Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2014
Dystans całkowity: | 1251.74 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 44:38 |
Średnia prędkość: | 28.04 km/h |
Maksymalna prędkość: | 81.10 km/h |
Suma podjazdów: | 10507 m |
Maks. tętno maksymalne: | 187 (92 %) |
Maks. tętno średnie: | 147 (72 %) |
Suma kalorii: | 8800 kcal |
Liczba aktywności: | 19 |
Średnio na aktywność: | 65.88 km i 2h 20m |
Więcej statystyk |
Wtorek, 15 lipca 2014
Kategoria Szosa
Wracam
Powoli wracam. Dziś już sporo lepiej się czułem i noga jakoś nawet kręciła. To bardzo ważne w perspektywie weekendowych planów. Dziś miks wkoło domu i obserwacja groźnej chmury, która jak na złość znów gdzieś się rozproszyła :/ nici z burzy kolejny raz.
- DST 35.80km
- Czas 01:14
- VAVG 29.03km/h
- VMAX 55.00km/h
- Temperatura 26.0°C
- Podjazdy 144m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 13 lipca 2014
Kategoria Szosa
Spokojnie i na luzie
Dzień po ostatniej jeździe się rozchorowałem. Dziś dalej mnie trzyma choć trochę mniej więc wyszedłem bardzo delikatnie pokręcić. Standardowe 33km prawie płasko.
- DST 33.44km
- Czas 01:18
- VAVG 25.72km/h
- VMAX 55.00km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 182m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Czasówka o zmierzchu i rozjazd po zmroku
Po zachodzie nie wiało i było przyjemnie ciepło. Postanowiłem spróbować sił w mojej 20 kilometrowej płaskiej czasówce. Najpierw chwila rozgrzewki i po chwili start. Jechało się bardzo dobrze, nawet po dziurawych odcinkach. Pierwsze 10km średnia 39km/h, druga połowa lekko wolniejsza. Ale i tak spora poprawa czasu. Z 34:22 na 32.28. Średnia prędkość: 37.8km/h :) Potem spokojny rozjazd. Skróciłem bo w pewnym momencie zobaczyłem fantastyczną chmurę szelfową. W chmurze kilka błysków, więc zdecydowałem skrócić trasę i pojechałem do domu. Niestety chmura poszła bokiem.
Początek chmury, jeszcze niezbyt groźnie wyglądała.
znów to samo :P
Początek chmury, jeszcze niezbyt groźnie wyglądała.
znów to samo :P
- DST 33.00km
- Czas 00:59
- VAVG 33.56km/h
- VMAX 53.00km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 98m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 9 lipca 2014
Kategoria Szosa
Klasycznie
Dziś już nie tak upalnie jak wczoraj. Dużo chmur i sporo wiatru. Klasyczna pętla. Jechało się fajnie, nogi nie narzekały :P W Porąbce coś zaczęło kropić więc nawrót i szybkie tempo do domu, przerywane rozkopywaną drogą Dębno-Melsztyn.
- DST 32.20km
- Czas 01:08
- VAVG 28.41km/h
- VMAX 71.00km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 167m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
z domu na Słowację czyli rekord dystansu :)
Ot tak, ustanawiam swój nowy rekord dystansu. A jak bić rekord to porządnie więc poprawiłem go o ponad 70km :) A jak do tego doszło?
Zaczęło się od planów wypadu na Przehybę za Sączem. Fajnie, pomyślałem, spodobał mi się ten podjazd, choć bardzo ciężki, głównie ze względu na swoją długość (13km). Skoro długa trasa to i trzeba było 'bladym świtem' wstać, w tym przypadku o 7:50 ;). Umówiliśmy się w Brzesku o 9, więc 8:40 wyruszyłem, żeby spokojnie dojechać. Piękny dzień mnie powitał, słoneczko, cieplutko. Oczywiście wiedziałem, że zwiastuje to potem upalną mordęgę, ale można rzec - w końcu. Jakoś nie chciało to lato przyjść przez długi czas, toteż nie miałem zamiaru narzekać.
W Brzesku byłem minutę przed 9, Grzesiek już czekał, Szymek oraz nowy kolega z Brzeska prawie natychmiast nadjechali i ruszyliśmy do Lipnicy, spotkać kolegę z Bochni. Typowa dojazdówka, więc cisnęliśmy średnio mocnym tempem główną szosą. Za Gnojnikiem podziękowaliśmy jej i bocznymi drogami i dróżkami dojechaliśmy do Lipnicy Murowanej. Kolega już czekał więc bez ceregieli ruszyliśmy dalej.
Jechało się bardzo przyjemnie, tempo w sam raz i tak to przelatywaliśmy przez kolejne wioski i miejscowości. Różnymi tajnymi bocznymi skrótami dostaliśmy się do Łososiny, gdzie w najlepsze startowały i siadały samoloty. My tymczasem brnęliśmy na przód, znów unikając krajówki, za to dorzucając sobie fajne podjazdy. Tym sposobem nawet nie wiem kiedy wjechaliśmy do Chełmca. Znaczyło to, że jesteśmy już na wysokości N. Sącza. Droga przyjemna bo bardzo szeroka, dość mały ruch.
Zajechaliśmy do Gołkowic, ja myślami byłem już w tamtejszym sklepie u stóp początku podjazdu pod Przehybę, gdy pada pytanie "a może tak zmienimy trasę?..." ha. Chłopaki zaproponowali Krościenko i powrót przez Słowację, na co mi oczy się zaświeciły ;] Taka okazja, to musowo zmieniamy trasę. Tak więc pojechaliśmy dalej, na Krościenko nad Dunajcem, zatrzymując się po drodze w sklepie. Kupiłem sobie upragnione Pepsi, które cholernie smakuje w takich sytuacjach :)
Trasa zrobiła się bardzo malownicza, piękne dość spore, zalesione pagórki otaczały wijącą się razem z Dunajcem drogę - poezja. Minęliśmy Tylmanową i zawitaliśmy do Krościenka, które dość szybko minęliśmy na rzecz Szczawnicy :) Tam drugi raz sklep i odpoczynek. Po odsapnięciu pełna na przód na Słowację, przydała się przerwa bo od razu spory podjazd do Lesnicy. Na szczycie kolejna przerwa, podziwianie widoków, piękny widok na Tatry i ... ciemną chmurą, która na dodatek wydawała niepokojące dźwięki ;)
Zjechaliśmy na dół i skręciliśmy jak to było mówione w lewo na Starą Lubovnę. Coś jednak pokręciło się koledze z Brzeska i skręcił w prawo... Gdy nasze czekanie nie przyniosło skutku, zaczęliśmy dzwonić. Połączenie było tragczine i jedyne co ustaliliśmy to to, że kolega jest cały i jedzie.... gdzieś, napewno nie tam gdzie miał jechać bo staliśmy i czekaliśmy dobre 20 minut. Nie wiadomo było co robić, bo nagle kolega odjechał w jednym z dwóch możliwych kierunków na dobre 20-30 minut. Na szczęście wiedzieliśmy, że kolega to dystansowiec, takie jazdy to dla niego nie nowość, więc jedyne co mogliśmy zrobić to pojechać dalej, co jakiś czas bezskutecznie próbując ustalić telefonicznie, gdzie kolega jest. Dziwna sytuacja, bardzo dziwna, ale bywają jak widać i takie. Pojechaliśmy więc, trochę zadziwieni tym co zaszło. Chmury coraz groźniejsze zaczęły się zbierać, zerwał się wiatr, ogólnie nie dobrze.
Jechało się jednak dobrze. W owej Starej Lubovni (to się odmienia jakoś w ogóle??) skręciliśmy na Polskę i na długi 5 kilometrowy podjazd. Z naszej lewej ładna panorama górek i niestety piękny widok lejącego deszczu, zbliżającego się nieuchronnie. Do tego efektowne błyskawice dopełniały groteskowego widoku. Deszcz dopadł nas na początku zjazdu, wyczucie czasu doskonałe... Na zjeździe straciłem bidon, który wyleciał i na dodatek wpadł mi pod tylne koło. Wszystko przy koło 60km/h, z początku myślałem, że mi opona wybuchła :P Bidon został, bo zaczynało coraz bardziej lać, a zanim bym się zatrzymał i targał pod górę to by minęła kupa czasu. Zresztą sam bidon się rozleciał więc odpuściłem. Zjechaliśmy już mokrzy, ale na granicy wyszło słońce.
Piwniczna-Zdrój tam właśnie wjechaliśmy, i tam nadzialiśmy się na okropny odcinek bruku. Odcinek nie długi na szczęście. Dojechaliśmy do Nowego Sącza, gdzie złapało nas totalne oberwanie chmury. Katastrofa. Zero widoczności, woda wszędzie, zero hamulców, do tego centrum miasta, światła, skrzyżowania i auta. Szybko schowaliśmy się pod dach, ale wody hektolitry. Polało dobre 25 minut, kilka razy walnęło też dość blisko. Po deszczu jakaś kompletna tragedia z jazdą. Zimno. Zimno jak w zimie, a nawet gorzej ;) Nie kontrolowane zgrzytanie zębów to jeden z objawów ;P Szybko na szczęście wpadliśmy do lokalu z kebabami bo cały dzień na batonach i bananach to się nie da. Po zjedzeniu, pierwsze km ciężko masakrycznie, zimno straszliwie. Dopiero po dobrych 10 minutach jako tako się rozgrzałem.
Na światłach przy wylocie na Brzesko niespodzianka. Z prawej strony zajeżdża zgubiony na Słowacji kolega :D Do Brzeska jechaliśmy najprostszą możliwą trasą, czyli krajówką. Na przemian przechodził deszcz i słońce, ale było już ciepło po dobrym rozgrzaniu się. Tempo dobre, choć ponad 200km w nogach. Szybko minęliśmy Łososinę, Czchów i już po chwili 'codzienność' czyli Lewniowa. Do Brzeska kilka km znów główną, bardzo mocna zmiana Grześka i wjazd do centrum. Na koniec przez Jadowniki do Sterkowca z Grześkiem, i do domu już sam. Dumny wjazd na 'kreskę' i koniec ;)
No wyszło trochę inaczej niż miało być. Ale jakże niesamowicie :) Masa nowych terenów, jakiś kosmiczny dla mnie dystans, tylko pogoda zawaliła ale tak to bywa.
Co mnie zdziwiło mało jadłem w trasie. Tak to się prezentuje:
1 banan
2 batoniki musli
0,5 tubki mleka
1 kebab
1 żel
Napoje trochę więcej:
1,5L izotoniku
1L wody smakowej
3x puszka pepsi + po powrocie od razu kolejna.
Oby więcej takich wypraw!
Zaczęło się od planów wypadu na Przehybę za Sączem. Fajnie, pomyślałem, spodobał mi się ten podjazd, choć bardzo ciężki, głównie ze względu na swoją długość (13km). Skoro długa trasa to i trzeba było 'bladym świtem' wstać, w tym przypadku o 7:50 ;). Umówiliśmy się w Brzesku o 9, więc 8:40 wyruszyłem, żeby spokojnie dojechać. Piękny dzień mnie powitał, słoneczko, cieplutko. Oczywiście wiedziałem, że zwiastuje to potem upalną mordęgę, ale można rzec - w końcu. Jakoś nie chciało to lato przyjść przez długi czas, toteż nie miałem zamiaru narzekać.
W Brzesku byłem minutę przed 9, Grzesiek już czekał, Szymek oraz nowy kolega z Brzeska prawie natychmiast nadjechali i ruszyliśmy do Lipnicy, spotkać kolegę z Bochni. Typowa dojazdówka, więc cisnęliśmy średnio mocnym tempem główną szosą. Za Gnojnikiem podziękowaliśmy jej i bocznymi drogami i dróżkami dojechaliśmy do Lipnicy Murowanej. Kolega już czekał więc bez ceregieli ruszyliśmy dalej.
Jechało się bardzo przyjemnie, tempo w sam raz i tak to przelatywaliśmy przez kolejne wioski i miejscowości. Różnymi tajnymi bocznymi skrótami dostaliśmy się do Łososiny, gdzie w najlepsze startowały i siadały samoloty. My tymczasem brnęliśmy na przód, znów unikając krajówki, za to dorzucając sobie fajne podjazdy. Tym sposobem nawet nie wiem kiedy wjechaliśmy do Chełmca. Znaczyło to, że jesteśmy już na wysokości N. Sącza. Droga przyjemna bo bardzo szeroka, dość mały ruch.
Zajechaliśmy do Gołkowic, ja myślami byłem już w tamtejszym sklepie u stóp początku podjazdu pod Przehybę, gdy pada pytanie "a może tak zmienimy trasę?..." ha. Chłopaki zaproponowali Krościenko i powrót przez Słowację, na co mi oczy się zaświeciły ;] Taka okazja, to musowo zmieniamy trasę. Tak więc pojechaliśmy dalej, na Krościenko nad Dunajcem, zatrzymując się po drodze w sklepie. Kupiłem sobie upragnione Pepsi, które cholernie smakuje w takich sytuacjach :)
Trasa zrobiła się bardzo malownicza, piękne dość spore, zalesione pagórki otaczały wijącą się razem z Dunajcem drogę - poezja. Minęliśmy Tylmanową i zawitaliśmy do Krościenka, które dość szybko minęliśmy na rzecz Szczawnicy :) Tam drugi raz sklep i odpoczynek. Po odsapnięciu pełna na przód na Słowację, przydała się przerwa bo od razu spory podjazd do Lesnicy. Na szczycie kolejna przerwa, podziwianie widoków, piękny widok na Tatry i ... ciemną chmurą, która na dodatek wydawała niepokojące dźwięki ;)
Zjechaliśmy na dół i skręciliśmy jak to było mówione w lewo na Starą Lubovnę. Coś jednak pokręciło się koledze z Brzeska i skręcił w prawo... Gdy nasze czekanie nie przyniosło skutku, zaczęliśmy dzwonić. Połączenie było tragczine i jedyne co ustaliliśmy to to, że kolega jest cały i jedzie.... gdzieś, napewno nie tam gdzie miał jechać bo staliśmy i czekaliśmy dobre 20 minut. Nie wiadomo było co robić, bo nagle kolega odjechał w jednym z dwóch możliwych kierunków na dobre 20-30 minut. Na szczęście wiedzieliśmy, że kolega to dystansowiec, takie jazdy to dla niego nie nowość, więc jedyne co mogliśmy zrobić to pojechać dalej, co jakiś czas bezskutecznie próbując ustalić telefonicznie, gdzie kolega jest. Dziwna sytuacja, bardzo dziwna, ale bywają jak widać i takie. Pojechaliśmy więc, trochę zadziwieni tym co zaszło. Chmury coraz groźniejsze zaczęły się zbierać, zerwał się wiatr, ogólnie nie dobrze.
Jechało się jednak dobrze. W owej Starej Lubovni (to się odmienia jakoś w ogóle??) skręciliśmy na Polskę i na długi 5 kilometrowy podjazd. Z naszej lewej ładna panorama górek i niestety piękny widok lejącego deszczu, zbliżającego się nieuchronnie. Do tego efektowne błyskawice dopełniały groteskowego widoku. Deszcz dopadł nas na początku zjazdu, wyczucie czasu doskonałe... Na zjeździe straciłem bidon, który wyleciał i na dodatek wpadł mi pod tylne koło. Wszystko przy koło 60km/h, z początku myślałem, że mi opona wybuchła :P Bidon został, bo zaczynało coraz bardziej lać, a zanim bym się zatrzymał i targał pod górę to by minęła kupa czasu. Zresztą sam bidon się rozleciał więc odpuściłem. Zjechaliśmy już mokrzy, ale na granicy wyszło słońce.
Piwniczna-Zdrój tam właśnie wjechaliśmy, i tam nadzialiśmy się na okropny odcinek bruku. Odcinek nie długi na szczęście. Dojechaliśmy do Nowego Sącza, gdzie złapało nas totalne oberwanie chmury. Katastrofa. Zero widoczności, woda wszędzie, zero hamulców, do tego centrum miasta, światła, skrzyżowania i auta. Szybko schowaliśmy się pod dach, ale wody hektolitry. Polało dobre 25 minut, kilka razy walnęło też dość blisko. Po deszczu jakaś kompletna tragedia z jazdą. Zimno. Zimno jak w zimie, a nawet gorzej ;) Nie kontrolowane zgrzytanie zębów to jeden z objawów ;P Szybko na szczęście wpadliśmy do lokalu z kebabami bo cały dzień na batonach i bananach to się nie da. Po zjedzeniu, pierwsze km ciężko masakrycznie, zimno straszliwie. Dopiero po dobrych 10 minutach jako tako się rozgrzałem.
Na światłach przy wylocie na Brzesko niespodzianka. Z prawej strony zajeżdża zgubiony na Słowacji kolega :D Do Brzeska jechaliśmy najprostszą możliwą trasą, czyli krajówką. Na przemian przechodził deszcz i słońce, ale było już ciepło po dobrym rozgrzaniu się. Tempo dobre, choć ponad 200km w nogach. Szybko minęliśmy Łososinę, Czchów i już po chwili 'codzienność' czyli Lewniowa. Do Brzeska kilka km znów główną, bardzo mocna zmiana Grześka i wjazd do centrum. Na koniec przez Jadowniki do Sterkowca z Grześkiem, i do domu już sam. Dumny wjazd na 'kreskę' i koniec ;)
No wyszło trochę inaczej niż miało być. Ale jakże niesamowicie :) Masa nowych terenów, jakiś kosmiczny dla mnie dystans, tylko pogoda zawaliła ale tak to bywa.
Co mnie zdziwiło mało jadłem w trasie. Tak to się prezentuje:
1 banan
2 batoniki musli
0,5 tubki mleka
1 kebab
1 żel
Napoje trochę więcej:
1,5L izotoniku
1L wody smakowej
3x puszka pepsi + po powrocie od razu kolejna.
Oby więcej takich wypraw!
- DST 263.20km
- Czas 09:20
- VAVG 28.20km/h
- VMAX 75.00km/h
- Temperatura 30.0°C
- HRmax 187 ( 92%)
- HRavg 147 ( 72%)
- Podjazdy 3050m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 5 lipca 2014
Kategoria Szosa
Okocim, Brzesko
Krótko. Jeśli jutro będzie pogoda to szykuje się grubsza wyprawa :) Dziś do Okocimia na tamtejszy podjazd, wpadł kom. Potem przez Brzesko, wzdłuż A4 i kolejny atak na mini hopca w Mokrzysce - też kom. Wiatr wieje. Obecnie jara słońce i pada deszcz :D
- DST 26.70km
- Czas 00:59
- VAVG 27.15km/h
- VMAX 60.00km/h
- Temperatura 26.0°C
- Podjazdy 199m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 4 lipca 2014
Kategoria Szosa
Brzesko, Biesiadki
Rundka koło 16. Pierwsze 4km za traktorem 27km/h, taki ruch, że się nie dało wyprzedzić, dopiero przed Brzeskiem. Brzesko bardzo zaludnione, ciężko się było przebić. Za Brzeskiem zdecydowałem jechać bokami, bo główna też zaprana autami. Standardowo przez Jasień, Porębe, Uszew, potem przecięcie głównej (nie łatwa rzecz dziś) i w kierunku Biesiadek. Podjazd niskim tempem, przez Biesiadki też wolno. Zjazd do Łoniowej i remontowana droga aż do samej czwórki, coraz więcej zdjętego asfaltu, trzeba będzie unikać tej trasy aż nie zrobią. Troszkę szybciej przez Porąbkę, i dobre tempo do domu.
- DST 42.30km
- Czas 01:33
- VAVG 27.29km/h
- VMAX 55.00km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 275m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 3 lipca 2014
Kategoria Szosa
Radłów, Wojnicz
Zrobiła się lepsza pogoda. Słońce prawie cały czas, jedynie wiatr nie daje o sobie zapomnieć. Pojechałem do Borzęcina standardową trasą, a potem nie standardowo do Radłowa przez Las Radłowski. Z Radłowa przez Łętowice do Wojnicza. W Wojniczu chwila grozy, chciałem się zatrzymać na światłach, już prawie stałem, a tu mi but się nie chce wypiąć :D Na szczęście światła się zmieniły i ruszyłem. Kawałek dalej udało się zatrzymać i wypiąć, poluzowałem śrubę odpowiedzialną za siłę sprężyny i jest ok, ale jakim cudem sama się dokręciła?. Z Wojnicza bocznymi asfaltami do Sufczyna, potem Dębno, zjazd do Porąbki, w której wpadłem do sklepu i potem standardowo powrót do domu.
Wytestowałem nową kolszulkę. Vitesse do kompletu do spodenek, jako, że moje poczucie estetyki cierpiało, gdy jeździłem w niepasujących ciuchach. Udało się dostać od rodzinki na imieniny bo ja spłukany na tyle, że sam bym sobie nie miał za co kupić :P Jeszcze brakuje jakiego przyjemnego kasku i ubiór będzie w komplecie :)
Wytestowałem nową kolszulkę. Vitesse do kompletu do spodenek, jako, że moje poczucie estetyki cierpiało, gdy jeździłem w niepasujących ciuchach. Udało się dostać od rodzinki na imieniny bo ja spłukany na tyle, że sam bym sobie nie miał za co kupić :P Jeszcze brakuje jakiego przyjemnego kasku i ubiór będzie w komplecie :)
- DST 68.20km
- Czas 02:29
- VAVG 27.46km/h
- VMAX 54.00km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 300m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 2 lipca 2014
Kategoria Szosa
Deszczowo, jesiennie...
Późny Październik w pogodzie. Jednak potrzeba kręcenia silniejsza i wyszedłem. Było mokro, zaczynało znów padać i było chłodno. No ale.. Trasa do znudzenia ta sama jak w podobnych przypadkach: do Porąbki i z powrotem z małymi modyfikacjami zależnie od humoru ;)Zaczęło się jeśli chodzi o remont drogi Dębno - Melsztyn. Od Dębna i dalej sporo fragmentów asfaltu sfrezowane, ciężko teraz się tam będzie jeździło, ale za to będzie bomba jak zrobią :). Powrót przez Biadoliny. Zlało mnie konkretnie ale nie narzekam. Ponoć ma być lepiej.
- DST 36.60km
- Czas 01:25
- VAVG 25.84km/h
- VMAX 46.00km/h
- Temperatura 13.0°C
- Podjazdy 330m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze