Środa, 6 kwietnia 2016
Kategoria Szosa
66. Ostatnie godziny ciepła i test stroju
Niestety wszystko co zbyt piękne to nie trwa zbyt długo. I tak 3 dni z temperaturami grubo ponad 20 stopni w cieniu to kosmos jak na początek kwietnia. Wykorzystałem to jak się dało i udało się wycisnąć jeszcze dziś rano kolejne 60 kilometrów. Miałem też okazję wytestować nowy strój firmy Kallisto. Moment ubierania koszulki dość podniosły - kupiłem bowiem rozmiar S. A jeszcze lekko ponad 4 lata temu nosiłem koszulki w rozmiarze XXL. Rower zmienia życie, nie mam co do tego wątpliwości.
Pojechałem trochę tak jak zwykle, a trochę nie. Na początek tak jak zwykle czyli przez Maszkienice do Dębna i dość długim podjazdem na Godów, z którego tradycyjnie o tej porze roku nie było nic widać. Zjechałem do Łysej Góry i ponownie zacząłem mozolną wspinaczkę. Tym razem do Jaworska. Na zjeździe przycisnąłem mocno bo wiało w plecy. Uśmiech sam się pojawiał jak po prawie płaskiej drodze jechałem 52,53, a momentami 56km/h :)
Po chwili frajdy nielubiany przeze mnie podjazd do Gwoźdzca, ale ostatnio nie mam z nim tak źle, bo idzie dość dobrze. Na dole odbiłem sobie na Złotą co oznaczało kolejną górkę :) Jak nie uwielbiać tych terenów? Od tego momentu było ciężej bo już prawie cały czas pod wiatr. Zaczęły się też zbierać niezbyt przyjemne chmury i zaczęło się ochładzać. Dzień dobry chłodny froncie atmosferyczny ;)
Na koniec jeszcze zjazd leśną podczas którego o mało nie skończyłem w naczepie tira ;P Leciałem z 20 metrów za nim, a ten dał po hamulcach. Ja oczywiście też, koło się trochę zablokowało ale udało się zatrzymać jakieś 80cm przed naczepą :) #RKŚ hehe.
Potem już serwisóweczka i ostatnie 4km do domu ze sprintem na kreskę na koniec po dawno nie robiłem.
Pojechałem trochę tak jak zwykle, a trochę nie. Na początek tak jak zwykle czyli przez Maszkienice do Dębna i dość długim podjazdem na Godów, z którego tradycyjnie o tej porze roku nie było nic widać. Zjechałem do Łysej Góry i ponownie zacząłem mozolną wspinaczkę. Tym razem do Jaworska. Na zjeździe przycisnąłem mocno bo wiało w plecy. Uśmiech sam się pojawiał jak po prawie płaskiej drodze jechałem 52,53, a momentami 56km/h :)
Po chwili frajdy nielubiany przeze mnie podjazd do Gwoźdzca, ale ostatnio nie mam z nim tak źle, bo idzie dość dobrze. Na dole odbiłem sobie na Złotą co oznaczało kolejną górkę :) Jak nie uwielbiać tych terenów? Od tego momentu było ciężej bo już prawie cały czas pod wiatr. Zaczęły się też zbierać niezbyt przyjemne chmury i zaczęło się ochładzać. Dzień dobry chłodny froncie atmosferyczny ;)
Na koniec jeszcze zjazd leśną podczas którego o mało nie skończyłem w naczepie tira ;P Leciałem z 20 metrów za nim, a ten dał po hamulcach. Ja oczywiście też, koło się trochę zablokowało ale udało się zatrzymać jakieś 80cm przed naczepą :) #RKŚ hehe.
Potem już serwisóweczka i ostatnie 4km do domu ze sprintem na kreskę na koniec po dawno nie robiłem.
- DST 61.00km
- Czas 02:20
- VAVG 26.14km/h
- VMAX 75.00km/h
- Temperatura 19.0°C
- Podjazdy 800m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj