191. Kamienna masakra w lesie :)
Exploremore w najlepszy wydaniu. Naszła mnie ochota na setkę i odwiedzenie rzadko objeżdżanych okolic. Tak więc ruszyłem w kierunku Tabaszowej. Po standardowym przejechaniu Porąbki i Złotej dojechałem do stóp serpentyn w Tymowej. Postanowiłem spróbować sił i pobić swój najlepszy czas. Podjazd jest przyjemny - 2,5km i stabilne 6% nachylenia. No i serpentyny. Wygląda to tak:
Jak się wejdzie w rytm to jest pięknie. I tak było tym razem, tempo poszło naprawdę fajne i ostatecznie wykręciłem swój najlepszy czas osiągając 6 minut i 28 sekund co dało średnią prędkość 23,5km/h (oraz VAM na poziomie 1355). Odpoczywałem na zjeździe do Iwkowej.
Potem przyszedł czas na inne hopki ale te pokonywane były już bardzo spokojnie. Dotarłem do lotniska w Łososinie, na którym panowała dość senna atmosfera. Kilkaset metrów krajówki i skręciłem na boczną drogę do Tabaszowej. Teraz czekały na mnie niemal 4km podjazdu o nachyleniu 6%. Tyle, że tym razem nachylenie bardzo różnorodne. Podjazd charakteryzuje się tym, że posiada kilka stromych fragmentów pomieszanych z wypłaszczeniami, a nawet krótkimi zjazdami. I tak kilka razy nachylenie wzrosło lekko ponad 10% (max 14%). Przy końcu moje spojrzenie przykuła droga z lewej strony. Czemu? Bo była przeraźliwie stroma :D Nie wiedziałem dokąd leci ale wiedziałem, że muszą ją sobie podjechać.
Było hardcorowo. Najbardziej stromy fragment to bagatela 24% nachylenia. Jest to jednak krótki fragment, zresztą jak reszta podjazdu: 0,5km o średnim nachyleniu 15%. Niedługo potem osiągnąłem szczyt. Skręciłem w lewo na drogę powiatową z zamiarem zjechania do Witowic. Po 500 metrach niespodzianka:
Tak proszę państwa wygląda droga powiatowa według mapy. Chapeau bas! I wiecie co? Wjechałem w to :) Było momentami tragicznie. 4 kilometry drogi o bardzo luźnej kamienistej nawierzchni. Dla szosówki ciężka sprawa. Ale jakimś cudem udało się to przejechać. prędkość tego odcinka wyniosła co prawda 8km/h ale przejechałem.
Wjazd na asfalt po tej przygodzie był bardzo przyjemny ;)
Potem było już bez przygód. W Tropiu pokonałem Dunajec dzięki kładce dla pieszych i pognałem w kierunku Dzierżanin. I tu też czekał mnie kawał góry do pokonania: 1,6km o średnim 10%. Ale szło to całkiem znośnie choć wolno. Po dojechaniu do góry kiepski zjazd do Paleśnicy (dziury straszliwe). Od Paleśnicy autostrada do Zakliczyna, cały czas super nawierzchnia i lekko w dół.
Minąłem centrum, minąłem Dunajec i minąłem Melsztyn i byłem już na dobrze znanym podjeździe do Gwoźdzca. Akurat lekko mnie zaczęło odcinać więc szło ciężko. Na szczęście miałem ze sobą żela więc trochę dało to energii. Motywujący był też fakt, że była to ostatnia góra dnia, potem już tylko malutkie hopki.
Zjechałem więc do Łoniowej, minąłem Porąbkę i dojechałem standardową trasą do domu.
Jak się wejdzie w rytm to jest pięknie. I tak było tym razem, tempo poszło naprawdę fajne i ostatecznie wykręciłem swój najlepszy czas osiągając 6 minut i 28 sekund co dało średnią prędkość 23,5km/h (oraz VAM na poziomie 1355). Odpoczywałem na zjeździe do Iwkowej.
Potem przyszedł czas na inne hopki ale te pokonywane były już bardzo spokojnie. Dotarłem do lotniska w Łososinie, na którym panowała dość senna atmosfera. Kilkaset metrów krajówki i skręciłem na boczną drogę do Tabaszowej. Teraz czekały na mnie niemal 4km podjazdu o nachyleniu 6%. Tyle, że tym razem nachylenie bardzo różnorodne. Podjazd charakteryzuje się tym, że posiada kilka stromych fragmentów pomieszanych z wypłaszczeniami, a nawet krótkimi zjazdami. I tak kilka razy nachylenie wzrosło lekko ponad 10% (max 14%). Przy końcu moje spojrzenie przykuła droga z lewej strony. Czemu? Bo była przeraźliwie stroma :D Nie wiedziałem dokąd leci ale wiedziałem, że muszą ją sobie podjechać.
Było hardcorowo. Najbardziej stromy fragment to bagatela 24% nachylenia. Jest to jednak krótki fragment, zresztą jak reszta podjazdu: 0,5km o średnim nachyleniu 15%. Niedługo potem osiągnąłem szczyt. Skręciłem w lewo na drogę powiatową z zamiarem zjechania do Witowic. Po 500 metrach niespodzianka:
Tak proszę państwa wygląda droga powiatowa według mapy. Chapeau bas! I wiecie co? Wjechałem w to :) Było momentami tragicznie. 4 kilometry drogi o bardzo luźnej kamienistej nawierzchni. Dla szosówki ciężka sprawa. Ale jakimś cudem udało się to przejechać. prędkość tego odcinka wyniosła co prawda 8km/h ale przejechałem.
Wjazd na asfalt po tej przygodzie był bardzo przyjemny ;)
Potem było już bez przygód. W Tropiu pokonałem Dunajec dzięki kładce dla pieszych i pognałem w kierunku Dzierżanin. I tu też czekał mnie kawał góry do pokonania: 1,6km o średnim 10%. Ale szło to całkiem znośnie choć wolno. Po dojechaniu do góry kiepski zjazd do Paleśnicy (dziury straszliwe). Od Paleśnicy autostrada do Zakliczyna, cały czas super nawierzchnia i lekko w dół.
Minąłem centrum, minąłem Dunajec i minąłem Melsztyn i byłem już na dobrze znanym podjeździe do Gwoźdzca. Akurat lekko mnie zaczęło odcinać więc szło ciężko. Na szczęście miałem ze sobą żela więc trochę dało to energii. Motywujący był też fakt, że była to ostatnia góra dnia, potem już tylko malutkie hopki.
Zjechałem więc do Łoniowej, minąłem Porąbkę i dojechałem standardową trasą do domu.
- DST 106.40km
- Czas 03:52
- VAVG 27.52km/h
- VMAX 64.00km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 1376m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Komentuj