Wpisy archiwalne w miesiącu
Czerwiec, 2015
Dystans całkowity: | 1808.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 64:57 |
Średnia prędkość: | 27.84 km/h |
Maksymalna prędkość: | 84.00 km/h |
Suma podjazdów: | 15602 m |
Liczba aktywności: | 32 |
Średnio na aktywność: | 56.50 km i 2h 01m |
Więcej statystyk |
97. z lampami
Wyjechałem o 20. Do Porąbki jeszcze jasno, potem spacer z koleżanką i powrót już po zmroku. Wjechałem sobie na Bocheniec, który nocą jest magiczny :) Piękna letnia noc.
- DST 30.40km
- Czas 01:10
- VAVG 26.06km/h
- VMAX 53.00km/h
- Temperatura 19.0°C
- Podjazdy 284m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
96. Od lenia do koma
Dziś jazda wyraźnie rozdzielona na 2 części. Najpierw było leniwie i bez sił. Pogoda jakaś taka kiepska. Pojechaliśmy na hopki w rejonach Wiśnicza. Wpadła też ściana w Chronowie. Tu się spiąłem i udało się zrobić koma. Ogólnie jednak jechaliśmy wolno, a ja to nawet zabezpieczałem momentami tyły i traciłem po kilkanaście metrów. Wróciliśmy do Brzeska przez Porębę. Po chwili przerwy w centrum ruszamy w kierunku domu ale Marcin zaproponował skręcenia na Bocheniec... Po namyśle zgodziłem się. Tempo ze strony Marcina poszło naprawdę mocne, i wykręciliśmy swoje najlepsze czasy w tym roku (a Marcin w ogóle). Zjazd do Porąbki, tam zrobiliśmy 2 pętle i pojechaliśmy do czwórki. Teraz zrobiło się płasko i przy zachodzącym słońcu siły wróciły. Tempo ponad 30km/h i lecimy przez Perłę aż do końca Borzęcina. W Szczepanowie Marcin sugeruje, że rozprowadzi mnie na segment. Zgodziłem się. Do połowy podjazdu ładnie na kole, a potem już samodzielny sprint do końca i wpada kolejny tego dnia KOM. Ładnie :)
Był to 14 dzień z rzędu na rowerze :) i dość przypadkowo udało się przez te 14 dni zrobić 1007km.
Był to 14 dzień z rzędu na rowerze :) i dość przypadkowo udało się przez te 14 dni zrobić 1007km.
- DST 108.70km
- Czas 04:08
- VAVG 26.30km/h
- VMAX 78.00km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 923m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 8 czerwca 2015
Kategoria Szosa
95. Regeneracyjnie na cadexie
Zauważyłem, że w Canyonie zeszło powietrze z tyłu. Po napompowaniu trzymało ciśnienie ale postanowiłem nie ryzykować i pojechałem Cadexem. Krótka pętla do Porąbki i z powrotem bez podjazdów, bez szaleństw. Taka regeneracja... 21 stopni i było mi zimno :)
- DST 27.50km
- Czas 01:08
- VAVG 24.26km/h
- VMAX 42.00km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 102m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
94. Upalna masakra Ścianą w Laskowej
Generalnie ja to jestem jakiś dziwny bo im bardziej ekstremalne warunki do jazdy tym bardziej się napalam. Wyzwanie 40 pętli? banał, więc poczekałem aż przyszedł deszcz ze śniegiem i porywisty wiatr. Pierwszy raz samemu 200km? eee, trzeba dorzucić ze trzy tysiące metrów przewyższenia. Przehyba? trzy i pół tysiąca. 20 stopni i spokojny dzień? Wolę zostać w domu i posiedzieć na kompie :)
Dziś miało w końcu przekroczyć 30 stopni w cieniu, to sobie wymyśliłem zrobić te 150km i dorzucić kilka fajnych podjazdów bo przecież to dopiero dwunasty dzień z rzędu na rowerze :)
Ruszyłem dopiero jak się wyspałem czyli jakoś po 10. Już było przyjemnie gorąco :) Pojechałem na początek w kierunku Dębna, tempo przyzwoite, jechałem sam więc inny tryb niż w grupie: śpiewanie w myślach, komentowanie mojej jazdy w stylu panów z eurosportu (ale raczej brytyjskiego) i tak dalej. Przejechałem dość szybko przez płaskie tereny i dotarłem do podjazdu na Złotą. Potem boczne drogi, kawałek krajówki i wyleciałem pod serpentynami w Tymowej. Dziś podjechane w bardzo spokojnym tempie bez szaleństw.
Od szczytu sporo zjazdu i wkrótce minąłem Kąty. Znowu wybrałem boczne drogi i zjechałem sobie bezpośrednio obok lotniska w Łososinie. Dziś spory ruch samolotowy ale nie ma się co dziwić. Gorące powietrze to i warunki nośne pewnie świetne dla szybowców. Od lotniska jadę w kierunku Laskowej, i tu jest w miarę płasko. W centrum laskowej pierwsza przerwa na pepsi. Niedługo potem jestem już u stóp Podjazdu.
Mowa oczywiście o legendarnej niemal ścianie w Laskowej czyli kilometrowym podjeździe o średnim nachyleniu 20%. To nie jest problem, natomiast kilkadziesiąt metrów drogi z nachyleniem równym (bądź prawie równym, zależy od licznika) 30% już pewnym problemem jest :)
Zaczyna się ostro, wjazd w las i na dzień dobry ponad 20%. Jestem przygotowany więc jadę spokojnie, jeden zakręt bach 24%, zaraz drugi zakręt i zaczyna się zabawa. Nachylenie rośnie, przednie koło zaczyna odrywać od asfaltu, strasznie nieprzyjemne uczucie. Wstaje więc z siodła i wychylam się do przodu. Najgorszy fragment więc jadę slalomem. Niestety 30 metrów przed końcem robię zbyt ostry skręt i noga blokuje koło. Aby nie wypieprzyć na asfalt ratuje się wypięciem i zatrzymaniem. Koniec imprezy. Laskowa 2-0 Ja. Irytacja, bo przegrałem walkę w głupi sposób.
Zjeżdżam łagodniejszą stroną do Limanowej i jadę do centrum. Postanawiam kontynuować plan i pcham się na Kamienice. Czyli 8km podjazdu pod Ostrą. Najpierw jednak kupuje puszkę pepsi. Jest super zimna, ładuje ją pod koszulkę i ruszam, to będzie moja nagroda na szczycie :) Podjazd ciągnie się dość długo, ale nie jest bardzo stromy, więc swoim rytmem można sobie przyjemnie jechać. Dzisiaj oczywiście bez szaleństw, drogi do domu sporo, upał srogi... nie ma co. Na górze odpoczynek i ruszam w dół. Kilka minut przyjemności ze zjazdu, ale momentalnie jestem przy skręcie na Słopnice. Od razu po skręcie bach 17% pod górę :) Na szczęście nie trwa to zbyt długo. Nagrodą jest jakieś 10km cały czas w dół, ostro na początku potem bardzo delikatnie. Na odcinku stromym, poszalałem i nawet wpadł kom :) Potem spokojniej.
Po chwili jazdy krajówką (28) wjeżdżam do Tymbarku, za centrum czeka mnie sektor brukowy ale na szczęście krótki. Przejeżdżam obok zakładów Tymbarku i po chwili kieruje się do Piekiełka. Od tego czasu rzeczywiście czeka mnie piekiełko. Dużo małych i średnich podjazdów. Raczej krótkich ale ze sporymi nachyleniami. I cały czas w kółko. W Rupinowie trzeci raz wpadam na pepsi, ale ciągle mi jej mało...
Po jakimś czasie robi się już dość ciężko, choć nie jest bardzo źle. Po prostu czuć w nogach dzień. Tempo lekko spada, ale wytrwale jadę raz w górę, raz w dół. Po długim czasie wita mnie Nowy Wiśnicz i orkiestra dęta :) Nie zatrzymuje się jednak tylko lecę w kierunku Uszwi. Tempo teraz całkiem fajne, mimo trudów udaje się trzymać lekko ponad 30km/h. Do Brzeska docieram bokami, a z Brzeska do domu przez Jadowniki. I koniec całkiem fajnej trasy.
Dziś miało w końcu przekroczyć 30 stopni w cieniu, to sobie wymyśliłem zrobić te 150km i dorzucić kilka fajnych podjazdów bo przecież to dopiero dwunasty dzień z rzędu na rowerze :)
Ruszyłem dopiero jak się wyspałem czyli jakoś po 10. Już było przyjemnie gorąco :) Pojechałem na początek w kierunku Dębna, tempo przyzwoite, jechałem sam więc inny tryb niż w grupie: śpiewanie w myślach, komentowanie mojej jazdy w stylu panów z eurosportu (ale raczej brytyjskiego) i tak dalej. Przejechałem dość szybko przez płaskie tereny i dotarłem do podjazdu na Złotą. Potem boczne drogi, kawałek krajówki i wyleciałem pod serpentynami w Tymowej. Dziś podjechane w bardzo spokojnym tempie bez szaleństw.
Od szczytu sporo zjazdu i wkrótce minąłem Kąty. Znowu wybrałem boczne drogi i zjechałem sobie bezpośrednio obok lotniska w Łososinie. Dziś spory ruch samolotowy ale nie ma się co dziwić. Gorące powietrze to i warunki nośne pewnie świetne dla szybowców. Od lotniska jadę w kierunku Laskowej, i tu jest w miarę płasko. W centrum laskowej pierwsza przerwa na pepsi. Niedługo potem jestem już u stóp Podjazdu.
Mowa oczywiście o legendarnej niemal ścianie w Laskowej czyli kilometrowym podjeździe o średnim nachyleniu 20%. To nie jest problem, natomiast kilkadziesiąt metrów drogi z nachyleniem równym (bądź prawie równym, zależy od licznika) 30% już pewnym problemem jest :)
Zaczyna się ostro, wjazd w las i na dzień dobry ponad 20%. Jestem przygotowany więc jadę spokojnie, jeden zakręt bach 24%, zaraz drugi zakręt i zaczyna się zabawa. Nachylenie rośnie, przednie koło zaczyna odrywać od asfaltu, strasznie nieprzyjemne uczucie. Wstaje więc z siodła i wychylam się do przodu. Najgorszy fragment więc jadę slalomem. Niestety 30 metrów przed końcem robię zbyt ostry skręt i noga blokuje koło. Aby nie wypieprzyć na asfalt ratuje się wypięciem i zatrzymaniem. Koniec imprezy. Laskowa 2-0 Ja. Irytacja, bo przegrałem walkę w głupi sposób.
Zjeżdżam łagodniejszą stroną do Limanowej i jadę do centrum. Postanawiam kontynuować plan i pcham się na Kamienice. Czyli 8km podjazdu pod Ostrą. Najpierw jednak kupuje puszkę pepsi. Jest super zimna, ładuje ją pod koszulkę i ruszam, to będzie moja nagroda na szczycie :) Podjazd ciągnie się dość długo, ale nie jest bardzo stromy, więc swoim rytmem można sobie przyjemnie jechać. Dzisiaj oczywiście bez szaleństw, drogi do domu sporo, upał srogi... nie ma co. Na górze odpoczynek i ruszam w dół. Kilka minut przyjemności ze zjazdu, ale momentalnie jestem przy skręcie na Słopnice. Od razu po skręcie bach 17% pod górę :) Na szczęście nie trwa to zbyt długo. Nagrodą jest jakieś 10km cały czas w dół, ostro na początku potem bardzo delikatnie. Na odcinku stromym, poszalałem i nawet wpadł kom :) Potem spokojniej.
Po chwili jazdy krajówką (28) wjeżdżam do Tymbarku, za centrum czeka mnie sektor brukowy ale na szczęście krótki. Przejeżdżam obok zakładów Tymbarku i po chwili kieruje się do Piekiełka. Od tego czasu rzeczywiście czeka mnie piekiełko. Dużo małych i średnich podjazdów. Raczej krótkich ale ze sporymi nachyleniami. I cały czas w kółko. W Rupinowie trzeci raz wpadam na pepsi, ale ciągle mi jej mało...
Po jakimś czasie robi się już dość ciężko, choć nie jest bardzo źle. Po prostu czuć w nogach dzień. Tempo lekko spada, ale wytrwale jadę raz w górę, raz w dół. Po długim czasie wita mnie Nowy Wiśnicz i orkiestra dęta :) Nie zatrzymuje się jednak tylko lecę w kierunku Uszwi. Tempo teraz całkiem fajne, mimo trudów udaje się trzymać lekko ponad 30km/h. Do Brzeska docieram bokami, a z Brzeska do domu przez Jadowniki. I koniec całkiem fajnej trasy.
- DST 160.60km
- Czas 06:08
- VAVG 26.18km/h
- VMAX 78.00km/h
- Temperatura 31.0°C
- Podjazdy 2123m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
93. Szybko na Lubinkę
Udało się wykombinować 2 godzinki jazdy. Ruszyłem coś koło 13:40. Jak ruszałem kompletnie nie wiedziałem gdzie pojadę. Plan rodził się powoli i dopiero w Biadolinach wykrystalizował się. Postanowiłem przekręcić na Lubinkę i wrócić przez Zakliczyn. Początek płaski, więc szło dość szybko. Sprawnie dojechałem do Zgłobic i wkrótce droga zaczęła piąć się lekko do góry. Dyspozycja była dziś dość dobra i mimo sporego upału, tempo pod górę całkiem przyjemne. Nie wiedziałem, gdzie zaczynają się segmenty więc jechałem równo cały czas. Okazało się, że wystarczyło to na zajęcie 6 miejsca na 44 możliwych pod Lubinkę, czyli nie jest w sumie źle biorąc pod uwagę, że podjeżdżałem tam dopiero drugi raz. Na zjeździe też całkiem mocne tempo, sporo bardzo ciekawych zakrętów, asfalt w porządku i wpada 3 miejsce :) Mocne tempo kontynuowałem, dojechałem do Zakliczyna i potem klasycznie w kierunku Gwoźdzca. Na podjeździe lekko odpuściłem, ale i tak całkiem sprawnie wjechane. Potem to już klasyka, mocno w dół i od Łoniowej do czwórki po płaskim też przyzwoicie. W sumie 10km w średniej 37km/h fajnie wpłynęło na średnią całej trasy. Do domu wariantem przez Maszkienice. Ostatecznie wyszło całkiem ładnie :)
- DST 75.50km
- Czas 02:24
- VAVG 31.46km/h
- VMAX 68.00km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 569m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 5 czerwca 2015
Kategoria Szosa
92. Aktywna regeneracja
10 dzień z rzędu na rowerze, jakoś nie ma czasu żeby odpuścić choć dzień :P Dziś trochę się zmusiłem do bardzo spokojnego kręcenia, bo wczoraj czuć było lekkie zajechanie. Dziś wiało dość konkretnie, i było ciepło ale bez upału. Pojechałem najpierw przez Wokowice do Porąbki, tam zrobiłem pętlę i wróciłem do Dębna. Pokręciłem po Woli i wywiało mnie do Bielczy. Stamtąd do Szczepanowa i jeszcze krótkie kółeczko przez rynek żeby wyrobić 50km. Ot takie śmiganie :) Jutro raczej też spokój.
- DST 51.00km
- Czas 01:58
- VAVG 25.93km/h
- VMAX 61.00km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 230m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
91. Wał (Pogórze Rożnowskie)
Wybraliśmy się dziś z Marcinem w okolicę Lubinki i Tuchowa, pozjeżdżać trochę nowych dróg i podjazdów. Start o 8:40 i tuż przed 9 byłem na miejscu spotkania w Jadownikach. Po chwili zjawia się Marcin i ruszamy pod górę na Bocheniec. Nogi ciężkie po ostaniach pogoniach za czasem, ale jakoś szło. Po zjeździe kierujemy się na Gwoździec, jest chwila płaskiego, a potem podjazd. Przed zjazdem do Melsztyna zaproponowałem żebyśmy skręcili w lewo i dojechali do ronda przed Zakliczynem boczną drogą. Coś poszło jednak nie tak i wylądowaliśmy gdzieś w Olszynach, więc trzeba było kawałek targać drogą główną. W Zakliczynie odbijamy na Gromnik i zaraz potem na Lubinkę. Chwilę przed podjazdem skręcamy i jedziemy nową drogą w kierunku wyciągu narciarskiego w Siemiechowie. Całkiem długi i fajny podjazd, z mega fajnymi widokami z góry. Pod stacją narciarską krótka przerwa i ruszamy dalej w kierunku przekaźnika widocznego w oddali. Po dojechaniu osiągamy najwyższy punkt dzisiejszej jazdy ~500m n.p.m. Dalej jedziemy tak lekko na chybił-trafił choć Marcin patrzył co jakiś czas na mapy. Dzięki temu mamy okazję jechać bardzo przyjemnymi, wąskimi drogami. W końcu wyjeżdżamy przy stacji kolejowej w Łowczowie i kierujemy się na Pleśną. Przez kilka kilometrów jedziemy wzdłuż torów, raz za razem przecinając je. Od Pleśnej decydujemy jechać powoli w kierunku Zbylitowskiej Góry i skończyć jazdę na płaskim terenie. Przecinamy czwórkę, zahaczamy o Moście i wpadamy na drogi serwisowe autostrady A4. W Biadolinach sprawdzamy stan liczników, i trzeba trochę dokręcić żeby te symboliczne sto padło. Jedziemy więc do Łoponia, wskakujemy na chwilę na starą czwórkę i zaraz potem odbijamy z powrotem na Biadoliny, ale tym razem przez Perłę. W Wokowicach pada stówa, więc zadowolony zjeżdżam do domu. I znów całkiem sympatyczna trasa, sporo nowych terenów i widoków.
- DST 103.10km
- Czas 04:20
- VAVG 23.79km/h
- VMAX 81.00km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 1188m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
90. Pętla przez Biesiadki z nowym PB
Teoretycznie powinienem dziś był zrobić sobie coś luźnego, ale ochotę miałem znów pocisnąć mocniej. Padło na dawno nie jechaną pętlę przez Biesiadki. Szybko sprawdziłem jaki mam na niej najlepszy czas, następnie zrobiłem ściągę z międzyczasami w charakterystycznych miejscach, przykleiłem na górną rurę i ruszyłem. Początek pod wiatr, ale prędkość powyżej zakładanej, więc było ok. W Brzesku pierwszy pomiar czasu i mam minutę przewagi. Radość nie trwała długo bo na wyjeździe z Brzeska przeraźliwy korek, i straciłem wszystko z nawiązką. Po kilku minutach przedostałem się w końcu za miasto i trzeba było kręcić bardzo mocno żeby nadrobić stracony czas. Skręt z krajówki w Uszwi i na szczęście jest ciągle minuta lepiej niż czas z ubiegłego roku. Teraz już koniec z ruchem samochodowym ale za to zaczęło się robić pod górę. Podjazd w Biesiadkach podjechany żałośnie słabo ale zapas był zrobiony na płaskim - mimo wszystko noga podaje sporo lepiej niż rok temu z okładem. Rondo w Łoniowej, i tu mam 2 minuty z hakiem, więc jest spoko. Trochę odpocząłem na zjeździe i potem już prosto na północ w kierunku domu. Po płaskim całkiem fajnie, cztery dyszki dość często się pojawiały, wiaterek trochę pomagał :) Na zjeździe ze starej czwórki prawie 4 minuty przewagi. Potem na końcu jeszcze hopa w Szczepanowie i wjazd na metę. Pętla pokonana w czasie 1:11 ponad 2 minuty lepiej niż w Maju ubiegłego roku. Szkoda trochę korków w Brzesku, ale i tak powtórkę zrobię jak trochę się zregeneruje :)
- DST 40.60km
- Czas 01:11
- VAVG 34.31km/h
- VMAX 65.00km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 230m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
89. Letnie mgły
No to na dobicie jazda wieczorna w grupie. Start o 18:30 najpierw sam do Brzeska, potem w tym samym składzie co ostatnio. Jedziemy bokami na Jasień, potem wąskie, boczne drogi do Poręby. Potem w dalszym ciągu jakimiś bocznymi drogami jedziemy na Wiśnicz Mały, słońce powoli zbliża się ku zachodowi i jest naprawdę pięknie. Zapach lata, specyficzne światło, oraz w końcu zaczynające opadać mgły w dolinach niosące przyjemny chłód, coś fantastycznego :) Widoki śliczne, klimat genialny. Od Wiśnicza jedziemy do Chronowa, a potem już w kierunku domu. Od Brzeska szybkim tempem jadę przez Jadowniki. Super jazda!
- DST 56.60km
- Czas 02:10
- VAVG 26.12km/h
- VMAX 66.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 516m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
88. Jazda indywidualna na czas (20km) w końcu pełen sukces :)
EDIT: czas 29:55, prędkość średnia 40,3km/h. Bikestats kłamie bo nie liczy sekund do średniej, żal.
Od rana upał porządny, o godzinie 11 było już 27 stopni i wtedy zauważyłem, że na horyzoncie pojawiły się ciemne chmury. Spojrzenie na drzewa - delikatny wiaterek, pada więc decyzja, że próbuje znów swojej walki z czasem na 20 kilometrach. Ubrałem się szybko i ruszam.
Po 500 metrach jestem już na starcie, początek lekko z góry więc rozpędzam rower do 48km/h i jadę. Już czuje, że będzie bolało ale jadę. W Wokowicach pierwsza trudność - skręt o prawie 180 stopni w lewo, patrzę czy nic nie jedzie z tyłu, zjeżdżam maksymalnie do prawej strony i wchodzę jak najszerzej się da. Po wyjściu ogień w korby i na licznik wraca 40km/h. Cisnę dalej, czuje, że lekko zawiewa. Mimo, że w plecy to oddał bym wiele żeby przestało, bo wiem, że od Borzęcina będę płacił za ten wiatr. Skupiam się jednak na dziurawych drogach w Łękach, noga podaje dobrze, cały czas ponad 42km/h, rower wręcz przelatuje nad dziurami :) Docieram do końca wsi, skręt w prawo na Borzęcin i po chwili od nowa dziurawo. Teraz już zawiewa z boku, prędkość delikatnie spada, ale cisnę. Na wysokości stadionu w Borzęcinie mija połowa dystansu, a na liczniku mam 14 minut, czyli nadrobiłem minutę, nie jest źle! Wiem, że ta minuta przyda się strasznie w końcówce.
Za centrum Borzęcina skręt w prawo i dopiero teraz zaczyna się walka. Długa prosta, pośród pól, a więc wiatr robi co chce. Zaciskam zęby, przyjmuje możliwie najbardziej opływową sylwetkę i jadę. Coraz mniej patrzę na asfalt, a coraz więcej w dół, w przednie koło. Czwórka opuszcza licznik, jadę teraz 38-39 na godzinę, ale pamiętam o zapasie minuty. W lesie przed żwirownią najcięższy fragment, trochę nawet krzyczę licząc, że to jakoś złagodzi cholerny ból wszystkiego. Wstaje z siodła bo jadę już 36km/h, tak nie może być. Rozkręcam do 39 nogi palą jak głupie. Centrum Bielczy jest dla mnie jak wybawienie. Skręcam w lewo na przedostatnią prostą. 2 kilometry beznadziejnej walki na totalnie odkrytej i prostej jak od linijki drodze. Wciąż zerkam na licznik i upływające sekundy, szybkie liczenie w głowie mówi mi, że będzie na styk i trzeba cisnąć. Przecież nie przegram tego kilometr przed końcem! W końcu nadchodzi ostatni zakręt w prawo i wpadam na prostą mety. Teraz już bez sentymentów - głowa w dół, i jadę wszystko. Wydaje mi się, że szlag mnie trafi, ale w końcu jest upragniony koniec. Toczę się jeszcze beznadziejnie na rowerze przez kilkadziesiąt metrów aż w końcu się zatrzymuje i jakoś zsiadam. Cyfry na liczniku nic mi nie mówią bo go nie zatrzymałem na mecie, więc szybko zrzucam plik na stravę (jak by wtedy coś poszło nie tak z rejestracją śladu to...). Chwila oczekiwania i jest! 29:55! Realizuje swój mały cel, robię 20 płaskich kilometrów solo poniżej 30 minut. W tamtym roku były to tylko mgliste marzenia :) Po chwili wracam do domu lekko okrężnie, żeby w miarę ochłonąć.
Od rana upał porządny, o godzinie 11 było już 27 stopni i wtedy zauważyłem, że na horyzoncie pojawiły się ciemne chmury. Spojrzenie na drzewa - delikatny wiaterek, pada więc decyzja, że próbuje znów swojej walki z czasem na 20 kilometrach. Ubrałem się szybko i ruszam.
Po 500 metrach jestem już na starcie, początek lekko z góry więc rozpędzam rower do 48km/h i jadę. Już czuje, że będzie bolało ale jadę. W Wokowicach pierwsza trudność - skręt o prawie 180 stopni w lewo, patrzę czy nic nie jedzie z tyłu, zjeżdżam maksymalnie do prawej strony i wchodzę jak najszerzej się da. Po wyjściu ogień w korby i na licznik wraca 40km/h. Cisnę dalej, czuje, że lekko zawiewa. Mimo, że w plecy to oddał bym wiele żeby przestało, bo wiem, że od Borzęcina będę płacił za ten wiatr. Skupiam się jednak na dziurawych drogach w Łękach, noga podaje dobrze, cały czas ponad 42km/h, rower wręcz przelatuje nad dziurami :) Docieram do końca wsi, skręt w prawo na Borzęcin i po chwili od nowa dziurawo. Teraz już zawiewa z boku, prędkość delikatnie spada, ale cisnę. Na wysokości stadionu w Borzęcinie mija połowa dystansu, a na liczniku mam 14 minut, czyli nadrobiłem minutę, nie jest źle! Wiem, że ta minuta przyda się strasznie w końcówce.
Za centrum Borzęcina skręt w prawo i dopiero teraz zaczyna się walka. Długa prosta, pośród pól, a więc wiatr robi co chce. Zaciskam zęby, przyjmuje możliwie najbardziej opływową sylwetkę i jadę. Coraz mniej patrzę na asfalt, a coraz więcej w dół, w przednie koło. Czwórka opuszcza licznik, jadę teraz 38-39 na godzinę, ale pamiętam o zapasie minuty. W lesie przed żwirownią najcięższy fragment, trochę nawet krzyczę licząc, że to jakoś złagodzi cholerny ból wszystkiego. Wstaje z siodła bo jadę już 36km/h, tak nie może być. Rozkręcam do 39 nogi palą jak głupie. Centrum Bielczy jest dla mnie jak wybawienie. Skręcam w lewo na przedostatnią prostą. 2 kilometry beznadziejnej walki na totalnie odkrytej i prostej jak od linijki drodze. Wciąż zerkam na licznik i upływające sekundy, szybkie liczenie w głowie mówi mi, że będzie na styk i trzeba cisnąć. Przecież nie przegram tego kilometr przed końcem! W końcu nadchodzi ostatni zakręt w prawo i wpadam na prostą mety. Teraz już bez sentymentów - głowa w dół, i jadę wszystko. Wydaje mi się, że szlag mnie trafi, ale w końcu jest upragniony koniec. Toczę się jeszcze beznadziejnie na rowerze przez kilkadziesiąt metrów aż w końcu się zatrzymuje i jakoś zsiadam. Cyfry na liczniku nic mi nie mówią bo go nie zatrzymałem na mecie, więc szybko zrzucam plik na stravę (jak by wtedy coś poszło nie tak z rejestracją śladu to...). Chwila oczekiwania i jest! 29:55! Realizuje swój mały cel, robię 20 płaskich kilometrów solo poniżej 30 minut. W tamtym roku były to tylko mgliste marzenia :) Po chwili wracam do domu lekko okrężnie, żeby w miarę ochłonąć.
- DST 20.00km
- Czas 00:29
- VAVG 41.38km/h
- VMAX 49.00km/h
- Temperatura 27.0°C
- Podjazdy 11m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze