Sobota, 31 grudnia 2016
Podsumowanie roku 2016
Koniec sezonu. Krótkie podsumowanie tekstowe, oraz liczbowe poniżej :)
Rok 2016 był dla mnie dziwny, nie potrafię go jednoznacznie ocenić. Zaczęło się świetnie - kontynuacja rekordowego sezonu 2015. Pierwsze miesiące to kolejne pobite miesięczne rekordy. Później jednak dało o sobie znać zmęczenie (albo wypalenie czy przetrenowanie). I tak od końca Maja do końca Sierpnia było kiepsko - kilometry jakieś niby wpadały, ale brakowało motywacji na dłuższe jazdy, robiłem 40-50 kilometrów i wracałem do domu. Efekt jest taki, że najdłuższa wyprawa roku to marne 267km na Słowację i z powrotem oraz kilka dwusetek. Miło je wspominam także nie jest źle :) Dopiero pod koniec Sierpnia zdałem sobie sprawę, że po prostu się zajechałem i wtedy postanowiłem odpuścić totalnie. Najpierw tydzień przerwy od patrzenia na rower (pierwszy wolny od rowera tydzień od niemal 3 lat!), potem bardzo lajtowe kręcenie po okolicy. Postanowiłem odpuścić aż do końca roku i zacząć 2017 z nowymi pokładami sił i chęci. Chyba się udało - chęci na jazdę obecnie mam wielkie, szkoda, że pogoda niezbyt pozwala poszaleć...
2016 przyniósł wiele pozytywnych momentów:
- fajne wycieczki ze znajomymi,
- kilka wyjazdów na Przehybę,
- Wyprawa na Słowację
- kolejne kilometry w zawodowym peletonie (no dobra, w grupetto) ;) podczas KWK
- wygrana koszulka lidera owego wyścigu w konkursie i wejście na podium
- zebrane bidony do kolekcji :P
- udział w Tatra Road Race, który był w 100% świetny
- nocne letnie jeżdżenie po okolicy (atmosfera)
I to te momenty zapamiętam :)
A liczbowo?
- 13 053km w sumie (średnia dzienna 35,6km)
- 132 213m przewyższenia
- 248 aktywnych dni
- 501 godzin w siodełku, a 570 godzin licząc przerwy w trakcie jazdy
- 24 "setki"
- max. dystans 267,5km
- 124 wjazdy na Godów - moją ulubioną górę :)
Rok 2016 był dla mnie dziwny, nie potrafię go jednoznacznie ocenić. Zaczęło się świetnie - kontynuacja rekordowego sezonu 2015. Pierwsze miesiące to kolejne pobite miesięczne rekordy. Później jednak dało o sobie znać zmęczenie (albo wypalenie czy przetrenowanie). I tak od końca Maja do końca Sierpnia było kiepsko - kilometry jakieś niby wpadały, ale brakowało motywacji na dłuższe jazdy, robiłem 40-50 kilometrów i wracałem do domu. Efekt jest taki, że najdłuższa wyprawa roku to marne 267km na Słowację i z powrotem oraz kilka dwusetek. Miło je wspominam także nie jest źle :) Dopiero pod koniec Sierpnia zdałem sobie sprawę, że po prostu się zajechałem i wtedy postanowiłem odpuścić totalnie. Najpierw tydzień przerwy od patrzenia na rower (pierwszy wolny od rowera tydzień od niemal 3 lat!), potem bardzo lajtowe kręcenie po okolicy. Postanowiłem odpuścić aż do końca roku i zacząć 2017 z nowymi pokładami sił i chęci. Chyba się udało - chęci na jazdę obecnie mam wielkie, szkoda, że pogoda niezbyt pozwala poszaleć...
2016 przyniósł wiele pozytywnych momentów:
- fajne wycieczki ze znajomymi,
- kilka wyjazdów na Przehybę,
- Wyprawa na Słowację
- kolejne kilometry w zawodowym peletonie (no dobra, w grupetto) ;) podczas KWK
- wygrana koszulka lidera owego wyścigu w konkursie i wejście na podium
- zebrane bidony do kolekcji :P
- udział w Tatra Road Race, który był w 100% świetny
- nocne letnie jeżdżenie po okolicy (atmosfera)
I to te momenty zapamiętam :)
A liczbowo?
- 13 053km w sumie (średnia dzienna 35,6km)
- 132 213m przewyższenia
- 248 aktywnych dni
- 501 godzin w siodełku, a 570 godzin licząc przerwy w trakcie jazdy
- 24 "setki"
- max. dystans 267,5km
- 124 wjazdy na Godów - moją ulubioną górę :)
- Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
w 2017 mam zamiar nieraz podjechać w Twoje rejony, także... ;) do zobaczenia majster
gustav - 21:06 wtorek, 3 stycznia 2017 | linkuj
Komentuj