Niedziela, 8 listopada 2015
Kategoria Szosa
239. Lato!
Ależ dzień! Co prawda wiało nieprawdopodobnie mocno ale co z tego skoro temperatura dobiło do 19 stopni!? Wyjechałem krótko po 10 wyubierany niczym w zimie. Drogi niestety zupełnie mokre bo nie zdążyły wyschnąć po nocnych opadach deszczu. No ale nic, pierwsze kilkaset metrów bólu i już po tym czasie wszystko uwalone więc można było skupić się na jeździe. Po 3 kilometrach zrobiło się gorąco. Za gorąco na długie spodnie i rękawki. Zatrzymałem się więc w połowie serwisówek i ściągnąłem rękawki i rękawiczki. Pomyślałem, że fajnie by było pojechać dalej na krótko. Szybkie przemyślenie sytuacji: do domu nie chcę mi się wracać bo jest pod wiatr. Znajduje wysokie krzaki i tam wbijam żeby się szybko przebrać :D Po chwili mogłem więc kontynuować w stroju "letnim". Fantastycznie znów w ten sposób pojeździć...
Udałem się do Biadolin i potem poleciałem na Łysą Górą, gdzie zaczęły się przewyższenia. Drogi już zaczęły być suche na tym etapie, choć nie stanowiło już to większej różnicy:
Zjechałem do Gwoźdzca, tam oczywiście znów podjazd. Na dole masa ludzi bo akurat wyleźli z kościoła więc trzeba było uważać na niedzielnych miszczów kierownicy. Przebrnąłem jakoś nawet nieźle bo tylko 2 razy musiałem wymijać ślepaków :) Skręciłem do Złotej i tam zrobiłem mini pętelkę żeby dorzucić kilometrów. Potem lecę sobie do Porąbki, akurat zaczynał się mecz więc obejrzałem pierwsze 3 minuty. Bramki nie padły więc lecę dalej - pętla przez Porąbkę i z powrotem obok stadionu w kierunku Bocheńca. Podjeżdżało się fajnie, bo pod górę nie było aż tak czuć strasznego wiatru. Zjazd rekordowo powolny.
Następnie pojechałem do Brzeska. Tam na szczęście mszy żadnej nie było więc malutki ruch. Przejechałem przez centrum i skręciłem na jajowatym rondzie w dół żeby polecieć sobie na Jasień, w którym wpadł kolejny podjazd. Potem dotarłem do Jodłówki, tu też odbiłem z drogi żeby nadłożyć drogi przez Dąbrówkę. Serwisówki wzdłuż autostrady leciały centralnie pod wiatr masakra totalna! Potem już dość standardowy powrót przez Mokrzyskę do domu. Po przebraniu się rower trafił na stojak i trzeba go było porządnie umyć, co uczyniłem z przyjemnością ;)
Udałem się do Biadolin i potem poleciałem na Łysą Górą, gdzie zaczęły się przewyższenia. Drogi już zaczęły być suche na tym etapie, choć nie stanowiło już to większej różnicy:
Zjechałem do Gwoźdzca, tam oczywiście znów podjazd. Na dole masa ludzi bo akurat wyleźli z kościoła więc trzeba było uważać na niedzielnych miszczów kierownicy. Przebrnąłem jakoś nawet nieźle bo tylko 2 razy musiałem wymijać ślepaków :) Skręciłem do Złotej i tam zrobiłem mini pętelkę żeby dorzucić kilometrów. Potem lecę sobie do Porąbki, akurat zaczynał się mecz więc obejrzałem pierwsze 3 minuty. Bramki nie padły więc lecę dalej - pętla przez Porąbkę i z powrotem obok stadionu w kierunku Bocheńca. Podjeżdżało się fajnie, bo pod górę nie było aż tak czuć strasznego wiatru. Zjazd rekordowo powolny.
Następnie pojechałem do Brzeska. Tam na szczęście mszy żadnej nie było więc malutki ruch. Przejechałem przez centrum i skręciłem na jajowatym rondzie w dół żeby polecieć sobie na Jasień, w którym wpadł kolejny podjazd. Potem dotarłem do Jodłówki, tu też odbiłem z drogi żeby nadłożyć drogi przez Dąbrówkę. Serwisówki wzdłuż autostrady leciały centralnie pod wiatr masakra totalna! Potem już dość standardowy powrót przez Mokrzyskę do domu. Po przebraniu się rower trafił na stojak i trzeba go było porządnie umyć, co uczyniłem z przyjemnością ;)
- DST 82.40km
- Czas 03:08
- VAVG 26.30km/h
- VMAX 64.00km/h
- Temperatura 19.0°C
- Podjazdy 910m
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Komentuj