Wpisy archiwalne w miesiącu
Czerwiec, 2016
Dystans całkowity: | 1890.30 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 71:41 |
Średnia prędkość: | 26.37 km/h |
Maksymalna prędkość: | 80.00 km/h |
Suma podjazdów: | 22305 m |
Liczba aktywności: | 29 |
Średnio na aktywność: | 65.18 km i 2h 28m |
Więcej statystyk |
124. Wieczorny sprint
Wieczorna jazda bo przez cały dzień co chwilę padało i grzmiało, a dopiero wieczorem zrobiło się w miarę bezpiecznie. Założyłem lemondkę i rura ;) Tempo mocne, dorzuciłem podjazd żeby zbadać jak się jeździ pod górę w pozycji TT. Do Porąbki, tam pętelka i ruszyłem na Brzesko krajówką. O tej porze dość mało samochodów także fajnie. Zjechałem do autostrady Leśną, która od czasu otwarcia nowego łącznika stała się oazą spokoju. Ostatnie 3 kilometry spina żeby wyciągnąć 35km/h. Udało się.
- DST 37.10km
- Czas 01:03
- VAVG 35.33km/h
- VMAX 60.00km/h
- Podjazdy 238m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 8 czerwca 2016
Kategoria Szosa
123. Prawie rano
Chciałem jechać wcześniej ale o 7 rano było 13 stopni, a o 8 było stopni 14. Za zimno. Ruszyłem dopiero przed 10 w kierunku Rzezawy. Dziś trochę inny początek niż zwykle. Pierwsze kilometry płaskie i nudne, ale po przekroczeniu starej czwórki w Rzezawie zaczęły się hopki. Początek podjazdu do Poręby za busem i leciałem 40, ale w połowie się zatrzymał i potem zbyt ostro ruszył żeby go złapać. Tak więc spokojnie do końca podjazdu. Szybki zjazd i kierunek Biesiadki. Cały czas jakieś tam hopki, tempo całkiem niezłe. Ogólnie dość fajnie mi się cały czas jechało. Wylądowałem w Łoniowej i postanowiłem na koniec dorzucić Godów, przede wszystkim żeby sprawdzić jak widoki z góry. Widoki takie na dwa razy - niby coś tam było widać ale nie tak daleko jak by się chciało. Po Godowie do domu najprostszą drogą.
- DST 56.70km
- Czas 02:13
- VAVG 25.58km/h
- VMAX 68.00km/h
- Podjazdy 642m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
122. Podjazdy
O 14:30 spotkałem się pod Bocheńcem z Marcinem i ruszyliśmy na pagórki. Na rozgrzewkę więc Bocheniec, szybki zjazd w dół i następny w kolejności Godów od Dołów. Postanowiłem zaatakować segment, początek dość stromy, ustawiłem zbyt twarde przełożenie i mnie momentalnie zakwasiło. Tętno 190 i już nie chciało spaść do końca. Mimo to kręciłem jak się dało i ku ogromnemu zdziwieniu zdobyłem koma. Dziwne.
Potem zjechaliśmy do Łysej Góry i pojechaliśmy do góry do Jaworska dość spokojnie. Tam zrobiona pętla i chwila płaskiego do Gwoźdzca. W Łoniowej pepsi w sklepie i obmyślamy co dalej, bo kilometrów mało, a nogi już bolą od gór. Więc wymyslamy, że robimy więcej podjazdów tylko tym razem w mocnym tempie :D
Pada na "pętlę przewyższeniową" czyli 19km, 520m pionu i 4 podjazdy. Jedziemy dość mocno cały czas łącznie ze zjazdami. W efekcie udaje się wykręcić nowy najlepszy czas i średnią 25,6km/h. Po pętli jeszcze przerwa na jedno pepsi i wracamy do domów.
Potem zjechaliśmy do Łysej Góry i pojechaliśmy do góry do Jaworska dość spokojnie. Tam zrobiona pętla i chwila płaskiego do Gwoźdzca. W Łoniowej pepsi w sklepie i obmyślamy co dalej, bo kilometrów mało, a nogi już bolą od gór. Więc wymyslamy, że robimy więcej podjazdów tylko tym razem w mocnym tempie :D
Pada na "pętlę przewyższeniową" czyli 19km, 520m pionu i 4 podjazdy. Jedziemy dość mocno cały czas łącznie ze zjazdami. W efekcie udaje się wykręcić nowy najlepszy czas i średnią 25,6km/h. Po pętli jeszcze przerwa na jedno pepsi i wracamy do domów.
- DST 74.60km
- Czas 02:54
- VAVG 25.72km/h
- VMAX 73.00km/h
- Podjazdy 1402m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
121. Zdobyta Laskowa
Udało się zrobić dość konkretną trasę mimo braku czasu. Stąd wyjazd dość wcześniej rano jak na mnie. Pierwsze co zauważyłem to, że było zimno (spływ arktycznego powietrza). Ruszyłem na Złotą, w planach na dziś 30% ściana w Laskowej. W Łoniowej sprawdziłem telefon i odkryłem, że strava nie rejestruje trasy. Skandal, 16km poszło w las. Pomógł dopiero reset całego telefonu, mam nadzieję, że to jednorazowy wybryk.
Jechałem raczej spokojnie z jednym wyjątkiem - zaatakowałem hopkę za Lipnicą bezpośrednio po krótkim zjeździe. Jest całkiem fajna do zabawy bo można się rozpędzić do około 50km/h i próbować pociągnąć ile się da. Da się tak mniej więcej do połowy, potem już traci się rozpęd. Ciągnąłem dziś naprawdę konkretnie i udało się ponownie wrócić na pierwsze miejsce w tabeli.
Po kolejnych kilometrach i hopkach nadszedł czas, aby podjechać przełęcz Widomą, tempo w miarę dobre i jakieś tam czasy w miarę dobre wykręcone. Z powodu zimna nie zatrzymywałem się na szczycie tylko poleciałem na dół do Laskowej. Po zjeździe chwila płaskiego i już byłem u stóp Podjazdu.
Kilometr ze średnim nachyleniem 20%, ale to jest akurat nic, bo w tej ścianie chodzi głównie o jeden końcowy fragment - jakieś 50 metrów nachylenia 30%. Podjazd już dość dobrze znany w światku kolarskim, byłem tam do tej pory dwa razy i dwa razy kapitulowałem lekko za połową. Nie dawało mi to spokoju więc dziś wiedziałem, że żeby skały srały to muszę to dziadostwo podjechać bez zatrzymania ;)
Zaczyna się niewinnie - mostek, skręt w prawo i nagle nie wiadomo skąd ostro do góry do mini lasku. Nachylenie szybko rośnie do ~24%, ale po chwili wypłaszcza się do marnych 12% :) Kilka sekund wytchnienia i znów rośnie do ponad 20%, tym razem ostry zakręt w prawo, podjerzewam, że po wewnętrznej tego zakrętu jest z 40% na bank, więc trzeba go jechać po zewnętrznej. Dalej jest znów troszkę lżej, obok domów nachylenie spada do 16% ale po chwili ukazuje się naszym oczom długa, stroma prosta z legendarnym odcinkiem 30%. W tym momencie jest mi strasznie ciężko - na siodełku jechać się za bardzo nie da - przednie koło odrywa się od drogi, natomiast jazda na stojąco na takim czymś bardzo mocno męczy ręce oraz powoduje sporo nerwowości w kierowaniu rowerem. Jadę więc niekontrolowanym slalomem, uważając żeby tylko nie zjechać na trawę bo wtedy będzie koniec. Nogi odmawiają posłuszeństwa, ręce też, pulsometr świruje, gardło piecze i po chwili zaczyna się 30%. To po prostu hardcore, oprócz jakiejś tam nogi, trzeba mieś przede wszystkim mocną głowę, bo w tym momencie wszystko krzyczy żeby się zatrzymać i zejść z roweru. Ja jednak zagłuszam te krzyki innymi - jak teraz zejdę to będę to musiał za jakiś czas powtarzać. Toczę się więc siłą woli, prędkość 5km/h, cieżko utrzymać rower przy takim czymś. Mam moment strachu - przy każdym obrocie, gdy jedna noga jest u góry, a druga u dołu rower praktycznie staje w miejscu. Chwieje mną i przez moment jestem niemal pewny, że zjadę na trawę, a wtedy zatrzymanie się lub wywrotka jest w 100% pewna. Balansuje przez chwilę na krawędzi i udaje się wrócić na środek drogi. Po wieczności osiągam moment, gdy droga zaczyna się wypłaszczać. Uprganione zwycięstwo, okupione okrutnym ogniem w płucach ;)
Dochodzę do siebie na górze, i postanawiam wracać tą samą drogą, żeby nie nadkładać kilometrów po głównej drodze. Jest ciężko, okazuje się, że rower nie za bardzo chce hamować, i że traci grunt pod kołem. Myślę sobie, że szkoda ryzykować coś głupiego więc schodzę i idę z buta. Też jest ciężko - plastikowe bloki ślizgają się po nachylonej drodze i muszę mocno uważać. Robię kilka fotek i po chwili wsiadam na rower bo jest już marne 20%....
W Centrum Laskowej przerwa w sklepie, na Pepsi i Prince Polo i jadę dalej. Przez kilka kilometrów płasko ale za to z wiatrem w twarz. Dopiero w Łososinie koło lotniska odbijam na Iwkową i górki. Wracam standardowo przez Czchów i Złotą.
Jechałem raczej spokojnie z jednym wyjątkiem - zaatakowałem hopkę za Lipnicą bezpośrednio po krótkim zjeździe. Jest całkiem fajna do zabawy bo można się rozpędzić do około 50km/h i próbować pociągnąć ile się da. Da się tak mniej więcej do połowy, potem już traci się rozpęd. Ciągnąłem dziś naprawdę konkretnie i udało się ponownie wrócić na pierwsze miejsce w tabeli.
Po kolejnych kilometrach i hopkach nadszedł czas, aby podjechać przełęcz Widomą, tempo w miarę dobre i jakieś tam czasy w miarę dobre wykręcone. Z powodu zimna nie zatrzymywałem się na szczycie tylko poleciałem na dół do Laskowej. Po zjeździe chwila płaskiego i już byłem u stóp Podjazdu.
Kilometr ze średnim nachyleniem 20%, ale to jest akurat nic, bo w tej ścianie chodzi głównie o jeden końcowy fragment - jakieś 50 metrów nachylenia 30%. Podjazd już dość dobrze znany w światku kolarskim, byłem tam do tej pory dwa razy i dwa razy kapitulowałem lekko za połową. Nie dawało mi to spokoju więc dziś wiedziałem, że żeby skały srały to muszę to dziadostwo podjechać bez zatrzymania ;)
Zaczyna się niewinnie - mostek, skręt w prawo i nagle nie wiadomo skąd ostro do góry do mini lasku. Nachylenie szybko rośnie do ~24%, ale po chwili wypłaszcza się do marnych 12% :) Kilka sekund wytchnienia i znów rośnie do ponad 20%, tym razem ostry zakręt w prawo, podjerzewam, że po wewnętrznej tego zakrętu jest z 40% na bank, więc trzeba go jechać po zewnętrznej. Dalej jest znów troszkę lżej, obok domów nachylenie spada do 16% ale po chwili ukazuje się naszym oczom długa, stroma prosta z legendarnym odcinkiem 30%. W tym momencie jest mi strasznie ciężko - na siodełku jechać się za bardzo nie da - przednie koło odrywa się od drogi, natomiast jazda na stojąco na takim czymś bardzo mocno męczy ręce oraz powoduje sporo nerwowości w kierowaniu rowerem. Jadę więc niekontrolowanym slalomem, uważając żeby tylko nie zjechać na trawę bo wtedy będzie koniec. Nogi odmawiają posłuszeństwa, ręce też, pulsometr świruje, gardło piecze i po chwili zaczyna się 30%. To po prostu hardcore, oprócz jakiejś tam nogi, trzeba mieś przede wszystkim mocną głowę, bo w tym momencie wszystko krzyczy żeby się zatrzymać i zejść z roweru. Ja jednak zagłuszam te krzyki innymi - jak teraz zejdę to będę to musiał za jakiś czas powtarzać. Toczę się więc siłą woli, prędkość 5km/h, cieżko utrzymać rower przy takim czymś. Mam moment strachu - przy każdym obrocie, gdy jedna noga jest u góry, a druga u dołu rower praktycznie staje w miejscu. Chwieje mną i przez moment jestem niemal pewny, że zjadę na trawę, a wtedy zatrzymanie się lub wywrotka jest w 100% pewna. Balansuje przez chwilę na krawędzi i udaje się wrócić na środek drogi. Po wieczności osiągam moment, gdy droga zaczyna się wypłaszczać. Uprganione zwycięstwo, okupione okrutnym ogniem w płucach ;)
Dochodzę do siebie na górze, i postanawiam wracać tą samą drogą, żeby nie nadkładać kilometrów po głównej drodze. Jest ciężko, okazuje się, że rower nie za bardzo chce hamować, i że traci grunt pod kołem. Myślę sobie, że szkoda ryzykować coś głupiego więc schodzę i idę z buta. Też jest ciężko - plastikowe bloki ślizgają się po nachylonej drodze i muszę mocno uważać. Robię kilka fotek i po chwili wsiadam na rower bo jest już marne 20%....
W Centrum Laskowej przerwa w sklepie, na Pepsi i Prince Polo i jadę dalej. Przez kilka kilometrów płasko ale za to z wiatrem w twarz. Dopiero w Łososinie koło lotniska odbijam na Iwkową i górki. Wracam standardowo przez Czchów i Złotą.
- DST 118.00km
- Czas 04:41
- VAVG 25.20km/h
- VMAX 65.00km/h
- Podjazdy 1584m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 5 czerwca 2016
Kategoria Szosa
120. Pętla rano
Niestety ostatnio brak czasu na rzetelne wpisy, oraz dodawanie zdjęć. Dodawanie jest o tyle upierdliwe, że muszę je zrzucić z telefonu i zmniejszyć bo bikestats nie przyjmuje zdjęć w pełnej rozdzielczości. Mam nadzieję, że niedługo powrócę do normalnego trybu robienia wpisów!
Jazda poranna - ruszyłem jakoś po 8 rano. W planach jedynie pętla + dokręcanie po płaskim. Całkiem przyjemnie było z rana, inne światło oraz fajna temperatura i niezbyt mocny wiatr. Ponownie 4 podjazdy.
Jazda poranna - ruszyłem jakoś po 8 rano. W planach jedynie pętla + dokręcanie po płaskim. Całkiem przyjemnie było z rana, inne światło oraz fajna temperatura i niezbyt mocny wiatr. Ponownie 4 podjazdy.
- DST 57.20km
- Czas 02:23
- VAVG 24.00km/h
- VMAX 73.00km/h
- Podjazdy 763m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
119. Czasówka
Tym razem zupełnie płasko i w mocnym tempie. Lemondka i lecę. Niestety jak zwykle wiało i w trakcie znacznie skróciłem trasę. W tym roku jazda na czas zupełnie mi nie idzie, trudno.
- DST 50.00km
- Czas 01:22
- VAVG 36.59km/h
- VMAX 48.00km/h
- Podjazdy 85m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 4 czerwca 2016
Kategoria Szosa
119b. rozjazd
Rozjazd po czasówce (oddzielny wpis).
- DST 9.00km
- Czas 00:24
- VAVG 22.50km/h
- VMAX 47.00km/h
- Podjazdy 46m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 3 czerwca 2016
Kategoria Szosa
118. Krótka pętla
Przed 17 wyjazd na krótką pętlę z podjazdami. Godów od Dębna podjechany w mocnym tempie i poprawiłem swój czas. Potem dość powoli na Jaworsko, tam dwa podjazdy i z powrotem pod górę na Godów. W sumie 4 górki i do domu.
- DST 44.40km
- Czas 01:44
- VAVG 25.62km/h
- VMAX 79.00km/h
- Podjazdy 687m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
117. Witaj Czerwcu
No więc Czerwiec. Czas szybko leci więc trzeba korzystać! Pomysł na dziś był inny ale w trakcie zrezygnowałem bo miało być naprawdę ekstremalnie. Temperatura była jednak chyba za wysoka na moje szalone plany więc pojechałem sobie w kierunku Iwkowej z zamiarem podjechania serpentyn. Wiało i na horyzoncie pojawiały się chmury więc nie było szans robić niczego dłuższego. Chciałem serpentyny podjechać bardzo mocno i powalczyć z czasem ale po 800 metrach zrezygnowałem. Wiało w twarz więc nie było sensu walczyć na siłę. Do tego musiałem się zatrzymać bo coś koło hałasowało. Okazało się, że przykleiła się do piasty guma do żucia :| Udało się ją ściągnąć i pojechałem dalej już spokojnym tempem.
Ale co nie udało się teraz, udało się chwilę później - po zjeździe do Iwkowej był podjazd pod Kozieniec i tu wiatr nie przeszkadzał i mogłem pojechać mocniej. Bez jakiegoś planu i celu, po prostu chciałem jechać konsekwentnie mocno. Dało to dość fajny rezultat - Kom na jednym podjeździe oraz 2 miejsce na całości segmentu. Zjechałem do Czchowa i udałem się na prom przez Dunajec. Atmosfera senna i to dosłownie bo pan kierowca promu sobie drzemał :) Po drugiej stronie Dunajca spokój bo brak ruchliwej krajówki. Pojechałem więc powoli do Zakliczyna. Tam przerwa w rynku bo przyuważyłem stoisko z lodami. Pierwszy raz w życiu zatrzymałem się w Zakliczynie :) Lody zjadłem i poleciałem w kierunku domu przez Gwoździec. Cały czas tempo raczej spokojne. Nie udało się zrobić setki, ale za to kolejny raz weszło fajne przewyższenie, czyli to co mnie w tym roku mocno motywuje :)
Ale co nie udało się teraz, udało się chwilę później - po zjeździe do Iwkowej był podjazd pod Kozieniec i tu wiatr nie przeszkadzał i mogłem pojechać mocniej. Bez jakiegoś planu i celu, po prostu chciałem jechać konsekwentnie mocno. Dało to dość fajny rezultat - Kom na jednym podjeździe oraz 2 miejsce na całości segmentu. Zjechałem do Czchowa i udałem się na prom przez Dunajec. Atmosfera senna i to dosłownie bo pan kierowca promu sobie drzemał :) Po drugiej stronie Dunajca spokój bo brak ruchliwej krajówki. Pojechałem więc powoli do Zakliczyna. Tam przerwa w rynku bo przyuważyłem stoisko z lodami. Pierwszy raz w życiu zatrzymałem się w Zakliczynie :) Lody zjadłem i poleciałem w kierunku domu przez Gwoździec. Cały czas tempo raczej spokojne. Nie udało się zrobić setki, ale za to kolejny raz weszło fajne przewyższenie, czyli to co mnie w tym roku mocno motywuje :)
- DST 88.60km
- Czas 03:42
- VAVG 23.95km/h
- VMAX 76.00km/h
- Podjazdy 1301m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze