Ściana Płaczu, nowy Vmax, mocne tempo
Dzień pełen wrażeń i rekordów. Wyjechaliśmy dopiero o 13 z Brzeska, cały czas główną w kierunku Czchowa. W Gnojniku Szymek łapie gumę z przodu, więc chwila przerwy na łatanie. Udaje się i ruszamy dalej. Przed Tymową na podjeździe Grzesiek atakuje, siadam mu na koło i staram się przeżyć. Urywa mnie na samiutkim końcu, prawie się udało ;)
W Jurkowie na rondzie skręcamy na Nowy Sącz i po zmianach lecimy dość mocnym tempem. Z krajówki zjeżdżamy w Łososinie Dolnej, ale tempo cały czas słuszne, i dalej jedziemy 'pociągiem'. Droga do Laskowej większość czasu idzie lekko w górę, ale zaciąg jest i utrzymujemy grubo ponad 30km/h. Po 45km średnia wynosi 32,2km/h. Nieźle.
Właśnie w Laskowej skręcamy na podjazd. Podjazd to jednak mało powiedziane. To jest jakaś kompletnie szalona ściana, bezlitosny rzeźnik. Na początek przez lasek ledwo 20%, więc myślę sobie 'jest ok'. Zaczyna się zakręt, a przed sobą dosłownie widzę asfalt. Masakra! Walczę o utrzymanie się na rowerze, przednie koło niebezpiecznie unosi się do góry, rama skrzypi jakbym jej nie wiem co robił, nogi powoli odmawiają posłuszeństwa. Grzesiek patrzy w licznik i woła: '26, 27, 28%' Po chwili nie daję rady zarówno ja jak i reszta.
Schodzimy z rowerów, Szymek jest najdalej z przodu. Padam na asfalt, odpoczywam. Po chwili trzebajechać iść, wpiąć się nie ma jak. Idziemy kawałek z buta, Grzesiek patrzy w licznik i mówi: jest 30%. Konkretna ściana... Pykam fotki, akurat stoi słup, który przy drodze wygląda jakby leżał :D Stromizna trzyma dobre 300-400m. Po chwili wypłaszcza się do śmiesznych 23%, chłopaki jadą, ja nie daje rady się wpiąć :P Udaje mi się kawałek dalej i kończę ścianę na kołach. Czegoś takiego jeszcze nie widziałem!
Po wszystkim następuje zjazd do Limanowej, na szczęście nie tak stromy. Do centrum Limanowej jedziemy bardzo wolno, widać, że nogi zamulone konkretnie bo tempo wynosi jakieś 24km/h :) W Centrum przerwa na obiad. Po wyjściu ustalamy dalsze plany, ale we wszystko miesza się wielka ciemna chmura i to ona w dużej mierze decyduje jak jedziemy. W Koaszarach, chmura nas zahacza i oblewa deszczem. Na szczęście pada na tyle krótko, że nie zaczyna lecieć woda z pod kół, i udaje się ujechać z czystymi rowerami i ciuchami ;)
Potem kawał podjazdu do miejscowości Szyk i fantastyczny zjazd. Kilka super zakrętów, spore nachylenie, świruje z pozycją aero, patrzę na licznik, a tu 82km/h. Myślę, że trzeba to wykorzystać, jest jeszcze troszkę zjazdu, pochylam się jeszcze bardziej i ostatecznie licznik wskazuje 86km/h!!! bez kręcenia korbą! Max pobity o 5km/h :)
Tempo w dalszym ciągu dość mocne, cały czas czyha na nas ta ciemna chmura, dodatkowo generuje w pewnym momencie pioruny i grzmoty. Lepszej motywacji nie ma. Przelatujemy przez Łapanów i lecimy na Łapczycę. Z niej do Bochni lecimy krajową czwórką, przez Bochnię i ostatecznie na boczne drogi przez Rzezawę i Jodłówkę. Od końca Bochni tempo już naprawdę kosmiczne, jak na tyle km w nogach. Niczym pociąg na końcówce etapu wyścigu. Cały czas prędkość oscyluje w granicach 40km/h, mocne zmiany, dolny chwyt, ale co się dziwić - zaczyna padać! Nie możemy dać się zlać tak blisko domu!
Za Jodłówką odłączam się od grupy i najkrótszą drogą cisnę do domu. Zauważam, że średnia wynosi lekko ponad 30km/h, więc postanawiam to utrzymać. Udaje się, dowożę świetną średnią z tej jakże emocjonującej trasy :)
W Jurkowie na rondzie skręcamy na Nowy Sącz i po zmianach lecimy dość mocnym tempem. Z krajówki zjeżdżamy w Łososinie Dolnej, ale tempo cały czas słuszne, i dalej jedziemy 'pociągiem'. Droga do Laskowej większość czasu idzie lekko w górę, ale zaciąg jest i utrzymujemy grubo ponad 30km/h. Po 45km średnia wynosi 32,2km/h. Nieźle.
Właśnie w Laskowej skręcamy na podjazd. Podjazd to jednak mało powiedziane. To jest jakaś kompletnie szalona ściana, bezlitosny rzeźnik. Na początek przez lasek ledwo 20%, więc myślę sobie 'jest ok'. Zaczyna się zakręt, a przed sobą dosłownie widzę asfalt. Masakra! Walczę o utrzymanie się na rowerze, przednie koło niebezpiecznie unosi się do góry, rama skrzypi jakbym jej nie wiem co robił, nogi powoli odmawiają posłuszeństwa. Grzesiek patrzy w licznik i woła: '26, 27, 28%' Po chwili nie daję rady zarówno ja jak i reszta.
Schodzimy z rowerów, Szymek jest najdalej z przodu. Padam na asfalt, odpoczywam. Po chwili trzeba
Po wszystkim następuje zjazd do Limanowej, na szczęście nie tak stromy. Do centrum Limanowej jedziemy bardzo wolno, widać, że nogi zamulone konkretnie bo tempo wynosi jakieś 24km/h :) W Centrum przerwa na obiad. Po wyjściu ustalamy dalsze plany, ale we wszystko miesza się wielka ciemna chmura i to ona w dużej mierze decyduje jak jedziemy. W Koaszarach, chmura nas zahacza i oblewa deszczem. Na szczęście pada na tyle krótko, że nie zaczyna lecieć woda z pod kół, i udaje się ujechać z czystymi rowerami i ciuchami ;)
Potem kawał podjazdu do miejscowości Szyk i fantastyczny zjazd. Kilka super zakrętów, spore nachylenie, świruje z pozycją aero, patrzę na licznik, a tu 82km/h. Myślę, że trzeba to wykorzystać, jest jeszcze troszkę zjazdu, pochylam się jeszcze bardziej i ostatecznie licznik wskazuje 86km/h!!! bez kręcenia korbą! Max pobity o 5km/h :)
Tempo w dalszym ciągu dość mocne, cały czas czyha na nas ta ciemna chmura, dodatkowo generuje w pewnym momencie pioruny i grzmoty. Lepszej motywacji nie ma. Przelatujemy przez Łapanów i lecimy na Łapczycę. Z niej do Bochni lecimy krajową czwórką, przez Bochnię i ostatecznie na boczne drogi przez Rzezawę i Jodłówkę. Od końca Bochni tempo już naprawdę kosmiczne, jak na tyle km w nogach. Niczym pociąg na końcówce etapu wyścigu. Cały czas prędkość oscyluje w granicach 40km/h, mocne zmiany, dolny chwyt, ale co się dziwić - zaczyna padać! Nie możemy dać się zlać tak blisko domu!
Za Jodłówką odłączam się od grupy i najkrótszą drogą cisnę do domu. Zauważam, że średnia wynosi lekko ponad 30km/h, więc postanawiam to utrzymać. Udaje się, dowożę świetną średnią z tej jakże emocjonującej trasy :)
- DST 145.40km
- Czas 04:49
- VAVG 30.19km/h
- VMAX 86.00km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 1300m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
http://www.altimetr.pl/podjazd-laskowa.html To ta ścianka?
Spisuje sobie najciekawsze podjazdy w tych okolicach, w przyszłym roku będę chciał tam w końcu pojeździć :) Zazdrość to nie jest dobra rzecz ale cóż zrobić :) Zazdroszczę tak pięknych miejsc do kręcenia :) rmk - 19:34 czwartek, 4 września 2014 | linkuj
Spisuje sobie najciekawsze podjazdy w tych okolicach, w przyszłym roku będę chciał tam w końcu pojeździć :) Zazdrość to nie jest dobra rzecz ale cóż zrobić :) Zazdroszczę tak pięknych miejsc do kręcenia :) rmk - 19:34 czwartek, 4 września 2014 | linkuj
@Piotr: Postaram się mieć na uwadze.
Chyba wiesz, że istnieją szosówki z 3 blatami (czasami nawet fabryczne) - pomyśl o tym, bo na tym co masz to albo urwiesz sobie łańcuch, albo kolana. ;]
Z godziwych podjazdów można wspomnieć o Gliczarowie koło Zakopca (24%) no i przede wszystkim wjazd na Przełęcz Karkonoską (maks. 27%, ale konkretna rzeźnia trwa przez kilka kilometrów prawie bez przerwy, w dodatku po fatalnym asfalcie...).
PS. Obie zmarszczki machnięte na monocyklu (stosowne wpisy na moim blogu). ;p mors - 20:47 sobota, 30 sierpnia 2014 | linkuj
Chyba wiesz, że istnieją szosówki z 3 blatami (czasami nawet fabryczne) - pomyśl o tym, bo na tym co masz to albo urwiesz sobie łańcuch, albo kolana. ;]
Z godziwych podjazdów można wspomnieć o Gliczarowie koło Zakopca (24%) no i przede wszystkim wjazd na Przełęcz Karkonoską (maks. 27%, ale konkretna rzeźnia trwa przez kilka kilometrów prawie bez przerwy, w dodatku po fatalnym asfalcie...).
PS. Obie zmarszczki machnięte na monocyklu (stosowne wpisy na moim blogu). ;p mors - 20:47 sobota, 30 sierpnia 2014 | linkuj
Dziękuję serdecznie :)
No z takimi przełożeniami podjechać tą ścianę to już wyczyn nieprawdopodobny!
Ale sama droga do osiągnięcia celu jest już wielce satysfakcjonująca, jego osiągnięcie to już ino wisienka na torcie :-)
Pozdrawiam lea - 18:33 sobota, 30 sierpnia 2014 | linkuj
No z takimi przełożeniami podjechać tą ścianę to już wyczyn nieprawdopodobny!
Ale sama droga do osiągnięcia celu jest już wielce satysfakcjonująca, jego osiągnięcie to już ino wisienka na torcie :-)
Pozdrawiam lea - 18:33 sobota, 30 sierpnia 2014 | linkuj
Skądinąd gratuluję świetnej formy (prędkość średnia). A że nie podjechaliście to nie dziwota, jak się nie ma młynka na korbie (z tego co widzę). Raczej nie jest to możliwe...
mors - 22:54 piątek, 29 sierpnia 2014 | linkuj
Wspaniałe "urwisko"! :D
To skandal, że najprawdopodobniej najbardziej stromy asfalt w Polsce (na równi z ul. Szkolną w Karpaczu, ale - jak dobrze wiesz- znacznie dłuższy ;) ) jest praktycznie nie znany... a jednocześnie buduje się legendę na Orlinku (że to niby "ściana płaczu") pomimo symbolicznych 15%, że o legendzie warszawskich "podjazdów" nie wspomnę (Agrykola, 6%)...
Z perspektywy monocykla ten asfalt jest jednak łatwiejszy niż Szkolna, bo gładki. A poza tym Szkolna na kluczowym odcinku nie jest asfaltowa. ;)
Na pewno kiedyś tam wpadnę! mors - 22:50 piątek, 29 sierpnia 2014 | linkuj
To skandal, że najprawdopodobniej najbardziej stromy asfalt w Polsce (na równi z ul. Szkolną w Karpaczu, ale - jak dobrze wiesz- znacznie dłuższy ;) ) jest praktycznie nie znany... a jednocześnie buduje się legendę na Orlinku (że to niby "ściana płaczu") pomimo symbolicznych 15%, że o legendzie warszawskich "podjazdów" nie wspomnę (Agrykola, 6%)...
Z perspektywy monocykla ten asfalt jest jednak łatwiejszy niż Szkolna, bo gładki. A poza tym Szkolna na kluczowym odcinku nie jest asfaltowa. ;)
Na pewno kiedyś tam wpadnę! mors - 22:50 piątek, 29 sierpnia 2014 | linkuj
Ach, gdybym tylko bliżej doń miała...
Ale kiedyś gdzieś przy okazji nie odpuszczę, bo Twój opis brzmi wielce zachęcająco :) lea - 07:43 czwartek, 28 sierpnia 2014 | linkuj
Komentuj
Ale kiedyś gdzieś przy okazji nie odpuszczę, bo Twój opis brzmi wielce zachęcająco :) lea - 07:43 czwartek, 28 sierpnia 2014 | linkuj