spada przez te złe fragmenty, ale jest i tak świetna: 35,5km/h z licznika. Dystans równe 61km. Nie spodziewałem się, że mogę wykręcić taki czas na takiej pętli. Nie uważam siebie za mocnego kolarza, zresztą znam gości, którzy na takich pętlach zrobili by średnią dobrze ponad 40km/h (serio!). Ale dla mnie wynik fajny, przyjemnie wiedzieć, że przejechało się tak szybko :)

  • DST 61.00km
  • Czas 01:43
  • VAVG 35.53km/h
  • VMAX 46.00km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 97m
  • Sprzęt Giant Cadex CFR2
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 15 sierpnia 2014 Kategoria >100km, >30km/h, Peleton, Szosa, top, >1000m

Ściana Płaczu, nowy Vmax, mocne tempo

Dzień pełen wrażeń i rekordów. Wyjechaliśmy dopiero o 13 z Brzeska, cały czas główną w kierunku Czchowa. W Gnojniku Szymek łapie gumę z przodu, więc chwila przerwy na łatanie. Udaje się i ruszamy dalej. Przed Tymową na podjeździe Grzesiek atakuje, siadam mu na koło i staram się przeżyć. Urywa mnie na samiutkim końcu, prawie się udało ;)

W Jurkowie na rondzie skręcamy na Nowy Sącz i po zmianach lecimy dość mocnym tempem. Z krajówki zjeżdżamy w Łososinie Dolnej, ale tempo cały czas słuszne, i dalej jedziemy 'pociągiem'. Droga do Laskowej większość czasu idzie lekko w górę, ale zaciąg jest i utrzymujemy grubo ponad 30km/h. Po 45km średnia wynosi 32,2km/h. Nieźle.

Właśnie w Laskowej skręcamy na podjazd. Podjazd to jednak mało powiedziane. To jest jakaś kompletnie szalona ściana, bezlitosny rzeźnik. Na początek przez lasek ledwo 20%, więc myślę sobie 'jest ok'. Zaczyna się zakręt, a przed sobą dosłownie widzę asfalt. Masakra! Walczę o utrzymanie się na rowerze, przednie koło niebezpiecznie unosi się do góry, rama skrzypi jakbym jej nie wiem co robił, nogi powoli odmawiają posłuszeństwa. Grzesiek patrzy w licznik i woła: '26, 27, 28%' Po chwili nie daję rady zarówno ja jak i reszta.

Schodzimy z rowerów, Szymek jest najdalej z przodu. Padam na asfalt, odpoczywam. Po chwili trzeba jechać iść, wpiąć się nie ma jak. Idziemy kawałek z buta, Grzesiek patrzy w licznik i mówi: jest 30%. Konkretna ściana... Pykam fotki, akurat stoi słup, który przy drodze wygląda jakby leżał :D Stromizna trzyma dobre 300-400m. Po chwili wypłaszcza się do śmiesznych 23%, chłopaki jadą, ja nie daje rady się wpiąć :P Udaje mi się kawałek dalej i kończę ścianę na kołach. Czegoś takiego jeszcze nie widziałem!

Po wszystkim następuje zjazd do Limanowej, na szczęście nie tak stromy. Do centrum Limanowej jedziemy bardzo wolno, widać, że nogi zamulone konkretnie bo tempo wynosi jakieś 24km/h :) W Centrum przerwa na obiad. Po wyjściu ustalamy dalsze plany, ale we wszystko miesza się wielka ciemna chmura i to ona w dużej mierze decyduje jak jedziemy. W Koaszarach, chmura nas zahacza i oblewa deszczem. Na szczęście pada na tyle krótko, że nie zaczyna lecieć woda z pod kół, i udaje się ujechać z czystymi rowerami i ciuchami ;)

Potem kawał podjazdu do miejscowości Szyk i fantastyczny zjazd. Kilka super zakrętów, spore nachylenie, świruje z pozycją aero, patrzę na licznik, a tu 82km/h. Myślę, że trzeba to wykorzystać, jest jeszcze troszkę zjazdu, pochylam się jeszcze bardziej i ostatecznie licznik wskazuje 86km/h!!! bez kręcenia korbą! Max pobity o 5km/h :)

Tempo w dalszym ciągu dość mocne, cały czas czyha na nas ta ciemna chmura, dodatkowo generuje w pewnym momencie pioruny i grzmoty. Lepszej motywacji nie ma. Przelatujemy przez Łapanów i lecimy na Łapczycę. Z niej do Bochni lecimy krajową czwórką, przez Bochnię i ostatecznie na boczne drogi przez Rzezawę i Jodłówkę. Od końca Bochni tempo już naprawdę kosmiczne, jak na tyle km w nogach. Niczym pociąg na końcówce etapu wyścigu. Cały czas prędkość oscyluje w granicach 40km/h, mocne zmiany, dolny chwyt, ale co się dziwić - zaczyna padać! Nie możemy dać się zlać tak blisko domu!

Za Jodłówką odłączam się od grupy i najkrótszą drogą cisnę do domu. Zauważam, że średnia wynosi lekko ponad 30km/h, więc postanawiam to utrzymać. Udaje się, dowożę świetną średnią z tej jakże emocjonującej trasy :)













  • DST 145.40km
  • Czas 04:49
  • VAVG 30.19km/h
  • VMAX 86.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 1300m
  • Sprzęt Giant Cadex CFR2
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl