38. Trening z rana
Nietypowo bo jeszcze przed 10 zacząłem dzisiejszą jazdę. Wymusił to na mnie Marcin, z którym dziś przejechałem pętelkę :P Pobudka o 9 nad ranem, szybkie przygotowanie i 9:25 ruszam z pod domu. Początek ciężko bo dawało zimnem od podłoża. Na szczęście już w Jadownikach zdołałem się rozgrzać i nagle założona kurtka stała się niepotrzebna. Do Brzeska dojechałem chyba na czas, choć Marcin już czekał. Wspomnianą kurtkę upakowałem do kieszeni i ruszyliśmy bokami na Jasień. Po tym jak się przebudziłem i rozgrzałem to okazało się, że jest całkiem przyjemnie. Tempo trzymaliśmy niezłe, kilometry sobie leciały. Pierwszy większy wysiłek to podjazd na Skalnej, niby krótki ale dość trzyma. W efekcie lekka zadyszka :) Po zjeździe pokierowaliśmy się na Kobyle po niezbyt dobrej jakościowo drodze. Po kilku kilometrach odbiliśmy w lewo na Borównę. Czekał na nas dłuższy podjazd, jednak o w miarę łagodnym nachyleniu więc szło całkiem dobrze. Drogi całkiem fajne - wąskie, boczne, zero ruchu, dookoła przyroda i śpiew ptaków :P
Zjechaliśmy tymczasem do Lipnicy i tu szybka decyzja, że śmigamy na serpentyny do Iwkowej. Najpierw trzeba było pokonać jeszcze podjazd w Tymowej, poszedł całkiem fajnie i nawet wykręciłem swój najlepszy czas na nim. Nie jest jednak kolorowo bo na Stravie daje to 49 miejsce. Dodać należało by, że całą czołówkę zajęli kolarze z Tour de Pologne oraz Karpackiego Wyścigu Kurierów :) To tak na wymówkę. Zjazd przez Tymową kiepski, sporo dziur i kolein aż się zacząłem zastanawiać czy kiedyś ktoś to wyremontuje. I takie myślenie się chyba opłaciło bo przed chwilą wyczytałem, że może jeszcze w tym roku ruszy remont właśnie tej drogi. Hah.
Dojechaliśmy do podnóża owianych sławą serpentyn i zaczął się mozolny podjazd. Tempo dalekie od rekordowego, ale i tak było szybciej niż ostatnio. Forma stale rośnie co cieszy :) Na górze przerwa na - w moim przypadku - śniadanie oraz kilka fotek i ruszamy w dół do Iwkowej. Jak zwykle szybki zjazd, coraz bardziej lubię zjazdy. Kilka hopek z rozpędu i już jesteśmy w centrum Iwkowej, gdzie czeka nas skręt w lewo i kolejne kilometry w górę. Znów bez zrywów, nogi było czuć w końcówce. Zjazd do Czchowa tym razem wolniejszy niż zwykle bo wplątało się w połowie auto.
Od Czchowa kawałek krajówką i w Jurkowie odbijamy na Złotą. Złota czyli kolejny podjazd :) I kolejny raz bez spiny, bo i po co się spinać? Po zjazdach już względnie płasko, fajne tempo aż do Porąbki. Marcin oczywiście nie odpuścił Bocheńca :) Więc targaliśmy jeszcze ów Bocheniec. W sumie to dobrze :) Zjazd znów szybki, i już byliśmy na światłach przy, których rozjechaliśmy się w swoje strony. Mi pozostało przejechać przez Jadowniki na Sterkowiec, i do domu. Udało się zrobić ponad 1000m przewyższeń co mnie lekko zdziwiło :)
Zjechaliśmy tymczasem do Lipnicy i tu szybka decyzja, że śmigamy na serpentyny do Iwkowej. Najpierw trzeba było pokonać jeszcze podjazd w Tymowej, poszedł całkiem fajnie i nawet wykręciłem swój najlepszy czas na nim. Nie jest jednak kolorowo bo na Stravie daje to 49 miejsce. Dodać należało by, że całą czołówkę zajęli kolarze z Tour de Pologne oraz Karpackiego Wyścigu Kurierów :) To tak na wymówkę. Zjazd przez Tymową kiepski, sporo dziur i kolein aż się zacząłem zastanawiać czy kiedyś ktoś to wyremontuje. I takie myślenie się chyba opłaciło bo przed chwilą wyczytałem, że może jeszcze w tym roku ruszy remont właśnie tej drogi. Hah.
Dojechaliśmy do podnóża owianych sławą serpentyn i zaczął się mozolny podjazd. Tempo dalekie od rekordowego, ale i tak było szybciej niż ostatnio. Forma stale rośnie co cieszy :) Na górze przerwa na - w moim przypadku - śniadanie oraz kilka fotek i ruszamy w dół do Iwkowej. Jak zwykle szybki zjazd, coraz bardziej lubię zjazdy. Kilka hopek z rozpędu i już jesteśmy w centrum Iwkowej, gdzie czeka nas skręt w lewo i kolejne kilometry w górę. Znów bez zrywów, nogi było czuć w końcówce. Zjazd do Czchowa tym razem wolniejszy niż zwykle bo wplątało się w połowie auto.
Od Czchowa kawałek krajówką i w Jurkowie odbijamy na Złotą. Złota czyli kolejny podjazd :) I kolejny raz bez spiny, bo i po co się spinać? Po zjazdach już względnie płasko, fajne tempo aż do Porąbki. Marcin oczywiście nie odpuścił Bocheńca :) Więc targaliśmy jeszcze ów Bocheniec. W sumie to dobrze :) Zjazd znów szybki, i już byliśmy na światłach przy, których rozjechaliśmy się w swoje strony. Mi pozostało przejechać przez Jadowniki na Sterkowiec, i do domu. Udało się zrobić ponad 1000m przewyższeń co mnie lekko zdziwiło :)
- DST 77.10km
- Czas 03:00
- VAVG 25.70km/h
- VMAX 76.00km/h
- Temperatura 9.0°C
- Podjazdy 1036m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj