Środa, 26 grudnia 2012
Kategoria Szosa
Świąteczna przejażdżka
Jeszcze ze 2 lata temu rozpaczał bym. Bo jak to tak: koniec Grudnia, święta, a na polu +8 stopni. Ale czasy się zmieniają, z freaka zimowego zrobiłem się ledwie lekkim entuzjastą zimy, najlepiej ostrej ale krótkiej toteż patrząc na termometr dziś rano humor wcale mi się nie zepsuł. Wstałem skoro świt (10:30) zjadłem szybkie śniadanie i zacząłem szybkie pakowanie i ubieranie na rower. Może nie zbyt to mądrze wsiadać na rower w którym tylne koło wydaje niepokojące dźwięki ale kurde... za ciepło żeby siedzieć w domu. Zresztą i tak na dobre wyszło jak się okaże potem ;)
Trochę czasu w zimie zajmuje wybranie się na ten rower. spodnie, koszulka, druga koszulka, bluza, kurtka, potem to wszystko zdejmujemy żeby założyć opaskę od pulsometra i zakładamy jeszcze raz. Ciepłe skarpety, czapka, buty ochraniacze i wreszcie rękawiczki. I można schodzić.
Trasa jak to na środek zimy niezbyt kreatywna czyli kręcenie po dobrze znanych drogach w okolicy. Niestety okazało się, że tak sucho jak przypuszczałem nie było... ale wracać nie mogłem po tym całym zamieszaniu.
Po zrobieniu 20km zajechałem pod dom ale stwierdziłem, że chyba mnie pogięło i że nie poważny jestem i pojechałem jeszcze :)
O samej jeździe ciężko coś pisać, jazda jak jazda, powoli, bez spiny. Pobawiłem się pulsem i chyba ogarnąłem działanie pulsometra. Jedynie dziwi mnie z jaką łatwością osiągnąłem hr: 193, w ogóle wejść na 190 nie stanowi problemu... Nie wiem jak to jest do końca.
Po zrobieniu 41 km zajechałem pod dom akurat w czas bo zaczęło kropić. Zanim zasiadłem na tyłku umyłem jeszcze cały rower bo błota się zebrało sporo. I tu niespodzianka: tylne koło chodzi jak miód. Pewnie piach, który zalegał wypłukało po drodze. Do serwisu tak czy siak jednak pojadę bo chyba po ponad 7000km warto zajrzeć do kółek.
się zrobiło ciasno na kierce...
Trochę czasu w zimie zajmuje wybranie się na ten rower. spodnie, koszulka, druga koszulka, bluza, kurtka, potem to wszystko zdejmujemy żeby założyć opaskę od pulsometra i zakładamy jeszcze raz. Ciepłe skarpety, czapka, buty ochraniacze i wreszcie rękawiczki. I można schodzić.
Trasa jak to na środek zimy niezbyt kreatywna czyli kręcenie po dobrze znanych drogach w okolicy. Niestety okazało się, że tak sucho jak przypuszczałem nie było... ale wracać nie mogłem po tym całym zamieszaniu.
Po zrobieniu 20km zajechałem pod dom ale stwierdziłem, że chyba mnie pogięło i że nie poważny jestem i pojechałem jeszcze :)
O samej jeździe ciężko coś pisać, jazda jak jazda, powoli, bez spiny. Pobawiłem się pulsem i chyba ogarnąłem działanie pulsometra. Jedynie dziwi mnie z jaką łatwością osiągnąłem hr: 193, w ogóle wejść na 190 nie stanowi problemu... Nie wiem jak to jest do końca.
Po zrobieniu 41 km zajechałem pod dom akurat w czas bo zaczęło kropić. Zanim zasiadłem na tyłku umyłem jeszcze cały rower bo błota się zebrało sporo. I tu niespodzianka: tylne koło chodzi jak miód. Pewnie piach, który zalegał wypłukało po drodze. Do serwisu tak czy siak jednak pojadę bo chyba po ponad 7000km warto zajrzeć do kółek.
się zrobiło ciasno na kierce...
- DST 41.35km
- Czas 01:44
- VAVG 23.86km/h
- VMAX 50.00km/h
- Temperatura 7.0°C
- HRmax 193 ( 96%)
- HRavg 147 ( 73%)
- Kalorie 1380kcal
- Podjazdy 130m
- Sprzęt Giant Cadex CFR2
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj