Informacje

  • Wszystkie kilometry: 56790.11 km
  • Km w terenie: 26.50 km (0.05%)
  • Czas na rowerze: 78d 16h 57m
  • Prędkość średnia: 26.68 km/h
  • Suma w górę: 463798 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy piotrkol.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Środa, 26 sierpnia 2015 Kategoria >1000m, >200km, Szosa, top

174. Od z przed świtu do po zachodzie ;)

Nie wybaczyłbym sobie, gdybym w tym rekordowym i wspaniałym sezonie nie zrobił szalonej życiówki. Więc zrobiłem. Trasa układana już dość dawno temu, miałem to jechać w Lipcu ale wyszło jak wyszło. Wiedziałem, że nikt z okolicy raczej chętny nie będzie (dużo km, mało jazdy po płaskich krajówkach...), a poza tym nie wyobrażam sobie jechać czegoś takiego w towarzystwie. Po prostu. :)

Pobudka o godzinie 3 nad ranem, zrobiłem szybkie espresso, zjadłem dwie kromki z nutellą i równo o 3:33 wyruszyłem z pod domu. Prognozy na tą dobę były niemal idealne: malutki wiatr, ciepło ale brak upału i lekkie zachmurzenie. Trochę w stylu kolegi xtnt bacznie obserwowałem temperaturę. Na starcie 14.8 stopni i mimo to pierwsze 3 kilometry były dość ciężkie bo było mi chłodnawo. Potem jednak się rozgrzałem i już do końca było super mimo tego, że nad ranem temperatura spadła do 10,2 stopnia. Strój letni + nogawki i rękawki dały jednak radę. 

Ekwipunek na trasę skromny: dętka, minipompka, łatki, 3 imbusy, 2 żele, 1 batonik, 2 bidony napojów i bodaj 20zł...



Jazda w środku nocy to coś pięknego. Fajna atmosfera, pusto i spokojnie. Pierwszy samochód minąłem dopiero po 18km jazdy! W Porąbce nie mogłem sobie odmówić zrobienia pętli, choć chyba nikt tego nie zauważył :P W Łoniowej wjechałem w strefę silnego zamglenia. Dość szybko wszystko złapało wilgoć ale jakoś nie szczególnie mi to przeszkadzało. Mgły były ciekawym dodatkiem początkowej fazy jazdy. 

Podjazd Łoniowa - Złota był wprost magiczny. Brak latarni i brak domów, jedynie droga pod górę i pola oraz lasy po bokach. Do tego wspomniana mgła. Nie mogłem odmówić sobie zatrzymania się i wyłączenia lamp. Cudowna sprawa - zupełna cisza i ciemność. Kawałek wyżej ponownie stop - tym razem bez mgły ale za to pooglądałem piękne, gwieździste niebo. Na horyzoncie pierwsze oznaki nadchodzącego dnia. 



Kolejny piękny widok czekał na mnie przed zjazdem do Lipnicy Murowanej - cała dolina widziana z góry pokryta gęstą mgłą. Niezapomniany widok! W Lipnicy zrobiła się już szarówka. W Rajbrocie już na tyle jasno, że lampkę przełączyłem w mniej prądożerny tryb bo i tak drogę widziałem. Zaczął się poranny ruch - ludzie na przystankach, samochody i ja - świr na rowerze :)

Od Żegociny pierwszy poważniejszy test dnia - podjazd pod przełęcz Widomą w Rozdzielu. Szło jednak bardzo lekko i nawet końcowe metry z dwycyfrowym nachyleniem udało pokonać się dość bezboleśnie. Na górze na punkcie widokowym przerwa bo znów zamurowały mnie poranne widoki na okoliczne doliny i pagórki. Magia. Na wschodzie niebo już mocno pomarańczowe i kwestią minut było pojawienie się tam słońca. Nie czekałem jednak i pognałem w dół w kierunku Limanowej. Zjazd jak zawsze tragiczny - dziury, dziury i jeszcze raz dziury. Do tego wjechałem w podziwiane z góry mgły więc dziur nawet nie było za bardzo widać :D



Przed Limanową dość spory ruch, ale w miarę sprawnie przedarłem się przez centrum i wyleciałem na Kamienicę, odległą według znaku o 20km. Teraz czekała na mnie kolejna przełęcz - Przełęcz Ostra i kolejne kilometry podjazdu. Rześkie powietrze zrobiło jednak swoje i jechało się cudownie. Szybko znalazłem odpowiedni rytm co jest kluczowe przy długich podjazdach. Tym razem nie zrobiłem przerwy na szczycie ale przycisnąłem ostro na długim zjeździe do Kamienicy. Niemal 10 kilometrów w dół z prędkością średnią lekko ponad 50km/h, bajka. I dość wysokie miejsce na stravie nawet ;) 

Od Kamienicy do Łącka było dość podobnie - też lekko z górki choć już nie tak szybko. Na horyzoncie coraz wyższe pagórki i znów fajne lokalne mgły okrywające szczyty owych górek. W Łącku wjazd na wojewódzką i 14km do Krościenka nad Dunajcem. Po drodze padła pierwsza setka dnia. W Krościenku dość spokojnie więc szybko opuściłem centrum i pojechałem na Nowy Targ. Po kilku raczej hopkowatych kilometrach w końcu mogłem opuścić średnio przyjemną drogę i skręciłem na Niedzicę. Znów czekało mnie sporo jazdy pod górę ale droga była niemal zupełnie pusta. Widoki zasłonięte przez mgły ale co jakiś czas zaczynało wychodzić słońce :)



Tatr niestety nie ujrzałem więc dzięki temu mogłem skupić się nie zjeździe do zapory w Sromowcach Wyżnych. Na rondzie w lewo, na Zakopane... Tu zaczęły się dla mnie nowe drogi. Najpierw minąłem zabudowania w Niedzicy i już po chwili jechałem bardzo przyjemną i klimatyczną drogą wśród łąk i pagórków. Dopiero tu ściągnąłem rękawki i nogawki. Dojechałem do miejscowości Łapsze Wyżne i musiałem sprawdzić mapę bo lekko się zagubiłem na jednym skrzyżowaniu :) Szybko jednak ruszyłem w dobrym kierunku. 

Przez Łapszankę wiele kilometrów pod górę, po jakimś czasie już trochę zaczęło brakować i liczyłem, że zobaczę wypłaszczenie za którymś zakrętem. Zobaczyłem jednak z goła coś innego: znak uwaga stromy podjazd :D Super. Nie było go jednak dużo i jakoś wdrapałem się do góry. Powitał mnie całkiem fajny widok na Tatry, niestety w sporej części zasłonięte były chmurami. Pojechałem dalej, następnym celem na mapie była Bukowina Tatrzańska. 



W Bukowinie już koniec obcowania sam na sam z otoczeniem, ludzi strasznie dużo, samochodów oczywiście też. Cóż. Na podjeździe wiele napisów w stylu "Allez Kwiato", "Full gas", "ccc gazu" :) Sam podjazd do Głodówki niesamowicie się dłużył, i jechałem go żenująco powoli. Można rzec, że tu miałem taki mini kryzys. 



Zaczął się zjazd z Głodówki, na początku przyjemnie potem jednak niesamowicie się wkurzyłem bo drogowcy zrobili remont i posypali drogą miliardem złowrogich kamyczków. Masakra, płakałem razem z ramą ;) Według mnie to skandal, że zezwala się na takie remonty dróg, nikt nie patrzy na to, że kamyki niszczą ludziom karoserię samochodów, a nam rowery. 



Pod znakiem Zakopane oczywiście przerwa i fota. Po to tu przyjechałem hehe. Zjazd do centrum Zakopanego był błędem. Miliard ludzi, kicz, discopolo, migające kolorowe reklamy i wszechobecny szpan. Nienawidzę takich rzeczy. Wiedziałem, że tak będzie ale mimo to wpakowałem się w sam środek tej tandety - na Krupówki. Cóż. Zdecydowanie najgorsza część doby to właśnie pobyt w samym Zakopanem. Droga jest celem :) 



Wydostałem się stamtąd jak najszybciej się dało i poleciałem na Kościelisko. Minąłem hotel Mercure z pod którego jeszcze nie tak dawno ruszał wyścig Tatra Road Race. Wspomnienia wróciły, zresztą czekało mnie kilkanaście kilometrów po trasie owego wyścigu. W Kościelisku przerwa w sklepie bo już zaczęło brakować paliwa. Ruszyłem dalej i po chwili podjazd pod Gubałówkę :) Niemal 2 kilometry przy 10% nachylenia średniego. Dało w kość. Na zjeździe strach w oczach i zaciśnięte klamki. Dziury straszne i kurcze niesamowite jest to, że leciałem po tym ledwo 30 na godzinę, a miesiąc temu ponad 70 i jeszcze dokręcałem. Takie rzeczy robią z człowiekiem wyścigi ;) 

Zjechałem sobie emocjonującym zjazdem przez Słodyczki i musiałem znów targać na ponad 1000m nad poziomem morza do Zębu. Tam jednak nagroda i kilka długich kilometrów zjazdu aż do miejscowości Szaflary. No w pewnym uproszeniu bo jakieś tam hopki po drodze były jeszcze. 



Przeciąłem Zakopiankę i bokami pojechałem na Ostrowsko. Fajny objazd, można ominąć sporo kilometrów zakopianki i centrum Nowego Targu. A droga jest dobra i ma nawet fajne widoki. Kilka kilometrów wojewódzkiej na Nowy Sącz ale oczywiście w Harklowej zjazd w lewo i koleeejny podjazd - Przełęcz Knurowska. Kultowa. Tempo takie sobie, jak na 200km chyba niezłe. Na górze dłuższa przerwa żeby pojeść spokojnie żelki :) 

Zjazd przez Ochotnicę, w połowie sklep i znów zawitałem do Łącka. Tym razem jednak miałem nie 90, a 250km na liczniku. Trzeba było pomęczyć do Kamienicy pod górę, a chwilę potem już porządnie walczyć z podjazdem pod Ostrą. Oj ciągnął się ten podjazd, ciągnął... Przed szczytem dorzuciłem do pieca bo skręciłem w lewo na Przełęcz Słopnicką. Nogi zmęczone i pieką? Bum, masz 17% zobaczysz co to piekące nogi ;) Ale wdrapałem się. Nawet jestem skłonny stwierdzić, że lepiej jechało mi się po dwycyfrowych nachyleniach niż po tych jednocyfrowych. 



Zjechałem sobie do Zamieścia i skorzystałem ze zjazdu krajówką do miejscowości Młynne. Całkiem niezły zjazd. Potem odbiłem na Laskową i pojechałem całkiem nową jeszcze zamkniętą drogą w kierunku centrum. W centrum szybka cola i lecę na Łososinę Dolną. Postanowiłem mimo wszystko ominąć Sechną hehe, co za dużo górek to nie zdrowo.

Przemęczyłem przez te wszystkie Kąty i Iwkowe i zjechałem serpentynami do Tymowej. Tam znów sklep i ruszam bokiem w kierunku Lewniowej. Już wtedy zacząłem kombinować, gdzie dokręcić do 400. Bo trasa przewidywała jakieś 340km a dokręcać miałem w razie dobrego samopoczucia. Samopoczucie było całkiem dobre więc trzeba było to wykorzystać. Przyjechałem więc do Porąbki, w której zrobiłem ze 3 pętle i zatrzymałem się też w sklepie. Potem poleciałem do Biadolin, tam zrobiłem kawałek wzdłuż torów po czym... wróciłem do Porąbki na kolejną pętle. Kilometry ciągnęły się na tym etapie nieprawdopodobnie. Psychika zaczęła siadać bo wydawało się, że jadę i jadę, a tu ledwie ubyło 3km do celu. Ciężko. Pomogło dopiero szczegółowe opracowanie działania. Ja to jednak potrzebuje mieć plan i wtedy leci. Udało się obliczyć, że aby domknąć 400 muszę śmignąć do Brzeska, tam zrobić dwa pełne przebiegi po obwodnicy Mokrzysk, potem kawałek do ronda i jak wrócę przez Mokrzyskę to pyknie ile ma pyknąć. 



Więc pojechałem i kurcze mając plan działania w głowie leciało się lekutko i przyjemnie. W międzyczasie odpaliłem znów lampy. Spostrzegłem się, że właśnie zrobiłem swój pierwszy w życiu trening "od świtu do zachodu", a nawet dłuższy :) Brzesko już o tej porze puste. Dojechałem do obwodnicy i lecę według planu. Sporo miniętych rowerzystów, ludzie korzystają z super drogi zanim zostanie oddana samochodom. 

Zrobiłem dwa przebiegi, kawałek do ronda i już widziałem, że plan był idealny. Ostatnie 4 kilometry do domu przeleciały błyskawicznie. Pod bramą lekko ponad 401km, czyli dość nieźle opracowałem plan na te ostatnie dwadzieścia kilka kilometrów :) ufff.



No i tak to było. Pobijam swój najdłuższy przejechany dystans, który do wczoraj wynosił 312km. Teraz jest to 401km. Jest to oczywiście też rekord solo. Pobijam też ilość przewyższeń. z 4000 podniosłem poprzeczkę na 5149m. Piękny dzień :) 

Brak upału był ważny. Wypiłem ledwie ok. 5 litrów napojów a straciłem na wadze jedynie 2kg. Podczas wyrypy 262km w Lipcu straciłem prawie 5 kilo a wypiłem sporo więcej. 
Trasa przejechana bez większych problemów i kryzysów. Malutki jeden w Bukowinie ale bez tragedii. Teraz wiem, że moja wymarzona trasa w Bieszczady to już nie abstrakcja :) Ale to będzie w przyszłym roku...

zdjęcia kiepskie i nie poustawiane zgodnie z opisem ;) 

Trasa:
  • DST 401.40km
  • Czas 15:19
  • VAVG 26.21km/h
  • VMAX 78.00km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 5149m
  • Sprzęt Canyon Ultimate CF SL 9.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Dzięki :) Trochę bolało :D i nawet na drugi i trzeci dzień bolało. Dziś już nie :)
piotrkol
- 19:35 sobota, 29 sierpnia 2015 | linkuj
Szacun ! A zdjęcia piękne :)

Dupsko nie bolało ? ^^
kris91
- 17:49 sobota, 29 sierpnia 2015 | linkuj
franz11 - Dzięki :) vmax taki sobie w sumie, zdarzyło się w tym roku już 90km/h przekroczyć ;)
A przewyższenia do dzisiaj czuje powiem szczerze :) jeszcze przy wstawianiu z siodełka podczas jazdy nogi się odzywały dzisiaj :D

labudu - Dzięki :) z remontem racja, mogli by jednak poczekać do po wakacji. No ale po co :P

gustav - hehe nie wiem czy da radę w tym roku ale po tym wypadzie jestem pewien, że się uda prędzej czy później :D

xtnt - Dzięki, tak jak już pisałem: racja z zakopcem i miejscami zaludnionymi. Kolejne wyprawy będą już w dużo mniej popularne miejsca :)
piotrkol
- 22:38 piątek, 28 sierpnia 2015 | linkuj
Miazga kumpel mi wirusowo na stravie podesłał- mistrzostwo średnia, przewyższenie... a Vmax dla mnie nieosiagalny nigdy jescze na tych cienkich oponkach brrrrr....
franz11
- 20:13 piątek, 28 sierpnia 2015 | linkuj
szacun za taki wyjazd w pojedynkę :P a co do remontu w Bukowinie- no wiesz ominąć tego się nie da, no chyba że droge całą zamkniesz - taka robota :P Ale to że robią to w środku sezonu to bez komentarza....
labudu
- 20:18 czwartek, 27 sierpnia 2015 | linkuj
jak Bieszczady w przyszłym roku...? jedziem tam tera! ;>
GIGA rajza!
gustav
- 19:18 czwartek, 27 sierpnia 2015 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa gener
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl