Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2015
Dystans całkowity: | 1415.05 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 53:00 |
Średnia prędkość: | 26.21 km/h |
Maksymalna prędkość: | 87.00 km/h |
Suma podjazdów: | 13731 m |
Liczba aktywności: | 22 |
Średnio na aktywność: | 64.32 km i 2h 31m |
Więcej statystyk |
Poniedziałek, 18 maja 2015
Kategoria Szosa
77. Na lody przez Porąbkę
Szybki popołudniowy wyjazd na pętelkę w Porąbce oraz na lody do Brzeska. Pojechałem nieco dłuższym wariantem, przez las na Woli Dębińskiej. Później przecięcie starej czwórki i pod górę do Dębna. Zjazd do Porąbki, tam omawiana wcześniej pętla i krótka przerwa na przystanku autobusowym. Następnie postanowiłem podjechać sobie Godów od groty, akurat trafiłem jak ludzie wyłazili z majówki, więc spory ruch. Na górze fotka i szybki ale bez napinki zjazd do Dołów. Bezpośrednio po zjeździe podjazd pod Bocheniec, bardzo powolne tempo zarówno pod górę jak i potem z góry. Od świateł w Jadownikach kawałek krajówką do Brzeska, tam przerwa na lody i powrót przez Jadowniki i Sterkowiec do domu dość żwawo bo słońce zachodziło i robiło się chłodno.
- DST 40.50km
- Czas 01:35
- VAVG 25.58km/h
- VMAX 78.00km/h
- Temperatura 19.0°C
- Podjazdy 444m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
76. Przehyba!
Wreszcie coś większego. Dość spontanicznie Arek rzucił hasło "Przehyba w Sobotę" i na szybkiego zrobiłem na FB akcję "kto jedzie". Okazało się, że oprócz nas dwóch niestety nikt, no ale tak to bywa. Trasa nie mogła być banalna, bo co to za frajda jechać 100km krajówką bez pobocza wśród tirów i idiotów w samochodach? Także pojechaliśmy wariantem dużo hopek, bocznymi drogami. Na początek na przekór wyjazd z Brzeska na Gnojnik cały czas główną :P Arek miał nogę bo dał dłuuuuugą zmianę. W Gnojniku skręciliśmy na Gosprzydową i zrobiło się spokojnie.
W drodze przez tamtejsze hopki musieliśmy zmagać się z masą dziur, co zbyt fajne nie było, ale udało się przedostać sprawnie do Lipnicy. Przejechaliśmy przez centrum, pokonaliśmy podjazd, zjazd i podjazd i skręciliśmy na Rajbrot. W zasadzie od tego momentu przez długi czas nie spotkaliśmy się z czymś takim jak płaski odcinek drogi, co mi bardzo odpowiadało. Po minięciu Rajbrotu skręciliśmy sobie na Żegocinę, tempo cały czas utrzymywaliśmy równe i dość spokojne, bo mimo wszystko trasa nie banalna.
Po zjeździe do centrum oczywiście przegapiłem skręt na Kamionną ale postanowiliśmy nie wracać tylko skręcić w następną drogą ("bo przecież one napewno się łączą na górze"). Jedziemy pod górę, jedziemy, droga coraz węższa, aż w końcu dojechaliśmy do jakiegoś domu i droga się skończyła :). Jakiś gość pyta gdzie jedziemy:
- Na kamionną,
- ło ***, to nieee, tędy nie da rady, musicie wrócić. Chyba, że pojedziecie tędy (wskazuje na drogę polną) w tamtym kierunku (pokazał jakiś ogólny kierunek ręką), i tam o (jakiś dom kilometr dalej) wyjedziecie do asfaltu.
Popatrzyliśmy się po sobie, wracać przecież nie będziemy :D Więc wpakowaliśmy się w drogę polną. Po chwili droga się rozeszła na dwie inne, potem jeszcze na dwie. Krążymy po jakiś polach i błotach, na szczęście udało się odpalić mapę i po kilku minutach ujrzeliśmy piękny asfalt. Sukces!
Dalej poszło całkiem sprawnie, po kilku hopach wyjechaliśmy w Kamionnej, potem był dłuższy i stromszy (znak opona+łańcuchy w zimie) kawał drogi, całkiem fajny zjazd do łukowatego mostu i znów całkiem stroma ściana. No standard w tych rejonach :).
W końcu wyjechaliśmy w Nowym Rybiu i tu w zasadzie nic się nie zmieniło - sporo w górę, kawałek zjazdu i znów w górę. Jedynie droga szersza. W Piekiełu skręciliśmy w prawo na Tymbark. Tu w końcu dobre 3 kilometry płaskiego, aż z tego wrażenia zaczęliśmy strzelać foty wszystkiemu wkoło.
Za stadionem KS Tymbark, skręciliśmy w lewo, przejechaliśmy koło zakładów Tymbark SA i dostaliśmy w prezencie sektor brukowy. Pińcet metrów bruku a rąk i nóg nie czułem. Szacun dla prosów jeżdżących we wiosennych klasykach... Po przejeździe przez centrum, musieliśmy skorzystać z krajówki, ale nie było więcej jak kilometr. A do tego z góry i z wiatrem (72km/h). Potem skręt na Słopnicę i przez następne 20km cały czas (no prawie cały) pod górę. Najpierw 1-2% (to męczy!), a potem już konkretny podjazd do Zalesia (znak 17%). Jechaliśmy sobie z Arkiem po zmianach więc było nieźle i w miarę szybko.
Po krótkim i ostrym zjeździe, wylecieliśmy na drodze Kamienica - Limanowa, czyli na drodze prowadzącej na Przełęcz Ostrą, ale do szczytu nie dojechaliśmy. Chwilę wcześniej skręciliśmy na Gołkowice i teraz dla odmiany przed nami było 19km cały czas w dół. Najpierw ostro (72km/h znów), potem już 1-2, czasem 3%. Miło tak kręcić na luzie, a mieć na liczniku 40km/h... W tempie super szybkim acz bez wysiłku dotarliśmy więc do mostu w Gołkowicach i już po chwili byliśmy przy Sklepie.
Sklepie koło, którego zaczyna się z jakiegoś powodu podjazd pod Przehybę. 13,1km o średnim nachyleniu 6%. Ale, podjazd jest zróżnicowany. Początkowe kilka kilometrów wśród domów bardzo delikatnie pod górę, za to po wjeździe do lasu i przekroczeniu Szlabanu zaczyna się zabawa. Od tej pory czeka 6,4km podjazdu ale o średnim nachyleniu 9%. Jest konkret, a im wyżej tym stromiej (np. pod koniec ponad kilometr ze średnim 14%!). Przy szlabanie wsunąłem żela i parłem naprzód. Początkowo Arek ze mną, potem został delikatnie z tyłu (parenaście metrów). Po drodze spotkałem wielu turystów, zarówno pieszo, z kijkami jak i na rowerach. Wszyscy super mili :)
3 kilometry przed szczytem zrobiło się trochę ciężko ale cały czas szedłem w miarę równo. I co ciekawe chyba z połowa podjazdu pokonana na stojąco. Końcówka po szutrze i wreszcie po godzinie i czterech miuntach zajechałem pod schronisko. Mokry totalnie, ale szczęśliwy :P Chwilę potem dojechał Arek. Porobiliśmy fotki, zjedliśmy, wypiliśmy co trzeba, sprawdziliśmy internety :P i mogliśmy ruszać w dół.
Łatwo nie było. Zimno, do tego sporo na hamulcu bo syfu sporo na drodze. W połowie spotkaliśmy podjeżdżającego Grześka, ale nie było sensu na niego czekać. Na dole zrobiło się już na szczęście ciepło. Szybki stop w sklepie (pepsi, żelki) i ruszyliśmy na Nowy Sącz.
Kto jechał do Nowego Sącza od strony Starego Sącza wie, że nie jest to takie proste. Konkretnie chodzi o karygodną drogę (Węgierska tak?). Masywne koleiny, tak jakby ktoś wylewać losowo asfalt i nawet go nie walcował. Słabo to widoczne, ruch duży, paranoja. Jakoś to jednak przejechaliśmy i po okrążeniu Sącza (układ ulic w Sączu jest niepowatrzalny...) dotarliśmy do rynku. Tutaj zasłużony coffee break, strzeliliśmy sobie po espresso i ciastku i zadowoleni ruszyliśmy w kierunku domu.
Po naradzie zdecydowalismy jechać na Marcinkowice i Chomranice, czyli kilka spoko podjazdów :) W zasadzie ta część trasy pokryła się z tym co jechałem sam miesiąc temu. Był więc ciężki podjazd do Chomranic, zjazd i płaskie do Ujanowic i cięęęężki podjazd w Sechnej. Na deser super zjazd, wpadł dzisiejszy maks 87km/h (to tylko 1,5km/h wolniej od mojego rekordu). Niedługo potem byliśmy już w znanych lepiej terenach czyli w Kątach.
Za Kątami podjazd w Iwkowej, Arek poszedł jak rakieta, po chwili mi zniknął zupełnie. Zjazd do Tymowej oczywiście po serpentynach i wreszcie się udało. Uzyskałem taki czas jak Arek kilka dni temu i obaj przewodzimy w dość licznej klasyfkiacji :)
Na koniec do Lewniowej, Na dół do Łoniowej, Porąbka, Maszkienice i Sterkowiec. I ostatnie 2,5km do domu :) Masa drogi, masa górek, piękna pogoda, spoko towarzysz, jeden z niewielu w PL podjazd poza kategorią pokonany. I przekroczone 5000km w tym roku. Super dzień.
W drodze przez tamtejsze hopki musieliśmy zmagać się z masą dziur, co zbyt fajne nie było, ale udało się przedostać sprawnie do Lipnicy. Przejechaliśmy przez centrum, pokonaliśmy podjazd, zjazd i podjazd i skręciliśmy na Rajbrot. W zasadzie od tego momentu przez długi czas nie spotkaliśmy się z czymś takim jak płaski odcinek drogi, co mi bardzo odpowiadało. Po minięciu Rajbrotu skręciliśmy sobie na Żegocinę, tempo cały czas utrzymywaliśmy równe i dość spokojne, bo mimo wszystko trasa nie banalna.
Po zjeździe do centrum oczywiście przegapiłem skręt na Kamionną ale postanowiliśmy nie wracać tylko skręcić w następną drogą ("bo przecież one napewno się łączą na górze"). Jedziemy pod górę, jedziemy, droga coraz węższa, aż w końcu dojechaliśmy do jakiegoś domu i droga się skończyła :). Jakiś gość pyta gdzie jedziemy:
- Na kamionną,
- ło ***, to nieee, tędy nie da rady, musicie wrócić. Chyba, że pojedziecie tędy (wskazuje na drogę polną) w tamtym kierunku (pokazał jakiś ogólny kierunek ręką), i tam o (jakiś dom kilometr dalej) wyjedziecie do asfaltu.
Popatrzyliśmy się po sobie, wracać przecież nie będziemy :D Więc wpakowaliśmy się w drogę polną. Po chwili droga się rozeszła na dwie inne, potem jeszcze na dwie. Krążymy po jakiś polach i błotach, na szczęście udało się odpalić mapę i po kilku minutach ujrzeliśmy piękny asfalt. Sukces!
Dalej poszło całkiem sprawnie, po kilku hopach wyjechaliśmy w Kamionnej, potem był dłuższy i stromszy (znak opona+łańcuchy w zimie) kawał drogi, całkiem fajny zjazd do łukowatego mostu i znów całkiem stroma ściana. No standard w tych rejonach :).
W końcu wyjechaliśmy w Nowym Rybiu i tu w zasadzie nic się nie zmieniło - sporo w górę, kawałek zjazdu i znów w górę. Jedynie droga szersza. W Piekiełu skręciliśmy w prawo na Tymbark. Tu w końcu dobre 3 kilometry płaskiego, aż z tego wrażenia zaczęliśmy strzelać foty wszystkiemu wkoło.
Za stadionem KS Tymbark, skręciliśmy w lewo, przejechaliśmy koło zakładów Tymbark SA i dostaliśmy w prezencie sektor brukowy. Pińcet metrów bruku a rąk i nóg nie czułem. Szacun dla prosów jeżdżących we wiosennych klasykach... Po przejeździe przez centrum, musieliśmy skorzystać z krajówki, ale nie było więcej jak kilometr. A do tego z góry i z wiatrem (72km/h). Potem skręt na Słopnicę i przez następne 20km cały czas (no prawie cały) pod górę. Najpierw 1-2% (to męczy!), a potem już konkretny podjazd do Zalesia (znak 17%). Jechaliśmy sobie z Arkiem po zmianach więc było nieźle i w miarę szybko.
Po krótkim i ostrym zjeździe, wylecieliśmy na drodze Kamienica - Limanowa, czyli na drodze prowadzącej na Przełęcz Ostrą, ale do szczytu nie dojechaliśmy. Chwilę wcześniej skręciliśmy na Gołkowice i teraz dla odmiany przed nami było 19km cały czas w dół. Najpierw ostro (72km/h znów), potem już 1-2, czasem 3%. Miło tak kręcić na luzie, a mieć na liczniku 40km/h... W tempie super szybkim acz bez wysiłku dotarliśmy więc do mostu w Gołkowicach i już po chwili byliśmy przy Sklepie.
Sklepie koło, którego zaczyna się z jakiegoś powodu podjazd pod Przehybę. 13,1km o średnim nachyleniu 6%. Ale, podjazd jest zróżnicowany. Początkowe kilka kilometrów wśród domów bardzo delikatnie pod górę, za to po wjeździe do lasu i przekroczeniu Szlabanu zaczyna się zabawa. Od tej pory czeka 6,4km podjazdu ale o średnim nachyleniu 9%. Jest konkret, a im wyżej tym stromiej (np. pod koniec ponad kilometr ze średnim 14%!). Przy szlabanie wsunąłem żela i parłem naprzód. Początkowo Arek ze mną, potem został delikatnie z tyłu (parenaście metrów). Po drodze spotkałem wielu turystów, zarówno pieszo, z kijkami jak i na rowerach. Wszyscy super mili :)
3 kilometry przed szczytem zrobiło się trochę ciężko ale cały czas szedłem w miarę równo. I co ciekawe chyba z połowa podjazdu pokonana na stojąco. Końcówka po szutrze i wreszcie po godzinie i czterech miuntach zajechałem pod schronisko. Mokry totalnie, ale szczęśliwy :P Chwilę potem dojechał Arek. Porobiliśmy fotki, zjedliśmy, wypiliśmy co trzeba, sprawdziliśmy internety :P i mogliśmy ruszać w dół.
Łatwo nie było. Zimno, do tego sporo na hamulcu bo syfu sporo na drodze. W połowie spotkaliśmy podjeżdżającego Grześka, ale nie było sensu na niego czekać. Na dole zrobiło się już na szczęście ciepło. Szybki stop w sklepie (pepsi, żelki) i ruszyliśmy na Nowy Sącz.
Kto jechał do Nowego Sącza od strony Starego Sącza wie, że nie jest to takie proste. Konkretnie chodzi o karygodną drogę (Węgierska tak?). Masywne koleiny, tak jakby ktoś wylewać losowo asfalt i nawet go nie walcował. Słabo to widoczne, ruch duży, paranoja. Jakoś to jednak przejechaliśmy i po okrążeniu Sącza (układ ulic w Sączu jest niepowatrzalny...) dotarliśmy do rynku. Tutaj zasłużony coffee break, strzeliliśmy sobie po espresso i ciastku i zadowoleni ruszyliśmy w kierunku domu.
Po naradzie zdecydowalismy jechać na Marcinkowice i Chomranice, czyli kilka spoko podjazdów :) W zasadzie ta część trasy pokryła się z tym co jechałem sam miesiąc temu. Był więc ciężki podjazd do Chomranic, zjazd i płaskie do Ujanowic i cięęęężki podjazd w Sechnej. Na deser super zjazd, wpadł dzisiejszy maks 87km/h (to tylko 1,5km/h wolniej od mojego rekordu). Niedługo potem byliśmy już w znanych lepiej terenach czyli w Kątach.
Za Kątami podjazd w Iwkowej, Arek poszedł jak rakieta, po chwili mi zniknął zupełnie. Zjazd do Tymowej oczywiście po serpentynach i wreszcie się udało. Uzyskałem taki czas jak Arek kilka dni temu i obaj przewodzimy w dość licznej klasyfkiacji :)
Na koniec do Lewniowej, Na dół do Łoniowej, Porąbka, Maszkienice i Sterkowiec. I ostatnie 2,5km do domu :) Masa drogi, masa górek, piękna pogoda, spoko towarzysz, jeden z niewielu w PL podjazd poza kategorią pokonany. I przekroczone 5000km w tym roku. Super dzień.
- DST 205.50km
- Czas 08:30
- VAVG 24.18km/h
- VMAX 87.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 3431m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
75. Okoliczne góry w dobrym towarzystwie
Wybrałem się z Marcinem na krótką rundkę. Spotkaliśmy się u stóp góry przeznaczenia, krótko po 15. Dokładnie to 3 minuty po 15, bo o tyle się spóźniłem. We dwójkę podjechaliśmy Bocheniec raczej dość spokojnie, na zjeździe trochę przycisnąłem mocniej. Skręciliśmy na Łoniową i po kilkuset metrach wpadł na nas Adrian, którego nie widziałem chyba z miesiąc albo lepiej. Zabraliśmy go ze sobą. Po płaskim chłopaki mi w pewnym momencie uciekli na kilka metrów i w sumie zanim się zczaiłem to już nie było jak gonić, skutecznie poszli :) Złapałem ich dopiero na początku podjazdu do Gwoźdzca i tym razem to ja im postanowiłem uciec :) Pierwsza serpentynka na kole, potem powoli zwiększałem tempo. Byłem w szoku bo licznik pokazywał ponad 30km/h. Jechało się wspaniale więc kontynuowałem aż do szczytu. Opłaciło się, bo zgarnąłem sobie pucharek do kolekcji :P Na zjeździe odpuściłem, znowu lekko zostałem z tyłu, potem na Jaworsko szliśmy po zmianach, było dość ciężko bo lekko pod górę i zawiewało. Na końcu to już nie miało znaczenia bo zrobiło się stromo, Marcin z Adrianem wdali się w pojedynek i znów zostałem sporo za nimi. Było to jednak w połowie celowe bo chciałem zaoszczędzić nogę na zjazd. P
uściłem ich przodem, sam się wróciłem kawałek pod górę i zacząłem zjazd. 52x11 od razu, młynek, po chwili przejście do pozycji aero. Na koniec sprint po wypłaszczeniu (70km/h) i kom wpada z powrotem w moje ręce. Na dole skręciliśmy w lewo, więc czekał nas podjazd pod Godów. Tym razem wszyscy spokojnie, zjazd wybraliśmy techniczny - do Dębna. Zjechaliśmy więc na dół, odbiliśmy na Porąbkę, przejechaliśmy przez centrum i znów byliśmy pod Bocheńcem. Początek równo ze wszystkimi, potem znów sobie przyspieszyłem i o kilka sekund wygrałem premię górską :d Na koniec zjazd do Jadownik, chłopaki odbili na Brzesko, a ja na Sterkowiec i do domu. Przyjemne popołudnie.
uściłem ich przodem, sam się wróciłem kawałek pod górę i zacząłem zjazd. 52x11 od razu, młynek, po chwili przejście do pozycji aero. Na koniec sprint po wypłaszczeniu (70km/h) i kom wpada z powrotem w moje ręce. Na dole skręciliśmy w lewo, więc czekał nas podjazd pod Godów. Tym razem wszyscy spokojnie, zjazd wybraliśmy techniczny - do Dębna. Zjechaliśmy więc na dół, odbiliśmy na Porąbkę, przejechaliśmy przez centrum i znów byliśmy pod Bocheńcem. Początek równo ze wszystkimi, potem znów sobie przyspieszyłem i o kilka sekund wygrałem premię górską :d Na koniec zjazd do Jadownik, chłopaki odbili na Brzesko, a ja na Sterkowiec i do domu. Przyjemne popołudnie.
- DST 53.20km
- Czas 02:00
- VAVG 26.60km/h
- VMAX 78.00km/h
- Temperatura 19.0°C
- Podjazdy 787m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 13 maja 2015
74. Porąbka, Bocheniec, Brzesko
Miało lać, a nie lało. Skosiłem trawę do połowy, bo się rączka urąbała od kosiarki :/ Został więc czas żeby coś przekręcić. Najpierw standard do Porąbki, choćbym nie wiem jak chciał nie ma czego napisać o drodze do. To samo co dziesiątki razy poprzednio. W Porąbce trzy pętle ale inne niż zawsze, aż dziwnie się czułem :P Po pętlach pojechałem w kierunku Bocheńca. Za pierwszą ścianką odbiłem w lewo i w dół do lasu. Tam też odkryłem z kilometr całkiem nowej, fajnej drogi z ciekawym podjazdem przez las. Wyjechałem w Dołach i ponownie pokierowałem się na Bocheniec, ale tym razem podjechałem cały. Na zjeździe dziś spokojnie bez szaleństw. Od Jadownik do Brzeska kawałek krajówką, a w samym Brzesku kilka minut przerwy na ulubione lody. Na koniec mocniejszy akcent - 5 kilometrów czasówki do Sterkowca bo nowy segment :) Nie spodziewałem się wiele, a tymczasem brakło ledwie bodaj 8 sekund do Grześka, czyli można będzie mu podpieprzyć koma ;P Od Sterkowca 2,5km do domu bez historii.
- DST 35.10km
- Czas 01:23
- VAVG 25.37km/h
- VMAX 77.00km/h
- Temperatura 19.0°C
- Podjazdy 331m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
73. Zalipie
Płaska trasa w grupie. Wyjechałem tuż po 15 do Sterkowca. Tam kilka minut oczekiwania i przyjechał Marcin, Grzesiek i Marcin. Pojechaliśmy na płaskie tereny, a celem stała się miejscowość Zalipie i tamtejsze malowane domy (czy coś takiego). Przez dłuższy czas jechaliśmy w granicach 30-32km/h w dwójkach. Tempo lajtowe więc sporo rozmów, ogólnie wesoło i miło. Za lasem Radłowskim Marcin zaatakował, skoczyłem mu na koło i tak polecieliśmy sprintem kilkaset metrów. Chwilę potem jechaliśmy jak wcześniej, ot taki skok. W Wietrzychowicach skorzystaliśmy z przeprawy promowej przez Dunajec. Po krótkiej przerwie kontynuacja, w dalszym ciągu płasko.
W Zalipiu zrobiliśmy kółeczko, jakieś marne te domki, największą atrakcją okazała się pewna ładna pani grabiąca trawnik :P Postanowiliśmy wracać przez Żabno, kilka kilometrów jazdy główną, dość dziurawą drogą. Przed Żabnem przerwa na sklep, strzeliłem sobie pepsi i żelki :) Za Żabnem przez Dunajec tym razem mostem i na rondzie w lewo na Radłów. W Radłowie odłączył się od nas Grzesiek, a my polecieliśmy znów na las Radłowski. Tutaj mocniej pociągnęliśmy z Marcinem, tak na rozerwanie :) Przed Borzęcinem odłączył się drugi Marcin i zostaliśmy we dwójkę. Przed Wokowicami, wyprzedza nas skuter, dość powoli więc od razu doskakuje na koło. Przy 50km/h wziąłem się za wyprzedzanie, dociągnąłem do 57km/h i udało się wyprzedzić go o długość koła. Potem już mnie odcięło więc odpuściłem. W Sterkowcu odłączył się Marcin i pozostało mi pokonać ostateni 2,5km do domu. Do setki jakoś nie chciało się dokręcać.
Na samym końcu śmieszna sytuacja. Patrzę za siebie - ktoś jedzie na szosie, ale nie wiem kto. Zwalniam więc, w ostatniej chwili widzę, że ktoś nowy - jakiś dzieciak. Rzucam więc 'siema', on odpowiada, rzuca długie spojrzenie na mój rower i ucieka. W sumie od momentu jak mnie zobaczył to wrzucił tryb sprintera, a ja go zrobiłem w konia i sam zwolniłem do tempa 'jadę po bułki' :D Niech sobie śmiga przodem jak musi. Zmachany był okrutnie :D
W Zalipiu zrobiliśmy kółeczko, jakieś marne te domki, największą atrakcją okazała się pewna ładna pani grabiąca trawnik :P Postanowiliśmy wracać przez Żabno, kilka kilometrów jazdy główną, dość dziurawą drogą. Przed Żabnem przerwa na sklep, strzeliłem sobie pepsi i żelki :) Za Żabnem przez Dunajec tym razem mostem i na rondzie w lewo na Radłów. W Radłowie odłączył się od nas Grzesiek, a my polecieliśmy znów na las Radłowski. Tutaj mocniej pociągnęliśmy z Marcinem, tak na rozerwanie :) Przed Borzęcinem odłączył się drugi Marcin i zostaliśmy we dwójkę. Przed Wokowicami, wyprzedza nas skuter, dość powoli więc od razu doskakuje na koło. Przy 50km/h wziąłem się za wyprzedzanie, dociągnąłem do 57km/h i udało się wyprzedzić go o długość koła. Potem już mnie odcięło więc odpuściłem. W Sterkowcu odłączył się Marcin i pozostało mi pokonać ostateni 2,5km do domu. Do setki jakoś nie chciało się dokręcać.
Na samym końcu śmieszna sytuacja. Patrzę za siebie - ktoś jedzie na szosie, ale nie wiem kto. Zwalniam więc, w ostatniej chwili widzę, że ktoś nowy - jakiś dzieciak. Rzucam więc 'siema', on odpowiada, rzuca długie spojrzenie na mój rower i ucieka. W sumie od momentu jak mnie zobaczył to wrzucił tryb sprintera, a ja go zrobiłem w konia i sam zwolniłem do tempa 'jadę po bułki' :D Niech sobie śmiga przodem jak musi. Zmachany był okrutnie :D
- DST 97.40km
- Czas 03:17
- VAVG 29.66km/h
- VMAX 56.00km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 165m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 11 maja 2015
Kategoria Szosa
72. Krótko o zachodzie
Wyjazd dopiero o 18, a nawet po. No i krótko dość. Najpierw do Porąbki, tam kilka pętli, kilka sprintów i w końcu podjazd pod Bocheniec. Tam kilka fotek ale wyszły marnie, bardzo szybki zjazd i choć poprawiłem własny czas, to brakło 2 sekundy do Grześka. No i potem już ostatnie 5km do domu wraz z zachodzącym słońcem.
- DST 38.40km
- Czas 01:29
- VAVG 25.89km/h
- VMAX 79.00km/h
- Temperatura 16.0°C
- Podjazdy 327m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
71. 20km ITT
Zainspirowany drużynową czasówką na Giro sam dziś pojechałem sobie powalczyć z czasem. Warunki super bo po deszczu nie wiało. Krótka rozgrzewka i ruszam. Początek 20km trasy lekko w dół tak na zachętę. W Wokowicach najpierw prawy zakręt 120 stopni a bezpośrednio za nim skręt w lewo o prawie 180 stopni na Łęki. Trzeba wyhamować żeby się zmieścić. Przez Łęki lecę w granicach 39-40km/h, na dziurach minimalnie spada. Potem jest chwile lepiej ale droga Przyborów - Borzęcin do znów walka z dziurami. Wreszcie wpadam do Borzęcina, to już połowa dystansu, ale nie sprawdzam czasu, jadę ile sił w nogach. Za centrum skręt w prawo na Bielczę tutaj mini kryzys, prędkość spada do 37km/h, ale kilkadziesiąt sekund później jest już ok i przyspieszam. Przelatuje przez centrum Bielczy skręcam w lewo i czeka mnie "Prosta Prawdy". Tutaj można stracić wszystko. Dziś jest w miarę ok, 39 udaje się utrzymywać, ale jak tylko przekraczam 40 to robi się ciężko. Przed autostradą skręt w prawo i ostatnia prosta do mety. Wzrok w dół, wstaje z siodełka i cisnę ile zostało. Rzut oka na licznik jest 45, po chwili nawet 47km/h. Wreszcie wpadam na metę, ledwo się trzymam na rowerze, nogi pieką, płuca pieką, smak krwi w ustach, generalnie jest super :D Sprawdzam czas, jest mega poprawa z 32:28 na 30:46, jedynie lekkie ukłucie zawodu - brakło 6 sekund do zrobienia średniej 40km/h... Następnym razem może się uda, teraz wiem, że jest to możliwe :) Do domu na luzie. I tyle tej jazdy dziś.
- DST 20.40km
- Czas 00:30
- VAVG 40.80km/h
- VMAX 49.00km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 11m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 9 maja 2015
Kategoria Szosa
71b. rozjazd i takie tam
przed i po czasówce.
- DST 5.00km
- Czas 00:12
- VAVG 25.00km/h
- VMAX 35.00km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 10m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
70. Nieodkryte szlaki
Totalnie leniwa jazda. Pogoda jakaś taka ciężka i senna, więc jechaliśmy bardzo powoli. Odkryliśmy sporo nowych, fajnych bocznych dróg na wsiach w rejonie Wiśnicza, Chronowa i Gnojnika. Masa podjazdów, fajne widoki. Generalnie było super, takie bajabongo w pełnym wydaniu. No i #exploremore :) Jedna z najwolniejszych wycieczek na szosie ever, super :)
- DST 87.65km
- Czas 03:44
- VAVG 23.48km/h
- VMAX 61.00km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 1042m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 7 maja 2015
Kategoria Szosa
69. Brzesko, Okocim i Bocheniec
Krótki wyjazd po południu. Miało być totalnie na luzie. W Brzesku zajechałem do Marcina pożyczyć skuwacz i ten nakłonił mnie na zrobienie koma pod Okocim. hah. No i zrobiłem, ale zajechałem się konkretnie :) Zjechałem do Jadownik i bardzo spokojnie podjechałem Bocheniec. Na zjeździe puściłem wodzę fantazji, albo raczej puściłem klamki hamulców i zrobiłem, a raczej odzyskałem kom'a ;) W Porąbce jakaś tam pętelka, jakżeby inaczej i do domu dłuższym wariantem. Po powrocie zmiana łańcucha w szosie :0
- DST 38.90km
- Czas 01:33
- VAVG 25.10km/h
- VMAX 82.00km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 424m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze