Wpisy archiwalne w miesiącu
Czerwiec, 2014
Dystans całkowity: | 1000.40 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 35:05 |
Średnia prędkość: | 28.00 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.00 km/h |
Suma podjazdów: | 9655 m |
Maks. tętno maksymalne: | 206 (101 %) |
Maks. tętno średnie: | 168 (82 %) |
Liczba aktywności: | 17 |
Średnio na aktywność: | 58.85 km i 2h 20m |
Więcej statystyk |
Galicja Road Maraton 2014 - piekło Beskidu Wyspowego
14 Czerwca dzień szczególny w moim kalendarzu kolarskim - dzień maratonu w Nowym Wiśniczu. Pobudka o 7:01, ostatnie przygotowania, śniadanie trochę na siłę, rower do samochodu i krótka przeprawa do Wiśnicza na start. Od razu skoczyłem po numer startowy (177) i zająłem się przygotowaniem roweru i tym podobnymi. Na etapie przygotowywania jedzenia i picia zaczaiłem, że nie wziąłem wody :D prochy do rozrobienia miałem ale wody już nie. Szybki namysł i ruszyłem już rowerem do centrum Wiśnicza po picie :)
Koło 9:20 krótka rozgrzewka, i kilka minut potem ruszyłem na miejsce startu. Szybko jednak wróciłem do auta bo zaczęło lać :) Na szczęście po chwili przestało i wszyscy znów zaczęli się ustawiać.
O godzinie 10:00 wspólny start honorowy. Byłem raczej w drugiej połowie stawki, więc zanim ruszyłem czołówka była już kilkaset metrów dalej.
Start niby honorowy ale ogień poszedł. Trzeba było dokręcać żeby złapać kontakt z zawodnikami z przodu. Tętno szalone, nie chciało spaść poniżej 190... Jak się okazało poniżej 185 spadło dopiero po 20km trasy.
Kilka hopek i nastąpił start ostry oraz od razu 4,5km podjazd z premią górską na szczycie. Ogień totalny z przodu, u mnie raczej każdy swoim tempem zacząłem jechać. 45km/h pod górę to nie jest dobry pomysł na pierwszych kilometrach :)
Podjazd na sam początek w miarę łatwy jak na standardy Galicji, więc sobie spokojnie jechałem, z pominięciem jak wspominałem tętna, które dalej szalało. Na premię górską wpadłem tuż za jakimś gościem na którego przypuściłem atak ale ze zbyt twardego przełożenia - więc brakło.
Zdjęcie wykonane przez John Cieślik - Bridgen. Thx!
Na zjeździe dalej sam, ale po nim zaczęła się tworzyć mała grupka, w której jechałem. Dobrze się stało, bo kilka km płaskiego więc w grupie jechało się sprawnie. Na skrzyżowaniu z lewoskrętem koleś z przodu pojechał na wprost mimo, że krzyczeliśmy za nim, że w lewo :) Jeszcze trochę płaskiego i kolejny podjazd. Ciężki do Cichawki z dość dużym nachyleniem. Grupka się lekko rozsypała, na podjeździe trzymałem koło, a nawet byłem szybszy od innych ale traciłem lekko na zjazdach. Jak rok temu.
Po zjeździe od razu kolejny podjazd, do Muchówki tym razem kończący się przy wylocie na drogę wojewódzką. Wojewódzką szliśmy lekko w dół, w małej grupce dość sprawnie choć dołączali z tyłu zawodnicy. Po kilku km skręt w lewo i spory zjazd do Trzciany zakończony bardzo niebezpiecznym fragmentem z ostrym prawym zakrętem. Hamulce miały co robić.
Potem powtórka sytuacji: kolejny duży podjazd z 20% ścianą. Do Zbydniowa. długi i ciężki. Zjazd do Tarnawy i ... podjazd do Starego Rybia. Jeszcze dłuższy i jeszcze cięższy. Zakończony bufetem numer jeden. Na bufet wjechałem sam, wziąłem picie i banana i we trójkę ruszyłem z kolarzami z koszulkami Jaskółka Tarnów :) Jak się okazało z zawodnikami tymi oraz jeszcze z kolarką, którą dogoniliśmy przejechaliśmy razem z bardzo małymi przerwami aż 48km. Fajnie się dobraliśmy :)
Po bufecie mniejsze hopki i trochę zjazdów, potem długi zjazd do Koszar i moment kulminacyjny jak się okazało: podjazd pod Pasierbiec. Skręciliśmy na Pasierbiec i widzimy przed sobą CZARNĄ chmurę. Dosłownie. Zaczęło grzmieć, zaczęło lać strasznie. Na podjeździe nic, ale zjazd na dół po prostu zamienił się w potok. Zjazd tak wolny jak podjazd. Grupka, którą widzieliśmy na początku podjazdu przed nami zdążyła zjechać po suchym, dzięki temu zyskała dobre kilka minut. Nam przepadła szansa na gonienie kogokolwiek. Po trwającym wiecznie zjeździe długi kawał płaskiego z Młynnego do Krosnej. Daliśmy mocne tempo w naszej grupie, a dookoła oberwanie chmury. Woda była wszędzie.
W Krosnej najcięższy podjazd wyścigu. Na początek pionowa ściana, wypłaszczenie zakręt i kolejne kilka takich ścian :) Gdy zdychaliśmy nastąpił kolejny zakręt, a za nim kolejna ściana. Wszystko w granicy 20% Potem skręt w lewo i kolejne kilka ścianek. Każde ponad 15%, między nimi pseudo wypłaszczenie czyli po prostu zamiast 15-20% robiło się 5-10% :D. Nasza koleżanka odjechała lekko do przodu, ja byłem drugi. Na koniec przed bufetem jeszcze jedna cholerna ściana, tak na dobicie :). Na bufecie się nie zatrzymałem, miałem lekką przewagę nad kolegami z grupy ale wiedziałem, że oni zjeżdżają szybciej ode mnie więc postanowiłem czekać na nich na dole. Zjechaliśmy więc z koleżanką na dół, z lekkimi problemami hamulcowymi koleżanka, trochę niebezpiecznie się zrobiło przez moment. Na dole po chwili dołączyli koledzy z Jaskółki i jechaliśmy sobie dalej, choć już nie w komplecie bo koleżanka lekko została.
Kolejny podjazd to serpentyny w Połomie Dużym. W porównaniu z innymi podjazdami ten był całkiem przyjemny i łatwy. Zyskałem sporą przewagę nad kolegami i jak się okazało był do koniec naszej współpracy. Jeden z kolegów miał lekkie problemy więc obaj zostali, a ja pojechałem przez chwilę sam. Przez chwilę bo w Iwkowej na koło siadł jakiś inny kolarz. I tak podjechaliśmy do Iwkowej. Zjazd serpentynami na całe szczęście szybki bo było sucho. Kolega odjechał, inny mnie dogonił, ja dogoniłem jeszcze innego i zostawiłem obu w tyle na podjeździe do Lipnicy. Tamtego wcześniejszego cały czas widziałem z przodu ze 100m. Nie dało rady jednak dogonić.
Ostatni podjazd nadszedł. Swoim tempem, cały czas patrzyłem do tyłu ale nikt nie nadjeżdżał. Na zjeździe do Wiśnicza złapałem dwóch innych kolarzy. Zaczęło bardzo mocno padać miałem problem z utrzymaniem koła, jednak dogoniłem ich w Wiśniczu. Na ostatni kilometr wjechaliśmy razem. Na 200m przed metą zaatakowałem, złapały mnie skurcze ale dałem radę dojechać przed nimi.
Trochę zaskoczyło mnie miejsce. Dopiero 93 lokata, tylko 5 oczek wyżej jak rok temu mimo tego, że dziś średnia wyniosła 26,5 km/h a rok temu 24,6km/h... Poziom musiał być wyższy, no i ten cholerny deszcz zwolnił nas katastrofalnie.
Ale tak czy tak jestem bardzo zadowolony. Przygoda super. Wspólny start przy zamkniętej trasie - bajka. Po prostu można się poczuć jak w pro tourze. 150 kolarzy jedzie całą drogą, skrzyżowania zabezpieczone przez Policję i Straż, super sprawa. Oczywiście tak było tylko przez pierwsze 10km ale zawsze coś. Kawał dobrego ścigania :)
Kolega Grzesiek zajął 19 miejsce Open i 3 w swojej kategorii. Wiedziałem, że trening ze mną się opłacą :PP
Koło 9:20 krótka rozgrzewka, i kilka minut potem ruszyłem na miejsce startu. Szybko jednak wróciłem do auta bo zaczęło lać :) Na szczęście po chwili przestało i wszyscy znów zaczęli się ustawiać.
O godzinie 10:00 wspólny start honorowy. Byłem raczej w drugiej połowie stawki, więc zanim ruszyłem czołówka była już kilkaset metrów dalej.
Start niby honorowy ale ogień poszedł. Trzeba było dokręcać żeby złapać kontakt z zawodnikami z przodu. Tętno szalone, nie chciało spaść poniżej 190... Jak się okazało poniżej 185 spadło dopiero po 20km trasy.
Kilka hopek i nastąpił start ostry oraz od razu 4,5km podjazd z premią górską na szczycie. Ogień totalny z przodu, u mnie raczej każdy swoim tempem zacząłem jechać. 45km/h pod górę to nie jest dobry pomysł na pierwszych kilometrach :)
Podjazd na sam początek w miarę łatwy jak na standardy Galicji, więc sobie spokojnie jechałem, z pominięciem jak wspominałem tętna, które dalej szalało. Na premię górską wpadłem tuż za jakimś gościem na którego przypuściłem atak ale ze zbyt twardego przełożenia - więc brakło.
Zdjęcie wykonane przez John Cieślik - Bridgen. Thx!
Na zjeździe dalej sam, ale po nim zaczęła się tworzyć mała grupka, w której jechałem. Dobrze się stało, bo kilka km płaskiego więc w grupie jechało się sprawnie. Na skrzyżowaniu z lewoskrętem koleś z przodu pojechał na wprost mimo, że krzyczeliśmy za nim, że w lewo :) Jeszcze trochę płaskiego i kolejny podjazd. Ciężki do Cichawki z dość dużym nachyleniem. Grupka się lekko rozsypała, na podjeździe trzymałem koło, a nawet byłem szybszy od innych ale traciłem lekko na zjazdach. Jak rok temu.
Po zjeździe od razu kolejny podjazd, do Muchówki tym razem kończący się przy wylocie na drogę wojewódzką. Wojewódzką szliśmy lekko w dół, w małej grupce dość sprawnie choć dołączali z tyłu zawodnicy. Po kilku km skręt w lewo i spory zjazd do Trzciany zakończony bardzo niebezpiecznym fragmentem z ostrym prawym zakrętem. Hamulce miały co robić.
Potem powtórka sytuacji: kolejny duży podjazd z 20% ścianą. Do Zbydniowa. długi i ciężki. Zjazd do Tarnawy i ... podjazd do Starego Rybia. Jeszcze dłuższy i jeszcze cięższy. Zakończony bufetem numer jeden. Na bufet wjechałem sam, wziąłem picie i banana i we trójkę ruszyłem z kolarzami z koszulkami Jaskółka Tarnów :) Jak się okazało z zawodnikami tymi oraz jeszcze z kolarką, którą dogoniliśmy przejechaliśmy razem z bardzo małymi przerwami aż 48km. Fajnie się dobraliśmy :)
Po bufecie mniejsze hopki i trochę zjazdów, potem długi zjazd do Koszar i moment kulminacyjny jak się okazało: podjazd pod Pasierbiec. Skręciliśmy na Pasierbiec i widzimy przed sobą CZARNĄ chmurę. Dosłownie. Zaczęło grzmieć, zaczęło lać strasznie. Na podjeździe nic, ale zjazd na dół po prostu zamienił się w potok. Zjazd tak wolny jak podjazd. Grupka, którą widzieliśmy na początku podjazdu przed nami zdążyła zjechać po suchym, dzięki temu zyskała dobre kilka minut. Nam przepadła szansa na gonienie kogokolwiek. Po trwającym wiecznie zjeździe długi kawał płaskiego z Młynnego do Krosnej. Daliśmy mocne tempo w naszej grupie, a dookoła oberwanie chmury. Woda była wszędzie.
W Krosnej najcięższy podjazd wyścigu. Na początek pionowa ściana, wypłaszczenie zakręt i kolejne kilka takich ścian :) Gdy zdychaliśmy nastąpił kolejny zakręt, a za nim kolejna ściana. Wszystko w granicy 20% Potem skręt w lewo i kolejne kilka ścianek. Każde ponad 15%, między nimi pseudo wypłaszczenie czyli po prostu zamiast 15-20% robiło się 5-10% :D. Nasza koleżanka odjechała lekko do przodu, ja byłem drugi. Na koniec przed bufetem jeszcze jedna cholerna ściana, tak na dobicie :). Na bufecie się nie zatrzymałem, miałem lekką przewagę nad kolegami z grupy ale wiedziałem, że oni zjeżdżają szybciej ode mnie więc postanowiłem czekać na nich na dole. Zjechaliśmy więc z koleżanką na dół, z lekkimi problemami hamulcowymi koleżanka, trochę niebezpiecznie się zrobiło przez moment. Na dole po chwili dołączyli koledzy z Jaskółki i jechaliśmy sobie dalej, choć już nie w komplecie bo koleżanka lekko została.
Kolejny podjazd to serpentyny w Połomie Dużym. W porównaniu z innymi podjazdami ten był całkiem przyjemny i łatwy. Zyskałem sporą przewagę nad kolegami i jak się okazało był do koniec naszej współpracy. Jeden z kolegów miał lekkie problemy więc obaj zostali, a ja pojechałem przez chwilę sam. Przez chwilę bo w Iwkowej na koło siadł jakiś inny kolarz. I tak podjechaliśmy do Iwkowej. Zjazd serpentynami na całe szczęście szybki bo było sucho. Kolega odjechał, inny mnie dogonił, ja dogoniłem jeszcze innego i zostawiłem obu w tyle na podjeździe do Lipnicy. Tamtego wcześniejszego cały czas widziałem z przodu ze 100m. Nie dało rady jednak dogonić.
Ostatni podjazd nadszedł. Swoim tempem, cały czas patrzyłem do tyłu ale nikt nie nadjeżdżał. Na zjeździe do Wiśnicza złapałem dwóch innych kolarzy. Zaczęło bardzo mocno padać miałem problem z utrzymaniem koła, jednak dogoniłem ich w Wiśniczu. Na ostatni kilometr wjechaliśmy razem. Na 200m przed metą zaatakowałem, złapały mnie skurcze ale dałem radę dojechać przed nimi.
Trochę zaskoczyło mnie miejsce. Dopiero 93 lokata, tylko 5 oczek wyżej jak rok temu mimo tego, że dziś średnia wyniosła 26,5 km/h a rok temu 24,6km/h... Poziom musiał być wyższy, no i ten cholerny deszcz zwolnił nas katastrofalnie.
Ale tak czy tak jestem bardzo zadowolony. Przygoda super. Wspólny start przy zamkniętej trasie - bajka. Po prostu można się poczuć jak w pro tourze. 150 kolarzy jedzie całą drogą, skrzyżowania zabezpieczone przez Policję i Straż, super sprawa. Oczywiście tak było tylko przez pierwsze 10km ale zawsze coś. Kawał dobrego ścigania :)
Kolega Grzesiek zajął 19 miejsce Open i 3 w swojej kategorii. Wiedziałem, że trening ze mną się opłacą :PP
- DST 119.60km
- Czas 04:30
- VAVG 26.58km/h
- VMAX 71.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- HRmax 196 ( 96%)
- HRavg 168 ( 82%)
- Podjazdy 2200m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 11 czerwca 2014
Kategoria Szosa
wieczorne Biesiadki
Wyjazd tuż przed 20:00. Najpierw do Brzeska, o tej porze pustego, potem krajówką do Uszwi. Krajówka też dość spokojna. Potem przez Zawadę i podjazd do Biesiadek. Kawałek grzbietem góry i zjazd do Łoniowej. Od Łoniowej do Dębna troszkę przycisnąłem, a tak po za tym tempo regeneracyjne przed Sobotą :) Od Dębna dłuższym wariantem przez Wolę i Maszkienice. Przyjazd już prawie po ciemku ale miałem lampy.
- DST 42.10km
- Czas 01:26
- VAVG 29.37km/h
- VMAX 52.00km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 235m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 8 czerwca 2014
Kategoria Szosa
Niedziela
Niedzielna pętelka przy full lampie. Wyjechałem z zamiarem płaskiej trasy ale wiało i zmieniłem plany na górki. Najpierw mały podjazd przez las na Woli, potem przecięcie czwórki i od razu długi ponad 4km podjazd pod Godów ze stromą ścianą na końcu. Dziś troszkę odpaliłem tam i poprawiłem najlepszy czas.
Potem jeszcze kawałek pod górę i zjazd do Łysej Góry, dziurawy jak zawsze ale jakoś zjechany. Bezpośrednio po zjeździe kolejny podjazd, tym razem do Jaworska. Tym razem tempo bardzo spokojne. Zjechałem nie serpentynami ale drugim wariantem. Chwila płaskiego i ostatni duży podjazd: Gwoździec. Też bardzo spokojnie dziś.
Mocniej depnąłem na zjeździe do Niedźwiedzy, aby spróbować zdobyć koma. Udało się :)
Przez Niedźwiedzę, Łoniową do Dołów tempo raczej średnie. W Porąbce coś bliżej nie określonego się działo, bo na parkingu stała masa samochodów. W kościele cisza, w grocie cisza, pod zajazdem pusto, więc nie wiem o co biegało. Wyglądało to na jakiś zlot kogoś, ale chyba nie samochodowy bo auta różne, choć paściów wśród nich nie widziałem :P
Więc w Porąbce pętelka i mocniej w kierunku Dębna. W Dębnie zrobiłem przerwę na skorygowanie siodełka, ale po 10m znów musiałem się zatrzymać bo wyszło fatalnie. Do domu takim tempem w granicach 30-32km/h.
Jakoś tak w zasadzie bez historii. Jutro początek ostatniego tygodnia semestru, Wtorek będzie 'ciekawy', mamy obiecaną rzeźnię :/
A w Sobotę Galicja Road Maraton 2014, zaczynam powoli przygotowania już bezpośrednie :)
Potem jeszcze kawałek pod górę i zjazd do Łysej Góry, dziurawy jak zawsze ale jakoś zjechany. Bezpośrednio po zjeździe kolejny podjazd, tym razem do Jaworska. Tym razem tempo bardzo spokojne. Zjechałem nie serpentynami ale drugim wariantem. Chwila płaskiego i ostatni duży podjazd: Gwoździec. Też bardzo spokojnie dziś.
Mocniej depnąłem na zjeździe do Niedźwiedzy, aby spróbować zdobyć koma. Udało się :)
Przez Niedźwiedzę, Łoniową do Dołów tempo raczej średnie. W Porąbce coś bliżej nie określonego się działo, bo na parkingu stała masa samochodów. W kościele cisza, w grocie cisza, pod zajazdem pusto, więc nie wiem o co biegało. Wyglądało to na jakiś zlot kogoś, ale chyba nie samochodowy bo auta różne, choć paściów wśród nich nie widziałem :P
Więc w Porąbce pętelka i mocniej w kierunku Dębna. W Dębnie zrobiłem przerwę na skorygowanie siodełka, ale po 10m znów musiałem się zatrzymać bo wyszło fatalnie. Do domu takim tempem w granicach 30-32km/h.
Jakoś tak w zasadzie bez historii. Jutro początek ostatniego tygodnia semestru, Wtorek będzie 'ciekawy', mamy obiecaną rzeźnię :/
A w Sobotę Galicja Road Maraton 2014, zaczynam powoli przygotowania już bezpośrednie :)
- DST 51.60km
- Czas 01:56
- VAVG 26.69km/h
- VMAX 63.00km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 532m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Jaworz (921m), Limanowa - czyli dobry sposób na Piątek
Wczoraj zaproponowałem na dziś jakąś przyjemną pętelkę po południu. Dość szybko zebrała się nasza stała ekipa. Dziś okazało się, że ta 'przyjemna pętelka po południu', to grubo ponad 100km, od godz. 13... w sumie jest to już po południu :)
Ja na kilometry zawsze jestem chętny więc plan mi się spodobał.
Ruszyłem 12:38, jak prawie zawsze o wiele za wcześnie. Żeby być na zbiórce idealnie o czasie musiałbym zapieprzać ze średnią 18km/h ;)
Jak na złość noga jednak podawała ponad 30 więc lekko nadłożyłem km. Poczekałem kilka minut i ruszyliśmy w kierunku Łoniowej.
Jazda do Łoniowej spokojna, trochę sobie pogadaliśmy. Potem podjazd do Złotej też podjechany bez spiny. Do Złotej z góry jest fajny zjazd ale dziś jak na złość z każdego zakrętu wyjeżdżały samochody, więc nie dało rady jakoś porządnie się złożyć. A szkoda.
Za Złotą wjechaliśmy na główną w Jurkowie i chwilę potem odbiliśmy na rondzie na Czchów i N. Sącz. Chwilę potem dość bliskie spotkanie z TIRem zaliczyłem. Gość mnie wyprzedzał, ale zanim naczepa mnie minęła to zaczął zjeżdżać z powrotem na swój pas. Powiem tak, że musiałem lewe ramię do siebie przybliżyć żeby uniknąć kontaktu. No miałem jeszcze w obwodzie szutrowe pobocze, ale wolałem taką możliwość zostawić jako ostateczność. Było groźnie, nie powiem ale jakieś tam lekkie pole manewru miałem, i co ważne widziałem co się święci.
Tak więc jechaliśmy przez Czchów, po zmianach naprawdę dobry tempem. Od Jurkowa do Łososiny Dolnej, równo 12km zrobiliśmy średnią 36,1km/h :)
Za lotniskiem w Łososinie odbiliśmy na Ujanowice ale zanim do nich dojechaliśmy to skręciliśmy w lewo na Rojówkę i Chomranice. Tam zaczęły się hopki i nawet większe podjazdy. W Chomranicach ciekawy zjazd, spore nachylenie ale na końcu seria 90 stopniowych zakrętów oraz przejazd kolejowy. Hamulce popracowały ;)
Niedługo potem po chwili płaskiej drogi skręciliśmy w prawo na podjazd dnia czyli Jaworz.
Jaworz jak podpowiada internet to najwyższy szczyt Pasma Łososińskiego w Beskidzie Wyspowym (921m n.p.m).
Na początku spokojne hopki oraz bardzo ciekawy widok na kamieniołom, gdzie wydobywa się piaskowiec.
Zaraz potem właściwy podjazd. Dość ciężki przez kilka fragmentów z porządnymi nachyleniami. Około 2,3km o średnim nachyleniu 11% + ścianki, gdzie trza było przepychać. Pod 20% spokojnie wydaje się mi oraz geocontextowi ;)
Podjechaliśmy do końca asfaltu, a potem hehe weszliśmy w teren ;] Szosa, spdy i my włażący po śliskich kamieniach na jakieś kosmiczne ścianki ;D Potem wleźliśmy na wieżę widokową po schodach bardziej przypominających drabinę :P
Za to na górze widok kapitalny! Szeroka panorama, niestety widoczność bardzo kiepska, bo normalnie to tam pewnie kosmos jest :)
I tak było pięknie.
Po zdjęciach zeszliśmy kawałek w dół, już nie kamieniami ale łąką i na asfalcie wsiedliśmy na rowery i pojechaliśmy w dół. Klocki hamulcowe miały kupę roboty.Dopiero na dole dołączył Grzesiek, który ruszył prawie godzinę po nas.
Nastąpiła przerwa na sklep i potem pojechaliśmy na Limanową. Teren już cały czas pagórkowaty. Na jednej hopce zaatakowałem ot tak dla picu. Nogi piekły, a pulsometr zwariował i pokazał 101% tętna :D. Chyba mam źle ten puls obliczony bo nie wiem czy ot tak 101% można osiągnąć. Atak był mocny ale bez przesady.
Z Limanowej udaliśmy się na Piekiełko i Stare Rybie, odwrotnie jak za tydzień pojedzie Galicja Road Maraton. Dość ciężkie podjazdy, dawały się już we znaki ale dawaliśmy radę. W Starym Rybiu superowy zjazd, dość długi. Zaszalałem i jak się okazało wpadł KOM, a nawet nie wiedziałem, że tam segment jest :D 3km @avg 56,5km/h ;]
Potem mijaliśmy Tarnawę, Grabie, Łapanów. Za Łapanowem pojechaliśmy nieznaną mi boczną fajną drogą. Bardzo spokojnie, ale spory kawał pod górę.
Potem już troszkę bardziej znane mi tereny, był Sobolów, Zawada, a potem już w kierunku Nowego Wiśnicza. W Wiśniczu jeszcze szybka przerwa na Pepsi i już w stronę domu, dając fajne mocne tempo. Ostatni framgent do Brzeska zatłoczoną krajówką.
I na koniec przez Jadowniki wróciłem do domu...
No więc fajnie wyszło, rozgrzewka przed maratonem jak trza. 150km i prawie 2km w pionie :) Nowe tereny poznane. Pozytywnie. I nawet nie lało :D
Ja na kilometry zawsze jestem chętny więc plan mi się spodobał.
Ruszyłem 12:38, jak prawie zawsze o wiele za wcześnie. Żeby być na zbiórce idealnie o czasie musiałbym zapieprzać ze średnią 18km/h ;)
Jak na złość noga jednak podawała ponad 30 więc lekko nadłożyłem km. Poczekałem kilka minut i ruszyliśmy w kierunku Łoniowej.
Jazda do Łoniowej spokojna, trochę sobie pogadaliśmy. Potem podjazd do Złotej też podjechany bez spiny. Do Złotej z góry jest fajny zjazd ale dziś jak na złość z każdego zakrętu wyjeżdżały samochody, więc nie dało rady jakoś porządnie się złożyć. A szkoda.
Za Złotą wjechaliśmy na główną w Jurkowie i chwilę potem odbiliśmy na rondzie na Czchów i N. Sącz. Chwilę potem dość bliskie spotkanie z TIRem zaliczyłem. Gość mnie wyprzedzał, ale zanim naczepa mnie minęła to zaczął zjeżdżać z powrotem na swój pas. Powiem tak, że musiałem lewe ramię do siebie przybliżyć żeby uniknąć kontaktu. No miałem jeszcze w obwodzie szutrowe pobocze, ale wolałem taką możliwość zostawić jako ostateczność. Było groźnie, nie powiem ale jakieś tam lekkie pole manewru miałem, i co ważne widziałem co się święci.
Tak więc jechaliśmy przez Czchów, po zmianach naprawdę dobry tempem. Od Jurkowa do Łososiny Dolnej, równo 12km zrobiliśmy średnią 36,1km/h :)
Za lotniskiem w Łososinie odbiliśmy na Ujanowice ale zanim do nich dojechaliśmy to skręciliśmy w lewo na Rojówkę i Chomranice. Tam zaczęły się hopki i nawet większe podjazdy. W Chomranicach ciekawy zjazd, spore nachylenie ale na końcu seria 90 stopniowych zakrętów oraz przejazd kolejowy. Hamulce popracowały ;)
Niedługo potem po chwili płaskiej drogi skręciliśmy w prawo na podjazd dnia czyli Jaworz.
Jaworz jak podpowiada internet to najwyższy szczyt Pasma Łososińskiego w Beskidzie Wyspowym (921m n.p.m).
Na początku spokojne hopki oraz bardzo ciekawy widok na kamieniołom, gdzie wydobywa się piaskowiec.
Zaraz potem właściwy podjazd. Dość ciężki przez kilka fragmentów z porządnymi nachyleniami. Około 2,3km o średnim nachyleniu 11% + ścianki, gdzie trza było przepychać. Pod 20% spokojnie wydaje się mi oraz geocontextowi ;)
Podjechaliśmy do końca asfaltu, a potem hehe weszliśmy w teren ;] Szosa, spdy i my włażący po śliskich kamieniach na jakieś kosmiczne ścianki ;D Potem wleźliśmy na wieżę widokową po schodach bardziej przypominających drabinę :P
Za to na górze widok kapitalny! Szeroka panorama, niestety widoczność bardzo kiepska, bo normalnie to tam pewnie kosmos jest :)
I tak było pięknie.
Po zdjęciach zeszliśmy kawałek w dół, już nie kamieniami ale łąką i na asfalcie wsiedliśmy na rowery i pojechaliśmy w dół. Klocki hamulcowe miały kupę roboty.Dopiero na dole dołączył Grzesiek, który ruszył prawie godzinę po nas.
Nastąpiła przerwa na sklep i potem pojechaliśmy na Limanową. Teren już cały czas pagórkowaty. Na jednej hopce zaatakowałem ot tak dla picu. Nogi piekły, a pulsometr zwariował i pokazał 101% tętna :D. Chyba mam źle ten puls obliczony bo nie wiem czy ot tak 101% można osiągnąć. Atak był mocny ale bez przesady.
Z Limanowej udaliśmy się na Piekiełko i Stare Rybie, odwrotnie jak za tydzień pojedzie Galicja Road Maraton. Dość ciężkie podjazdy, dawały się już we znaki ale dawaliśmy radę. W Starym Rybiu superowy zjazd, dość długi. Zaszalałem i jak się okazało wpadł KOM, a nawet nie wiedziałem, że tam segment jest :D 3km @avg 56,5km/h ;]
Potem mijaliśmy Tarnawę, Grabie, Łapanów. Za Łapanowem pojechaliśmy nieznaną mi boczną fajną drogą. Bardzo spokojnie, ale spory kawał pod górę.
Potem już troszkę bardziej znane mi tereny, był Sobolów, Zawada, a potem już w kierunku Nowego Wiśnicza. W Wiśniczu jeszcze szybka przerwa na Pepsi i już w stronę domu, dając fajne mocne tempo. Ostatni framgent do Brzeska zatłoczoną krajówką.
I na koniec przez Jadowniki wróciłem do domu...
No więc fajnie wyszło, rozgrzewka przed maratonem jak trza. 150km i prawie 2km w pionie :) Nowe tereny poznane. Pozytywnie. I nawet nie lało :D
- DST 150.20km
- Czas 05:38
- VAVG 26.66km/h
- VMAX 73.00km/h
- Temperatura 25.0°C
- HRmax 206 (101%)
- HRavg 154 ( 75%)
- Podjazdy 1975m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 4 czerwca 2014
Kategoria Szosa
początek weekendu
I znów weekend ;] na początek po uczelni pętelka. Pierwsze 20km po trasie czasówki dość mocne żeby przepalić nogę, potem spokojniej. Z samej trasy ITT wyszło 32,4km/h (20km), z czego pierwsze 10km 31,5km/h, a drugie 10km - 33,5km/h.
Potem podjazd do Porąbki w Dębnie, przez Porąbkę i nawrót. W Dębnie zamiast cisnąć płaską drogą, odbiłem w lewo na boczną drogę z hopkami. Przeciąłem czwórkę i do domu przez Makszkienice.
Wytestowałem dośc ciekawą aplikację, która pobiera pliki .gpx z segmentów stravy i pokazuje 'ducha' na żywo jak jedzie się dany segment. Jakby mieć telefon na kierownicy to świetne narzędzie. Oprócz tego apka daje sygnał dzwiękowy, gdy zaczynamy i kończymy dany segment. Podobno też informuje o czasie głosowo ale nie zanotowałem takiego bajeru ;P. W każdym razie fajna sprawa.
Potem podjazd do Porąbki w Dębnie, przez Porąbkę i nawrót. W Dębnie zamiast cisnąć płaską drogą, odbiłem w lewo na boczną drogę z hopkami. Przeciąłem czwórkę i do domu przez Makszkienice.
Wytestowałem dośc ciekawą aplikację, która pobiera pliki .gpx z segmentów stravy i pokazuje 'ducha' na żywo jak jedzie się dany segment. Jakby mieć telefon na kierownicy to świetne narzędzie. Oprócz tego apka daje sygnał dzwiękowy, gdy zaczynamy i kończymy dany segment. Podobno też informuje o czasie głosowo ale nie zanotowałem takiego bajeru ;P. W każdym razie fajna sprawa.
- DST 45.20km
- Czas 01:34
- VAVG 28.85km/h
- VMAX 57.00km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 218m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 2 czerwca 2014
Kategoria Holender
Dworzec wczoraj
Wczoraj na pociąg. Po południu lało jak wracałem.
- DST 5.60km
- Podjazdy 10m
- Sprzęt Miejski
- Aktywność Jazda na rowerze
Stwierdzam Czerwiec bo wieje...
Samodzielna jazda. Wiało jak w Marcu. Serio nie wiem co jest grane ale kurde wieje praktycznie codziennie od początku roku. To powinno było przejść w Maju, a dalej piździ. Jechało się raczej kiepsko. Dość chłodno. Wiatr zmienny więc cały czas przeszkadzał.
W planach 80km po płaskim ale 20m po wyjechaniu tak mnie wywiało, że wiedziałem, że albo wracam albo zmieniam plany na górki bo na tych płaskich odkrytych wygwizdowach to skończę z płaczem w rowie :P
Wyszło na dobre bo porządna trasa wyszła. Najpierw spokojnie pod wiatr do Brzeska. Potem bokami unikając głównej do Poręby Spytkowskiej, gdzie odbiłem na Nowy Wiśnicz. W Wiśniczu koleś w golfie mnie chciał przejechać ale to raczej standard. Przejechałem koło stadionu w N. Wiśniczu. Już za 2 tyg. maraton Galicja...
Potem sporo pod górę za Wiśniczem w kierunku Lipnicy. Prawie mi osa się wpakowała do buzi ale na szczęście odbiła się od zęba i spadła na spodenki. Zdążyłem ją 'strzepać' na drogę. uff...
W Lipnicy znów kawałek pod górę ale po chwili dziurawy zjazd do Rajbrotu, gdzie robią kanalizację albo coś bo rozkopane pobocza dokumentnie. W Co drugiej wsi prymicje, setki gałązek tuji powbijane w pobocza z kokardkami... Pojechałem na Żegocinę i dobrym tempem podjechałem Rozdziele. Udało się wskoczyć na drugie miejsce na Stravie, co uznaje za dobry wynik. Na górze nieprawdopodobnie wiało więc się szybko zawinąłem na dół tą samą drogą. Potem super zjazd przez Wojakową aż do Porąbki Iwkowskiej ale po nim najgorszy fragment - podjazd do Iwkowej. Małe nachylenie ale dość długi, zawsze mi daje w kość z jakiegoś powodu. Dziś przejechany na małej koronce, masakra.
Za to po nim zjazd serpentynami do Tymowej, jak zawsze emocjonująco się pędzi ponad 40 po winklach :P
Na koniec przez Lewniową do Łoniowej i przez Porąbkę do domu.
Gdyby nie wiało było by super. Ale i tak było spoko, i wpada sporo km i m w pionie na nowy miesiąc :)
W planach 80km po płaskim ale 20m po wyjechaniu tak mnie wywiało, że wiedziałem, że albo wracam albo zmieniam plany na górki bo na tych płaskich odkrytych wygwizdowach to skończę z płaczem w rowie :P
Wyszło na dobre bo porządna trasa wyszła. Najpierw spokojnie pod wiatr do Brzeska. Potem bokami unikając głównej do Poręby Spytkowskiej, gdzie odbiłem na Nowy Wiśnicz. W Wiśniczu koleś w golfie mnie chciał przejechać ale to raczej standard. Przejechałem koło stadionu w N. Wiśniczu. Już za 2 tyg. maraton Galicja...
Potem sporo pod górę za Wiśniczem w kierunku Lipnicy. Prawie mi osa się wpakowała do buzi ale na szczęście odbiła się od zęba i spadła na spodenki. Zdążyłem ją 'strzepać' na drogę. uff...
W Lipnicy znów kawałek pod górę ale po chwili dziurawy zjazd do Rajbrotu, gdzie robią kanalizację albo coś bo rozkopane pobocza dokumentnie. W Co drugiej wsi prymicje, setki gałązek tuji powbijane w pobocza z kokardkami... Pojechałem na Żegocinę i dobrym tempem podjechałem Rozdziele. Udało się wskoczyć na drugie miejsce na Stravie, co uznaje za dobry wynik. Na górze nieprawdopodobnie wiało więc się szybko zawinąłem na dół tą samą drogą. Potem super zjazd przez Wojakową aż do Porąbki Iwkowskiej ale po nim najgorszy fragment - podjazd do Iwkowej. Małe nachylenie ale dość długi, zawsze mi daje w kość z jakiegoś powodu. Dziś przejechany na małej koronce, masakra.
Za to po nim zjazd serpentynami do Tymowej, jak zawsze emocjonująco się pędzi ponad 40 po winklach :P
Na koniec przez Lewniową do Łoniowej i przez Porąbkę do domu.
Gdyby nie wiało było by super. Ale i tak było spoko, i wpada sporo km i m w pionie na nowy miesiąc :)
- DST 103.60km
- Czas 03:46
- VAVG 27.50km/h
- VMAX 71.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 1200m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze